Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Rusnak
‹Business is business›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Rusnak
TytułBusiness is business
OpisAutor pisze o sobie:
Wrocławianin, rocznik 1984. Z wykształcenia anglista, z zamiłowania pisarz. Fan Neila Gaimana, ostrego rocka i czeskiego piwa. Publikował w Creatio Fantastica, Carpe Noctem oraz na unreal-fantasy.pl. Zdobywca I miejsca w konkursie „Horyzonty Wyobraźni 2009”. Więcej na: www.rusnak.unreal-fantasy.pl.
Gatuneksensacja

Business is business

« 1 3 4 5 6 »

Marcin Rusnak

Business is business

– Rumun – rzekł. – MSF chce dorwać Rumuna, a tylko my wiemy jak on wygląda. Brodacz w życiu go nie widział na oczy.
– Już się bałam, że benzedryna zupełnie wyżarła ci mózg.
– Skąd wiesz to wszystko?
– Mam swoje źródła.
Sulimowski pokiwał głową i zaczął bandażować ranę. Bolała paskudnie, ale krwawienie osłabło na tyle, że szycie mogło poczekać. Musiało poczekać.
– Jak mnie znalazłaś? – zapytał.
Ilustracja: <a href='mailto:a_wawrzaszek@wp.pl'>Artur Wawrzaszek</a>
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
– Tak samo jak MSF. Przez nadajnik. Brodacz musiał ci go jakoś podrzucić. Tobie albo jemu – wskazała na milczącego olbrzyma. Sulimowski był gotowy zaprzeczyć, po czym zaklął cicho, parszywie. Tabletki uspokajające. Wyciągnął plastykowy słoiczek, który dostał od Igora i wysypał zawartość na dłoń. Później zajrzał do środka i zaklął raz jeszcze. Na dnie pojemniczka przyklejona była pluskwa wielkości bateryjki do zegarka. Wydłubał ją nożem, po czym rozgniótł pod butem. Nie wiedział, czy jest bardziej wściekły na Brodacza, czy na samego siebie.
– Jestem starym durniem.
– Wyjątkowo się z tobą zgodzę. Może benzedryna jednak ci służy.
– Od dawna nie biorę.
– Szczerber będzie szczęśliwa, jak to usłyszy. Co zamierzasz? – wskazała na mutanta. – Odpuścisz?
– Nie – zdecydował. – Jestem umówiony z Rumunem i kasę od niego dostanę tak czy owak. Brodaczem zajmę się później.
Skinęła głową, jakby nie spodziewała się niczego innego.
– Masz coś przeciwbólowego? – spytała.
Przytaknął, po czym wydobył z kieszeni na piersi strzykawkę z prialtem. Nakłuł skórę i wtłoczył cały lek. Efekt był natychmiastowy. Zikonotyna podziałała na ból jak młotek na ślimaka – pozostało po nim tylko niejasne wspomnienie. Wszystko nagle stało się prostsze, jaśniejsze i zwyczajnie lepsze.
–…pójdziecie dalej, to wyjdziecie po polskiej stronie – dotarł nagle do niego głos Dolores.
– Co? – zastanowił się przez moment, skojarzył fakty i pokiwał głową. Wstał i z zadowoleniem stwierdził, że noga mu zupełnie nie dokucza. Dopiero teraz przyjrzał się uważniej ceglanym ścianom korytarza. Tunel musiał pochodzić z okresu drugiej wojny światowej. – A więc to jest ten twój słynny kanał przerzutowy. Założyłem się kiedyś z Karskim o jego istnienie.
– Andrzej? – mruknęła.
– Hmm?
– Wciągaj spodnie i wynoś się stąd. Uratowałam ci życie, ale to nie znaczy, że cię lubię.
Zamilkł z otwartymi ustami, później skinął głową. Ubrał się, chwycił latarkę w prawą dłoń, po czym podszedł do mutanta i poklepał go po ramieniu. Olbrzym podniósł się i ruszył powoli ciasnym korytarzem.
