Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Gołąbowski
‹Ostatni lot Joshuy Smitha›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Gołąbowski
TytułOstatni lot Joshuy Smitha
OpisZapraszmy do lektury przewrotnego opowiadania fantastycznonaukowego.
GatunekSF

Ostatni lot Joshuy Smitha

« 1 2

Wojciech Gołąbowski

Ostatni lot Joshuy Smitha

Nie wiem, na ile dokładnie studiowałeś historię Białogłowy, więc streszczę Ci to, co opowiedzieli nam profesorowie Smith i Smitson (jak widzisz, Twoja informacja trafiła do właściwych osób).
Joshua Smith urodził się na którejś z małych planet w odległym od nas układzie. Niezbyt garnął się do nauki, równie niechętnie do fizycznej roboty. Gdy tylko udało mu się wyrwać z ojczystej ziemi, zaczął włóczyć się po kosmosie. Najmował się głównie w firmach transportowych, zwiedzając kolejne układy.
Wtedy to trafił na Białogłowę. Poznał naszą legendarną PraBabkę i zakochał się w niej bez pamięci – tak przynajmniej twierdzą historycy. Osobiście myślę, że szukał kobiety na kilka nocy, a ta po prostu wpadła mu w ręce. Moja (i nie tylko) interpretacja ma jedną zaletę – wyjaśnia postawę ciągłej odmowy opłaty alimentów na rzecz pierwszych w historii Białogłowy pięcioraczków – jego pięciu synów.
Permanentna odmowa w połączeniu z narastaniem odsetek zaowocowały jednak przełomem w historii Białogłowy. Znalazł się wykształcony człowiek, który obrócił cały ten problem na korzyść planety. Jak wiesz doskonale, obecnie Białogłowa to jedna z bogatszych planet w tym świecie. Stało się to właśnie dzięki Joshui Smithowi. A dokładniej, bazując na jego alimentach i ubezpieczeniu (to akurat właśnie wtedy wprowadzono w życie znane Ci dobrze Ubezpieczenia Rodzinne). Pięciu synów Joshuy (których znasz jako Ojców Pięciu Rodzin) przejęli widać kombinatorską żyłkę swego ojca, bo odtąd Białogłowa przestała być tylko cichym zakątkiem gdzieś na peryferiach Łabędzia. Mieli też coś nietypowego w genach, bo, jak wiesz, znaczna część populacji Białogłowy nosi nazwiska Smith, Smitson, Smithie, Smithy oraz Schmidt.
To tyle, jeśli idzie o historię. Dalszy ciąg to już obecna rzeczywistość.
Po wielu, naprawdę wielu rozmowach i debatach na najwyższym szczeblu zdecydowano, że, skoro pojawiła się okazja, należy z niej skorzystać. W załącznikach do tego listu przeczytasz, co możesz uczynić dla swej ojczystej planety.
Kochamy Cię, synu i czekamy na kolejne wiadomości.
Pamiętaj, tu czas płynie szybciej.
Jeśli zrobisz, o co Cię prosimy, wkrótce znów nas zobaczysz.
Twoi kochający rodzice – MaryAnna i JoshPablo Smith.”
• • •
– Coś nie tak? – spytał niewinnie młodzian, ubrany w spoconą koszulkę z zatartym napisem. Niewielkie oczy i rozczochrane włosy zdradzały nagle przerwaną rozkosz snu. Grubas łypnął gniewnie na wchodzącego na mostek współtowarzysza podróży i odwarknął.
– Wszystko nie tak. Szlag nas trafił i dryfujemy, powoli wyhamowując. – Upił łyk z nieodłącznej puszki i kontynuował. – Moja łajba bez pytania wysłała w eter sygnał awaryjny. Odebrał go serwis z Białej Głowy. Skierowali na nas swój promień. Za kilkanaście dni tam dotrzemy.
