Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF

Morbus Sacer, cz. 3

« 1 2 3 4 10 »

Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 3

– Cóż, obserwuję twoje próby, są one na razie dość… - Odchrząknął końcówkę i myślał dalej wysokim tonem. - A Praga, hm, jak Praga…Czy wiesz, że uczniowie Crowleya szukali tam kiedyś… - I znowu coś odchrząknął. - …Nie udało im się i… - Odchrząknięcie. - To zresztą nieistotne. Czy matka czytała ci o zwierciadle mistrza Twardowskiego? O zwierciadle Merlina u Spensera? Zwierciadle Lao? Księżniczki Ateh? Nic z tego?…A może Lustra Crowleya, słyszałeś cokolwiek?… - Odchrząknięcie. - Dziwię się twej niewiedzy, to pożywna legenda.
(Mówił o niej „matka”, choć na pewno pamiętał jak ma na imię. Ciekawi mnie dlaczego ludzie, którzy byli kiedyś tam na tyle zwariowani, aby się pokochać i chcieć założyć rodzinę, potem wstydzili się brzmienia swych imion? Jak gdyby chcieli zaprotestować przeciw trzymaniu się za ręce, dzieleniu uczuć (gdyż chcę wierzyć, iż nie chodziło im [wyłącznie] o libido); wymazać z rejestrów tę dawną moc, która zbliżyła ich ku sobie; podkreślić, że jedyne, co ich łączy, a zatem jedyne, co ich łączyło, to dzieci, odnalezione bez miłości, cichych podszeptów jesienią i kocich kołysek przytulanych. Nawet zdrobnienia były zakazane: oto jest wasza matka, oto jest wasz ojciec. Czy było to odbiciem dawnej czułości: oschłość albo nienawiść? Może nie znosili się, bo ich widok przypominał im o wielkich życiowych błędach? A może nadal się kochali, tylko wobec świata nie wypadało się nie nienawidzić? Mama powiedziała mi kiedyś: „Nie winię go za nic. Odszedł, ponieważ sytuacja go przerosła. Moja wina. Nie powinnam była wiązać się z człowiekiem, który łatwo pozwala się przerosnąć. Cóż, byliśmy wtedy młodzi. To była moja wina, pamiętaj, synku.” Młodość oznacza winę? Nie zrozumiałem tego. Ale mama była chora gdy wyrzekła te słowa. Nie wiem czy w chorobie, jak w winie, tkwi prawda, czy raczej chciejstwo lub też nocny koszmar? Ostatecznie uznałem jej słowa za majaczenie w gorączce.)
– Crowley przemyślał dawny upadek budowniczych wieży Bablos. Tamci próbowali dotrzeć pod usta boga, aby słyszeć go bez błędu, a nie udało im się. Może, pomyślał to Crowley, należy stworzyć usta boga na ziemi?… - Odchrząknięcie. - Na początku był Sem, Sem był u Boga, i ciałem stał się Sem; tak mówi Biblia EQ, wasza wieża Biblos… - Odchrząknięcie. - W porównaniu ze słonecznym blaskiem Luster, najbardziej rozedrgane myszy, najlepiej pozyskane iluzje, najdoskonalsze epileptyczne transy zdają mi się drobnym refleksem udręczonego księżyca.
(Nawet jak na sen jest to scena dosyć naiwna. Niewłaściwe słowo: naiwna. To sytuacja niedojrzała, młoda, winna. Oto on zjawia się, pater ex machina, by powiadać mi dziwne powiastki, o które nie prosiłem, a które mogą pchnąć narrację mego życia? Co jeszcze: Praga, Dee, Golem, wieczna chwała? Oj, Szary Fraktal powinien zaoponować a jego Gość powinien już zwabić tu matkę, aby wyrzuciła precz te wszystkie dyrdymały!)
– To nie są dyrdymały, synu - myśli mi ojciec. - Crowley zabrał się do pracy bezśpiesznie, starannie, wiedział bowiem, iż to może być największe dokonanie nie tylko jego życia - lecz życia kogokolwiek, człowieka, bestii czy archonta…Kupił w Pradze malutki dom o bardzo rozległych piwnicach, które z jednej strony kończyła skała z kamienia filozoficznego, zaś od drugiej lustro Wełtawy. Pracował trzydzieści trzy lata, zawieszając w podziemiach lustra, wymierzając kąty, badając fale, natężenia światła, grzechu i myśli, stosując złote podziały, proporcje i refleksy. Wreszcie skończył, wszedł tedy do środka układu i wyrzekł słowo, pierwsze lepsze. Słowo poszybowało do lustra, jego znaczenie odbiło się, aby pomknąć do innego lustra przekrzywionym znaczeniem, bliskoznacznym sensem, symetrycznym synonimem, i tak dalej, tak dalej, aż wreszcie wszystkie słowa świata, wszystkie Semy będące lub przyszłe, znalazły odbicia i nie mogły wydrzeć się z labiryntu szkieł i czarów, związane w jedną ogarniętość, a mędrcy powiadają, że ostatnim semem, który chciał umknąć temu przeznaczeniu był Sen, i oto poszybował do Crowleya, który tkwił w bezruchu, by w decydującym momencie pchnąć się w gardło złotym sztyletem i wypowiedzieć zaklęcie, i sen odbił się od Crowleya wówczas już zamienionego w lustro i znaczącego śmierć, i znalazł się w pułapce. I oto słowa stały się jak zaczarowane rodzeństwo, które nigdy się nie rozdziela, jedno za wszystkie, wszystkie za jedno. Pragnęły uwolnić się z labiryntu: w ich naturze zawsze był bunt. Crowley wykonał swe dzieło dobrze, słowa nie zdołały uciec. Z czasem zmęczyły się, odbijając się coraz rzadziej, piszcząc, zaklinając łaski odpoczynku, krążąc wśród wciąż drobniejszych okręgów i pentagramów, wreszcie stając się jednym, nieruchomym dźwiękiem, muzyką, która była pierwsza.
