Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiatr ze Wschodu (40)

Esensja.pl
Esensja.pl
Paweł Laudański
„Vita nostra”, nowa powieść Mariny i Siergieja Diaczenków, powinna trafić na listy lektur obowiązkowych dla zwolenników urban fantasy oraz prozy Philipa K. Dicka. W drugim tomie kosmicznej symfonii „Ojkumena” H. L. Oldi nie zwalnia tempa narzuconego w pierwszej części trylogii. Pierwsze półrocze 2007 roku miesięcznik „Jesli” może zaliczyć do szczególnie udanych – dawno nie ukazało się na jego łamach w tak krótkim czasie aż tyle godnych uwagi opowiadań.

Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (40)

„Vita nostra”, nowa powieść Mariny i Siergieja Diaczenków, powinna trafić na listy lektur obowiązkowych dla zwolenników urban fantasy oraz prozy Philipa K. Dicka. W drugim tomie kosmicznej symfonii „Ojkumena” H. L. Oldi nie zwalnia tempa narzuconego w pierwszej części trylogii. Pierwsze półrocze 2007 roku miesięcznik „Jesli” może zaliczyć do szczególnie udanych – dawno nie ukazało się na jego łamach w tak krótkim czasie aż tyle godnych uwagi opowiadań.
1.
Opisy dorastania i kształtowania młodego bohatera zaliczyć można bez wątpienia do najbardziej ogranych tematów fantastyki. Do najbardziej udanych należą Diuna Franka Herberta, Czarnoksiężnik z Archipelagu Ursuli K. Le Guin oraz Gra Endera Orsona S. Carda, z tekstów powstałych na wschodzie przychodzi mi w pierwszym rzędzie na myśl Waran Mariny i Siergieja Diaczenków. Utworów pośledniejszych napisano całe mnóstwo, zebrane razem starczyłyby zapewne na zapełnienie całkiem pokaźnych rozmiarów biblioteczki.
Fanom tego typu opowieści przyjdzie uzupełnić ową biblioteczkę o jeszcze jedną pozycję. Wszystko za sprawą dobrych znajomych, czyli wspomnianego wyżej duetu rodem z Kijowa.
Poprzednią powieść Diaczenków, Alena i Aspirin, uważam za średnio udaną; dałem temu wyraz w jednej z poprzednich edycji WzW. Najnowszą, opublikowaną w tym roku, noszącą tytuł Vita nostra, gotów jestem zaliczyć do najlepszych w ich twórczości, choć czynię to – co tu kryć – z pewnym wahaniem.
Vita… to utwór o przyspieszonym dorastaniu głównej bohaterki, Saszki, która odkrywa jednocześnie rzeczywistą naturę otaczającego ją świata. Poznawanie to odbywa się początkowo wbrew jej woli, później, wraz z poszerzaniem zakresu zdobytej wiedzy, wszelkie opory znikają, a nauka odbywa się z rosnącym szybko zapałem.
Poznajemy Saszkę nad morzem, gdzie odpoczywa razem z matką. To jej ostatnie szkolne wakacje: przed nią klasa maturalna, potem egzaminy na studia. Beztroski wypoczynek zakłócony zostaje przez tajemniczego mężczyznę w przeciwsłonecznych okularach, nie odstępującego Saszki ani na krok… Wszelkie próby zmylenia natręta kończą się niepowodzeniem. Saszka odkrywa w pewnym momencie, że niczym w pamiętnym Dniu świstaka, cały świat, a wraz z nim i ona, wciąż wraca do tego samego poranka. Dopiero po rozmowie z Faritem, natrętem o oczach skrytych za okularami o ciemnych szkłach, dziewczynie udaje się uwolnić z owej pętli czasowej.
Farit przedstawia Saszce propozycję nie do odrzucenia – dziewczyna podejmie studia w Instytucie Specjalnych Technologii, mającym siedzibę w bliżej nieznanym jej mieście Torpie. Nie, wcale nie musi tego zrobić, powinna sobie jednak zdawać sprawę, że negatywne skutki odmowy odczują boleśnie w pierwszej kolejności jej bliscy, a następnie ona sama. By przekonać podejrzliwą dziewczynę, Farit daje próbkę swych możliwości w tym względzie; próbka to naprawdę niewielka, wystarcza jednak, by rozwiać wszelkie wątpliwości. I choć wszystko się w Saszce buntuje, to nie decyduje się na podjęcie jakiegokolwiek ryzyka w sytuacji, gdy jej matka spodziewa się kolejnego dziecka.
