Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Kto się śmieje ostatni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułKto się śmieje ostatni
OpisOpowieści o Brune Keare zwanym Krzyczącym w Ciemności są już właściwie klasyką polskiej fantasy. Z dumą prezentujemy kolejne przygody żmija.
Gatunekfantasy

Kto się śmieje ostatni

« 1 6 7 8 9 »

Agnieszka Hałas

Kto się śmieje ostatni

Szarpnięcie za obrożę zmusiło żmija do dźwignięcia się z ziemi, na której najchętniej leżałby bez ruchu aż do sądnego dnia. Choć to nie on otworzył portal, błyskawiczna podróż przez obce wymiary wyssała z niego resztki sił. Głowa wściekle go bolała, przed oczami pływały czarne płatki; zamrugał, próbując je odpędzić. Znajdował się na jakiejś łące pod lasem, miejsce nie kojarzyło mu się z niczym.
Przed nim zawisł, lewitując ze skrzyżowanymi nogami, zadowolony z siebie Khisakakos.
– Widzę, że wcale skutecznie cię osłabiłem – stwierdził. – Szkoda, że nie jeszcze bardziej. Bałem się, żeby cię niechcący nie wykończyć, bo dopiero by było… Ale ty, cholera, twardy jesteś, człowieczku. I bardzo dobrze, Chcemy, żebyś nam wyświadczył małą przysługę.
– A jeśli odmówię, co wtedy?
– Nie odmówisz.
Ilustracja: <a href='mailto:a_wawrzaszek@wp.pl'>Artur Wawrzaszek</a>
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Nie bacząc na to, że ledwie się trzyma na nogach, powodowany bardziej emocjami niż rozsądkiem, Krzyczący wysyczał odpowiedź w języku magów. W normalnych warunkach grot czarnej mocy ugodziłby grubasa w sam środek roześmianej gęby. Teraz nie dość, że czar nie zadziałał, to całe ciało żmija na moment zapłonęło bólem, jakby odrywano mu mięśnie od kości. Jęknął i zgiął się wpół, kaszląc. Przeklęta obroża blokowała jego dar.
– Jaką przysługę? – spytał ciszej, co Khisakakos wziął za oznakę spokornienia i zarechotał.
– Już miękniesz, co? Doskonale. Wytłumaczę ci, o co chodzi. Wskrzesisz dla nas Potężnego.
– Tylko tyle? – prychnął z ironią żmij. – Sami nie potraficie, czy strach was oblatuje?
– Nie wolno nam, nie pamiętasz praw? Mag może odprawiać obrzędy przywoływania i wskrzeszania tylko w obrębie swojego własnego świata. Dlatego właśnie musisz nam pomóc.
– I oddać życie, jeśli się nie mylę. Wiecie co? Pieprzcie się.
– Nie mów, Brune, że masz coś przeciwko śmierci? – wtrącił słodko Piru, czteroręki sługa Doliny Popiołów, opadając z łopotem na trawę niczym wielki sęp. Trzymał hebanową szkatułkę, której zawartości Krzyczący natychmiast się domyślił. – Tak długo chciałeś umrzeć, a myśmy ci nie pozwalali.
– Wskrzeszenie Potężnego w momencie, gdy Zmrocza nie jest w równowadze – żmij wskazał głową na niebo, na którym tliły się kolorowe smugi – może mieć niemiłe konsekwencje dla świata.
– Wiemy, Brune, wiemy. Tak się składa, że pilnie potrzeba nam trzydziestu tysięcy dusz.
– I naprawdę sądziliście, że wam pomogę je zdobyć? No cóż, nie da się odprawić obrzędu o tym stopniu trudności, nie dysponując pełnią władz umysłowych i woli. Czyli żadnego przymuszania zaklęciami, przykro mi. Że o torturach nie wspomnę.
Gruby demon tylko popatrzył na niego z politowaniem, po czym polizał palec, żeby zetrzeć jakiś niedostrzegalny pyłek z błyszczącej sprzączki trzewika.
– Kto powiedział, że potrzebujemy zaklęć, żeby cię przymusić? O torturach nie wspominając?
– A jeśli odmówię współpracy, co zrobicie?
– Tobie nic. Wyrżniemy tych sympatycznych odmieńców z Chruśniaka.
– Powiadasz – zareplikował Krzyczący pozornie lekkim tonem, ale twarz mu poszarzała.
– Powiadam. A żebyś poważniej potraktował to, co mówię, zadbałem o to, by mieć pod ręką dodatkowy argument. Jhurri! Gdzie dziewczyna?
– Tutaj! – odparł raźno staruszek nie będący staruszkiem, wyłaniając się spomiędzy drzew. Wlókł z sobą jasnowłosą odmiankę, która wiła się w jego uścisku, bezskutecznie próbując się wyrwać. – Co mam jej zrobić, szefie?
– Nic – uprzedził odpowiedź żmij. Jego głos brzmiał głucho. – Zrobię, czego żądacie.
Grubas pokiwał głową.
– Tak myślałem. Chodźmy.
Weszli ścieżynką w las – przodem lewitujący wciąż w tej samej pozie Khisakakos, za nim żmij pilnowany przez czterorękiego, na końcu Jhurri z Alike. Wkrótce między drzewami zamajaczyła polana, u najdalszego krańca której stała kryta strzechą chata. Gdy podeszli bliżej, Krzyczący w Ciemności wstrzymał oddech, czując ukłucie strachu; coś było mocno nie w porządku z aurą tego miejsca, dawno nie wyczuwał na małej przestrzeni tyle czerni.
