WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Magdalena Kucenty |
Tytuł | S.E.N. |
Opis | Autorka debiutowała na papierze w Smokopolitanie (3/2015) opowiadaniem „Koziorożec i Smok”. Kolejny jej tekst ukazał się w pokonkursowej antologii „Echo zgasłego świata”. Miała też szczęście w konkursie „Dobro złem czyń” wydawnictwa Genius Creations – zbiór ukaże się latem. Dołożyć do tego niedawną obecność w Fahrenhecie („Co się stało z Mią Blue?”) i można rzec, że autorka panoszy się jak grypa. Dla równowagi, a może gwoli poetyckiej sprawiedliwości, w tym roku przeziębiła się już trzykrotnie, przez co ciągle odkłada pisanie książki na później. |
Gatunek | fantasy, SF |
S.E.N.Magdalena KucentyS.E.N.Ilustracja: Rafał Wokacz Rezultat – zero rekordów. Jakby uczennica nigdy nie istniała. Zmarszczył lekko brwi, przybliżył zdjęcie do twarzy, odcyfrował niewyraźne literki na trzymanej w dziecięcych dłoniach kartce. Wklepał na klawiaturze dotykowej imię i nazwisko dziewczynki. Po raz trzeci ujrzał czerwony komunikat. Zastanowił się. Powinien znać tę twarz z nagrań, jak wszystkie obecne na fotografii. A jednak nigdy jej nie widział. Została wymazana. – Cholera – burknął. Domyślał się, co to mogło oznaczać. Jeśli dziewczyna pracowała dla rządu, jej prawdziwe dane, tak jak Gornora, wykasowano z bazy centralnej. W tym momencie powinien odpuścić. Ewentualnie przekazać trop służbom wewnętrznym. I gdyby tylko nie zdecydował się podążać za przeczuciem, może by tak postąpił. Pamiętając, że poza ścisłym nadzorem jednostki w Protektoracie panował najzwyklejszy bałagan, indagator włączył przedpotopowy komputer. Wszak zdjęcie klasowe, które tyle razy oglądał, pochodziło z serwera szkolnego. Istniała więc szansa, że dane dziewczynki wciąż figurowały w tutejszych rejestrach. W ramach autoryzacji przejechał tatuażem po skanerze, następnie uderzył w stukające głośno klawisze. Tym razem po wprowadzeniu zapamiętanego nazwiska otrzymał kilka wyników. Przeczytał wszystko ze skupieniem, zapoznał się z imionami rodziców i dawnym miejscem zamieszkania uczennicy. Okulary wyświetliły dodatkową informację. Wychodziło na to, że matka dziewczyny wciąż przebywała pod wskazanym adresem. • • • W trzynaste urodziny Sen jeden jedyny raz zawiódł Keiri. Na początku to był całkiem miły dzień. W planie lekcyjnym widniał tylko blok nauk przyrodniczych, które dziewczyna bardzo lubiła, mimo że wiązały się z wyjściem na zewnątrz. Zresztą od śmierci Rufusa pozostałe dzieci lękliwie schodziły jej z drogi, więc szkoła stała się przyjemnością. I nawet słońce wydawało się przychylniej na nią spoglądać, nie szczypiąc już delikatnej skóry palącymi promieniami, a wprost przeciwnie – nadając jej zdrowszego kolorytu. Gdy rozbrzmiał ostatni dzwonek, Keirianna ze zdziwieniem ujrzała w bramie czekającą na nią mamę. Ubrana w pstrokatą, niezbyt gustowną sukienkę, z natapirowanymi włosami i ciemno zarysowanymi oczami wyglądała dziwnie, ale i tak lepiej niż przez większość czasu. Przynajmniej ubranie było nierozciągnięte, a makijaż nierozmazany. – Dobrze się czujesz, mamo? – Tak, córciu. – Urwiela uśmiechnęła się lekko. – Wyśmienicie. Ale dosyć o mnie, w końcu dzisiaj są twoje urodziny. Musimy to jakoś uczcić. Pamiętała, że poczuła wyrzuty sumienia, kiedy po usłyszeniu słów matki wcale się nie ucieszyła. – Uczcić? Jak? – spytała ostrożnie. – Pójdziemy na lody. – Aha – odparła bez entuzjazmu. Nie, żeby nie lubiła lodów, ale coś zwyczajnie było nie tak. Ruszyły, trzymając się za ręce. Obcasy Urwieli zastukały o chodnik, korony drzew ożyły trelem ptaków. W Szarzyźnie trwał akurat jeden z krótkich okresów letnich, więc wszystko wokół wydawało się niezwykle barwne – chmury pąsowiały w blasku słońca, trawa zieleniła się