– To chyba dobrze – uśmiechnął się chłopak.
– Gówno! – ryknął kapitan. – Sam bym to naprawił! Znam każdy zakamarek tej łajby!
– Ale jeśli to na zewnątrz… Przy takiej prędkości byłoby to chyba niemożliwe?
– Co ty wiesz o lotach… Same naziemne pierdoły – umilkł i pochylił się nad tablicą kontrolną. Chwilę studiował wskazania przyrządów i komunikaty, wydawał jakieś polecenia i wysłuchiwał odpowiedzi.
Chłopak stał zdezorientowany, zastanawiając się nad strategią dalszego postępowania. Wezwanie na mostek było poleceniem, którego zignorować nie mógł. Z drugiej jednak strony rozmowa kapitana z transportowcem prowadziła na niebezpieczne tory. Jego przełożony fragment po fragmencie odkrywał kulisy…
Zdecydował się na ciche opuszczenie mostka. Ale to nie okazało się takie proste.
– Dokąd? – usłyszał w drzwiach. Niechętnie odwrócił głowę. Z oczu, które były skierowane prosto na niego, biła czysta nienawiść. – Pozwól no tu, synku…
Owłosiona ręka wskazała na fotel. Nie śmiał odmówić.
– Słuchaj no, synku… Coś mi tu śmierdzi jak cholera. Primo, komputer twierdzi, że coś tam jest uszkodzone. Tymczasem moje własne usprawnienia widokowe pozwalają mi stwierdzić, że to jeden wielki bullshit. Sekundo, mózg tej łajby powinien najpierw zawiadomić mnie, a potem dopiero serwis. Tak się nie stało. Tercjo, Biała Głowa wcale nie jest najbliższym punktem serwisowym, a kwadro, moja własna łajba odmawia wykonywania poleceń swego kapitana! – Podczas przemowy zbliżał się powolnym krokiem do chłopaka, aż niemal zawisł nad wtłoczonym w fotel ciałem. Potężne ramiona oparł na poręczach, uniemożliwiając zwierzynie wyrwanie się z pułapki. Z każdym słowem zwiększał moc swego głosu, prawie wykrzykując końcówkę. Umilkł teraz, przez co chwilowa cisza wydała się jeszcze bardziej złowroga niż poprzedzająca ją przemowa. I choć zdawała się trwać wieki, faktycznie szybko została przerwana staccato pytań.
– Co mi masz do powiedzenia? Coś ty zrobił? Kim jesteś naprawdę? Ile ci zapłacili? Kto ci dał rozkazy?
Tłusta, łysawa głowa kapitana zbliżyła się niebezpiecznie do twarzy chłopaka. Wzrok tego potrafił się jedynie skoncentrować na ustach wykrzykujących kolejne zdania, pryskających na wszystkie strony drobnych kroplach i płynącym z głębi odorze. Czekał podświadomie na moment, w którym beżowe kły zatopią się w jego ciele, a z kącika ust wypłynie strumień śliny.
Nagle stwierdził, że znów jest wolny. Grubas w spoconym podkoszulku powrócił do beznadziejnego przekonywania komputera o wyższości własnych komend nad wpisanym fabrycznie zestawem poleceń awaryjnych. Młodzian zsunął się z fotela i uciekł do kajuty.
• • •
– Otwieraj, mówię! – kapitan wyglądał dość śmiesznie, stojąc pod zamkniętymi drzwiami kajuty i wrzeszcząc na całe gardło. Ale nie było komu tego widoku podziwiać. – To polecenie służbowe!
– Odmawiam! – dobiegło ze środka.
– Nic ci nie zrobię! – zapewnił Smith, chowając równocześnie prawą rękę za plecy. W dłoni ściskał kawał grubego kabla.
– Odmawiam! – dobiegło ponownie. Grubas uświadomił sobie, że młodzik nie jest jednak taki głupi, jak sobie wyobrażał. Jakby tu…
