Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Rusnak
‹Business is business›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Rusnak
TytułBusiness is business
OpisAutor pisze o sobie:
Wrocławianin, rocznik 1984. Z wykształcenia anglista, z zamiłowania pisarz. Fan Neila Gaimana, ostrego rocka i czeskiego piwa. Publikował w Creatio Fantastica, Carpe Noctem oraz na unreal-fantasy.pl. Zdobywca I miejsca w konkursie „Horyzonty Wyobraźni 2009”. Więcej na: www.rusnak.unreal-fantasy.pl.
Gatuneksensacja

Business is business

« 1 4 5 6

Marcin Rusnak

Business is business

Wychylił się, kiedy reflektor właśnie się zapalił. Szczęknął zamek CZ 75, dwie kule poszybowały prosto w halogen i okolicę spowił mrok. Sulimowski nie słuchał głosów zaatakowanych – wypadł ze swojej kryjówki i popędził w kierunku mundurowego po prawej stronie. W biegu przymierzył i posłał trzy kule w stronę tego stojącego po lewej – trafiła tylko jedna, ale za to w nieosłoniętą kevlarem nogę.
Zakaszlały karabiny i serie pocisków zaświstały za plecami Andrzeja. Sulimowski dopadł funkcjonariusza po prawej, nim ten zorientował się, co się dzieje. Pierwszym kopnięciem podbił karabin mężczyzny w górę, drugim trafił go w brzuch. Stanął za nim i chwycił lewą dłonią za szyję, ustawiając go przed sobą jak żywą tarczę. Znad jego ramienia splunął bronią jeszcze trzy razy, posyłając kolejnego mundurowego na ziemię. Nim trzymany złapał oddech, Sulimowski podciął go od tyłu i grzmotnął kolbą pistoletu w potylicę. Mężczyzna zwiotczał i osunął się na ziemię. Andrzej uśmiechnął się złowieszczo. Z benzedryną D szalejącą w jego krwi walka jeden na czterech była niemal zbyt prosta.
Usunął się w bok, gdy ostatni z czwórki mundurowych wychylił się zza halogenu i posłał serię w jego kierunku.
– Biegnij! – wrzasnął Sulimowski co sił. – Biegnij, do diabła!
Później rzucił się w bok, uchylając się przed kolejną serią, przeturlał po ziemi i posłał kolejne trzy pociski w nogi mundurowego. Wszystkie trafiły i raniony osunął się na ziemię, a jego wrzask szybko przeszedł w lekki jęk. Stracił przytomność, nim jego głowa opadła na trawę.
Sulimowski pomknął śladem mutanta. Słyszał za swoimi plecami wystrzały, krzyki, widział reflektory siekące teren za nimi. Uda się! w duchu ryczał ze szczęścia. Uda się! Są za daleko! Zostali za nami i uda nam się, choćbyśmy mieli biec przez godzinę, uda się! Będziemy żyć!
Za ich plecami rozległa się seria głuchych puknięć i świst pocisków przecinających powietrze powolnie kreślonymi łukami. Sulimowski skoczył na mutanta i kazał mu paść na ziemię, oczekując, że granaty lada moment otoczą ich fontannami ziemi i metalowych odłamków. Ale to nie były granaty. Andrzej spojrzał przed siebie spomiędzy dłoni okrywających głowę i wtedy, jak na komendę, świat wypełnił seledynowy błysk.
Flary! Dziesiątki flar! Wyczulone do granic możliwości oczy Sulimowskiego rozpalił ogień, który nie przypominał żadnego bólu, jaki mężczyzna kiedykolwiek doświadczył. Andrzej padł na plecy, młócił rękoma w powietrzu i tarł twarz przekonany, że oczy pokrywa mu płonąca smoła. Ból wwiercał się w oczodoły, wypełniał mózg i hamował wszystkie inne doznania. Nie istniało nic poza nim i ten stan zdawał się trwać w nieskończoność.
Przez następną godzinę lub dwie Sulimowski nie był świadomy niczego poza bólem, własnym wrzaskiem i stopniowo słabnącym organizmem. Był na wpół świadomy, kiedy słyszał krzątających się wokół ludzi, warczące silniki samochodów; w pewnym momencie wydawało mu się, że ktoś go niesie na noszach.
W końcu ból osłabł, ale wzrok mu jeszcze nie wrócił i Andrzej stwierdził, że znajduje się na tylnym siedzeniu samochodu. Ręce miał skute kajdankami.
– Żyjesz, Andy? – dotarł do niego głos. Brodacz. Na przednim siedzeniu pasażera. Szczęknęły drzwiczki i ktoś zajął miejsce obok Sulimowskiego. Silnik zamruczał i samochód ruszył.
– Nie chciałem tego, Andy – kontynuował Brodacz. – Zmusili mnie. Musiałem im kogoś wystawić. Po prostu musiałem. Słyszysz mnie, Andy?
– Zamknij się, Iggy – warknął Sulimowski. Wszystkie jego nadzieje prysły. Podejrzewał, że wzrok wróci mu za godzinę, może dwie, ale była to niewielka pociecha. Czekał go proces i więzienie. Za atak na funkcjonariuszy MSF-u? Niemal pewne dożywocie. Koniec snów o Lwowie.