Bohaterka Vity…, co zrozumiałe, podchodzi początkowo do całej sprawy z niechęcią. Jakżeby mogło być inaczej, skoro snuła zgoła odmienne plany co do swej przyszłości, skoro nie ma zielonego pojęcia, czego tak naprawdę może się spodziewać po Instytucie Specjalnych Technologii, a przymus trudno nazwać pozytywnym stymulantem do nauki.
W Torpie spotyka kilkudziesięciu podobnych sobie nieszczęśników. Oni także trafili tu wbrew woli, im także nie pozostawiono żadnego wyboru; mniej więcej połowę z nich „zwerbował” znany Saszce Farit.
W Instytucie Specjalnych Technologii, poza tradycyjnymi, znanymi studentom ze „zwykłych” uczelni przedmiotami wykłada się „specjalizację”. Na pierwszych zajęciach ze specjalizacji słuchacze dowiadują się, że „świat, jaki widzą, nie istnieje; niektóre rzeczy wydają się oczywiste, a tak naprawdę ich nie ma”. A potem okazuje się, że faktycznie wszystkie ich dotychczasowe wyobrażenia o otaczającej rzeczywistości nie są warte funta kłaków.
Początkowo studiowanie przychodzi Saszce z dużym trudem. Stopniowo jednak nauka wciąga ją, zaczyna fascynować, do tego stopnia, że nie jest w stanie wyobrazić sobie, że mogłaby trafić na inną uczelnię.
Pod wpływem pobieranych nauk zmienia się obraz świata, w którym przyszło żyć Saszce, zmienia się też sama Saszka. To zdecydowanie najlepsze fragmenty powieści: bohaterka musi pokonać własne słabości, musi znaleźć w sobie dość sił, by sprostać stawianym przed nią zadaniom. Zadaniom, delikatnie mówiąc, niełatwym.
Choć poszczególne elementy, z których Diaczenkowie zbudowali koncepcję natury rzeczywistości przedstawioną w Vicie…, trudno byłoby zaliczyć do szczególnie oryginalnych (wszak temat to nienowy!), to ich połączenie uznać należy za zaskakująco świeże i mocne. Chwilami z owej koncepcji wyziera taka pasja, że Philip K. Dick – gdyby żył – powinien zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Skąd zatem wahanie, o którym wspomniałem ciut wyżej?
Z powodu zakończenia. Sprawiającego wrażenie, jakby autorzy nie bardzo mieli nań pomysł. Pozostawienie tej kwestii wyobraźni czytelnika zdaje się być zadaniem wyobraźnię ową zbytnio przerastającym.
Co się dzieje ze studentami Instytutu Specjalnych Technologii w Torpie po połówkowym egzaminie na trzecim roku?
Brak odpowiedzi na to pytanie można uznać za wadę praktycznie dyskwalifikującą bardzo udany przecież tekst,ale może to też być jego zaleta – o ile, rzecz jasna, lubi się tak zwane otwarte zakończenia.
2.
Dopiero co miałem okazję zachwycić się pierwszym tomem najnowszej trylogii H. L. Oldiego Ojkumena, a tu proszę – mamy już tom drugi, zatytułowany Kukołka („Lalka”).
Obawy, że – tradycyjnie ponoć – druga część serii, przez co złośliwszych określana mianem łącznika między częścią pierwszą a trzecią, i w tym wypadku okaże się być jedynie literackim półproduktem, okazały się, co stwierdzam z niekłamaną satysfakcją, bezpodstawne. Oldi po raz kolejny dowodzi, że pisarski fach zna jak mało kto – wychodzi mu nawet space opera (nazwana tu przezeń przewrotnie kosmiczną symfonią), gatunek, z uprawiania którego nie był jak dotąd znany.
W Kukołce opisał Oldi dalsze losy głównego bohatera Ojkumeny, Luciano Borgotty. Jak pamiętamy, na skutek przedstawionych w pierwszym tomie wydarzeń ów właściciel wędrownej trupy teatralnej (jakże specyficznej!) został oddany w kilkuletnią niewolę. Jeszcze przed upływem terminu kary na skutek niespodziewanych wydarzeń udaje mu się zmienić swój status na semilibertusa, półniewolnika, posiadającego pewien zakres swobody, choć wciąż pozbawionego możliwości nieograniczonego dysponowania własną osobą, a następnie – w mocno dramatycznych okolicznościach – odzyskuje całkowicie wolność. Nie na długo jednak – choć teoretycznie wolny, nadal nie może w pełni korzystać z dobrodziejstw owego stanu.
