Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Kto się śmieje ostatni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułKto się śmieje ostatni
OpisOpowieści o Brune Keare zwanym Krzyczącym w Ciemności są już właściwie klasyką polskiej fantasy. Z dumą prezentujemy kolejne przygody żmija.
Gatunekfantasy

Kto się śmieje ostatni

« 1 5 6 7 8 9 »

Agnieszka Hałas

Kto się śmieje ostatni

Nie przestał grać. Zimny, niosący woń grobu wiatr rozwichrzył mu włosy, targnął opończą.
Z wiatrem nadpłynął ohydny, rechoczący śmiech. Z ciemności wyłonił się, szybując okrakiem na kosie, gruby człowieczek odziany w pasiasty, zielono-granatowy kaftan i pludry, czarne pończochy oraz kapelusz z pawim piórem. Jego wyglansowane trzewiki miały sprzączki w kształcie trupich czaszek. Zahamował efektownie, podrywając kosę do góry, zeskoczył i wbił koniec styliska w piach, po czym zerwał kapelusz i złożył zamaszysty ukłon.
– Witaj, bracie – przemówił, szczerząc zęby. – Khisakakos z Ognistych Wzgórz, do usług.
Wybrzmiał wieńczący melodię tryl. Dunkles opuścił flet.
– Miło mi poznać. Khisakakos? Ciekawe imię. – Zlustrował demona od góry do dołu, nieco dłużej zatrzymując wzrok na sprzączkach trzewików. – W Otchłani panuje teraz taka moda, czy wypędzili cię za obrażanie dobrego smaku?
Khisakakos przestał się uśmiechać i zasyczał, wysuwając czarny, ostro zakończony język.
– Tym razem przysyłają mi żartownisia? Radzę uważać, panie Dunkles. Ten się śmieje najlepiej, kto się śmieje ostatni.
– Bez wątpienia.
Mężczyzna podający się za egzorcystę wsunął flet w zanadrze, następnie zaś przesunął dłonią po twarzy, zdejmując iluzję. Na jego policzku pojawiły się trzy blizny, a w burych oczach zapłonęły żółte ogniki. Demon obserwował tę przemianę ze spokojem, gładząc od niechcenia stylisko kosy.
– No proszę, kogóż widzą moje oczy. Brune Keare zwany Krzyczącym w Ciemności, mistrz zaklęć, miłośnik używek i sól w oku srebrnych magów. Tak się właśnie zastanawiałem, tyżeś to czy nie ty. Masz sprawę do mnie, Brune, czy po prostu się nudzisz?
– Kazano, żebym ci przekazał wiadomość – odparł chłodno żmij. – Więc proszę, oto ona. W Dolinie Popiołów nie wiedzą, co ci strzeliło do durnej głowy, żeby opuszczać posterunek, ale władca rozkazuje ci natychmiast wracać tam, gdzie twoje miejsce, do Kang, gdzie tak skutecznie łowisz dusze, grasując po burdelach i jaskiniach hazardu. A ja ci z serca życzę, żeby cię stamtąd przegnał ktoś, kto się zna na rzeczy.
– Więc przybyłeś specjalnie po to, żeby mi przekazać posłanie od Spalonego Władcy? To ci nowina. – Grubas popatrzył w zadumie na swoją kosę, po czym pstryknięciem palców zmienił ją w halabardę i zawinął młynka, aż zafurczało. – A tak ładnie, przekonująco uspokajałeś tych odmieńców. „Nie ma się czego bać, to tylko zabłąkany umarły…” – zachrypiał drwiąco. – Zatańczymy?
Zaatakował w pół słowa. Żmij cofnął się o krok, unosząc ręce; radosny śmiech zamarł na wargach demona, kiedy drzewce halabardy pękło z trzaskiem, zaś ostrze przemieniło się w kruka, który odleciał skrzecząc.
Coś świsnęło w powietrzu i Khisakakos zwalił się ciężko na ziemię. Trzymając drugi sztylet w pogotowiu, Krzyczący w Ciemności podszedł do wroga, który malowniczo stękał i sapał, patrząc na rękojeść sterczącą mu z brzucha. Pasiasty kaftan już nasiąkał ciemną wilgocią.
– Zakazane rozrywki źle wpływają na zdrowie, do reszty zdziadziałeś w tym Kang. Nóż poproszę z powrotem. A do tańca to sobie szukaj kogo innego.
Z jękiem brzmiącym jak beczenie kozy grubas wyszarpnął sztylet, otarł go o swój rękaw i z ukłonem oddał. Rana momentalnie się zgoiła, plama krwi zniknęła, również po rozdarciu na przodzie kaftana nie pozostał żaden ślad.
– Bez urazy, przyjacielu. Musiałem sprawdzić, czy faktycznie jesteś tym, na kogo czekałem. Wiesz, masz nieaktualne informacje, już od dawna nie służę Spalonemu Władcy.
W twarzy żmija nie drgnął ani jeden mięsień.
– Rozumiem. W co mnie wrobiono?
– Przekonasz się.
– Albo i nie.
Krzyczący w Ciemności gwałtownym ruchem rąk uaktywnił splatany od dłuższej chwili czar, potrójny egzorcyzm Sophei z Manh. Grubas wydał potworny wrzask bólu, jakby palono go żywcem, i nagle skoczył do przodu, w powietrzu transformując w monstrum podobne do ośmiornicy. Razem runęli na piasek. Żmij zaszamotał się w uścisku macek; czuł, że moc opuszcza go w przerażającym tempie. Khisakakos wysysał go jak żyłę… Bardzo szybko pociemniało mu w oczach, każdy oddech sprawiał ból. Zacisnął zęby i ostatkiem sił starał się postawić blokadę. Bezskutecznie.
