Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Gołąbowski
‹Nie tak miało być›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Gołąbowski
TytułNie tak miało być
OpisAutor pisze o opowiadaniu:
Żyjemy tak szybko, tak pewnie, tak beztrosko. Przekonani, że będziemy żyć jeszcze długo. Że jesteśmy nietykalni…
Gatunekdramat

Nie tak miało być

Nie było śmiechu. Nagła cisza spowiła przystanek. Któryś z młodzików zeskoczył z ławki. Inny przestał podpierać pomazaną sprayem ścianę. Kilku sięgnęło do kieszeni.
– Chciałeś coś? – rozległo się złowróżbnie.

Wojciech Gołąbowski

Nie tak miało być

Nie było śmiechu. Nagła cisza spowiła przystanek. Któryś z młodzików zeskoczył z ławki. Inny przestał podpierać pomazaną sprayem ścianę. Kilku sięgnęło do kieszeni.
– Chciałeś coś? – rozległo się złowróżbnie.

Wojciech Gołąbowski
‹Nie tak miało być›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Gołąbowski
TytułNie tak miało być
OpisAutor pisze o opowiadaniu:
Żyjemy tak szybko, tak pewnie, tak beztrosko. Przekonani, że będziemy żyć jeszcze długo. Że jesteśmy nietykalni…
Gatunekdramat
Suchy, zimny listopadowy wiatr już w szklanych drzwiach galerii bezlitośnie sypnął pyłem. Ale to nie on był przyczyną nagłego zmrużenia oczu i ściągnięcia brwi. Puste miejsce po zaparkowanym godzinkę temu maluchu było… no właśnie – puste. W akcie rozpaczy rozejrzał się po okolicy. Ale nie, nie stanął nigdzie indziej.
„Moje auto!”, przebiegło bezradnie przez głowę. „Dzwonić na policję?”, pomyślał, rozglądając się za budką telefoniczną. „Aha!”, zaświtało, gdy spostrzegł okupującą pobliski przystanek, ubraną w krzykliwe dresy grupę młodzieży. „Zachować zimną krew!”, jął powtarzać w myślach, podchodząc ku niej zdecydowanym krokiem.

Młodzież stopniowo cichła w swych gęstych od wulgarnych wyrażeń rozmowach, z rosnącym niedowierzaniem spoglądając w kierunku zmierzającego wyraźnie ku niej dość elegancko ubranego mężczyzny w średnim wieku. Co za…?
– Dobry wieczór, panowie – spokojnie rzekł mężczyzna, gdy tylko znalazł się w odległości dwukrotnie przekraczającej sięgnięcie nożem. – Chciałbym kupić samochód.
Wybuch śmiechu był pierwszy. Pogardliwe splunięcia – drugie. Zainteresowanie przyszło dopiero jako czwarte, po złośliwych komentarzach o autosalonach.
– A co trzeba szanownemu panu, mercedesa, BMW, traktor…?
– Nie zrozumieliśmy się – mężczyzna bez śladu emocji przeczekał kolejną salwę śmiechu. – Chcę kupić mój samochód. Ten, który tu stał jeszcze godzinę temu.
Nie było śmiechu. Nagła cisza spowiła przystanek. Któryś z młodzików zeskoczył z ławki. Inny przestał podpierać pomazaną sprayem ścianę. Kilku sięgnęło do kieszeni.
– Chciałeś coś? – rozległo się złowróżbnie.
– Owszem – ciągnął niezrażony mężczyzna. – Chciałem dobić interesu, ale widzę, że trafiłem pod zły adres. Panowie nie są, jak rozumiem, zainteresowani. Miłego wieczoru w takim razie.
Odwaga zawsze robi wrażenie, zwłaszcza na kimś uznającym głównie siłę. Dlatego w plecy odchodzącego nie poleciał ani nóż, ani nawet kamień.

