Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Dobrzy, źli ludzie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułDobrzy, źli ludzie
Opis"Dobrzy, źli ludzie" to nie tylko fanfiction gwiezdnowojenne. To także znakomite niezależne opowiadanie science fiction i świetny tekst antywojeny, nagrodzony w 1999 roku nagrodą Elektrybałta.
Gatunekfanfiction, SF

Dobrzy, źli ludzie

Grzegorz Wiśniewski
« 1 12 13 14 15 16 18 »

Grzegorz Wiśniewski

Dobrzy, źli ludzie

Galvin zaciskając zęby wrócił okiem do celownika. Pierwszy transporter nie zdążył przyspieszyć, Keith ściął operatora działka, tak, że tamten zapadł się do wnętrza pojazdu. Chwilę później poderwał się i dał szczupaka w bok, o włos unikając odłamków granatu. Wytrząsając piach z włosów uskoczył pod osłonę drzew i ogarnął rzekę spojrzeniem. Ci, których atak zastał wspinających się zostali zmasakrowani, podobnie jak szturmowiec ich osłaniający. Stanowisko Brandta tryskało jednostajnie jęzorami płonącego napalmu, odzywała się natomiast broń Danckse′a i tych, którzy zdołali wcześniej dostać się na skarpę. Rebelianci nacierali na nich wspierani ogniem obu transporterów i trzech uwijających się wokół gravskuterów. Przy takim oporze musieli zwyciężyć.
Galvin chciał odskoczyć w gąszcz, ale zahaczył wzrokiem nieruchome ciało, leżące na wpół w wodzie. Poznał je po szarym mundurze.
Martine, zabłysła myśl. Nie zastanawiając się długo przerzucił karabin przez plecy i wystartował w kierunku dziewczyny, dopadając jej w kilku skokach. Nie tracąc czasu na oględziny, świadom trwającej wokół walki przerzucił ją przez ramię i przeniósł pod osłonę zarośli. Żyje, stwierdził po chwili badając puls na szyi.
- Galvin, rusz się, kurwa! - krzyknął na niego Clifton pojawiając się nagle obok. - Kontratakujemy wzdłuż brzegu. Nie siedź tak! - zerknął na kogoś za plecami, na niskiego, ciemnowłosego podoficera, po czym dodał rozkazująco - Weź ze sobą kilku ludzi i obejdź ich od lewego brzegu. Stacy próbuje dostać się na skarpę. My postaramy się ich zepchnąć, ale do ciebie i Stacy′ego należy cała robota. Dalej!
Podrywając się na nogi Keith stracił z oczu twarz nieprzytomnej Martine. Przez duszę przemknęło mu uczucie pustki, niczym spopielająca wszystko fala płomieni. Poczucie rzeczywistości przywrócił mu dopiero Clifton, popychając ku grupie biegnących w kierunku brzegu szturmowców. Jeden z nich wymachiwał długą rurą granatnika.
- Idziecie ze mną - rzucił Keith nieznoszącym sprzeciwu głosem. - Tędy - wskazał kierunek, z którego dobiegało dudnienie silników transportera. Opodal detonowała seria pocisków wyrzucając w powietrze chmurę ziemi i strzępów. Galvin osłonił twarz dłonią i ruszył ponaglając gestem nowych podkomendnych. Rozwinęli się w krótką tyralierę i zanurzyli w obszar wysokich, gęstych krzewów kierując się łukiem ku rzece. Kolejna eksplozja podniosła opodal wielkie płaty nadpalonej ściółki, bok jakiejś wysokiej sosny zapalił się gwałtownie.
Kiedy przeskakiwali od jednej kępy do następnej, z przeciwka wynurzył się luźny szpaler zmierzających do przeciwnatarcia rebeliantów. Obie grupy, zaskoczone tym spotkaniem, po sekundowym wahaniu zwarły się w walce wręcz. Galvin niemal zderzył się z wysokim, rudym oficerem w mundurze piechoty planetarnej. Wypuścił karabin z dłoni łapiąc tamtego jedną dłonią za gardło, a drugą blokując zadane z dołu pchnięcie nożem. Przez chwilę obaj patrzeli sobie w oczy napierając na siebie, tak, że Galvin mógł dostrzec w oczach tamtego odbicie swoich własnych. Trwało to jednak tylko moment, bowiem nagle Keith szarpnął całym ciałem wytrącając przeciwnika z równowagi, po czym pociągnął go za szyję wbijając kciuk między kostki dłoni trzymającej nóż. Tamten padł ze zgrabnym obrotem na ziemię i zdążył tylko westchnąć nim w błyskawicznym, dwukrotnym ciosie ostrze pogrążyło się w jego krtani. Galvin odskoczył natychmiast wstecz, chwytając porzucony karabin. Rebelianta wznoszącego obok do ciosu kolbę swojego miotacza snop energii musnął w głowę i odrzucił gdzieś w gąszcz. Następny przeciwnik zdążył krzyknąć nim dwa trafienia ugrzęzły w jego barku i boku. Galvin nie celując przeleciał ciągłym strzałem po zaroślach przed sobą, ścinając mnóstwo gałęzi i wyrzucając w powietrze kurtynę popalonych liści. Rebelianci cofnęli się, a potem rzucili do ucieczki. Szybko przeładował podbiegając do najbliższego ze swoich ludzi, szturmowca klęczącego na ciele pokonanego rebelianta. Gestem nakazał mu uważać i rozejrzał się po pozostałych. Dwóch z nich najwyraźniej przegrało, nie podnieśli się już. Pozostali czterej ocaleli. Galvin zignorował ich przerażone spojrzenia kierowane na martwych kolegów, prędkość zmian sytuacji przyprawiła ich o szok. Czytelnym gestem nakazał im marsz naprzód, w stronę rzeki i odgłosów zajadłej walki.
