Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Dobrzy, źli ludzie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułDobrzy, źli ludzie
Opis"Dobrzy, źli ludzie" to nie tylko fanfiction gwiezdnowojenne. To także znakomite niezależne opowiadanie science fiction i świetny tekst antywojeny, nagrodzony w 1999 roku nagrodą Elektrybałta.
Gatunekfanfiction, SF

Dobrzy, źli ludzie

Grzegorz Wiśniewski
« 1 11 12 13 14 15 18 »

Grzegorz Wiśniewski

Dobrzy, źli ludzie

Danckse i jego towarzysz z marsowymi minami odeszli w kierunku grupy jedzących śniadanie żołnierzy, pozostawiając Keitha sam na sam z Martine. Nie zwróciła na niego w ogóle uwagi, jakby wcale go nie było. Kończyła właśnie swoją kanapkę jedząc małymi, wykwintnymi kęsami. Ktoś opatrzył jej ramię, w miejscu poprzedniego skrawka materiału wyrósł gruby bąbel białego opatrunku natryskowego. Galvin nawet nie próbował się do niej odzywać, wyczuwając nadal barierę pogardy, którą rozwinęła wokół siebie. Po prostu patrzył na nią przez kilka długich minut, ale nie zdołał naruszyć jej panowania nad sobą. Sprawiała wrażenie całkowicie oderwanej od rzeczywistości. Keith pokręcił delikatnie głową i odwrócił się przymykając oczy. Martine Daarenis, ona...
Godzinę później stał już na brzegu leśnej rzeki i z niepokojem rozglądał się wokół. To, co na mapach i zdjęciach kapitana wyglądało na niewinny strumyk, okazało się nie byle jaką przeszkodą. Koryto nie było wprawdzie głębokie i nurt niezbyt rwący, ale przeciwległy brzeg był podmytą lessową ścianą o prawie dziesięciu metrach wysokości i niemałym nachyleniu. W dodatku ciągnął się na sporym odcinku rzeki. Z miejsca w którym stali Galvin nie mógł dostrzec kresu tego stoku, z obu stron ginął on za zakrętami. Pokonanie tej przeszkody było trudne i musiało zabrać dużo czasu kolumnie obładowanych plecakami ludzi.
- Cholera - rzucił krótko. Danckse i ten drugi, Brandt, spojrzeli na niego z zastanowieniem. - Jeden z was wróci do grupy i zawiadomi kapitana o tym.
- Ja pójdę - oświadczył Brandt, a Danckse nie zaprotestował. Galvin przytaknął ruchem głowy, więc bez zwłoki szturmowiec zniknął w zaroślach.
- Co dalej? - zapytał Danckse podchodząc do skraju rzeki i omywając sobie twarz wodą.
- Widzisz tę kępę paproci? Tam na skarpie?
- Tę na samym skraju ?
- Wdrapiesz się tam i przygotujesz stanowisko. Jak coś pójdzie nie tak, przy przeprawie, będziesz wiedział co robić.
- Co może iść nie tak?
- Jeśli pojawią się rebelianci - wszystko.
Danckse mruknął coś do siebie, ale wszedł w wodę i przedostał się na drugi brzeg. Galvin w milczeniu obserwował jego wspinaczkę, co chwila akcentowaną przekleństwami, i układanie się w cieniu paproci. Potem podszedł do brzegu i usiadł odkładając karabin. Napełnił manierkę i poczekał, aż jej filtry usuną muł z wody. Potem upił łyk i z żalem wrócił pod osłonę zarośli na brzegu.
Clifton nadciągnął zgodnie z obietnicą po upływie następnej godziny. Ostrzeżony przez Brandta zostawił kolumnę o kilkanaście metrów od rzeki i podszedł w towarzystwie Stacy′ego i jeszcze jednego żołnierza.
- To rzeczywiście tak wygląda? - zapytał stając obok Galvina, który zerwał się na nogi.
