Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jarosław Loretz
‹Wizyta›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJarosław Loretz
TytułWizyta
OpisJarosław Loretz publikował już swe opowiadania i miniatury literackie na łamach "Feniksa" i "Framzety". Oprócz pisania działa aktywnie w warszawskim Stowarzyszeniu Fantastyki Framling, będąc jego wiceprezesem. "Wizyta" jest trzecią częścią, po znanych z "Framzety" "Miodku" i "Wzgórzach", opowieści o sztygarze, który nieco wbrew swym intencjom zostaje bohaterem świata fantasy.
Gatunekfantasy

Wizyta

1 2 »
W swoich poglądach umocnił się za kolejnym z przepierzeń, gdzie natknął się na pięć kościotrupów. Nie chciało mu się już dociekać, czy to goście, którym nie udało się wejść, czy też gospodarze, którym nie powiodła się próba wyjścia z domu. Dwie rzeczy były jednak pewne. Po pierwsze – wieża była domem wysokiego ryzyka. Po drugie – co jak co, ale zmarłych powinno się chować na cmentarzu, a nie upychać po domu.

Jarosław Loretz

Wizyta

W swoich poglądach umocnił się za kolejnym z przepierzeń, gdzie natknął się na pięć kościotrupów. Nie chciało mu się już dociekać, czy to goście, którym nie udało się wejść, czy też gospodarze, którym nie powiodła się próba wyjścia z domu. Dwie rzeczy były jednak pewne. Po pierwsze – wieża była domem wysokiego ryzyka. Po drugie – co jak co, ale zmarłych powinno się chować na cmentarzu, a nie upychać po domu.

