Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Padawanka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułPadawanka
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). „Padawanka” to alternatywny fanfik gwiezdnowojenny z cyklu o Darth Beyre (m.i. „Szczeniaki”, „Przed burzą”, „Obława”).
Gatunekfanfiction

Gwiezdne wojny: Padawanka

« 1 10 11 12
Dziewczyna zawyła rozpaczliwie, szarpnęła się, a potem tylko osunęła na posadzkę jak szmaciana lalka, odepchnięta siłą błyskawic. Lord Sidious, wśród ciał Jedi i na ruinach ich Świątyni, celebrował swoje zwycięstwo.
Opamiętał się, kiedy było już chyba za późno. Mgliście docierało do niego, że leżące u jego stóp stworzenie od jakiegoś czasu nie oddycha.
Płynące z dłoni Palpatine’a wyładowania zgasły, a on przymknął na chwilę oczy, odchylając głowę do tyłu. Ciemna Strona uciszała się powoli.
Lord Sidious wskazał klonom nieprzytomną dziewczynę. Kiedy ich dowódca wzywał roboty medyczne, Sith sięgnął Mocą po miecz Beyre. Włączył go i widząc zielone ostrze, rzucił między martwych Jedi.
• • •
Cranberry budziła się powoli. Jeszcze zanim otworzyła oczy, uświadomiła sobie, że coś jest z nią bardzo, bardzo nie tak. W miarę, jak przytomniała, zaczynała czuć ból, przenikliwe igły bólu, pełzające po całym ciele. Jeszcze przygaszone przez jej otumanienie.
Leżała w szpitalnym łóżku, otoczona medyczną aparaturą. W tym momencie uświadomiła sobie, że to nie jest Świątynia. A ona nie nazywa się już Cranberry.
Ale nic więcej nie mogła sobie przypomnieć.
Przejściowa amnezja, zdarza się, stwierdziła beznamiętnie w myślach.
Od momentu, kiedy się obudziła, wyczuwała w pomieszczeniu czyjąś obecność. Teraz nareszcie ta osoba, kobieta, podeszła bliżej i znalazła się w polu widzenia Beyre. Miała białą, lekarską szatę i rozpuszczone ciemne włosy. Wydała półgłosem polecenie robotowi, który najpierw zwiększył tempo, w jakim spływała kroplówka pacjentki, a potem wstrzyknął ampułkę leku wprost do butelki z podawanym dożylnie płynem.
– Gdzie jestem? – spytała Beyre, z zaskoczeniem czując, że mówienie sprawia jej kłopot, a słowa brzmią ledwie zrozumiale. Język miała obolały i spuchnięty.
– W Imperialnym Centrum Medycznym.
Nic to jej nie mówiło, nie znała takiego szpitala na Coruscant.
Imperialne? Dlaczego?… Czyżby…
– Jak długo byłam nieprzytomna?
– Prawie tydzień.
Miała bardzo dziwne wrażenie, że choć myśli w miarę trzeźwo i jest w stanie formułować sensowne pytania, to kiedy je już wypowie, brzmią, jakby mówił kto inny, gdzieś daleko. Znała to uczucie.
– Dlaczego mam gorączkę?
– Zachłystowe zapalenie płuc.
– Z powodu?…
– W drgawkach przygryzłaś sobie język, nałykałaś się krwi i włączył się odruch wymiotny.
Przy podwładnych…
– W końcu się zadławiłaś, ale trochę to trwało, zanim cię zaczęli reanimować. Nie wiem dlaczego. Za długo byłaś niedotleniona i stąd śpiączka. Masz szczęście, że nie doszło do uszkodzeń mózgu.
Ta informacja nie zrobiła na Beyre wrażenia. Kiedy próbowała się na czymś skupić, myśli zaczynały jej się plątać. Wydawało jej się, jakby rozmawiała z lekarką przez ścianę z grubego plastiku. Albo przez pole siłowe. Tak, pole siłowe uznała za stosowniejsze porównanie.
– Jaką ja mam w zasadzie tę gorączkę?
Treść odpowiedzi do niej nie dotarła. Beyre patrzyła jak zaczarowana na mówiącą. Zamiast ciemnowłosej kobiety widziała teraz ludzką postać z głową ptaka. Czarne oczy podobne do paciorków, szare pióra i drapieżnie zakrzywiony dziób. A od szyi w dół – biała, nienaganna szata uzdrowicielki.
– Powyżej jakiej gorączki się umiera?
– Od gorączki w ogóle się nie umiera – powiedział ptak, a Beyre zamknęła oczy i odpłynęła.
