WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Jakub Ćwiek |
Tytuł | Heroldowie Joe Blacka |
Opis | Autor pisze o sobie: Rocznik 82. Na stałe mieszkający w Głuchołazach, studiuje Kulturoznawstwo w Katowicach. Tam też realizuje swe liczne pasje w Śląskim Klubie Fantastyki. Zapalony kinoman i miłośnik grozy w każdej (niemal) postaci. Nienawidzi parasoli (z wzajemnością) i średnio przepada za rowerami... W tym roku, nakładem Fabryki Słów ukaże się jego książka pt. „Kłamca”, gdzie podobnie jak w „Heroldach…” proponuje postmodernistyczną zabawę z mitami świata. |
Gatunek | groza / horror |
Heroldowie Joe BlackaJakub ĆwiekHeroldowie Joe BlackaNa prawo od wejścia, w rogu, wisiał sporych rozmiarów telewizor, który, zamocowany pod kątem trzydziestu stopni tuż pod sufitem, wyglądał jak pozostałość po jakimś pubie. Podobnie zresztą jak metalowe drzwi z kwadratowym wizjerem prowadzące do wnętrza chatki. Zza nich wyłonił się właśnie Konował, asekurując wielkiego jak dąb młodego drwala. – Nic mu nie będzie – powiedział, zauważywszy, że gospodyni bacznie się im przygląda. – To tylko… – Wiemy, co się stało, stary capie – odburknęła niewiasta. – Poza tym ten gamoń powiedział ci wszystko przez radio. Odwróciła się w stronę stojących w progu, nieco onieśmielonych wnętrzem, Crane’ów – Proszę, niech się państwo rozgoszczą. – Uśmiechnęła się ciepło do Matki, bądź też siedzącej na jej rękach Suzie. – Potrawka zaraz powinna być gotowa. – Nie chcielibyśmy sprawiać kło… – zaczął Ojciec, ale kobieta machnęła ręką. – Jaki to tam kłopot – odparła. – Goście to sama słodycz. Poczekała, aż wszyscy, łącznie z Konowałem i jego pacjentem, rozsiądą się wygodnie w „saloniku”, (upewniła się też, czy lekarz nie popełnił żadnej gafy przy prezentacji drwala), po czym skrzętnie zabrała się do pracy. Po chwili posiłek nęcąc przepięknym zapachem znalazł się na ławie w glinianym półmisku. Woń potrawki była tak niezwykła, że cała rodzina Crane’ów z niecierpliwością czekała, aż gospodyni rozłoży talerze i usiądzie wreszcie na zwolnionym przez Konowała fotelu. Staruszek podsunął sobie krzesło i mogli zabrać się do jedzenia. • • • – A znacie to? – zapytał młody drwal. Właściwie, ze względu na pełne usta, zdanie brzmiało raczej jak: „A żnaczie tfo?”, ale nikt nie miał problemów ze zrozumieniem, tym bardziej, że w trakcie trwania posiłku brodacz zdążył zadać je już kilkanaście razy. Z resztą dowcipu odczekał, aż do przełknięcia ostatniego kęsa. – Co to jest: czterdziestu ludzi w mini morrisie? – Dał obowiązkowe trzydzieści sekund na odpowiedź, a potem wyjaśnił: – Autokar wycieczkowy z Glasgow. Wszyscy zebrani (za wyjątkiem Suzie) wybuchnęli śmiechem, choć Stewart każdy z opowiadanych przez drwala dowcipów słyszał już przynajmniej po pięćdziesiąt razy. Zwykle opowiadał je Ojciec podczas rodzinnych kolacji. Mimo to nikt jakoś nie miał sumienia przerywać brodaczowi, więc każdy cierpliwie szczerzył zęby w uśmiechach i czekał, aż wyczerpie mu się repertuar. Zbiegło się to mniej więcej z chwilą podania na stół szarlotki, na której widok ślinianki drwala ostro zabrały się do pracy. Moment ten błyskawicznie wykorzystał Konował. – A co się tam właściwie wydarzyło na drodze? – zapytał. – Co spowodowało wasz wypadek? Nie dostrzegłem tam żadnych kałuż, ani leżących na drodze konarów. Wiewiórka wybiegła? A może coś większego? Ojciec pokręcił głową. – Właściwie – stwierdził – to nawet zabawna historia, prawda kochanie? Ostatnie słowa skierował do siedzącej obok żony, która skinęła głową i dalej usiłowała wcisnąć kawałek mięsa pomiędzy zaciśnięte zęby córki. Ojciec nalał sobie herbaty. –Wszystko zaczęło się od książki Stewarta… – zaczął. Gdzieś tak w połowie opowiadanej historii zorientował się, że to, co jemu wydało się zabawne, wcale nowych znajomych nie śmieszy. Wręcz przeciwnie, siedzieli oni teraz z pełnymi skupienia minami, wszyscy wyprostowani, jak dzieci na ogniskach, gdzie opowiadane są historie o duchach. Gdy wspomniał o praczce, gospodyni przeprosiła wszystkich na moment i wyszła do drugiego pomieszczenia. Jej twarz wydała się Ojcu blada, jakby trupia. – I wtedy właśnie zobaczyliśmy pana – zakończył swą historię. – Resztę już pan zna. Stewart przez chwilę miał taką minę, jakby koniecznie chciał uzupełnić wypowiedź Ojca, ale po głębszym zastanowieniu, postanowił milczeć. Konował i drwal popatrzyli po sobie. Młodszy mężczyzna wzruszył ramionami. Lekarz westchnął. – Myślę, że będziecie państwo potrzebować pomocy hm… mechanika. – powiedział, drapiąc się po głowie. – Znam nawet jednego