Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Pindel
‹Bestseller›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Pindel
TytułBestseller
OpisAutor pisze o sobie:
Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”.
Gatunekrealizm magiczny

Bestseller

« 1 2 3 4 5 6 8 »

Marcin Pindel

Bestseller

— Nie żartuj. Jeśli pod koniec sierpnia książka nie będzie gotowa, zacznę kręcić sobie sznur, byle tam nie wrócić.
— Aż tak?
— Żebyś wiedział. To dla mnie być albo nie być. A biorąc pod uwagę, jak mi idzie, niewiele dni mi pozostało na tym łez padole.
Mimo że starał się przedstawić swoje położenie w poniekąd żartobliwy sposób, po raz pierwszy zdał sobie sprawę, jak mocno zorientowany był na ten konkretny kierunek. Ewentualna porażka pozostawiłaby w nim skazę, której nie pozbyłby się już do końca życia.
— Kurwa! — krzyknął w nagłym przypływie złości, waląc pięścią w stół.
Co ciekawe, ten nagły wybuch sprawił, że na twarz Grześka wypełzł mglisty uśmiech.
— Chyba mógłbym ci pomóc — rzekł.
Wciąż oszołomiony własnymi emocjami Marek uznał, że się przesłyszał.
— Co? — spytał opryskliwie.
— Powiedziałem, że chyba mógłbym ci pomóc.
— Ty? Niby jak?
Grzesiek nachylił się nad stołem, zupełnie, jakby miał właśnie przekazać Markowi instrukcje dotyczące przerzutu kokainy; wyglądało to tym śmieszniej, że sąsiednie stoliki były puste, a kończąca Hotel California solówka płynęła z radia na tyle głośno, że z pewnością zagłuszyłaby ich rozmowę.
— Słyszałeś o tym pubie na dole?
— Jakim znowu pubie?
— Pod nami. Tyle że wchodzi się osobnymi drzwiami, zaraz obok wejścia do „Spiżarni”.
— Nigdy ich nie zauważyłem.
— Ja też nie, dopiero… ktoś mi o nich powiedział — wyjaśnił dziwnie zduszonym głosem.
Jakby ktoś go właśnie ścisnął za jaja, przemknęło przez myśl Markowi, ale nie zamierzał dociekać powodów tego nienaturalnego tonu.
— I co z tym pubem? — spytał zamiast tego.
— Za ladą stoi tam gość, który z pewnością ci pomoże.
— Aha. A niby jak? Trzyma pod tą ladą jakiś narkotyk, który aktywuje wszystkie ukryte możliwości mojego mózgu? Czekaj, czekaj, gdzieś już to widziałem…
— N-nie — odparł Grzesiek, zdradzając pewne zdenerwowanie. — O-on po prostu potrafi dobrze słuchać. I d-doradzić. Zna się na wielu rzeczach. Z-z pewnością pomoże ci dokończyć książkę.
Wypowiadając ostatnie słowa, nieoczekiwanie zaczął wstawać od stołu. Jego prawa ręka zgarnęła z blatu portfel i pospiesznie wcisnęła go do tylnej kieszeni spodni.
— Miło się gadało — rzucił, udając, że zerka na zegarek. — Ale zrobiło się strasznie późno, a ja muszę już lecieć! Do zobaczenia!
Choć było widać, że jest mu bardzo spieszno, po jakichś dwóch, trzech krokach zatrzymał się jeszcze i odwrócił.
— Powiedz, że jesteś ode mnie — rzucił krótko, po czym niemal pobiegł do wyjścia.
Mimo że Marek odpowiedział krótkim „cześć” rzuconym w kierunku jego oddalających się pleców, wątpił, by ten w ogóle je zarejestrował.
To było, kurwa, dziwne, skwitował w myślach. Ale jednocześnie w jakiś sposób pasowało do tego wiecznie zakompleksionego ciamajdy.
Upił kolejny łyk wódki.
O co mogło mu chodzić z tym pubem? Zawsze był ofiarą losu, ale jednocześnie miał w sobie dość sporo empatii. Pewnie natrafił tam na dole na gościa, który wysłuchał jego żalów po rozstaniu z Sylwią, udał współczucie i dzięki temu chłop poczuł się lepiej. A teraz myśli, że tego samego trzeba i mnie. Głupi, poczciwy Grzesiek!
Uśmiechnął się krzywo do własnych myśli. Zerknął najpierw na pustą szklankę, a następnie na butelkę, której dno przykrywała już jedynie cienka warstwa alkoholu.
A z drugiej strony, dlaczego nie? Skoro Monika nie potrafi tego wszystkiego zrozumieć…
Wstał od stolika, dopiero teraz czując, jak dużo wypił. Podążył w stronę wyjścia, kilkukrotnie wspierając się na którymś z mijanych stolików.
Na zewnątrz zrobiło się zimno. Majowe noce nie miały w sobie jeszcze nic z tego, czym potrafił raczyć choćby czerwiec. Stojąc przed wyjściem ze „Spiżarni”, Marek obejrzał się na obie strony; rzeczywiście, po lewej były jeszcze jedne drzwi. Nie zdziwił się, że nigdy ich nie zauważył. Stare chyba tak samo, jak cała ta dziewiętnastowieczna kamienica, ciemne, z wyraźnymi odpryskami, niczym nie zachęcały do tego, żeby je pchnąć i przekroczyć ich próg. Nie wisiał nad nimi żaden szyld, a przez zakurzone szyby nie sączyło się choćby blade światło.