• • •
Budziła się i zasypiała, tracąc już ostatecznie poczucie czasu. Ból pulsował ciągle gdzieś w tle, jak przez watę. Gorączka raz rosła, telepiąc ją dreszczami, raz spadała, a wtedy Beyre budziła się zmarznięta, mokra od potu, słaba i przytomniejsza. A w związku z tym bardziej podatna na przenikliwe ogniste muśnięcia wędrujące wzdłuż jej nerwów.
Bogowie, co to jest? Co mi się stało? Jakie drgawki, dlaczego?…
Jeszcze nigdy nic jej w ten sposób nie bolało. Tak, jak kiedy człowiek nieszczęśliwie uderzy się w coś łokciem. Tyle tylko, że ten ból ogarniał całe ciało. I nie mijał.
• • •
Powoli zaczęła spośród zagmatwanych, gorączkowych snów wyławiać wspomnienia. Początkowo brała je za zsyłane przez Ciemną Stronę majaki, a kiedy złożyły się w całość, Beyre ogarnęła lodowata groza. Stanęły jej przed oczami obrazy, które najchętniej wymazałaby na zawsze z pamięci, ale których – była tego pewna – nie zapomni już nigdy.
Anakin, co myśmy zrobili… Uwierzyliśmy mu tak łatwo, tak nienaturalnie łatwo poszliśmy za wspartymi Mocą słowami, którym nie sposób było się oprzeć…
Nie było już odwrotu.
Zemsta jest tylko sprawiedliwą zapłatą za zdradę.
Albo będzie tak myśleć, albo oszaleje.
Beyre gwałtownie rozwarła powieki. Tym razem czuwał przy niej tylko robot, czarny, standardowy 2-1B, ze świecącymi na czerwono punktami sztucznych oczu.
– Czy w tej kroplówce jest coś przeciwbólowego?
– Nie było takiego polecenia – odpowiedziała maszyna.
– Więc wydaję polecenie.
Beyre przemknęła przez myśl obawa, że jej wola może nie być brana pod uwagę. Ale nie, aż tak źle nie było, robot wykonał rozkaz.
Odczekała prawie godzinę, zanim lek zaczął działać. Nie zniósł bólu całkowicie, ale Beyre przestała być kłębkiem cierpienia, z napiętymi wszystkimi mięśniami i falami napływających mdłości. Mogła skupić się na czym innym niż regulowanie oddechu i wizualizowanie sobie pięknych, spokojnych krajobrazów. Sztuczka z ćwiczeniem relaksacyjnym była może banalna, ale działała. I w zasadzie nie wymagała korzystania z Mocy. Po tym, co stało się w Świątyni, Beyre bała się zbyt głęboko zapadać w Moc. Tamto było… Było straszne.
• • •
Kiedy kroplówka się skończyła, Beyre kazała powoli podnieść oparcie łóżka do pozycji siedzącej. Odczekała tak dłuższą chwilę, rozglądając się wokół. Na jednym z krzeseł zauważyła złożone w kostkę nowe, czarne ubranie, na podłodze stały wojskowe buty. Na sobie miała białą szpitalną piżamę, po ostatniej nocy przepoconą i paskudną.
Jeżeli natychmiast nie pójdę pod prysznic i nie umyję zębów, to umrę.
Robot nie podzielał jej entuzjazmu do samodzielnego wstawania. Chyba słusznie, bo gdyby nie jego pomoc, rozwaliłaby sobie głowę, kiedy prawie zemdlała po dojściu do łazienki. Oczywiście pomysł, żeby włączyć antygrawitacyjny system zabezpieczeń, uznała za będący poniżej jej godności.
Dopiero teraz zorientowała się, że ma dwa duże opatrunki z bacty na ramionach, w miejscach, gdzie Lord Sidious złapał ją na chwilę, zaczynając wymierzanie kary. Trzeci, mniejszy opatrunek – na szyi na wysokości tchawicy. Metody reanimacyjne robotów medycznych z wyposażenia Armii Klonów nie należały do subtelnych. O klony nikt przesadnie się nie troszczył.
Beyre ubrała się i rozejrzała jeszcze raz po pomieszczeniu, choć wiedziała, że tego, czego szuka, nie przeoczyłaby na pewno.
Miecz.
Nie pamiętała już, jakie to uczucie – nie mieć przy sobie broni.
Skuliła się mimowolnie na wspomnienie Lorda Sidiousa. Przeszedł ją dreszcz, a ból zaczął znów narastać. Usiadła na podłodze, nie chcąc już kłaść się z powrotem. Tym razem dostała zastrzyk, a robot bez protestów pozwolił jej zapakować kilkanaście ampułek do schowka przy pasie.
