Są tacy artyści, o których słyszała tylko garstka. Na ich koncertach pojawia się jedynie najbliższa rodzina, a utworów przez nich wykonywanych nigdy nie usłyszymy w radiu. W większości przypadków taka sytuacja jest dla nas szczęśliwa, natomiast bywa też odwrotnie. A szkoda, bo często są to nieoszlifowane diamenty. Pisząc te słowa, słucham takiego prawie nikomu nieznanego artysty, którego najnowsza, trzecia już płyta – „Retroświat na jutro” – ukazała się właśnie na rynku. Artysta ów zwie się Piotr Kajetan Matczuk.
Retroświat na dziś
[Matczuk Matczuk „Retroświat na jutro” - recenzja]
Są tacy artyści, o których słyszała tylko garstka. Na ich koncertach pojawia się jedynie najbliższa rodzina, a utworów przez nich wykonywanych nigdy nie usłyszymy w radiu. W większości przypadków taka sytuacja jest dla nas szczęśliwa, natomiast bywa też odwrotnie. A szkoda, bo często są to nieoszlifowane diamenty. Pisząc te słowa, słucham takiego prawie nikomu nieznanego artysty, którego najnowsza, trzecia już płyta – „Retroświat na jutro” – ukazała się właśnie na rynku. Artysta ów zwie się Piotr Kajetan Matczuk.
Matczuk Matczuk
‹Retroświat na jutro›
Utwory | |
CD1 | |
1) Działki | 3:40 |
2) Piosenka dla Pana Boga | 2:47 |
3) Gdy szli żeńcy | 2:44 |
4) Pieśń IX. Chcemy być sobie radzi | 4:39 |
5) Do Justyny. Tęskność na wiosnę | 3:22 |
6) Świat zepsuty | 3:12 |
7) Incantato nel sogno | 3:29 |
8) Laudacja | 1:59 |
9) Piosenka o osłach | 2:01 |
10) Legenda | 4:11 |
11) Piosenka głuchego grabarza | 2:10 |
12) Taka kolęda, co nie tylko na święta | 5:19 |
13) Marzenia | 4:12 |
14) (Nie) - Gorzkie żale | 3:42 |
15) By moje oczy mogły ujrzeć Ciebie | 2:53 |
16) Piosenka o pojednaniu | 4:45 |
17) Kołysanka na dobranoc | 4:12 |
„Retroświat na jutro” to trzecia płyta młodego poety-śpiewaka, ale pierwsza, która trafiła do sklepów. Znalazły się na niej utwory w większości całkiem nowe, z paroma wyjątkami w postaci najbardziej znanych z poprzednich albumów. Muzyka na płycie skomponowana jest w całości przez Matczuka, natomiast do warstwy tekstowej przyczynili się poeci – od takich klasyków, jak Jan Kochanowski, Krzysztof Kamil Baczyński czy Ignacy Krasicki, po twórców mniej znanych – Artura Nowaczewskiego, Krzysztofa Gozdowskiego, Marcina Urbana; kilka tekstów jest autorstwa samego Piotra Kajetana, co może niekoniecznie było najlepszym pomysłem, ale o tym później.
Czego można się po tych utworach spodziewać? Przede wszystkim zachwyceni będą miłośnicy fortepianu, bo na tym instrumencie przygrywa sobie Kajetan; towarzyszące mu skrzypce Marcina Skaby przydają muzyce kolejnego wymiaru, ale są tylko dodatkiem. To uderzenia w klawisze tkają wzorzyste arrasy melodii. Do tego dochodzi głos Piotra Kajetana, który raz cicho szepcze, niemal zawodząc, innym razem uderzając w wysokie, podniosłe tony. Wyraża nim swoje pretensje do świata – lamentuje nad zepsuciem obyczajów, dowcipkuje o częstochowskich rymach, władczo rozkazuje, by „przynaszać wina”. Wszystko to jest jednak raczej umowne, dość teatralne, delikatne – bo taki właśnie jest głos Matczuka.
Utwory znajdujące się na płycie różni bardzo wiele, natomiast łączy anachronizm zasugerowany w tytule. W warstwie tekstowej przeszłość spotyka się z teraźniejszością i z jednej strony znajdziemy na krążku wiersze z innej epoki (jedna z „Pieśni” Kochanowskiego, „Świat zepsuty” Krasickiego), z drugiej – niedzisiejsze konwencje służące za pretekst do rozważań nad kształtem współczesnego świata. W tym drugim zbiorze króluje poezja samego Kajetana: ”(Nie) – Gorzkie żale” w oczywisty sposób nawiązujące do popularnego obrzędu; „Taka kolęda, co nie tylko na święta” – patetyczny protest przeciwko wszechobecnemu konsumpcjonizmowi, w formie kolędy; „Gdy szli żeńcy” – wiersz udanie stylizowany na archaiczny, niczym z „Żeńców” Szymonowica.