wokół. I gdyby tylko nie ten wiecznie obecny zapach dymu miasto można by nazwać urokliwym. W krótkim czasie dotarły na rynek. Ze względu na ładną pogodę miejsce aż pękało w szwach. Ludzie i duarowie przechadzali się między straganami, pary patrolujących okolicę strażników znaczyły tłum czarnymi plamami uniformów. – Poczekaj tutaj na mnie – poprosiła Urwiela, sadzając córkę przy fontannie. Po chwili przyniosła lody. Duże, kolorowe gałki w karbowanym rożku, do tego z posypką, a wszystko zalane grubą warstwą czekoladowego sosu. Keiri z radością powitała zimną słodycz na języku, zapominając zupełnie o wcześniejszym niepokoju. Łakocie w domu stanowiły rzadkość, więc dziewczynka musiała się powstrzymywać, by nie pochłonąć podarunku za szybko. Lody topiły się leniwie, wafelek chrupał między zębami. A im bliżej było końca, z tym większą ospałością jadła Keiri. Powieki zaciążyły jej, jakby były ulane z ołowiu. W końcu rożek wypadł z palców. Matka znowu chwyciła ją za rękę, zniknęła jednak gdzieś cała delikatność. Pociągnięcia stały się ostre i nerwowe, zebrani wokół ludzie zaczęli z nich drwić. Popychali Keiri, podstawiali jej nogi. Nazywali kupoludką. Czerwone, pulsujące wargi rozciągały się w groteskowych uśmiechach. Ogromne, lśniące wilgotnie ślepia przeszywały ją kpiącymi spojrzeniami. Słyszała głośny chichot, który z czasem przerodził się w rechotanie. Jakby osaczyło ją stado rozbawionych żab z wywiniętymi na wierzch jęzora i dużymi, białymi zębami. – Przykro mi, Keiri – głos matki rozbrzmiał w oddali – ale musimy z czegoś żyć. – Obudź się – wołał Sen. – Musisz uciekać. Ktoś szarpnął ją za ramię, potem za nogi. Za stopę. Z trudem zmusiła się, by otworzyć oczy. Wielobarwne kropki drżały w powietrzu, wywołując mdłości i atakując wzrok. Ropuszy śmiech wciąż wypełniał uszy. A gdy kolorowa plama rozwiała się niczym mgła na wietrze, Keiri otworzyła usta do krzyku. Jednak głos uwiązł jej w gardle. To co wzięła za rechot żab, w rzeczywistości okazało się ciężkim oddechem mężczyzny. Nieznajomego, który właśnie ściągał z jej stóp drugą skarpetkę. Czuła dotyk wilgotnych od potu rąk, słyszała narastające sapanie. Nie mogła się poruszyć, nie miała nawet sił, by zacząć wołać o pomoc. Lepka dłoń przesunęła się po jej łydce, powędrowała wzdłuż nogi. Twarde palce wsunęły się pod majtki. A jedyne, co dziewczynka zdołała zrobić, to wyszeptać: – Pomóż mi, Sen… Zabij go… proszę. Czerwona smuga naznaczyła powietrze, krew spłynęła po udzie. – Przepraszam, Keiri. On umrze… ale dopiero, gdy będzie po wszystkim. • • • Wyrobisko było bardzo stare, zbudowane jeszcze za czasów, gdy tymi ziemiami rządzili duarowie. Legenda głosiła, że powstało po wybraniu skał przez górników. Z czasem zaś przerodziło się w tętniącą życiem metropolię. Gor wiele słyszał o tym miejscu, choć nigdy wcześniej tutaj nie był. Dlatego zjeżdżając półotwartym szybem, z zaciekawieniem przyglądał się niezwykłemu miastu. Dno gigantycznej jaskini pokrywały obłe, wyryte w skale budowle; pomiędzy nimi wiła się sieć torowisk, po których z zawrotną prędkością przejeżdżały suwniki. Tymczasem sklepienie znaczyły pulsujące jednostajnie żyły jarzeniowe, zalewając grotę mlecznobiałą poświatą. Kanaliki splatały się w grubsze węzły, po czym niknęły w wydrążonych otworach; wewnątrz przelewała się półpłynna masa, lśniąca skradzionym słońcu blaskiem. Starożytni duarowie znali technikę wiązania światła. To właśnie dzięki niej w Wyrobisku dzień trwał nawet dłużej niż na powierzchni, acz przychodził z pewnym opóźnieniem. Tak naprawdę żyły jarzeniowe nigdy całkiem nie gasły, tylko w ciągu godzin nocnych znacznie traciły na mocy. |
Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Sałatka grecka (zawiera GMO)
— Beatrycze Nowicka
4/5