Pięćdziesiąt metrów dalej rebelianci znów zaatakowali. Wśród tyraliery zakwitły nagle wybuchy granatów, miotanych zza zasłony drzew. Żołnierz niosący granatnik w mgnieniu oka oklapł, kiedy owionęła go chmura odłamków. Opadł na ziemię jak marionetka, której podcięto sznurki. Idący po prawej jego kolega zawył kuląc się i chwytając za poszarpane kolana. Zręczne natarcie rebeliantów załamało się jednak w ogniu karabinów pozostałych szturmowców. Galvin mimo ciągłego ostrzału doczołgał się do granatnika, nadal tkwiącego w rękach zabitego i użył go, rozpętując ogniste piekło na kierunku, w którym rebelianci ponownie się wycofali.
- Dalej! - krzyknął do podległych sobie niedobitków i zerwał się na nogi unosząc granatnik. Wpadł z impetem w zarośla z karabinem dyndającym na plecach i z bojową furią w oczach. Nie widział, czy inni poszli za nim, mało go to obchodziło. Szarżował po raz pierwszy w życiu, z pustką w sercu i w oczach. Blady, z dłońmi czerwonymi od krwi, w brudnym mundurze wyglądał jak jakiś duch i tak też się czuł. Z boku wypadł na niego rebeliant unosząc broń, Galvin nie zatrzymując się uderzył go w skroń grubą lufą granatnika odrzucając z powrotem w zarośla. Wypadł na brzeg rzeki, tuż za linią rebelianckiej tyraliery i rozejrzał się wokół. Na plażę, parę metrów dalej, wyskoczyło dwóch przeciwników. Dostrzegli go kiedy wycelował do nich z granatnika. Eksplozja zmiotła ich w ułamku sekundy. Następnie Galvin skierował swoją uwagę na transporter, unoszący się kilkadziesiąt metrów dalej, nad lustrem wody. Operator działka na kadłubie też go zauważył i z grymasem przerażenia na twarzy szarpnął lufę swej broni w jego kierunku. W tej samej sekundzie jednak granat z broni Keitha przebił cienką burtę pojazdu, jakby była zrobiona z papieru i detonował wewnątrz rozrywając maszynę na strzępy w chmurze jaskrawożółtych płomieni.
Spadając w wodę kawałki maszyny syczały, stygnąc w gejzerach bąbli i pary, wiele runęło na głowy rebelianckich żołnierzy nadal nacierających wzdłuż koryta rzeki. Podmuch gorącego powietrza przewrócił Galvina z taką siłą, że zaparło mu dech. Świadom bliskości wroga wyprostował się na siedząco, kierując lufę granatnika w prawo, na zaczynających się orientować w sytuacji żołnierzy tyraliery. Fala chłodu spłynęła mu wzdłuż kręgosłupa, gdy dotarł do niego suchy szczęk spustu oznajmiający koniec amunicji. Po twarzy przemknął mu cień zawracającego drugiego transportera, którego strzelec już szukał go lufą działka. Na skraju skarpy po drugiej stronie rzeczki zaroiła się grupa rebeliantów wypatrując go na tle lasu. Odbezpieczali karabiny i regulowali celowniki. Galvin odrzucił pusty granatnik i na czworakach rzucił się pod osłonę drzew. Ściągnął z pleców karabin. Koło uszu bzyknęły mu pierwsze ładunki wystrzelone tym razem jeszcze na ślepo. Keith rozejrzał się w poszukiwaniu swoich ludzi, ale nigdzie nie było ich widać. Był odcięty.
Niespodziewanie jego uwagę zwrócił huk eksplozji, który dobiegł znad rzeki. Jeden z atakujących szturmowców musiał odpalić kierowaną rakietę do transportera i fragmentujący ładunek oderwał część sterów aerodynamicznych i antygrawitatorów, na których maszyna się unosiła. Kadłub został rozszarpany jakby zrobiono go z cienkiej blachy, a z przedziału napędowego buchnął welon ciemnego dymu. Pojazd kręcąc się opadł z chrzęstem na pochyłe zbocze skarpy i zamarł tam, rzężąc coraz ciszej silnikami. Z wnętrza wyskoczyło dwóch członków załogi i rzuciło się do ucieczki w las, porastający brzeg. W tym samym momencie kanonada nasiliła się, a po chwili dołączył do niej ryk nacierających szturmowców. Ze swojego stanowiska Galvin dostrzegł rebeliantów strzelających ze skarpy. Wymierzył do najbardziej wysuniętego strącając go trafieniem w dół, a pozostałych zmuszając do wtulenia w ziemię i przerwania ostrzału. Chwilę później rebelianci zaczęli uciekać. Najpierw jeden, potem dwóch, a kilka sekund później reszta. Runęli ławą w kierunku, z którego przylecieli, biegnąc po kolana w wodzie, rozbryzgując ją w wysokich fontannach. Nikt z nich nie pozostał, by osłaniać tą ucieczkę i w mgnieniu oka strzelcy wyborowi szturmowców zaczęli ich masakrować. Galvin także wynurzył się z ukrycia, rażąc długimi seriami doskonale widocznego przeciwnika, a wkrótce dołączyli do niego jeszcze dwaj jego ludzie zamieniając odwrót w prawdziwą rzeźnię. Ledwie jeden czy dwaj rebelianci zdołali dotrzeć do linii drzew, za sobą pozostawili kilkanaście ciał swoich kolegów, na brzegu albo w wodzie.
« 1 12 13 14 15 16 18 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.