— Długo raczej nie podziała — mruknął.
Jednocześnie poczuł się jednak dziwnie zaintrygowany tym miejscem. Ujął zimną, metalową klamkę i pchnął drzwi.
Były otwarte. Markowi ukazał się niewielki przedsionek, od którego biegły w dół wąskie schody, oświetlone jedynie palącym się gdzieś na dole światłem. Ruszył nimi, niemal potykając się na pierwszym stopniu.
— Chryste!
Położył obie dłonie na nagich ścianach i asekurując się w ten sposób, doszedł do miejsca, w którym schody się załamywały. Teraz było już nieco łatwiej, światło stało się wyraźniejsze, lecz mimo to Marek nie opuścił dłoni; czuł, że w głowie coraz mocniej mu szumi.
W końcu udało mu się zejść na sam dół. Miał teraz przed sobą korytarz utworzony przez puste czteroosobowe stoliki, prowadzący prosto do baru. Na sali panował półmrok, a właściwie było wręcz ciemno, gdyż ze wszystkich znajdujących się w niej kinkietów palił się może co drugi. Dopiero przy samym barze robiło się jaśniej, za sprawą świateł podświetlającym półki z alkoholem. Marek ruszył w jego stronę, przyglądając się ceglanym ścianom i łukowatemu sklepieniu, które z jakichś względów zawsze kojarzyły mu się z lochem. W uszach słyszał cichą, nastrojową muzykę, ale nie był w stanie stwierdzić, w jakim języku jest piosenka; jej dźwięki zdawały mu się z jednej strony bardzo odległe, z drugiej zaś odnosił wrażenie, że rozbrzmiewają tylko w jego głowie, podczas gdy dookoła jest zupełnie cicho.
Po plecach przebiegł mu dreszcz. Nie to, żeby coś go przestraszyło, ale prędko uzmysłowił sobie, że raczej nie polubi tego miejsca; podobnego uczucia doświadczył kilka dni wcześniej, gdy w jakimś programie telewizyjnym pokazano piwnicę starego domu, w której na potęgę rozmnożyły się szczury. Widok był odrażający.
Mężczyzna za barem był jedyną osobą w pubie. Wsparty obiema dłońmi o ladę, wyglądał jak jednoosobowy komitet powitalny. Był zupełnie łysy od czoła po czubek głowy, za to z bardzo gęstymi, czarnymi włosami po bokach. Pod najbardziej krzaczastymi brwiami, jakie Marek w życiu widział, czaiły się niewielkie, brązowe oczy zdające się w niego figlarnie wpatrywać. Białą koszulę opinała kamizelka, a pod szyją zawiązaną miał muchę.
Marek usadowił się na jednym z krzeseł stojących rzędem przy barze.
— Czym mogę służyć? — spytał mężczyzna za kontuarem.
Marek podrapał się po szyi.
— Czy ja wiem? Niech będzie piwo.
Barman ujął jeden z kufli i zaczął nalewać. Marek poprawił się na krześle i zaczął rozglądać po wnętrzu.
— Całkiem przyjemne miejsce — skłamał, żeby jakoś zagadać. — Ale w szwach nie pęka…
— To pochwała, czy zarzut? — spytał barman, nie unosząc wzroku znad nalewanego piwa.
— Po prostu stwierdzenie.
— Za każdym kryje się jakaś opinia.
Marek uniósł brwi, czując się trochę jak uczeń przyłapany przez nauczyciela na nieścisłościach w odpowiedzi.
— Po prostu przydałaby się temu miejscu trochę lepsza reklama. Brakuje choćby szyldu nad wejściem, na dobrą sprawę nie wiem nawet, gdzie właśnie jestem.
— Moją reklamą są ludzie, którzy tutaj trafili — odparł barman z pewną nutą nonszalancji i znużenia w głosie. Gdzieś w kącikach jego ust czaił się kpiący uśmiech.
— To się akurat zgadza. Mnie ten pub polecił Grzesiek Nowak. Kazał o sobie wspomnieć.
— Doprawdy? I co powiedział?
— Że znajdę tu pomoc i takie tam bzdety. Jak w tym stereotypie, w którym barman słucha, pociesza i na wszystko ma radę. Tyle że ja chyba nie potrzebuję terapeuty. To prawda, jestem wkurwiony, ale wygadanie się komuś raczej niewiele mi pomoże.
Mężczyzna po drugiej stronie przesunął ku niemu pełny kufel.
— To dobrze — rzekł, zaglądając mu w oczy — bo ja nie jestem terapeutą. Nie obchodzą mnie twoje problemy ani twój nastrój. Ale jeśli jest coś, czego mocno pragniesz, ja mogę ci to dać.
Marek parsknął śmiechem. Nieco nerwowo, bo zarówno sposób, w jaki ten facet mówił, jak i same jego słowa sprawiły, że poczuł się jeszcze bardziej nieswojo.
« 1 2 3 4 5 6 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wiatr
— Marcin Pindel

Zerwany kwiat
— Marcin Pindel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.