– Mam tylko kilka pytań! – wrzasnął, przeklinając własne usprawnienia dźwiękoszczelne.
– Pytaj – usłyszał po chwili.
– Ile ci zapłacili?
– Nic.
Kapitana zatkało. Spodziewał się usłyszeć ofertę, którą mógłby bez trudu przebić własną propozycją. Milczał przetrawiając informację, aż wpadł na proste wyjaśnienie.
– Jesteś Łabędziem! – wyciągnął oskarżycielsko przed siebie lewą dłoń. W zamkniętej w niej puszce zachlupotało. Przypomniał sobie o napoju i siorbnął głośno.
– Pochodzę z Białogłowy – przytaknął zza drzwi młodzian.
– Z Białej Głowy? – upewniał się kapitan.
– Z Białogłowy. Tak nazywamy naszą ojczyznę. Brzmi ładniej i… nieważne. Tak, jestem Łabędziem.
– Jak się naprawdę nazywasz?
– Tak, jak powiedziałem w porcie, kiedy przyniosłem moje papiery. – Tęga dłoń usiłowała podrapać się po łysiejącej głowie, ale trzymany w niej kabel skutecznie to utrudniał. Jej właściciel spojrzał na kabel krytycznym wzrokiem i odrzucił go w kąt.
– Czyli jak?
– PetroSimon Smith.
– Smith? – powtórzył niepewnie.
– Smith – dobiegło zza drzwi. – Jestem twoim pra-prapotomkiem w prostej linii.
• • •
– Wsadzą mnie do więzienia? – napój nie smakował tak dobrze, jak zwykle. W dodatku kończyły się zapasy. Były teraz dzielone na dwie osoby, co nie było przewidywalne w dniu zakupów.
– Eee, tam, więzienie – młodzian machnął wolną od puszki ręką. – Stałeś się przecież tym, no, bohaterem narodowym – czknął lekko i szybko siorbnął kolejnego łyka.
Kapitan markotnie spoglądał w ekran, wyżej ceniąc własne doświadczenie niż młodzieńczą pewność siebie swego pra, pra… Na monitorze widać już było zbliżającą się stację orbitalną. Ciemniejsza plama na jasnym tle planety. Domyślał się już kolejnych etapów podróży. Stacja unieruchomi jego łajbę w chronionym silnym polem (zabezpieczającym odpływ powietrza, a także nieuczciwych klientów) doku, po czym pokładowy mózg otworzy wszystkie drzwi i bramy. Ot tak, aby nie można było się nigdzie schować. Przyjdą goryle, wepchną w inny pojazd i sprowadzą na powierzchnię Białej Głowy.
Ale co będzie potem?
Spoglądając na swego potomka, zaczął dostrzegać charakterystyczne rysy twarzy. Teraz wiedział, kogo mu ten młodzik przypomina. Jeśli to prawda, co zdążył mu przez ostatnie kilkanaście dni opowiedzieć…
Na planecie czekało podobno na niego co najmniej kilka tysięcy odziedziczonych po nim pokrętnych, kombinatorskich umysłów. Przypomniał sobie słowa chłopaka o napędzającym gospodarkę Białej Głowy jego Ubezpieczeniu Rodzinnym. Jakoś dziwnie skojarzyło mu się to z ponoć coraz częściej stawianymi krymnikami.
To nie mogło skończyć się dobrze.
[Chorzów, marzec 1999]
koniec
« 1 2
1 czerwca 1999

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zawód Społecznego Zaufania
— Wojciech Gołąbowski

Ja-kto
— Wojciech Gołąbowski

Nie tak miało być
— Wojciech Gołąbowski

Hitalia: Marnotrawny
— Wojciech Gołąbowski

Kwestia bezruchu
— Wojciech Gołąbowski

Czas pomagania światu
— Wojciech Gołąbowski

Rycerz bez-błędny. Polska, rok 199_.
— Wojciech Gołąbowski

Pełnia przekazu
— Wojciech Gołąbowski

Studenckie czasy
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.