Kiedy chwilę później w drzwiach stanął Palpatine, Beyre uświadomiła sobie, że to przecież na pewno nie przypadek. Musiał być dokładnie informowany, co się z nią dzieje.
– Chodź, moja mała padawanko – powiedział, a jego ton był tak łagodny i tak przy tym jadowity, że aż się wzdrygnęła. – Muszę ci pokazać, co wasz przyjaciel Kenobi zrobił z Lordem Vaderem. Bo ciebie Jedi nawet nie próbowali się pozbyć. Widać nie wydajesz się im zbytnim zagrożeniem.
Beyre rzuciła Sidiousowi zimne, obojętne spojrzenie, które kosztowało ją prawie wszystkie siły. Spięta, kulejąc, bo stary uraz bolał teraz ze zdwojoną siłą, ruszyła za Palpatinem. Idąc korytarzem, wyczuwała narastającą aurę Ciemnej Strony i cierpienia. Kolejne drzwi rozsunęły się przed nimi i Beyre zobaczyła w szklanej, hermetycznej kapsule straszliwie okaleczone ciało rannej istoty.
Odcięte kończyny zastąpione protezami i przede wszystkim głowa pozbawiona spalonych włosów, brwi i rzęs, z twarzą tak zmienioną przez dopiero zaczynające się goić rany oparzeniowe, że zdawała się należeć do przedstawiciela gatunku innego niż ludzki. Ale Beyre cały czas doskonale wiedziała, kto to jest. Nie panując nad impulsem, podbiegła do kapsuły i dotknęła szyby, jakby chciała sięgnąć przez nią dłonią w czarnej rękawicy.
– Ani…
Zza jej pleców dobiegł pełen niesmaku syk:
– Panuj nad sobą, Darth Beyre.
Odwróciła się gwałtownie i spojrzała prosto w twarz Lorda Sidiousa. Z wściekłości zrobiło jej się ciemno przed oczami, w uszach słyszała dudnienie pulsującej krwi.
– Okłamałeś mnie – wycedziła przez zęby, skulona z bólu, ale cała sprężona do skoku i gotowa do ataku. – To nie był Kenobi, nie Obi-Wan, on by nigdy… To ty! Ty to zrobiłeś!
Lord Sith zaśmiał się cicho, a Beyre zamarła słysząc ten spokojny, prawie pogodny śmiech.
– Pochlebiasz mi, moja mała padawanko. Ale nie. To dzieło Jedi. Patrz i podziwiaj, do czego są zdolni wasi przyjaciele.
Prawie wbrew własnej woli, zrobiła to właśnie, co kazał – spojrzała znów na Vadera.
– Tacy właśnie są Jedi. Nie zabijają bezbronnych, zapomniałaś? Ja, jeżeli już muszę coś zrobić, to robię to…
– Do końca – powiedziała niemal bezgłośnie Beyre.
Palpatine stał teraz koło niej przy samej kapsule. Przez chwilę miała wrażenie, że jego twarz pod sithowskim kapturem przybrała znów wyraz, jaki znała z czasów spotkań w gabinecie kanclerza. Podtrzymująca na duchu troska, pokrzepiający w nieszczęściu półuśmiech.
– A teraz musimy zbudzić Lorda Vadera. Mam mu do przekazania niezbyt miłą wiadomość. Obawiam się, że gorszą niż ta, że już nigdy nie będzie mógł samodzielnie oddychać.
Beyre patrzyła, jak roboty wybudzają młodego Sitha ze śpiączki farmakologicznej, ubierają go w opatrunkowy biokombinezon, potem w pancerz i czarną, przypominającą hełm maskę. Ściany kapsuły rozsunęły się, niknąc w podłodze i suficie, w momencie, gdy respirator w masce zaczął działać.
Wtedy też padły pierwsze, zniekształcone przez hełm słowa Vadera:
– Gdzie jest Padmé? Czy jest bezpieczna?
– Obawiam się – zaczął Palpatine głosem przepełnionym współczuciem. Beyre żołądek podjechał do gardła. – Obawiam się, że Padmé nie żyje. Zabiłeś ją w gniewie.
Vader upadł na kolana i krzyczał. A Beyre zamiast na niego patrzyła na swojego pana i mistrza. Nie zastanawiała się, czy tym razem słowa Lorda Sidiousa są prawdą. W żaden sposób nie zmieniało to jej sytuacji.
koniec
« 1 10 11 12
24 maja 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.