Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paweł Lach
‹Pierwszy dzień zimy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaweł Lach
TytułPierwszy dzień zimy
OpisUrodzony w orwellowskim roku 1984. Mieszka i pracuje w Oświęcimiu, gdzie angażuje się w działalność lokalnego Klubu Fantastyki. Debiutował w 2009 roku na łamach „Magazynu Fantastycznego”. Od tamtej pory opublikował kilkanaście opowiadań, m.in. w Fantastyce Wydaniu Specjalnym, Esensji, Creatio Fantastica, Fahrenheicie i antologiach. Bez opamiętania zasłuchany w muzyce – od amerykańskiego folku po death metal – co znajduje swój upust we współpracy publicystycznej i recenzenckiej z paroma portalami muzycznymi.
Gatunekgroza / horror

Pierwszy dzień zimy

« 1 2 3 4 5 »

Paweł Lach

Pierwszy dzień zimy

Wkrótce dwójka ciał poruszała się miarowo pod szerokim pledem, grzejąc się wzajemnie w chłodny czas końca jesieni. Nerwowo, zachłannie cieszyli się sobą, wiedząc, że nie zdarza się to tak często, jakby chcieli. Słychać było ich niespokojne oddechy. Czasem świetlny refleks położył się na nagiej skórze jednego z nich, wydobywając biel z wszechwładnego mroku.
Na chwilę, gdy dwa światy znalazły się tak blisko siebie, wszystko miało sens. Ale potem, gdy zmęczeni leżeli obok siebie, gdy Marta położyła głowę na piersi Erharda, a on czuł zapach jej włosów, niepokój dopadł ich tak samo szybko, jak wcześniej pożądanie.
– Musisz stąd uciekać – wyszeptała.
– Uciekać? Co ty mówisz… Teraz, gdy zbliża się zima?
– Zwłaszcza teraz. Już dawno powinnam cię ostrzec.
– Przed czym?
– Nie jesteś tu bezpieczny.
– Myślisz o swym mężu? – Erhard oddychał niespokojnie. – Przecież niczego się nie domyśla. Podobnie jak reszta.
– Nie, nie mówię o nim.
– Czego zatem miałbym się bać?
Nie chciała powiedzieć. Może zabrakło jej właściwych słów? Są rzeczy na świecie, które tak trudno nazwać. Są sprawy, które powinny być zakryte, nie mieć w ogóle imienia, nie istnieć. Erhard nie chciał słuchać o tym, że powinien się stąd wynosić. Każde miejsce ma swoje opowieści. W każdym rodzi się strach.
– Jutro pójdę do Wesny – powiedział, tuląc dziewczynę mocniej. – Dowiem się wszystkiego.
– Proszę… Nie idź tam. Gdy nadchodzi pierwszy dzień zimy… – Dziewczyna podniosła się nieco, wspierając się na łokciach, i patrzyła teraz przed siebie, odwrócona do Erharda plecami. – W pierwszy dzień zimy zawsze ktoś ginie. Przepada bez wieści. Tak było zawsze… Nie wiem dlaczego. To chyba te istoty. To one. Też je widziałam. Przybywają z końcem jesieni. Potem odchodzą, gdy nastaje zima. Ale zawsze ktoś znika wraz z nimi. Zawsze… – Zamilkła, a potem opatuliła się kocem. – Jestem tutaj obca. Nieważne, że mieszkam w osadzie osiem lat. Przybyłam zza gór. Nie traktowali mnie nigdy w pełni jak swojej. Strach mnie dopada każdej jesieni, Erhardzie. Tu dzieje się coś, czego nie potrafię wytłumaczyć. Boję się od dzieci, nie o siebie. A teraz…
– Dlaczego mi o tym nie mówiłaś?
– Bałam się, że odejdziesz.
– Teraz mnie jednak do tego namawiasz…
– Wolę byś wyruszył ponownie w drogę, niż… Zawsze jest nadzieja, że jeszcze kiedyś powrócisz. Tomasz nie jest już młody. A gdy zostaniesz…
– Wracaj do łóżka – szepnął, całując ją w czoło. – Żona powinna być przy mężu. Wracaj… Może się w każdej chwili obudzić. Nie chciałabyś chyba, żeby mnie zabił? Albo żebym ja musiał zabić jego?
Jego słowa zabrzmiały tak poważnie. Marta nie powiedziała już nic, rozpłynęła się w mroku, zostawiając tylko zapach rozgrzanego ciała. Dwa światy na nowo stały się dla siebie dalekie.
Erhard czuł zmęczenie. Powieki stały się ciężkie. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że od jakiegoś czasu nie dało się słyszeć głośnego chrapania.
• • •
Sen przyszedł, ale nie dał wytchnienia. Ktoś się zbliżał, brnąc przez mgły. Nie było słychać skrzypienia śniegu. Mroczna postać przystanęła pod rozłożystym drzewem.
To nie był człowiek, raczej widziadło. Śnieg wirował wokół. Długie, czarne palce wyciągały się do przodu, szukając czegoś, jakby po omacku.
Erhard spojrzał na swoją pierś. Był nagi od pasa w górę. Na szyi zawieszoną miał ludzką piszczel, białą jak śnieg, wypolerowaną. Chwycił ją w palce. Na skórze ktoś wyrysował mu symbole, których znaczenia nie potrafił rozpoznać.
Postać w czerni przybliżyła się. Długie palce zacisnęły się na ludzkiej kości.
• • •
Na początku wiosny Erhard przemierzał góry, szukając jakiegoś zajęcia, a może i miejsca, by osiąść na dłużej. Nie wiedział, jaka będzie jego przyszłość. Nie planował jej. Martwił się tylko tym, co dzisiaj i szczątkowo tym, co nastanie jutro. Reszta była zagadką.