(„Po co on się tu przybłędał?”, irytuje się Szary Fraktal. Częstuje się moim stakka bo, różowieje, błękitnieje. Uspokaja.)
(„Nie wiem!”, odrzekam, „W Talmudzie4) napisano: Niech pójdzie, by jego ojca wytłumaczyli trzej. Kim są moi trzej?)
– Nikt nie wie gdzie znajduje się owy skarbiec i dziedzictwo Pragi, ale na szczęście nasze a zawiść Pierwszego zachowały się fragmenty pamiętników Crowleya. Wiesz jak się zaczynają? Nie, skąd mógłbyś wiedzieć…Na pierwszą stronę wpisał: „Spójrz w odbicie, niechaj będzie całym prawem”. Hm… sam jeszcze niezupełnie to rozumiem, ale powiadają, że czas jest cierpliwy…Synu, jesteś w niebezpieczeństwie a nie mam na myśli śmiesznych batalii o uczelniane laurki.
(Postanawiam go zignorować: „Metelski niedługo znowu się odezwie”, mówię Szaremu, „musimy oblec jakąś strategię.”)
– Owszem, wiem, że siostra wzięła los, który tobie był przypisany. Ale nigdy nie dowiesz się czy nie zrobiła w ten sposób dobrego interesu. W każdym razie, skoro stało się co się stało, jak się stać musiało, bo nic z tego świata nie dzieje się bez zasady, przyczyny i skutku - nie powinieneś podporządkowywać teraz swego życia siostrze! Uwierz bowiem, że podwójna ofiara nie liczy się bardziej w oczach Pleromy tam, gdzie wymagano pojedynczej!
– Zamknij się, stary oszuście! - Wściekła myśl buchnęła gejzerem. - Zostawiłeś nas, bo było ci wygodniej! Zawiodłeś!
Ojciec zasłonił się dłonią, jakby obawiał się, że cisnę w niego piorunem, a skoro piorunów nie było, odsłonił się i zmyślił:
– Nic z tego, co powiedziałeś nie jest prawdą.
– A więc jesteś ojcem wszelkiego kłamstwa! - odpaliłem, oddysząc ciężko. Obudziłem oczy i nagle usłyszałem brzęk.
Gość Szarego Fraktala zrzucił jakiś wazon, mama osierociła kuchnię, przyszła do nas, pojrzała na Sommę, która spała, na mnie, który spałem i na pozostałych, którzy umknęli, i nie powiedziała nic, co mogłoby nas obudzić a tamtych przywrócić. Śpię więc, stakka bo igra we mnie czarowną symfonię, pierwsze znaczenia objawione Edenowi. Znaczenia nie pokraczne, stłumione, barbarzyńskie i dobiegające swych końców ale zręczne, zdrowe, gładkolice i bezśmiertne. Chcę spać wiecznie, ham. Wazon śpi w skorupkach, mama składa go i dziwi się niewyjaśnionym przypadkom.
• • •
– Podsumujmy co wyliczyłeś. - Szary Fraktal przegląda notatki. - Uważasz, że szukasz wyrazów pierwotnych, lecz nie za bardzo wiesz po co. Może któreś z nich uleczy ciebie. Albo twój sen. Albo twoją siostrę. Która oczekuje, że ją uratujesz a ty chcesz spłacić dług wdzięczności, jaki przyśnił ci się w łonie matki. Tam przekląłeś Boga, który się nie przyśnił. Matka nie zgadza się z twoim postępowaniem zaś ojciec, którego nie znasz, pojawia się w innym śnie, aby ci pomóc i w tym celu opowiada bajki o mieście na południu. Kluczem łączącym miraże mógłby być ból, lecz gdy chciałeś dowiedzieć się czegoś od epileptyka, okazało się, że nie istnieje, może ucieka przed tobą, mimo że nie jesteś tygrysem. Nieistniejący pokierował cię do myszy odkrywających niespisane wiersze. Zdarzało ci się czytać umysły, którą możność utrzymywałeś wyłącznie po stronie snu lub stronie rzeczywistości, ale skoro nie poznajesz, która strona jest którą, dar wymknął gdzieś i nie wiadomo czy wróci. Na twój mózg liczą ludzie, którzy zamiast szantażować cię kradzieżą, którą wyśniłeś, wspominają morderstwo, o którym nie masz pojęcia. Zagraża ci Beata, bo pisze paranoiczną księgę, z której świat dowie się o bezróżnicy pomiędzy jawą, ułudą a śmiercią. I liczysz na mnie, bo tylko mnie ufasz, czy tak?
– Tak, ale może i ty się śnisz. - Przytakująco zadumanym. - Sen to dosyć po-dupa-dający. Wielkie wysypisko.
(Gość Szarego Fraktala zmyśla: „Jednoznaczny wyraz: „wysypisko”. Magiczne pole, na którym człowiek się wysypia.”)
(„Za kogo ty się uważasz!”, okrzykuję, „Powiedziałem ci już, że masz przy mnie nie istnieć! Kręcisz się jak wściekły pies w łańcuchu i jątrzysz mój spokój! Nie masz prawa istnieć przy mnie!”)
(„Twoje ułudzenia dowodzą jednego, padalcze”, wysykuje Gość, „czym nie radzę się chwalić na królewskich dworach!”)
« 1 2 3 4 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Morbus Sacer, cz. 5
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 4
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 2
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 1
— Krzysztof Bartnicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.