Jarosław Loretz
‹Wizyta›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJarosław Loretz
TytułWizyta
OpisJarosław Loretz publikował już swe opowiadania i miniatury literackie na łamach "Feniksa" i "Framzety". Oprócz pisania działa aktywnie w warszawskim Stowarzyszeniu Fantastyki Framling, będąc jego wiceprezesem. "Wizyta" jest trzecią częścią, po znanych z "Framzety" "Miodku" i "Wzgórzach", opowieści o sztygarze, który nieco wbrew swym intencjom zostaje bohaterem świata fantasy.
Gatunekfantasy
Zbliżał się wieczór. Zmęczone słońce szykowało się do spoczynku. Na ulicach miasta panował jeszcze ruch, choć z minuty na minutę coraz mniejszy.
W perspektywie jednej z cichych, bocznych ulic pojawił się krzepki, odziany w skórzany kubrak mężczyzna. W jego niepewnych krokach można było wyczuć obcego. Szedł powoli, popatrując w zakłopotaniu na wymalowane na ścianach budynków numery. Niekiedy przystawał. Marszczył wtedy brwi i rozglądał się uważnie po stojących wzdłuż ulicy domach, szczególną uwagę zwracając na zatopione w mroku załomy. Okolica zdecydowanie nie była zdrowa. Zanim dotarł w to miejsce, cztery razy bardzo natarczywie proszono go o wydanie całej posiadanej gotówki, dwa razy prezentowano wielki, tępy nóż, raz usiłowano trafić wiadrem pełnym podejrzanej zawartości i raz rozjechać powozem. Sypianie w lesie z głodnymi wilkami zdawało się z tej perspektywy o wiele bezpieczniejsze. Upewniwszy się, że nie czyha na niego żadna uzbrojona w nabijaną ćwiekami pałę niespodzianka, ruszał dalej, aż dotarł przed osadzoną w wysokim, ceglanym murze furtkę. Wówczas zatrzymał się i, nim nacisnął klamkę, zerknął na wyskrobane w murze cyfry. Uznawszy, że tego właśnie adresu szukał, szybkim ruchem otworzył furtkę i wemknął się do ogrodu. Dziewczyna pewnie się ucieszy, jak go zobaczy. Zwłaszcza, że nie zapowiadał wizyty.
Przeszedł przez rozległy trawnik, podziwiając gustowne różane klomby i kępy oszałamiająco pachnącego bzu. A potem ujrzał lilie… Były śliczne. W sam raz dla ślicznej dziewczyny. Pozwolił sobie na jedno westchnienie zachwytu, po czym zerwał kilka kwiatów i skierował się ku wzmocnionym żelaznymi sztabami drzwiom. Mimo woli powędrował wzrokiem do zwieńczonego kilkoma szkaradnymi gargulcami szczytu wieży. Robił niesamowite wrażenie. Zwłaszcza że tonął w tej chwili w ciemnych chmurach, przywodząc na myśl posępną galerę prującą fale najczarniejszego z mórz. Co było o tyle dziwne, że niebo było czyste i pogodne.
– Też pomysł. Mieszkać w wieży…
Pokręcił głową i pchnął drzwi. Były ciężkie. Bardzo ciężkie. I skrzypiały jak stado zarzynanych świń. Z pogrążonego w mroku wnętrza powiało stęchlizną i ledwo uchwytną wonią rozkładu. Mężczyzna pokręcił z dezaprobatą głową. Takie zapachy były niedopuszczalne w norach najgorszych żebraków, a co dopiero w domu całkiem zamożnej przecież rodziny. Na pewno nie zaszkodziłoby otworzyć na przestrzał wszystkie drzwi. Przeciągi czynią cuda. Po chwili zastanowienia stwierdził, że chyba lepiej będzie, jeśli po prostu własnoręcznie wcieli pomysł w życie. Gospodarze winni raczej być mu wdzięczni za okazaną troskę…
Naparł na drzwi i rozchylił je szerzej, klnąc na potępieńcze piski zawiasów. Dopiero w smudze słonecznego światła spostrzegł wszechobecne pajęczyny, ciężkie od monstrualnych wręcz farfocli kurzu. Coś się nawet poruszyło w kącie hallu, ale gdy skierował w tamtą stronę wzrok, zobaczył tylko kupkę popiołu i porzucony czarny płaszcz. Całkiem dobry płaszcz. Mężczyzna wzruszył ramionami i przestąpił próg. Swoje kroki skierował ku krętym schodom, wiodącym – jak sądził – na szczyt wieży.
Nim jednak do nich dotarł, posłyszał niepokojący odgłos. Tak jakby zamykały się drzwi. Z grymasem niezadowolenia odwrócił się w stronę wejścia – jasna szpara widoczna między drzwiami a futryną zmniejszała się, aż wreszcie z grobowym pogłosem znikła. Sztygar zagwizdał z uznaniem. Mieli nawet mechanizm samoczynnego zamykania drzwi. A raczej krzywą futrynę. Kręcąc z podziwem głową wrócił i otworzył drzwi jeszcze raz. Tym razem z większym wysiłkiem. Zwłaszcza, że z tej strony z nieznanego powodu pozbawione były klamki. Drzwi drgnęły. Skrzypnęły. I, zostawione w spokoju, przy wtórze pisku ruszyły z powrotem do futryny, przyciągane jakąś tajemną mocą.
– Żarty się skończyły – warknął mężczyzna i rozejrzawszy się po pomieszczeniu wyrwał ze ściany kołek i wcisnął go pod dolną krawędź drzwi. Cała operacja była o tyle nieprzyjemna, że kołek niemiłosiernie się lepił do rąk. Gdy zabrał się za wycieranie dłoni o kubrak, mimowolnie spojrzał w dół. W zdumieniu obserwował, jak miażdżone z trzaskiem drewno rozszczepia się na pojedyncze włókna, w najmniejszym stopniu nie powstrzymując procesu zamykania się drzwi. Zirytowany mężczyzna zaparł się, zdjął drzwi z zawiasów i oparł o ścianę. Po chwili namysłu jednak dźwignął je ponownie i, sapiąc ździebko, wyniósł do ogrodu, gdzie położył na płask na ziemi. Nie był jednak pewien, co jeszcze takie dziwne drzwi potrafią, więc dla bezpieczeństwa przyłożył je kilkoma wyrwanymi z ogrodowej alejki kamiennymi płytami. W końcu otrzepał dłonie i usatysfakcjonowany rzekł:
– Ma się wietrzyć, to niech się wietrzy.
Minę samozadowolenia starł mu jednak wrzask wściekłości, jaki rozległ się gdzieś w wyższej partii wieży. Poważnie zaniepokojony tym odgłosem ruszył biegiem do wnętrza wieży i wskoczył pospiesznie na schody. Zbyt pospiesznie. Stąpnął bowiem na coś śliskiego, stracił równowagę i, potknąwszy się o kolejny stopień, niemal wyrżnął twarzą w mur. Cofnął się więc kawałek i odszukał przyczynę poślizgu. Okazało się, że był to rozdeptany chwilę wcześniej wielki, włochaty pająk. Jedna z jego licznych nóg wciąż jeszcze drgała. Od tej pory sztygar uważniej patrzył pod nogi. Może nawet zbyt uważnie.
Pierwsza przegroda pojawiła się zbyt niespodziewanie, by zdążył zrobić coś więcej, niż zakrycie twarzy ramieniem. Zatrzymał się dopiero po drugiej stronie, wyskubując z kubraka drzazgi i popatrując w zamyśleniu na resztki drewnianego przepierzenia. Idea dzielenia klatki schodowej na mniejsze fragmenty była mu zupełnie obca. Słyszał wprawdzie, że w każdym kraju może być inny obyczaj, jednak obyczaj obyczajem, a funkcjonalność funkcjonalnością. Dopiero po chwili spostrzegł przywalone szczątkami przegrody stworzenie. Było tak dziwne, że aż się pochylił, by dokładniej je obejrzeć. Masywny korpus i dwie głowy, z których każda była wyposażona w rozbudowany zestaw diamentowych, ociekających zielonkawą cieczą zębów, wyglądały doprawdy przerażająco. W sumie jednak zwierzę wyglądało na psa. Owszem, trochę dziwnego, ale mimo wszystko psa. A sztygar lubił psy, nawet te małe i wredne, więc w przepraszającym geście poklepał zwierzę po jednym z łbów. Nie miał czasu na dłuższe pieszczoty. Pospiesznie podniósł się i ruszył dalej.
Dość prędko jednak usłyszał pod stopą złowieszczy zgrzyt. Okazało się, że jeden ze stopni był obluzowany. Pod ciężarem sztygara wypadł z łożyska i ześlizgnął się w mroczną otchłań, pełną plusku wody i kłapania szczęk. Zdumiony mężczyzna zerknął w otwór i aż się wzdrygnął. W sumie rozumiał wilgoć, choć może taka ilość wody w domu niekoniecznie była czymś normalnym. Był w stanie zrozumieć, że nawet kamień ma swoją wytrzymałość, ale gospodarz winien naprawić stopień albo jakoś go oznakować. Potrafił też, wyobrazić sobie olbrzymie przestrzenie pod schodami, nawet w przypadku, gdy były to schody kręcone. Ale robactwo? TAKIE WIELKIE robactwo?! Przecież te potwory mogły połknąć człowieka jednym ruchem! Coś złego musiało się tutaj dziać, skoro pozwolono wyrosnąć i dojrzeć czemuś takiemu.
Ilustracja: Rafał Masłyk
Ilustracja: Rafał Masłyk
Ale i temu przestał się wkrótce dziwić. Bo zielone potwory spod schodów mógł jeszcze próbować zrozumieć. W sumie mrok, wilgoć i odpowiednia temperatura mogły doprowadzić do groźnych mutacji. Jednak skąd w wieży wzięły się skorpiony? Przecież wieża stoi prawie w centrum miasta. Sztygar nigdy nie tolerował insektów w domu, więc nienamyślając się rozdeptał wszystkie dostrzeżone stworzenia. Zagadka jednak wciąż go nurtowała. Pomyślał, że trzeba będzie zaproponować dezynsekcję. Taką solidną. Po drodze minął przecież paru handlarzy proszkiem na insekty. Wystarczy ich zagadać…
Rozmyślania przerwał mu ogromny, blady osobnik w czarnej pelerynie, który jak z procy wyskoczył z ukrytej pod starymi szmatami podłużnej, drewnianej skrzyni. Z łopotem płaszcza runął na intruza, groźnie szczerząc lśniące kły i celując zakrzywionymi palcami w szyję. Sztygar ze zniecierpliwieniem pacnął natręta ręką w pierś, posyłając go ku ścianie. Ów bladolicy osobnik, skrzecząc ohydnie, wyrżnął głową w ścianę. Ten zaś z trzaskiem rozpadł się na pojedyncze deski i przepuścił do wnętrza pomieszczenia snop słonecznego światła. W jednej chwili skrzek się urwał, a lekki wietrzyk pracowicie rozprowadził po bożym świecie garstkę prochu, bezradnie szarpiąc się z pustym płaszczem…
– I okien nie lubią… – mruknął zdezorientowany sztygar i wznowił marsz. Tym razem jego myśli, starannie omijające problem spopielanych przez słońce osób, zaprzątnięte były próbą ustalenia, jak też ta śliczna dziewczyna, do której idzie z wizytą, wydostawała się z domu? Przecież z takiej klatki schodowej praktycznie nie dawało się korzystać. To oczywiście tłumaczy brud i rozzuchwalone robactwo, ale jeśli nie korzystają ze schodów, to jak wychodzą na dwór? Może mają gdzieś obok drugą klatkę schodową? Albo po prostu złażą po linie? W pewnym momencie pomyślał, że nic go już nie zdziwi. I że nie obchodzi go, w jaki sposób dziewczyna wychodzi z domu. Ważne, że w ogóle wychodzi.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Władca Pierścieni – Zagubiony Fragment
— Jarosław Loretz

Taka była balanga…
— Jarosław Loretz

31 nieszczęścia
— Jarosław Loretz

Na gwiezdnym szlaku
— Jarosław Loretz

Kara
— Jarosław Loretz

Wzgórza
— Jarosław Loretz

Miodek
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.