Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Kańtoch
‹Czwarta nad ranem›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Kańtoch
TytułCzwarta nad ranem
OpisTekst „Czwarta nad ranem” to jedno z dwóch opowiadań (drugie to „Szarość” Jakuba Ćwieka) powstałych pod wpływem sztuki „Arlekin i Walentynki” (na podstawie komiksu Neila Gaimana), wystawianej przez grupę teatralną ŚKF Słudzy Metatrona.
Gatunekrealizm magiczny

Czwarta nad ranem

John Bolton, Anna Kańtoch
« 1 3 4 5 6 »

John Bolton, Anna Kańtoch

Czwarta nad ranem

O szyby zaczęły bębnić krople deszczu, które wkrótce zamieniły się w miotane wiatrem strugi. Światła latarni, które mijali, rozpływały się na mokrej szybie w bladożółte plamy, czasem na ich tle wykwitał tętniący chorowitą czerwienią znak stopu.
Faun ignorował sygnalizację świetlną. Po prostu przyciskał pedał gazu, zatrzymując się tylko na przystankach, a Paola była zbyt wyczerpana, by zaprotestować.
Ilustracja: <a href='mailto:ortheza@wp.pl'>Łukasz Matuszek</a>
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Skuliła się na siedzeniu w swej balowej sukni, oparła czoło o szybę. Czasem ktoś wsiadał do autobusu, pochylał się nad nią i użalał, głaszcząc czy proponując słodycze. Paola raz jeszcze tylko dała się nabrać, gdy zagadnęła ją driada o macierzyńskim wyglądzie. Dziewczyna rozpłakała się i opowiedziała jej wszystko. O tym, jak przez całą noc czekała na siostrę, bo chciała dostać prezent na piętnaste urodziny, i o tym, jak Elettra przyszła wreszcie nad ranem, pijana i zła.
– Nie myśl sobie, że jestem chciwa – chlipała Paola. – Ale urodziny liczą się dopiero wtedy, kiedy dostanie się prezent, choćby najdrobniejszy. A ja tak bardzo chciałam mieć już piętnaście lat. I poprosiłam Elettrę, żeby dała mi prezent. Czy to coś złego? Ale ona wściekła się na mnie i zaczęła wrzeszczeć, żebym dała jej spać, a ja też krzyczałam i pokłóciłyśmy się jak nigdy dotąd i trzasnęłam drzwiami. A potem pobiegłam nad morze.
Driada tuliła ją, głaskała.
– Chcę do domu – Paola wyszlochała jej w sukienkę. – Gdy po tamtej stronie znów będzie czwarta nad ranem, pójdę nad brzeg morza i wrócę.
– To nie wystarczy – potrząsnęła głową driada. – Żadnemu człowiekowi nie udało się w ten sposób wrócić.
– Więc co mam zrobić?
– Nie wiem. Zresztą, czy ci tu źle? Baw się, skarbie. – Driada odgarnęła dziewczynie kosmyk z czoła. – Chodź na bale, pływaj żaglówką, gdy nie będzie deszczu, jedz czekoladę i wybierz się na przejażdżkę na grzbiecie centaura. Po prostu się baw, a wszystko będzie dobrze.
Nieprawda, nie będzie. Paola czuła, jak narasta w niej wrzask. Nikt tu nie potrafił jej naprawdę pomóc. Nikt, z wyjątkiem może Arlekina.
Musiała go odnaleźć. Myśl, że zostanie po tej stronie granicy, budziła w niej przerażenie.
• • •
Beztroska driada wysiadła, kierowca wyrzucił wreszcie pijanego fauna. Autobus opustoszał, a Paola usnęła, ukołysana monotonnym ruchem pojazdu i bębnieniem deszczu o szyby.
Gdy się obudziła, niebo było czyste, a słońce świeciło mocniej niż dotychczas.
– Która godzina? – zapytała, podrywając się z przestrachem.
– Oczywiście czwarta nad ranem – odparł kierowca. – Spójrz, jaką mamy ładną pogodę.
Spojrzała, wrzasnęła i zasłoniła oczy dłońmi.
– Ccco to? – wykrztusiła.
Sylen wzdrygnął się, ale nie stracił panowania nad kierownicą.
– Kurwa, jak ja ich nie znoszę… – wymamrotał. – O, już znikły. Możesz patrzeć. To Furie – dodał wyjaśniająco. – Często się pojawiają w lustrach, szybach czy wodzie. Wyglądają paskudnie, ale nic ci nie zrobią.
Maurizio Rizzardi twierdził, że stracił panowanie nad kierownicą, ponieważ nagle w lusterku wstecznym ujrzał…” i dalej zamazany tekst, esy-floresy z błota układające się w zarysy pysków i uszu.
– Czasem można je także zobaczyć po drugiej stronie granicy, prawda? O czwartej nad ranem. A może – zawahała się – może w Dajernie Furie potrafią wyjść z lustra czy tam z wody i otoczyć kogoś kołem, a potem śmieją się i szczerzą do niego zęby, duże, ostre zęby, i nikt się nie dziwi, kiedy taki ktoś umiera na zawał albo przerażony skacze przez okno, bo przecież o czwartej zawsze jest dużo zawałów i samobójstw… – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Kierowca-sylen milczał. Palił kolejnego papierosa, a autobus gładko sunął pustą ulicą.
– Mam rację?
Sylen nucił coś do siebie w przerwach pomiędzy kolejnymi haustami dymu, a Paola miała wrażenie, że ta mruczanka interesuje go znacznie bardziej niż kierownica, nie wspominając nawet o stojącej za jego plecami dziewczynie.
– Pytasz niewłaściwą osobę – powiedział, gdy straciła już nadzieję, że zwróci na nią uwagę. – Ja niewiele wiem.
– A kto wie?