– Dziękuję, Dolores – powiedział Andrzej, nie patrząc jej w twarz. – Nie wiem czemu mi pomogłaś, ale dziękuję.
Przez chwilę czekał na odpowiedź, ale ta nie nadeszła.
Korytarz prowadził prosto przez ponad półtora kilometra. Co pewien czas przecinały go jakieś odgałęzienia, ale ślady poprzednich wizyt Dolores w tym miejscu wyraźnie mówiły, że trzeba podążać prosto. W końcu trafili na wieńczącą tunel drabinkę i, zupełnie nie przystającą do tego miejsca, aluminiową skrzyneczkę. Zapasy na czarną godzinę, pomyślał Sulimowski.
Wspiął się po szczeblach i odsunął zamykającą wyjście klapę. Poczuł świeże, nocne powietrze. W miarę jak wychodził na zewnątrz, dostrzegał coraz więcej kształtów i po chwili nie bez zdziwienia stwierdził, że wejście do tunelu ukryte jest w dziupli olbrzymiego dębu. Wyrwa w korze sięgała mu pasa i przedostał się nad nią bez trudu.
– Jest tam kto? – odezwał się męski głos zaledwie o parę metrów od Sulimowskiego. Andrzej w jednej chwili znieruchomiał; wiedział, że jest za późno, aby ukryć się z powrotem w tunelu. Usłyszał kroki – ktoś obchodził olbrzymie drzewo i zmierzał w jego kierunku.
W ciemności pojawiła się sylwetka, a Sulimowski natychmiast zareagował. Przyskoczył do zbliżającej się postaci, chwycił mocno za lufę karabinu i wykręcił ściskającą go dłoń. Nim nieznajomy zdążył jęknąć, Andrzej uderzył go drugą dłonią w krtań, po czym puścił broń, kopnął mężczyznę pod kolano i grzmotnął w kark. Nieznajomy padł na ziemię z cichym sapnięciem.
Sulimowski pochylił się nad nim i z łatwością rozpoznał kevlarową kamizelkę z literami MSF oraz rozwinięciem skrótu: Mutant Surveillance Force. Później chwycił za karabin mundurowego i poczuł, jak zasycha mu w gardle.
Pomiędzy przemytnikami i funkcjonariuszami MSF-u panowała niepisana umowa co do broni. Andrzej i jego koledzy po fachu korzystali z amunicji typu IB – Ice bullet – mocnego środka usypiającego w cienkiej powłoczce z lodu. Nie dało się tym zabić, chyba że poprzez niefortunne trafienie w górną połowę twarzy. MSF natomiast korzystał głównie ze specjalnej wersji MP 5 na pociski gumowe.
To, co Sulimowski miał w ręku, okazało się być AG 36 – karabinem szturmowym na jak najbardziej ostrą amunicję z lunetą i podwieszonym granatnikiem. Ta broń była w porównaniu z MP 5 tym, czym bomba atomowa przy lasce dynamitu. Morderca z Kalynivki, pomyślał. W tej kwestii nie chcą popełnić błędu.
Później pojawiły się światła i Sulimowski westchnął ciężko. Były dość daleko, dwieście, trzysta metrów od nich… na tyle jednak blisko, by tworzyć w miarę ciasny krąg. O ile mógł stwierdzić, mundurowi się nie przemieszczali. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nie musieli. Czekali. Za godzinę zacznie świtać, pomyślał. Wtedy zaczną przeczesywać okolicę i w końcu nas znajdą. O świcie będzie po nas. Trzeba działać. Teraz.
Ręce miał pewne, a ruchy spokojne, kiedy wyciągał z kieszeni strzykawkę z benzedryną i pojemniczek z Valium. Znajdowali się na niewielkim wzniesieniu, z którego mógł dostrzec spory kawałek otaczającego ich rzadkiego lasu. Światła, które pojawiały się tu i ówdzie w nieregularnych odstępach były widoczne głównie na wschodzie – bliżej granicy z Ukrainą. Sulimowski nie mógł być pewny swojej oceny, ale założyłby się, że pojedyncze światła znajdujące się na zachód i północ od nich stanowią ostatni pierścień zmasowanej nagonki.
