Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Szczeniaki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułSzczeniaki
OpisAlternatywny fanfik gwiezdnowojenny rozgrywający się tuż przed „Zemstą Sithów”. Prequel do „Drugiej strony Mocy” i historii Darth Beyre (m.in. „Przed burzą”, „Obława”).
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Szczeniaki

« 1 2 3 4 5 7 »
Młody Fett i Zam Wessel mieszkali sobie we dwójkę, poinformowawszy gospodarza, że Boba jest jej ciotecznym bratem. Wessel z ulgą przyjęła fakt, że Boba odruchowo zaczął wykonywać te wszystkie obowiązki, które należały do niego na statku ojca, to znaczy zamawiał zakupy, ładował pranie do pralki, naczynia do zmywarki, programował robota sprzątającego, a nawet czasem sam coś ugotował, co dla Zam, żyjącej głównie smażonymi rybami z automatu na rogu, było gigantycznym zaskoczeniem.
Ogólnie rodzinna sielanka, której nie mąciło to, że Boba spokojnie i metodycznie rozpracowywał wszystkie zabezpieczenia, które wprowadziła Zam. Nie mąciło oczywiście dlatego, że dziewczyna nie miała pojęcia o tym, że Fett, zamawiając przez holonet jedzenie i ustawiając opcje ogrzewania, przy okazji włamał się już dawno do jej bazy danych.
Siadywali wieczorami nad partią holograficznych szachów, Zam sączyła coś mocniejszego, Bobie „pozwalała” pić piwo. Boba proponował rozbieranego sabaka, Zam się zgadzała i dochodzili do etapu, w którym ona zdejmowała bluzkę, prezentując elegancki stanik, a on pasował, bo nie uśmiechało mu się zdejmowanie spodni w następnej rundzie („Zam, no jak to, przecież nóż w cholewce liczy się jako ubranie!”).
Kiedy witali się po spędzonym oddzielnie dniu, padali sobie czule w ramiona, no, przecież są rodzeństwem, prawda? Z upodobaniem bawili się całą tą dwuznaczną atmosferą, on próbował, na ile sobie może pozwolić, ona traktowała go niepoważnie, więc prowokowała bez najmniejszych oporów.

Boba przyleciał na Coruscant, żeby rozeznać się w sytuacji, i okazało się to najlepszą rzeczą, jaką mógł zrobić. A to dlatego, że pewnego dnia Zam Wessel dostała zlecenie. Trudno powiedzieć, od kogo konkretnie, ale sądząc z pewnych plotek, sprawa sięgała wysoko. Tak wysoko, że woleli nawet o tym nie myśleć.
Fett wprost nie mógł uwierzyć – oto może pomścić ojca, Zam będzie miała motywację, żeby mu w tym pomóc, i jeszcze ktoś im za to zapłaci.
Byli właściwie gotowi, bo podane przez mocodawców szczegóły uzupełniały brakujące elementy obrazu pracowicie przygotowywanego przez Bobę. Pod pretekstem poznawania miasta chłopak już dawno przyjrzał się dokładnie okolicom Świątyni. Myślał, że będzie ona niedostępną twierdzą, i ogromnie się zdziwił, kiedy zobaczył, jak bardzo się mylił. Do części pomieszczeń, a zwłaszcza do słynnej biblioteki, mógł wejść właściwie każdy. W ten sposób Jedi dzielili się z mieszkańcami Galaktyki ogromem wiedzy gromadzonej przez Zakon w ciągu setek lat.
Przez pewien czas Boba chadzał tam regularnie, rozglądał się, zapamiętywał rozkład budynku i wdawał się w niezobowiązujące pogawędki z przygodnie spotkanymi osobami. W Świątyni kręciło się wielu przybyszy z różnych planet, głównie dyplomaci, ich rodziny i pracownicy, więc jeżeli ktoś pytał, Boba podawał się za syna jednego z pilotów senatora z Eriadu, i była to wersja bardzo wiarygodna.
Oczywiście miał tyle rozumu, żeby samych Jedi omijać szerokim łukiem, a i oni byli zbyt zajęci, żeby mieć czas na pogaduszki z dzieciakiem, który przychodził najwyraźniej po to, żeby pobawić się holograficzną mapą Galaktyki.
Raz tylko jakiś padawan, Kalamarianin, zwrócił na niego uwagę i chyba nawet miał zamiar o coś go zapytać, ale Boba wykorzystał fakt, że akurat podjechała winda, i wsiadł do niej. Padawan widocznie uznał, że sprawa nie jest warta szukania go po całym budynku, ale Fett od tej pory już do Świątyni nie wrócił.
Dopiero Wessel uświadomiła mu, że z miesiąca na miesiąc staje się coraz bardziej podobny do ojca i kogoś mającego do czynienia z Armią Klonów może to zainteresować. Boba w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć, że ojciec o tym nie pomyślał, przecież jeżeli można majstrować przy charakterach klonów, to można i przy wyglądzie, choćby trochę. Potem stwierdził, że niestety, każdy ma prawo być omylny, nawet Jango Fett. A na koniec uznał, że może ojciec po prostu nie wziął pod uwagę, że kiedyś on i Armia znajdą się po przeciwnych stronach.