Strużka potu spływająca po plecach była nieprzyjemna. Satysfakcja z zachowania zimnej krwi – a w efekcie z wyjścia cało – była jednak większa. Wywołująca uśmiech ulgi. Niemniej szelest miękkiego obuwia dobiegający z tyłu nakazał przybrać ponownie surowy wyraz twarzy. I obrócić się w miejscu.
Młodzian był jeden, z rękami schowanymi w kieszeniach dresu. Czy coś w nich chował, nie sposób było zgadnąć.
– Ile dajesz? – z miejsca zapytał tamten.
Mężczyzna milczał przez chwilę, sprawiając wrażenie szybkiego kalkulowania.
– Ubezpieczenie da mi z tysiąc, ale nie od razu. Autko jest stare, ale je lubię. Sto złotych mogę dać.
– Kpisz? Pół tysiaka.
– Poczekam na AC. Sto pięćdziesiąt.
– Cztery stówki i autko znów twoje.
– Dwieście i ani grosza więcej.
– Niech będzie trzysta, moja strata. Bierz albo spadaj.
Ponownie chwila milczenia symulująca zastanowienie. Ale nie było nad czym myśleć – strzał był trafiony w dziesiątkę. Miał do czynienia rzeczywiście z tymi, którzy ukradli jego samochód, a trzysta złotych zabrane do galerii „na okazję” akurat miał w portfelu. Pozory trzeba było jednak zachować.
– Zgoda. Gdzie jest?
– Połowa płatna z góry.
Tym razem to mężczyzna wybuchnął śmiechem. Dresiarz nie zorientował się, na ile był udawany, ale musiał pojąć jego znaczenie… Na wszelki wypadek mężczyzna dodał:
– No, nie rozśmieszaj mnie pan. Z ręki do ręki, pieniądze za auto.
– Niech będzie – rzucił po chwili młodzian. – Za kwadrans na 3 Maja 3.
I odwróciwszy się na pięcie, odszedł.

Ulica 3 Maja była w centrum miasta. Nie zdziwiło to zbytnio mężczyzny, centrum już dawno przestało pełnić jakiekolwiek funkcje reprezentacyjne. Prawdę mówiąc, panowała opinia, że lepiej się tam nie zapuszczać po zmroku… Ale skoro powiedziało się „A”…
Tramwaj już stał na przystanku. Krótki bieg – i udało się wskoczyć tylnymi drzwiami tuż przed zamknięciem. Bilet…? Trzeba się dostać do motorniczego i kupić. Nie było tłoku, ot, zwykła ilość pasażerów, ale i tak przejście przez cały wagon pędzący po rozklekotanych torach zajęło dłuższą chwilę. Mężczyzna dotarł wreszcie do celu, od którego dzieliły go już tylko szerokie plecy obecnego rozmówcy motorniczego. Spokojnie wyjął portmonetkę i…
– Proszę przygotować bilety do kontroli – głośno rzucił odwracający się od kabiny motorniczego drągal. Mężczyzna pokazał portmonetkę, chcąc wskazać na motorniczego – ale kontroler zrozumiał to inaczej.
– No, dawaj – rzucił krótko, sięgając po pieniądze.
– G… ci dam, chamie – mężczyzna w ostatniej chwili powstrzymał się przed bluzgnięciem. – „Dawaj” ci powie. Biletu kupić nie zdążyłem, boś pan zatarasował dojście…
Kontroler najpierw spojrzał nań zdziwiony, potem roześmiał się i machnąwszy ręką, ruszył sprawdzać pozostałych pasażerów. Zerkał jednak co chwila w jego stronę, sprawdzając, czy mężczyzna rzeczywiście kupuje i kasuje bilet.

Gdy wychodził z tramwaju, wydało mu się, że dostrzega znaki zapytania w oczach innych pasażerów. Stanowczo nie pasował do tego miejsca. Po zapuszczonym centrum miasta snuły się o tej porze jedynie wraki ludzkie i osobnicy, od których tak wyglądający ludzie zwykli trzymać się z daleka. Gdy pojazd odjechał, mężczyzna znów poczuł strach. Incydent z kontrolerem wytrącił go z równowagi i nawet polubowne załatwienie sprawy nie wróciło pewności siebie. Ale było za późno na wycofywanie się.
Ulica 3 Maja zaczynała się blisko przystanku. Numer trzeci powinien być blisko… lub daleko – na budynkach nie ostały się żadne numerki.
– Przepraszam, numer trzeci to który? – zagadnął przechodzącego kloszarda.
– Zdzira jedna. Ja jej pokażę… – usłyszał w odpowiedzi.
Więcej nie pytał. Przypomniał sobie za to, że kiedyś, w lepszych czasach, miał raz do załatwienia sprawę w urzędzie znajdującym się na samym końcu tej ulicy. Budynek urzędu miał wysoki numer… A więc „trójka” musiała być tym niegdyś dumnym biurowcem po lewej, z wjazdem do podziemnego parkingu. Wszystko się zgadzało. Odzyskując animusz, ruszył dziarsko w jego kierunku.