Khisakakos klasnął w ręce; drzwi chaty rozwarły się, skrzypiąc.
– Do środka – rozkazał.
Maleńkie okienko wpuszczało do izby niewiele światła. Od progu w nozdrza uderzał ostry odór wymiocin i moczu.
Ludzie – jakiś bogom ducha winny drwal, jego żona, dwoje małych dzieci i babka – leżeli tak, jak upadli. Pionowe źrenice ka-ira rozróżniały w mroku każdy szczegół – powykręcane w nieprawdopodobnych pozach ciała, posiniałe twarze, wytrzeszczone, niewidzące oczy…
Wciąż żyli – słyszał ich chrapliwe oddechy. Zaledwie myśląc o tym, co robi, położył dłoń na czole najbliższej z ofiar. Momentalnie odebrał taki ładunek bólu, przerażenia i niemych błagań o pomoc, że cofnął się jak rażony obuchem.
Przytomni, tyle że sparaliżowani, niezdolni wydać dźwięku…
– Co tu się stało? – wykrztusił odwracając się. Grubas wzruszył ramionami.
– Zachwianie, nieszczelne bariery. Widma z zaświatów przeniknęły na ziemię, poigrały troszkę i wróciły do siebie. Och, nie trudź się – rzucił lekceważąco widząc, że Krzyczący w Ciemności pochyla się nad jednym z dzieci. – Nie pomożesz im, zwłaszcza w mojej obroży. Zresztą srebrni już tu byli i zrezygnowali z interwencji w obawie, że naruszą Ekwilibrium jeszcze bardziej.
Żmij usłyszał za sobą zduszony szloch; to Alike wetknęła głowę przez uchylone drzwi. Nie patrz, chciał krzyknąć, ale było za późno.
– Po co mnie tu przyprowadziliście? – spytał cicho, choć domyślał się odpowiedzi.
– A jak sądzisz? Żebyś się pożywił. Sam wiesz, że nie ma lepszego źródła czerni, niż cierpienie. No, dalej, czerp, przecież aż cię skręca.
– Idźcie do diabła, gdzie wasze miejsce – jęknął Krzyczący. Ale z klęczek nie wstał.
Normalnie jak ognia unikał czerpania z cierpiących; właśnie dlatego, że zbyt dobre źródło, za łatwo się uzależnić. Zbyt wielu ka-ira skończyło jako sadyści i seryjni mordercy.
Ale teraz był głodny. Wyczerpany, wyssany prawie do sucha. I czuł się – żeby to szlag – jak sęp, który na pustkowiu znalazł świeżutką padlinę.
Czym się przejmujesz, szeptała zdradziecko czerń. Uwolnisz ich od cierpień… Czerp.
Poddał się. Bo jaki miał wybór.
Skończywszy odetchnął z ulgą. Zmiana w samopoczuciu była piorunująca. Ból głowy zniknął, żyły wypełniło miłe ciepło jak po opium, ale bez towarzyszącego temu oszołomienia.
Choć nienawidził siebie za to, prawie żałował, że to już koniec. Koniec uczty.
Wyprostował się, machinalnie odgarniając włosy z twarzy. I drgnął jak uderzony, uświadamiając sobie, że Alike wpatruje się w niego z obrzydzeniem i strachem.
Ni z tego, ni z owego nabrała tchu i zaczęła histerycznie wrzeszczeć. Jhurri szarpnął ją tak, że omal nie upadła.
– Bądźże cicho, przeklęta wydro! Auu! – rozdarł się nagle, gdy zęby odmianki, dłuższe i ostrzejsze od ludzkich, wpiły się w jego rękę. Zaskoczony rozluźnił chwyt, a wtedy dziewczyna, której strach dodał sił, wyrwała się i skoczyła w zarośla, niknąc demonom z oczu.
– Łapcie ją, niezguły! – wrzasnął Khisakakos. – Na co czekacie?!
Piru odstawił szkatułkę, z łopotem wzbił się w powietrze i prawie natychmiast z tryumfalnym okrzykiem spikował w dół, między drzewa. Po chwili powrócił, dźwigając nieprzytomną odmiankę.
– Nie zabijałem, ogłuszyłem tylko – uprzedził pytanie. – Co z nią zrobić?
– Połóż i pilnuj. – Gruby demon zerknął na niebo. – Dobra, chłopaki, pora przejść do rzeczy. Bierz się do roboty, Brune.
Pstryknięciem palców sprawił, że obroża rozpięła się z trzaskiem i spadła na ziemię.
Żmij krzywiąc się potarł szyję. Rozejrzał się dyskretnie, oceniając odległość, jaka dzieliła go od demonów i od Alike.
Gdyby się postarał, może dałoby się błyskawicznie otworzyć portal, wylewitować weń dziewczynę i samemu skoczyć, zanim go powstrzymają… Skok na ślepo to zawsze jakieś ryzyko, ale…
Szponiasta łapa opadła mu na ramię, ucinając te nadzieje.
– Ja wiem, że chętnie byś prysnął, ale nie ma tak dobrze. Pamiętaj, chłopcze, że cały czas mamy na ciebie haka. Ty żywisz sentyment do potworków, a ja – Piru demonstracyjnie oblizał pazury – mogę się postarać, żeby umierali bardzo, bardzo wolno. Rozumiemy się?
Krzyczacy w Ciemności posłał mu mordercze spojrzenie.
– Nigdy nikogo nie wskrzeszałem, zaledwie czytałem o tym obrzędzie, w dodatku wieki temu – sięgnął po ostatni argument. – Nie znam formuł…
« 1 6 7 8 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.