Autorskie piosenki tekstowo, niestety, nie bronią się – z łatwością można odróżnić, które napisane były przez „profesjonalnych poetów”, a które są niezdarnymi próbami Matczuka. Grafomania – to słowo, które od razu przychodzi na myśl. Nie doszukamy się ani błyskotliwych metafor, ani zaskakujących puent, ani lirycznych niedomówień – w większości są to proste do bólu, prozatorskie wersy, w których widać stylistyczne zgrzyty i nadmierną egzaltację. Chwalebnymi wyjątkami są wspomniane wyżej „Gdy szli żeńcy” oraz „Marzenia” – przyjemna i trochę melancholijna piosenka o tym, że wielkie marzenia wciąż w nas żyją, z dramatycznym pytaniem na koniec – tylko czemu tak ich mało? Zupełnym nieporozumieniem wydaje się utwór „Incantato nel sogno”, napisany i zaśpiewany po włosku (w roli konsultantów językowych wystąpili Roberto Ruggieri i Bożena Ruszczyńska), pasujący bardziej do składanki w rodzaju „500 romantycznych piosenek do słuchania przy lampce czerwonego wina” niż do poważnej poetyckiej płyty.
Wszystkie te uchybienia rekompensuje reszta utworów. Szczególnie mocny jest początek albumu – po urzekającej melodii z „Działek” i konfrontacji z samym Bogiem w „Piosence do Pana Boga” znajdujemy chwilę wytchnienia w obserwowaniu wędrówki Kajetanowych żeńców, by następnie potupać w rytm porywającej interpretacji „Pieśni IX” Jana Kochanowskiego. Wprowadzeni w melancholijny nastrój znów musimy się obudzić, by wraz z Krasickim posarkać na „Świat zepsuty”. Wsłuchując się w te XVIII-wieczne utyskiwania, ze zgrozą odkryjemy, jak bardzo są one aktualne.
Dalej napięcie nieco opada za sprawą wspomnianych „Incantanto…” i „(Nie) – Gorzkich żalów”. Sytuację ratują „Taka kolęda…” i „Marzenia”, ale prawdziwą nagrodą za wytrwałość stanowią trzy ostatnie utwory. Pierwszy z nich – „By moje oczy mogły ujrzeć Ciebie” – to wiersz napisany przez Stanisława Matczuka – ojca Kajetana – na który warto zwrócić uwagę. Ale wbijająca w ziemię, absolutnie oniemiająca jest przedostatnia „Piosenka o pojednaniu” (sł. Krzysztof Gozdowski). Choć zaczyna się niepozornie, już po chwili delikatna melodia staje się zadziorna, powoli się rozpędza, zwiastując coś naprawdę wielkiego. Oto przedstawia nam się samotny bojownik o prawdę, ideały i wolność, naiwnie wierzący, że „Piękno z Dobrem to aksjomat”. Przy tych słowach wybucha fala emocji, a to dopiero preludium – bo po chwili ów „wędrowny książę” wyznaje – niemal krzycząc przy wtórze monumentalnej muzyki – „Chciałbym pojednać się ze światem”. Aż ciarki przechodzą po plecach. Po pełnej rezygnacji konstatacji, że dziś jednak bardziej w cenie jest gest Kaina niż Salomona, napięcie opada i w spokoju możemy wysłuchać końcówki, która po takiej burzy emocji nie przykuwa już tak bardzo uwagi. To przygaszenie przechodzi płynnie w „Kołysankę na dobranoc” wieńczącą cały album i – tak jak można oczekiwać po tytule – kołyszącą do snu.
Wiele dobrego spotkało w tym roku wielbicieli poezji śpiewanej – po dłuższej przerwie płytę wydał Przemysław Gintrowski, Bończyk i spółka nagrali odświeżony „Raj” legendarnego tria, odbyło się wiele niezapomnianych koncertów. Do tej wyliczanki bez oporów dodaję pojawienie się albumu „Retroświat na jutro”. Przekonajcie się sami, czy słusznie. Do sklepów – marsz!