Snujące się po ulicy pojedynczo lub grupkami dzieci jakoś nagle znalazły się w pobliżu. Szybko go otoczyły, praktycznie uniemożliwiając wyrwanie się z zamkniętego kręgu.
– Nic nie mam, nic nie dam – warczał zniecierpliwiony na lewo i prawo. Nie pomagało. Dzieci pozwoliły mu wejść w bramę garażu, a następnie stanowczo zepchnęły w niewidoczny z ulicy kąt. Gdy zauważył stojącego w cieniu młodziana spod galerii, zrozumiał, że malcy pełnili dziś inną rolę. Poważniejszą – nie dopuścili go zbyt blisko chłopaka, który w dodatku nie był tu sam. Za nim stało dwóch bogato, acz tandetnie wystrojonych postawnych młodzieńców o nieciekawych twarzach. Słowem – innych bandytów. Zaczynało być groźnie. Musiał przejąć inicjatywę.
– Witam – rzucił spokojnym głosem. – Gdzie moje auto? – rozejrzał się wokół, ale malucha nie dostrzegł. Parking był pusty na tym poziomie.
– Trzy setki – beznamiętnie odpalił młodzian, wyciągając rękę.
– Samochód – warknął mężczyzna, czując pot spływający po plecach.
– Forsa – mruknął jeden ze stojących dalej, prezentując nóż sprężynowy. Pozostali poszli w jego ślady. To już nie były przelewki.

Chłopak rozdzielił otrzymaną kwotę na równe części, po jednym nowym banknocie dla każdego. Następnie podszedł do tkwiącego wciąż w sztucznym tłoku mężczyzny i uśmiechając się krzywo, oznajmił;
– Masz pecha, facet. Nie mam pojęcia, gdzie jest twoja bryka…
Wybuch śmiechu bandytów zagrzmiał w pustej przestrzeni z porażającą siłą. Mężczyzna, zrozumiawszy swoją porażkę, chciał rzucić się na rozmówcę – ale dzieci skutecznie zablokowały wszelki ruch, nie poddając się kopniakom i szarpaniu. Starsi odeszli nie niepokojeni, zataczając się ze śmiechu.
„Co dalej?”, pomyślał wkurzony mężczyzna, powoli uspakajając nieskoordynowane ruchy i obserwując malców za wszelką cenę trwających na swych stanowiskach. „Wypuszczą za chwilę, gdy tamci się oddalą…?”
Na placu parkingowym zaczęły się jednak pojawiać inne sylwetki. Większe. Gdy podeszły bliżej, ogarnął go nagły chłód. Małe dzieci puściły go i zaczęły się wycofywać, ale on wciąż nie mógł uczynić kroku. Dookoła niego stała regularna banda wyrostków. Ci nie zamierzali bawić się w słowne potyczki. W rękach trzymali noże i kastety, na twarzach mając wypisaną gotowość ich użycia. Z niekłamaną przyjemnością.

„Nie tak miało być”, myślał, wodząc zamglonym wzrokiem wokół. Pusty parking, pogrążony w mroku, miał oto stać się niemym świadkiem ostatnich chwil mężczyzny. Ręka przyciśnięta do brzucha nie potrafiła zatrzymać wypływającej krwi. Kałuża, w której leżał, wciąż się poszerzała. Konał – i zdawał sobie z tego sprawę.
Nie tak miało być. Żona czekała w domu z kolacją. Syn już pewnie odrobił lekcje i oglądał bajki. Kontrahent, z którym miał się nazajutrz spotkać, będzie rankiem czekał w umówionym miejscu. Pliki z pomysłami, wielkimi planami, jakie miał, zaginą po sformatowaniu dysku służbowego komputera. Nie dokończą z synem sklejania modelu.
Nie tak miało być… Ale tak się stało.
[2004-02-11]
koniec
17 czerwca 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zawód Społecznego Zaufania
— Wojciech Gołąbowski

Ja-kto
— Wojciech Gołąbowski

Hitalia: Marnotrawny
— Wojciech Gołąbowski

Kwestia bezruchu
— Wojciech Gołąbowski

Czas pomagania światu
— Wojciech Gołąbowski

Rycerz bez-błędny. Polska, rok 199_.
— Wojciech Gołąbowski

Pełnia przekazu
— Wojciech Gołąbowski

Studenckie czasy
— Wojciech Gołąbowski

Ostatni lot Joshuy Smitha
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.