– Dobry jesteś, ale nie dość dobry, by się mierzyć ze mną – zasyczał mu nad uchem demon. – Szkoda, że nie wolno mi cię pożreć…
– Żryj… piach – wykrztusił Krzyczący, któremu wreszcie udało się zablokować odpływ mocy.
Khisakakos zaklął plugawie, a w następnej chwili uścisk macek zelżał. Żmij odetchnął; już wiedział, że egzorcyzm – wprawdzie z opóźnieniem, ale jednak – zadziałał.
• • •
Na plaży odmieńcy obserwowali rytuał w przestraszonym milczeniu. Egzorcysta w pewnym momencie przestał grać, opuścił flet i zamarł w bezruchu. Potem bez ostrzeżenia osunął się na piasek, legł bez ruchu z zamkniętymi oczami. Szprot niewiele myśląc skoczył ku niemu.
– Nie! – syknęła Ciemiężyca, łapiąc syna za ramię. – Nie lza mu przeszkadzać. Wszedł w trans, tak jak zapowiadał. Zaczekajmy…
Czekali, wstrzymując oddech. Nagle ogień przygasł i rozszedł się duszący, przeraźliwy smród. Odmieńcy dygocąc skupili się w ciasną grupkę. Wydawało im się, że ciemność ożyła; coś niewidzialnego zawisło tuż, dysząc łakomie… Nie mieli odwagi krzyknąć ani się poruszyć. Po dłużącej się w nieskończoność chwili paskudne wrażenie znikło. Ognisko znowu strzeliło płomieniem, odór rozwiewał się.
Troje egzorcyzmowanych wstało niezdarnie. Nogi uginały się pod nimi, ale widać było, że nikomu nic oprócz przestrachu nie dolega. Czarnuszka natychmiast porwała synka w ramiona.
Tylko Dunkles leżał bez ruchu, skulony na piasku.
– Zabiło go – wyszeptała Ciemiężyca. Alike załkała.
Egzorcysta poruszył się. Otworzył oczy i natychmiast przysłonił je ręką, jakby światło ognia raziło go do bólu. Wstał chwiejnie; Szprot i Bubuk skoczyli, żeby go podtrzymać.
– Nie! – syknął ostrzegawczo, dając znak, by się cofnęli. – Słuchajcie! Teraz pójdę spać i nie będę się budził być może przez dwa, trzy dni. Niech nikt do mnie nie przychodzi, nie sprawdza, co się dzieje, nie dotyka mnie. Zwłaszcza to ostatnie, pamiętajcie. Po takim wysiłku sam staję się wampirem energii i ktoś, kto mnie dotknie, może nawet umrzeć.
3. W matni
Zapach siana. I tępy, paskudny ból głowy, nasilający się przy każdym ruchu.
Przytomniejąc do reszty, żmij z trudem rozkleił powieki. Przez szpary w dachu stodółki przesączało się dzienne światło.
Siano zaszeleściło, w polu widzenia pojawiła się sylwetka.
– Alike, to ty? – Ochrypł tak, że ledwie poznawał własny głos.
– Ja, panie Dunkles.
Przykucnęła, patrząc na niego z troską. Przeczesał palcami włosy, wyciągając z nich źdźbła, i oburącz ucisnął skronie.
– Chcecie wody? – Nie czekając na odpowiedź wyciągnęła w jego kierunku dzbanek. Wziął, uważając, żeby ich dłonie się przypadkiem nie zetknęły. Dopiero po pierwszym łyku poczuł, jak bardzo był spragniony. Resztką zwilżył chustkę, żeby przetrzeć oczy.
– Jak długo spałem?
– Noc, dzień i następną noc.
Pięknie. Odwodnienie, psiakrew, to dlatego tak parszywie się czuł.
Przymknął oczy; nie pamiętał, kiedy ostatnio był aż tak zmęczony. Potrzebował czerpania i jeszcze co najmniej doby snu, jednak rozsądek podpowiadał, żeby się zbierać jak najszybciej. Już wystarczająco dużo czasu spędził w jednym miejscu – po co ryzykować, że przy jakimś niekorzystnym układzie gwiazd srebrni go tu wyśledzą.
Zje coś i w drogę. Dla jego wewnętrznego wzroku Alike aż jaśniała siłą życiową, lecz nigdy nie czerpał z odmieńców, dla zasady. Poszuka sobie żyły w Mareschot.
Założył buty, rozejrzał się za torbą. Nagle zamarł, uświadomiwszy sobie, że światło przygasło, a w powietrzu pojawił się paskudny zapach. Smród padliny… Alike westchnęła dziwnie i osunęła się na siano, nieprzytomna.
Zrozumiał… Lecz był zbyt zmęczony, by móc zareagować.
Usłyszał za sobą znajomy głos.
– Obroża, zanim pozbiera się na tyle, żeby któremuś z was zrobić krzywdę.
I coś zimnego, metalowego zatrzasnęło się wokół jego szyi. Potem świat rozmył się w wirze tysiąca barw; demony uaktywniły przejście między światami.
• • •
– Na czarnego Flereusa, ależ marnie wygląda – usłyszał jak przez mgłę. – Coś ty mu zrobił, Khis?
– Nic, czego dobre czerpanie nie będzie w stanie wyleczyć.
« 1 5 6 7 8 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.