Benzedryna zaczęła działać prawie natychmiast. Na czole Andrzeja pojawił się zimny pot, mięśnie nagle jakby się spięły i już pozostały w stanie gotowości. Zapiekło go lekko w oczach, po czym dostrzegł w okolicy więcej szczegółów – wiedział, że jego źrenice przypominają teraz olbrzymie czarne monety. Suchość w gardle stała się prawie bolesna, podobnie jak potrzeba działania. Znikło poczucie zdrętwienia stawów i z wolna ogarniająca go senność – umysł wypełniły chaotyczne myśli poszukujące ujścia i Andrzej z trudem zapanował nad chęcią mówienia do samego siebie. Czuł się jakby znowu miał dwadzieścia lat. Czuł się jak młody, nieco szalony bóg.
Odczekał kilka kolejnych minut, póki Valium nie zaczęło działać. Środek powoli go uspokoił i pozwolił znowu logicznie myśleć. Harmider w mózgu ustał, podobnie jak suchość w ustach i nadmierna potliwość. Sulimowski był gotowy.
– Posłuchaj mnie – zwrócił się do mutanta, spoglądając mu w oczy. – To bardzo ważne. Gdy każę ci biec, będziesz biegł. Biegł. Tam – wskazał dłonią na północny zachód, w kierunku Budzynia. – Gdy dotrzesz do wioski, ukryjesz się. Znajdę cię. Rozumiesz? Biegniesz, gdy każę. Później się ukrywasz. Rozumiesz?
Sulimowski powtarzał rozkaz przez ponad minutę. W końcu olbrzym pokiwał głową i machnął łapskiem na północny zachód. To musi wystarczyć, pomyślał Andrzej.
Ruszyli w dół swobodnie opadającego zbocza, przekradając się od drzewa do drzewa. Dęby, brzozy i jodły rosły tutaj skąpo, zbite w ciasne grupki, poprzetykane większymi i mniejszymi polanami. Widzieli już światła latarek i pojedynczych reflektorów pojawiające się i znikające na pozór znienacka, przeczesujące okolicę na podstawie wzoru, którego Sulimowski nie mógł pojąć.
Zatrzymali się przy paru starszych brzozach rosnących jedna obok drugiej. Sulimowski dostrzegał już pojedyncze sylwetki mundurowych, a spoglądanie w kierunku silnego reflektora raniło mu oczy. Oglądał się na prawo i lewo, próbując namierzyć wzrokiem kolejne uzbrojone grupki. Były tam, zbyt blisko, żeby można było przedostać się między jedną a drugą. Sam by sobie poradził, ale z dwuipółmetrową górą mięsa u boku było to niemożliwe. Musiał się przebić. To była jedyna szansa, żeby wyjść z tego z honorem. Jedyna szansa, żeby jeszcze zobaczyć Szczerber. Zaczął żałować, że nie zostali w tunelu i nie przeczekali tam dnia czy dwóch. Za późno, pomyślał. Trzeba działać.
Przyjrzał się raz jeszcze stojącej przed nimi grupce. Czterech mundurowych – dwóch koło reflektora, jeden jakieś dziesięć metrów na prawo, jeden dwadzieścia na lewo.
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

14 IX 2010   09:28:42

Fajny teskt!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Historie rozmaite
— Beatrycze Nowicka

Trzy oblicza pisarza
— Marcin Mroziuk

Dokąd zmierzasz, Filipie?
— Magdalena Kubasiewicz

Nokturn na dwa głosy
— Marcin Rusnak

Zbrodnia doskonała
— Marcin Rusnak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.