- Obawiam się, że tak - oświadczył spokojnie Keith. - Przekraczać to w ciągu dnia to ryzyko. Tędy mogą latać patrole. Lepiej zaczekajmy do nocy.
Clifton chwilę rozglądał się po przeciwległym brzegu, po czym wyciągnął jedną z map i zdjęcia satelitarne.
- Ta skarpa ciągnie się na długości paru mil - oświadczył chwilę potem. - Akurat znajdujemy się gdzieś po środku, obejście tego zajmie nam cały dzień, a czasu na to nie mamy. Ile może zająć przeprawa tędy? - wskazał drugi brzeg.
- A ilu mamy ludzi?
- Około trzydziestu. Przeważnie obarczonych plecakami.
- W takim razie do godziny, może trochę więcej - odparł Galvin z namysłem. - Nie mamy lin, a ta ściana jest bardzo miękka. Wspiąć się po niej z obciążeniem jest raczej niemożliwe. Spróbujmy tam dalej, tam, gdzie widać tyle wymytych korzeni. Powinno być łatwiej, ale nie za łatwo.
- Sir, w tym wypadku zgodziłbym się z Galvinem - oświadczył Stacy. - To może być ryzykowne.
- Nie możemy czekać do nocy - pokręcił głową Clifton. - Być może już jesteśmy spóźnieni.
- Spóźnieni? - zapytał zdezorientowany Galvin. - Dokąd spóźnieni? To chyba właściwa chwila, aby powiedzieć nam, dokąd właściwie zmierzamy.
- Jakieś dwie mile za tą skarpą znajduje się obóz szkoleniowy 2 Specjalnej Grupy Uderzeniowej - oświadczył kapitan, zakreślając palcem kółko w jednym z regionów mapy. - Jest opuszczony, bo 2 Uderzeniową przerzucono pół roku temu na Mytus 7. Pełno tam sprzętu, broni i wszelkiego rodzaju dobra, bo Sztab planował przeszkolenie tam jeszcze kilku innych oddziałów. Prawdopodobnie jest tam ukryty wahadłowiec ewakuacyjny.
- Brzmi wspaniale - mruknął bez przekonania Galvin, - ale nie dajmy się ponieść entuzjazmowi. Co pan miał na myśli mówiąc, że może być już za późno?
- Mogła tam dotrzeć jakaś inna grupa - stwierdził kapitan, chowając mapy. - Informacje o tym ośrodku posiadał wprawdzie tylko Sztab, ale mogły być przecieki. Jak ten, dzięki któremu ja się dowiedziałem. Oczekiwanie może nas drogo kosztować.
- Jeśli jest tam tyle dobra, to po co niesiemy tyle żarcia ze sobą? - zapytał nagle Keith. - Bez tych plecaków przeprawa zabierze nam najwyżej kwadrans.
- Musimy je mieć. W obozie nie ma żadnych zapasów żywności. Uczono tam także sztuki przetrwania w obcym terenie, polowań, zastawiania sideł. Takich tam rzeczy. Zapotrzebowanie na żywność pokrywały niestety cotygodniowe transporty.
Galvin pokręcił głową.
- Głosuję za oczekiwaniem.
Stacy spojrzał na skarpę.
- Mniej niż godzinę, Galvin? - zapytał - Po tych korzeniach nawet szybciej?
- Stacy, nie jestem pewien ...
Sierżant nie słuchał już dalej.
- Jestem za przeprawą.
- Dobrze - rzucił z zadowoleniem Clifton. - Galvin, rozstaw się ze swoimi ludźmi. Zaczynamy za kwadrans.
Keith odprowadził oficera wzrokiem i zaklął w myślach. Pakowali się w kłopoty, czuł to. W cholerne kłopoty.
Rozkazał Brandtowi zajęcie pozycji na skarpie po drugiej stronie zakrętu, tak, aby mógł widzieć spory kawałek dolnego biegu rzeki. Sam stanął na płaskim brzegu pod osłoną krzaków, w wyczekującej postawie i z bronią gotową do strzału. Naprawdę mu się to nie podobało. Przekraczanie w dzień koryta rzeki, którego z dużym prawdopodobieństwem mogły używać powietrzne patrole, to było zbędne ryzyko. Zwłaszcza jeśli wierzyć temu, co Clifton powiedział o ukrytym obozie.