A na dodatek okazuje się, że dwójka bliźniąt, niedawnych towarzyszy niewolniczej niedoli Borgotty, posiada moc, która może na zawsze zmienić znany wszechświat…
Nową powieść Oldiego czyta się jednym tchem. Ojkumena ożywia mocno skostniały gatunek; tyle świeżości mógł wnieść doń tylko autor, święcący dotąd triumfy przede wszystkim w fantasy czy prozie określanej mianem urban fantasy.
Autor taki, jakim jest bez wątpienia właśnie H. L. Oldi.
3.
Dawno nie miałem okazji pochwalić prozy publikowanej na łamach miesięcznika „Jesli”. Aż nadeszło pierwsze półrocze 2007 roku – i od razu mogę poświęcić trochę miejsca na omówienie pięciu opowiadań z trzech numerów tego pisma.
Na początek – numer marcowy, a w nim znakomite opowiadanie naszej dobrej znajomej, Marii Galiny, zatytułowane Powodyr′ („Przewodnik”), traktujące o problemach adaptacyjnych astronauty po powrocie na Ziemię. Temat stary jak świat - zajmował się nim chociażby Stanisław Lem w pamiętnym Powrocie z gwiazd - jednak w ujęciu Galiny rzecz nabiera zadziwiającej świeżości i nowego, wstrząsającego wymiaru.
W numerze kwietniowym mocny, chciałoby się rzec – męski tekst chwalonej już przeze mnie (opowiadanie „Dworzak”) Julii Zonis, zatytułowany Sied′moje dokazatiel′stwo („Siódmy dowód”), o winie i późniejszym odkupieniu. Czy możliwe jest oszukanie samego Boga, tak by ten przyjął do raju zbrodniarza wojennego, zasługującego na męczarnie w najgorszym z kręgów piekielnych? Odpowiedź na to pytanie próbuje znaleźć wysłannik piekła, któremu na czas śledztwa udzielono tymczasowej przepustki do ogrodów Edenu. Fani popularnych ostatnio u nas historii o aniołach i pomiocie szatana powinni czuć się usatysfakcjonowani.
W numerze czerwcowym – aż trzy godne uwagi teksty rosyjskojęzycznych autorów.
Numer otwiera Światosław Łoginow z nowelą Odinoczka („Jedynaczka”), wstrząsającą opowieścią o psychiatrze, który dla ratowania swych pacjentów gotów jest udać się w rzeczywistość ich szaleństwa.
Nestor rosyjskiej fantastyki, Władimir Michajłow (tak, tak, ten od wydanej u nas jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia powieści Pięciu na Dejmosie!), znany ostatnio raczej z twardej fantastyki, opisuje w opowiadaniu Bałłada o synie iz snowidienij („Ballada o synu ze snów”) spotkanie ojca z nigdy nie narodzonym synem. Synem, którego – wbrew woli ojca – matka pozbyła się jeszcze przed jego narodzinami, usuwając niechcianą ciążę. Podczas lektury nasuwały mi się nieodparcie skojarzenia z pamiętną Karą większą naszego Marka S. Huberatha.
I wreszcie – Dmitrij Wołodichin w krótkim opowiadanku Słiszkom cziełowieczeskoje („Nazbyt ludzkie”) przedstawia swoją wersję odpowiedzi na pytanie: jak wyglądałby świat, gdyby to Niemcy hitlerowskie wygrały II wojnę światową. Wizja ta – szczególnie dla nas, Słowian – raczej mocno przygnębiająca. Smutny tekst, dodatkowo uświadamiający, jak czasem daleko rozchodzą się drogi dzieci robiących kariery w wielkich metropoliach i ich żyjących na wsi rodziców.
koniec
9 sierpnia 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański

Tegoż autora

Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański

Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański

Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański

Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański

W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.