Rzeki z końcem marca wezbrały po obfitującej w śnieg zimie i zalały wiele znanych szlaków. Któregoś dnia, zgubiwszy drogę, Erhard spostrzegł na dnie doliny otoczoną lasami osadę. Światełka migoczące w oknach przyciągnęły jego uwagę i prowadziły, gdy schodził stromą granią.
Został we wsi na noc u Jeremiasza, który był kowalem i bezdzietnym wdowcem o łagodnym usposobieniu. W tej gościnie minął mu kolejny dzień, bo ulewne deszcze nie przestawały nawiedzać gór. Erhard chciał zapłacić kowalowi za nocleg i jedzenie, ale gospodarz uparł się, że zwyczaj nakazuje przyjąć zbłąkanego w górach wędrowca i nie żądać nic w zamian. Uszanował zatem życzenie kowala, pomagając mu jednak przy pracy, żeby przynajmniej w ten sposób się odwdzięczyć.
Trzeciego dnia, gdy pogoda zaczęła się poprawiać i wszystko wskazywało na to, że wkrótce będzie można wyruszyć, Erhard spostrzegł na placu rudowłosą dziewczynę. Szła przez wieś, niosąc pod pachą gęś. Deszcz, padający z mniejszą niż dotychczas siłą, zraszał jej sukienkę, której fałd trzymało się dwóch małych chłopców, zapewne bliźniaków, bo podobni byli do siebie jak dwie krople wody. Dziewczyna spojrzała na Erharda, gdy ten przystanął w drzwiach domu. Trwało to chwilę, ale ich spojrzenia spotkały się.
Może to właśnie wtedy zrodziła się w nim ochota, by zostać na dłużej? A może po prostu urzekł go spokój okolicy? Czas trwał tutaj w miejscu. Wszystko było uśpione, tak różne od tego, czego dotąd doświadczył.
Kowal zaprowadził Erharda do domu starej Wesny, która mieszkała w chacie wysuniętej najdalej na północ. Siwe włosy kobiety sięgały podłogi, a oczy przez starość pokryły się bielmem. Jeremiasz uprzedził przybysza, że Wesna ma decydujący głos we wszystkich sprawach. Mieszkańcy radzili się jej w kwestii siewów, wychowywania dzieci i odczytywania znaków. A Erhard zapytał ją, czy może zostać w okolicy na dłużej.
Wesna, oddychając głęboko i uśmiechając się tajemniczo, pozwoliła na to. Nie musiała nawet powiedzieć słowa. Wystarczyło skinienie głowy.
Gdy tylko deszcze ustały, Erhard zaczął budować własny dom, z dala od wsi, tuż pod lasem. Był to wybór świadomy. Niedaleko, trochę bliżej osady, znajdowało się gospodarstwo pewnego cieśli. Jego żoną była Marta, dziewczyna, którą Erhard ujrzał po raz pierwszy na placu. Odwiedzał zatem od czasu do czasu Tomasza, szukając u niego pomocy przy wznoszeniu domu. Z każdą wizytą dziewczyna patrzyła na gościa śmielej. Wkrótce Erhard zdał sobie sprawę, że on też nie jest jej obojętny. Musieli tylko uważać, by Tomasz niczego się nie domyślił.
Mijały dni, tygodnie i miesiące. W pewnym momencie Erhard przestał być nazywany we wsi „przybyszem” i stał się „sąsiadem”. Jednak kiedy jesień zaczęła chylić się ku końcowi, gdy pożółkłe liście gniły już wśród rozmokłej ziemi, a rankiem pojawiał się szron, mieszkańcy wsi stali się małomówni i rzadziej wychodzili ze swych domów. Rzadziej też zapraszali do siebie Erharda, jakby unikali jego towarzystwa. Tylko Tomasz był wyjątkiem. Marta również, co oczywiste. Ale i u niej dało się wyczuć jakiś niepokój. Nie mówili jednak o tym.
Wraz z nastaniem chłodu w lesie zapanowała cisza. Kiedy Erhard wychodził przed swój dom, uczucie niepokoju zaciskało się na jego szyi. Zdał sobie sprawę, że nie słyszy głosu ptaków. Las wydawał się martwy, nie tylko dlatego, że nadchodząca zima ogołociła go z liści.
Któregoś dnia, gdy mgła u zarania poranka nie była tak gęsta jak zwykle, Erhard dostrzegł cienie, które przesuwały się w szarej pomroce snujących się oparów. Kim były pokraczne postacie? Odważył się spytać o to ludzi, ale nikt nie odpowiedział. Wszyscy milczeli, jakby niektóre opowieści nie były jeszcze przeznaczone dla uszu każdego.
• • •
– Jesteś pewny, że chcesz rozmówić się z Wesną? – zapytał Tomasz, żegnając gościa na progu swego domu. Wielkie płatki śniegu opadały miarowo i sennie, pokrywając ścieżkę prowadzącą do wsi.
– Chyba nie mam wyjścia – odparł Erhard.
– To twoja decyzja.
– Boisz się, że usłyszę tam coś, czego nie powinienem?
Tomasz nie odpowiedział. Patrzył gdzieś w dal, marszcząc czoło i zaciskając spierzchnięte usta. Erhard czuł, że stary zbiera w sobie siły, by zadać w końcu pytanie, które miało odebrać im obu spokój.
– Powiedz mi jedno – odezwał się w końcu. – Czy zostałbyś tutaj… Czy zostałbyś, gdyby nie ona? A może wyruszyłbyś dalej przed siebie, gdybyś nie pokochał Marty?
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krucze opowieści
— Magdalena Kubasiewicz

Porażka Callidufelosa
— Paweł Lach

Czas Mrozów
— Paweł Lach

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.