– Renato, na przykład – rzucił niedbale, a Paola skrzywiła się. Nie chciała wracać do hotelu „Giberti”. – I Siostry, oczywiście.
• • •
Sylen powiedział jej, gdzie wysiąść i którędy iść. Wedle jego słów miała szukać całodobowej kafejki internetowej, bo tam właśnie Siostry spędzały większość czasu.
Po drodze dwa razy zeszła z chodnika i ukryła się w bramie pierwszej z brzegu kamienicy. Raz, gdy zauważyła na końcu uliczki trzy postaci bardzo przypominające Corneliusa, Monę i Amaleę, które na szczęście skręciły wkrótce w jedną z przecznic, a drugi, gdy mijała ją grupa pijanych centaurów, przeklinając i łomocząc kopytami o płyty chodnikowe.
W bramie, gdzie schowała się za drugim razem, coś szeleściło i drapało. Paola z początku sądziła, że to koty albo szczury żerujące pośród śmieci. Ale to coś było znacznie większe niż szczur. I o wiele bardziej kuliste niż kot.
Centaury klęły i łomotały, a okrągły lemur zbliżał się do niej, drapiąc o kamienie małymi pazurkami.
Wytrzymała jeszcze chwilkę, skulona pod ścianą i dygocząca, potem wyskoczyła z piskiem na ulicę. Jeden z centaurów odwrócił się, wrzasnął coś, na co jego towarzysze roześmiali się, a dziewczyna poczuła, jak na jej policzki wypełza rumieniec.
Później zakręciła się na pięcie i pobiegła, ciągnąc za sobą urwany skraj balowej sukni.
• • •
W kafejce internetowej siedziały trzy Parki. Jedna z nich układała właśnie komputerowego pasjansa, druga gawędziła z kimś przez sieć, a trzecia parzyła w ekspresie kawę.
– Ile życzycie sobie cukru, kochane? – zapytała ta, która stała przy ekspresie. Miała siwe włosy upięte w ciasny kok i okulary w kwadratowych oprawkach. Przypominała dobrotliwą nauczycielkę ze staroświeckich powieści dla panien.
– Ja dwie kostki – odparła ta, która układała pasjansa. Ona z kolei wyglądała na prowincjonalną wróżkę: była pulchna, ubrana w liczne warstwy powiewnej odzieży i obwieszona tanimi koralikami.
– Zawsze o to pytasz – mruknęła ta, która toczyła internetową rozmowę. – Po pięciuset latach mogłabyś wreszcie zapamiętać, że piję kawę bez cukru. Tylko z mlekiem.
Trzecia Parka miała na sobie prosty garnitur z szarej wełny, a jej jedyną ozdobą był męski sygnet. Przypominała typ groźnej bizneswoman.
– Oczywiście, kochana, już dolewam ci mleka – powiedziała gorliwie nauczycielka.
– Nudzimy się tu – westchnęła prowincjonalna wróżka. – Ech, pamiętacie te stare dobre czasy kiedy zamiast komputerów miałyśmy kądziel, a zamiast klawisza z napisem „Enter” porządne metalowe nożyce? Oczywiście – zastrzegła pośpiesznie – wcale nie chcę, aby zmieniła się liczba. Dwa tysiące czterysta czterdzieści dwa to znakomity wynik. Parzysty.
Zamilkła i upiła łyk kawy, którą podała jej nauczycielka.
– Po tamtej stronie jest trzecia w nocy – powiedziała bizneswoman. – O tej godzinie nikt nowy nie przybędzie na wyspę. Prom kursuje tylko dwa razy dziennie, a ludzie są co prawda dziwaczni, ale nie do tego stopnia, by nocą wypływać jachtem w morze. Mamy więc trochę spokoju.
– To dobrze. – Nauczycielka w dłoniach ściskała filiżankę z kawą, a jej usta drgały nerwowo. – Pamiętacie tę niemiecką grupę? Kiedy przypłynęli na wyspę, liczba skoczyła z dwóch tysięcy pięciuset trzydziestu sześciu do dwóch tysięcy pięciuset czterdziestu dziewięciu, a my wypuściłyśmy Furie na tego łysego nieparzystego, takiego z brzuszkiem, który grał na rynku na flecie i czasem próbował podrywać młode Polki…
– Pamiętamy go – wtrąciła chłodno Siostra w szarym garniturze. – Nie każdy ma taką kurzą pamięć jak ty.
– Och, jak on się długo bronił… – Nauczycielka z wysiłkiem przełknęła łyk kawy. – To było straszne. Po wszystkim musiałam zażyć aż dwie porcje melisy. Moje nerwy…
– Tak, wiemy – bizneswoman znów jej przerwała, jeszcze bardziej zjadliwym tonem. – Nerwy dokuczają ci od paru tysięcy lat.
– Mam bardzo obciążającą psychicznie pracę – broniła się nauczycielka.
– Ja tam swoją pracę lubię – powiedziała kapryśnie prowincjonalna wróżka. Właśnie wyszedł jej pasjans, a ona nigdy nie była zbyt konsekwentna. – Właściwie nawet… Och!
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Szarość
— Jakub Ćwiek

Przerost formy nad treścią
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Narracja jak wino
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Śledztwo po omacku
— Marcin Mroziuk

Koniec, czyli początek
— Marcin Mroziuk

Dwunastoletni czarodziej w okularach
— Sławomir Grabowski

Rodzinne tragedie
— Marcin Mroziuk

Przeszłość zawsze powraca
— Marcin Mroziuk

Z zegarmistrzowską precyzją
— Marcin Mroziuk

Śmierć na plaży
— Marcin Mroziuk

Upalne lato po Czarnobylu
— Anna Nieznaj

W białym domu
— Marcin Mroziuk

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.