takiego. Zaraz spróbuję się z nim skontaktować. Wstał i podszedł do radia. Przez chwilę wywoływał kogoś, aż w końcu z pomiędzy szumów rozległ się cichy głos w dziwnym, kojarzącym się Ojcu z bułgarskim, języku. Rozmawiali przez chwilę, a potem Konował odwiesił mikrofon. – Powinien tu być za nie więcej niż trzy godziny – rzucił bardziej do drwala niż do Crane’ów. – Mówił, że zdąży ze wszystkim zanim się ściemni. Brodacz uśmiechnął się smutno. – Panie Crane chciałbym, żeby pan wiedział, że strasznie mi przykro. – Niepotrzebnie – zapewnił go Ojciec. Trochę dziwne wydały mu się przeprosiny w tym właśnie momencie. – Nam przecież nic nie jest, a samochód był ubezpieczony. Konował pokręcił głową, ale nic nie odpowiedział. Drwal, podobnie jak wcześniej jego Matka, przeprosił zebranych i udał się do drugiego pomieszczenia. Po dłuższej chwili (podczas której jedynym dźwiękiem w saloniku było ciche podśpiewywanie Suzie) wrócili razem. Kobieta niosła pod pachą szachownicę. – Pomyślałam sobie – wyjaśniła, rozkładając ją na stole – że skoro i tak musicie państwo tu zaczekać, to może poćwiczycie sobie odrobinkę. Państwo Crane popatrzyli po sobie z rozbawieniem. – Ale my nigdy nie graliśmy w szachy – powiedział Ojciec. – Poza tym nie za bardzo rozumiem, po cóż mielibyśmy właśnie w tej chwili ćwiczyć grę… – Bo to czasem bardzo przydatna umiejętność – wyjaśniła Drwalowa. – Nie wiem czy słyszał pan o tym, jak to szachy uratowały setki ludzkich istnień? – Pamiętam tylko, że w jakimś filmie człowiek grał w szachy ze Śmiercią – przypomniała sobie Matka. Konował skinął głową. – „Siódma pieczęć”, mój ulubiony. A pamięta pani scenę, gdy Śmierć ścina drzewo, na którym… – Przerwał pod naporem przeszywającego spojrzenia gospodyni. – Przepraszam, odbiegam od tematu. – Ja umiem grać w szachy – wtrącił się Stewart. – Wygrałem nawet międzyszkolne zawody. Konował wyszczerzył zęby. – Doskonale. Więc może na rozgrzewkę zagrasz z Drwalem. Ostatnio sporo ćwiczył. – Jasne – zgodził się chłopak. Ojciec jednak nie dawał za wygraną. – Ja jednak dalej nie rozumiem, dlaczego akurat teraz mamy grać w szachy. Mój samochód stoi… – Samochód jest bezpieczny kochanie – uspokoiła go Matka. Dostrzegła płomień radosnego podniecenia w oku syna i z całych sił chciała, by mienił się tam jak najdłużej. – I tak nikt tam nie jeździł. A Stewartowi przyda się lekcja główkowania, nie uważasz? Ojciec, gdy się namyślił, rzeczywiście tak uważał, więc nie oponował już ani słowem, ograniczając się do wzruszenia ramionami. Gracze zajęli miejsca po przeciwnych stronach stołu i rozpoczęła się rozgrywka. Nie trwała nawet pięciu minut. Podobnie jak rewanż. Drwal pomimo swych ćwiczeń nabierał się na najprostsze triki pokroju „mata w pięciu ruchach”, zdarzało mu się mylić gońca z wieżą i poświęcał figury, ratując pionka. Nic dziwnego, że dość szybko ustąpił miejsca Konowałowi. Lekarz radził sobie znacznie lepiej. Pierwszej partii omal nie wygrał (w ostatniej chwili Stewart doprowadził do pata), druga trwała prawie godzinę i zakończyła się pyrrusowym zwycięstwem chłopca. – Mają państwo cudownego dzieciaka – pochwaliła gospodyni. – Jest znakomitym zawodnikiem. – Sam jestem zaskoczony – przyznał Ojciec. – Grał tak, że z pewnością wygrałby ze Śmiercią. Drzwi na podwórze otworzyły się gwałtownie i do środka wkroczyła mroczna postać w płaszczu z kapturem. – Czy ktoś mnie wzywał? – zapytała grobowym głosem. – Czy ktoś ze śmiertelnych odważył się wymienić moje imię? Ojciec już chciał skomentować pojawienie się przybysza w jakiś błyskotliwie zabawny sposób, gdy poczuł, że słowa więzną mu w gardle. Tajemnicza postać uniosła ręce i wypowiedziała kilka słów w owym dziwnym, podobnym do bułgarskiego języku. Nagle cała izba wypełniła się obrazami gnających przez krwistoczerwoną wieczność zjaw o groteskowo wykrzywionych twarzach. W ich oczach pojawiał się czasem jakiś ognik świadomości, zaraz jednak niknął w mętnej otchłani szaleństwa. Potem obraz zmienił się. Widzieli płonące pole bitwy, przez które szły gnijące zwłoki, wymachując przestarzałą bronią. I znowu zmiana. |
Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Witaj w ciemnym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz
W ponurym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz
Dorośnij, Piotrusiu
— Magdalena Kubasiewicz
Uwierz we wróżki
— Magdalena Kubasiewicz
Zapoznać się, zaśmiać, zapomnieć
— Mieszko B. Wandowicz
Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Zobaczyć człowieka
— Agnieszka Szady
Bóg od brudnej roboty
— Agnieszka Szady