Jechali przez blisko godzinę, ale drogi musieli przebyć niewiele: co chwila zatrzymywali się i ten siedzący obok Sulimowskiego – kierowca tytułował go “panem kapitanem” – rozmawiał przez okno z różnymi ludźmi. Przed oczyma Andrzeja zaczęły pojawiać się kolorowe plamy. Musiało świtać.
– Andy – odezwał się po dłuższym czasie Brodacz. – Nie musisz iść do paki. Dogadaj się z nimi. Dasz im Rumuna i po sprawie. Wiesz, jak to jest. Każdy musi dbać o własny tyłek. Business is business.
– Wiesz co, Iggy?
– Co, Andy?
– Do dupy ten twój business. Tak jak twoja propozycja. Spisz ją na kartce i wsadź sobie, byle głęboko.
– Zatrzymaj się – rozkazał nagle kapitan. Wóz zjechał na pobocze. Andrzej usłyszał, jak mężczyzna siedzący obok odciąga zamek pistoletu. To ma być koniec? O co tu chodzi? Bez procesu, prasy, trąbienia o sukcesie MSF-u?
– Co, do… – mruknął Brodacz i w samochodzie huknął strzał. Sulimowski aż podskoczył, ale ze zdumieniem odkrył, że nie czuje bólu.
– Iggy? – zapytał. Plamy stopniowo nabierały ostrości, tak że Andrzej nie miał wątpliwości: Brodacz się nie ruszał. Kapitan siedzący obok Sulimowskiego położył mu swoją broń na kolanach, po czym zaczął majstrować przy jego kajdankach.
– Dobrze się spisałeś, Andrzeju – powiedział. Dopiero teraz jego głos wydał się mężczyźnie znajomy.
– Rumun – wyszeptał Sulimowski.
– W tej chwili kapitan Dominik Schmidt. Ale tak, zgadza się.
Wszystko nabrało sensu. Kto lepiej nadawał się do handlu mutantami niż osoba, której płacono za ich wyłapywanie?
– Co się… – Andrzej nagle miał trudności z doborem słów.
– Brodacz stał się niewygodny. Zaczął sypać. Musiałem się upewnić, czy mogę na tobie polegać. Spisałeś się, muszę przyznać, znakomicie.
– Mutant…
– Złapany. Rzeźnik z Kalynivki, za którego na zachodzie są gotowi tyle zapłacić, złapany! – Mężczyzna zaśmiał się i poklepał Sulimowskiego po ramieniu. Wcale nie wydawał się zły. – Oczywiście ta głupia góra mięsa nie ma z tym nic wspólnego. Zakrwawione ubranie było pomysłem Brodacza; miał nadzieję, że spanikujesz i dasz się złapać. Prawdziwy Rzeźnik z Kalynivki jest tysiąc razy groźniejszy od tego słonia, którego przeprowadziłeś… – Rumun spojrzał na zegarek -… i od dwóch godzin jest już w Polsce. Dzięki temu, że zwróciłeś uwagę niemal wszystkich służb granicznych na siebie.
Sulimowski nie wiedział, co powiedzieć. Dlatego też milczał. Szczęknęły kajdanki i Andrzej mógł rozetrzeć obolałe ręce.
– Co teraz? – zapytał. Benzedryna przestawała działać i zaczynał czuć się fatalnie. Zapach prochu i krew sącząca się z Brodacza bynajmniej nie pomagały.
– No cóż, trochę cię nie doceniliśmy. Wyobraź sobie, że odebrałeś mi broń i zmusiłeś nas do przejechania na stronę ukraińską. Zabiłeś Igora za to, że cię wystawił, po czym zniknąłeś w lesie, wcześniej uszkodziwszy nasze radio. A propos – Rumun sięgnął po pistolet i dwoma kulami rozwalił system łączności. – Zanim zdołaliśmy kogoś zawiadomić, ulotniłeś się. Wiadomo, że sytuacja między Unią a Ukrainą jest dość napięta, więc oczywiście o pomoc ich policji nie mamy co prosić.
– Jestem wolny? – zapytał z niedowierzaniem Sulimowski.
– Póki nie wrócisz do Polski. Rzeczy z twojego mieszkania i kasa z konta są u Karskiego. A, byłbym zapomniał. Twoje pięć tysięcy – Rumun wepchnął w dłoń Andrzeja spory plik pieniędzy. – W końcu wykonałeś zadanie.
Sulimowski chwiejąc się wysiadł z samochodu i zamknął za sobą drzwiczki. Stał jak ogłupiały, nie wiedząc, co myśleć. Może wcale nie myślał.
Uchyliła się szybka i w oknie pojawił się Rumun.
– Powodzenia. We Lwowie jest ponoć pięknie o tej porze roku.
Sulimowski nie odpowiedział. Wzrok powoli mu wracał i mężczyzna skierował się w stronę lasu. Za jego plecami zawarczał silnik i moment później samochód odjechał ku granicy.
Andrzej odetchnął chłodnym powietrzem i spojrzał na słońce powoli wyglądające zza drzew. Później schował pieniądze do kieszeni i ruszył w kierunku “Pod Lasem” Karskiego.
Z każdą minutą szedł coraz szybciej. Spieszył się. Potykał się od czasu do czasu, ale pod nosem miał uśmiech.
Czekała na niego Szczerber.
Czekał na niego Lwów.
Czekało na niego życie.
koniec
« 1 4 5 6
27 lipca 2010

Komentarze

14 IX 2010   09:28:42

Fajny teskt!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Historie rozmaite
— Beatrycze Nowicka

Trzy oblicza pisarza
— Marcin Mroziuk

Dokąd zmierzasz, Filipie?
— Magdalena Kubasiewicz

Nokturn na dwa głosy
— Marcin Rusnak

Zbrodnia doskonała
— Marcin Rusnak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.