Tego ostatniego wieczora Zam i Boba mieli umówione w jednym z nocnych klubów spotkanie, na którym chcieli omówić szczegóły i renegocjować stawkę. Coś im się w końcu należało za błyskawiczne tempo.
Kiedy wylądowali pod klubem, Zam odwróciła się do chłopaka.
– To ważna rozmowa. Jeżeli się postaramy, niedługo zarobimy mnóstwo kasy. Życz mi powodzenia – zmrużyła oczy.
– Powodzenia, Zaaam – zaciągnął z huttyjska, co zabrzmiało bardzo… dorośle.
Odpięła zasłonę z twarzy i pocałowała go w usta.
– Powodzenia, braciszku.
Roześmiała jak z dobrego żartu, otworzyła kabinę i wyskoczyła na chodnik.

Pociąg zahamował, wybijając Bobę ze wspomnień. Pora wysiadać. Teraz, kiedy ochłonął, czuł, jak wszystko zaczyna go boleć. Głównie kark, nadwerężony w czasie zderzenia, żebra, chyba raczej potłuczone niż połamane, i trochę głowa. Wstrząs mózgu? E, mało prawdopodobne. Stres – taki pomysł nawet nie przeszedł mu przez myśl. Toż takie sprawy to dla niego chleb powszedni, a nie powód do stresu. Rozdygotanie podczas rozmowy ze staruszką czym prędzej wymazał z pamięci.
Głowa na pewno boli go z głodu, tak, na pewno o to chodzi. Choć na samą myśl o jedzeniu żołądek podjeżdżał mu do gardła, kupił od ulicznego sprzedawcy jakiś placek i butelkę wody, następnie wmusił je w siebie.
Potem stwierdził, że jednak nieźle się poobijał i jeżeli ma być w pełni sprawny, to coś trzeba z tym zrobić. Wstąpił do apteki, odczekał aż będzie pusta, i bez drżenia powieki poprosił o silny lek przeciwbólowy podawany dożylnie. Byli w na tyle niskiej, czyli złej, dzielnicy, że chyba nikt nie będzie się kłopotał wypytywaniem go o szczegóły. No a jakby co, to przecież ma miotacz.
Stojący za kontuarem Malastarczyk zmierzył go spojrzeniem. Schludny, dobrze ubrany, grzeczny chłopak.
– Po co ci to?
– Dla babci. Ma bardzo silne bóle, lekarz jej to kiedyś przepisał.
– A pieniądze masz?
Podał mu kartę, a farmaceuta skinął na robota.
– Poczekaj chwilę, takie rzeczy musimy trzymać pod kluczem.
Po chwili robot wrócił z zaplecza.
– W opakowaniu są trzy dawki, powiedz babci, żeby dwie pozostałe schowała do lodówki.
Skinął głową. Starał się nie mówić za dużo, huttyjski akcent, naturalny w Terytoriach Zewnętrznych, tutaj kojarzył się z półświatkiem.
– Poczekaj no chwilę, chłopcze – Malastarczyk przyjrzał mu się uważniej, a Bobie dreszcz przeszedł po kręgosłupie. – Chyba się skaleczyłeś w czoło.
– Miałem mały wypadek śmigaczem – powiedział cicho Boba, wkładając w wymowę całe swoje zdolności lingwistyczne.
– Czekaj, czekaj! Coś mi się wydaje, że to wcale nie o babcię chodzi!
Boba przełożył lekarstwo do lewej ręki, a prawą zaczął bardzo powoli rozpinać kurtkę.
– Założę się, że nieźle się na coś tym śmigaczem wpakowałeś i że to tobie jest potrzebny lek przeciwbólowy!
Dłoń Boby zamarła. Może jeszcze się uda. Byłoby ciszej, bez zamieszania. Stąd już bardzo blisko do Świątyni.
– No, ma pan rację… – zrobił kwaśną minę. – Ojciec mnie zabije, jak się dowie. Oddałem śmigacz do naprawy, ale bardzo mnie bolą żebra.
– I co ja mam teraz z tobą zrobić? Nie mogłeś się od razu przyznać? Chodź.
Boba poszedł posłusznie za farmaceutą na zaplecze.
– Jeżeli chcesz, zrobię ci prześwietlenie – Malastarczyk wskazał na sprzęt. – Tylko 50 kredytów.
– Nie, nie, dziękuję – Boba szybko zapiął kurtkę z powrotem.
– Co? Mechanik za dużo wziął i nic ci już nie zostało?
Boba potwierdził, potęgując rozbawienie aptekarza.
– Dobra, dawaj rękę, zrobię ci ten zastrzyk, przecież ty nawet w żyłę nie umiałbyś trafić.
Boba umiałby trafić doskonale, ale może rzeczywiście lepiej zrobić to w kulturalnych warunkach, a nie na ulicy, w jakimś brudnym kącie. Jeszcze by się ktoś przyczepił.
Na szczęście rękaw dał się łatwo podwinąć. Malastarczyk wprawnym ruchem wkłuł jednorazowy dozownik w przedramię Boby, zaaplikował mu lekarstwo, oddał pieniądze za dwie pozostałe dawki i pożegnał słowami:
– No, powinno zadziałać za jakiś kwadrans. Tylko nie pij dzisiaj – mrugnął środkowym okiem, bardzo zadowolony z dowcipu.

« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

30 IX 2010   18:44:00

całkiem,całkiem,lekkie masz pióro dziewczynoxd

01 X 2010   11:58:00

Z tym lekkim piórem to...lekka przesada,ale że jest " całkiem całkiem"mogę się zgodzić hahaha

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.