Czoło kolumny obładowanych plecakami postaci wynurzyło się z pomiędzy nadbrzeżnych zarośli i przeprawiło pod skarpę. Dwóch żołnierzy rozpoczęło wspinaczkę, ale po chwili obaj stoczyli się ze swoimi plecakami w nurt. Następny ochotnik spróbował bez plecaka, za to z kawałkiem włochatego pnącza. Udało mu się i po paru minutach kolejni żołnierze zaczęli się wspinać.
Galvin obserwował to wszystko z rosnącym niepokojem. To wszystko szło zbyt wolno.
Na brzegu pokazała się postać Martine, strzeżonej przez dwóch innych żołnierzy. Z pewnością zauważyła Galvina, stojącego zaledwie parę metrów dalej, ale nie dała niczego po sobie poznać. Z gracją weszła do sięgającej kolan wody i zatrzymała się na chwilę spłukując twarz. Potrząsnęła energicznie głową, po czym płynnym ruchem odgarnęła włosy z czoła. Wyglądała na zupełnie nie zmienioną, jakby rzeczywiście wydarzenia nie pozostawiały na niej żadnego śladu.
Za nią na brzegu pojawił się Clifton. Spojrzenia jego i Keitha spotkały się, a potem kapitan zerknął na dziewczynę. Galvin wolał się odwrócić, choć tak na dobrą sprawę nie wiedział dlaczego. Pokręcił głową i uniósł do ust odpiętą manierkę.
Nie zdążył zrobić nawet jednego łyku. Z lewej strony nadbiegł szum, który szybko podniósł się do ryku pracujących silników. Galvin wypuszczając manierkę i unosząc karabin dostrzegł jeszcze Brandta, dającego rozpaczliwe znaki ze swojego stanowiska, kiedy zza zasłaniających zakręt drzew wyskoczyły trzy gravskutery osłaniające dwa transportery.
- Kryć się! - krzyknął do zaskoczonych towarzyszy przykładając oko do celownika i łapiąc w niego sylwetkę pierwszego przeciwnika. Rebelianckie maszyny dostrzegły już jednak co się dzieje i rozluźniły szyk, zwolniły i zaczęły zawracać. Jeden z transporterów zawisł nad rzeką wyrzucając desant na skarpę, drugi obniżył się opuszczając żołnierzy na linach wprost na dno wąwozu. To naprawdę wyglądało źle.
Galvin stracił cel z oczu, a widząc tyralierę przeciwników padł na piach opierając karabin o leżącą grubą gałąź. Obejrzał się. Większość szturmowców gnała do lasu, pozostawiwszy na ścianie skarpy paru kolegów osłanianych przez jednego straceńca leżącego w wodzie, osłoniętego górą porzuconych plecaków. Clifton krzyczał coś do nich wymachując bronią, ale nikt nie wydawał się być zainteresowany słuchaniem go. Niespodziewanie najbliższy transporter skierował się za uciekającymi żołnierzami Imperium. Zawarczały granatniki i woda spieniła się tryskając burymi słupami w górę. Podmuch dosięgnął dwóch szturmowców przewracając ich z impetem. Ze stanowiska na grzbiecie transportera zaczęło kropić szybkostrzelne działko, po chwili przyłączył się do tej kanonady drugi transporter i atakujący tyralierą rebelianci. Dziesiątki ładunków zawyły w powietrzu, rozległ się trzask pękających od trafień pni i szelest ścinanych gałęzi przeplatany jękami rannych.
« 1 11 12 13 14 15 18 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.