Biszkopt: Znaj promocją, mocium panieMówią, że reklama jest dźwignią handlu – dlatego też bez promowania swoich produktów żadne wydawnictwo zbyt długo nie pociągnie. Co prawda w naszym światku RPG nie mamy co liczyć na długonogie hostessy oferujące nam jazdy próbne lub kości do poturlania, jednak promocja jakąś rolę pełnić musi. Pytanie tylko, czy nadrzędną w stosunku do jakości produktu i dobrego marketingu.
Miłosz CybowskiBiszkopt: Znaj promocją, mocium panieMówią, że reklama jest dźwignią handlu – dlatego też bez promowania swoich produktów żadne wydawnictwo zbyt długo nie pociągnie. Co prawda w naszym światku RPG nie mamy co liczyć na długonogie hostessy oferujące nam jazdy próbne lub kości do poturlania, jednak promocja jakąś rolę pełnić musi. Pytanie tylko, czy nadrzędną w stosunku do jakości produktu i dobrego marketingu. Ilustracja: Łukasz Matuszek Trzy lub cztery lata temu wybrałem się na R-kon z prelekcją poświęconą Martwym Ziemiom. Konkretnie: jak i dlaczego ten system umarł na polskim rynku. Zahaczyłem też o Piekło na Ziemi i Lost Colony. A kiedy na koniec został mi kwadrans, napomknąłem o Savage Worlds i Deadlands: Reloaded. Widownia spojrzała wtedy na mnie jak na jakiegoś dziwaka, który właśnie zaoferował im granie w system przypominający Dungeons and Dragons bez k20. Nawet featy są identyczne! Teraz zaś to SW święci triumfy, podczas gdy popularność innych wydanych w ostatnim czasie systemów znacząco spadła. Gdyby nie newsy zamieszczane na Poltergeiście, nie wiedziałbym, że ISA wydała czwartą edycję DnD. Jedynie Wolsung radzi sobie całkiem nieźle dzięki solidnemu wsparciu fanów. Ale zarówno Wolsung, jak i Savage Worlds to solidnie wydane i porządne systemy. Więc jak jest z tą promocją? Weźmy na przykład Klanarchię, całkiem ciekawy, choć drogi system. Dobra mechanika (czy też motoryka), mroczny, postapokaliptyczny świat, komiksowo-fetyszystyczna konwencja. Przed wydaniem system cieszył się sporym zainteresowaniem, a teraz wszystko jak gdyby przycichło. Najprawdopodobniej nie ma co liczyć na wydanie zapowiadanego dodatku (szczególnie po ostatnim oświadczeniu Copernicusa), zaś cała nadzieja pozostaje w fanach, którzy udzielają się w kilku miejscach sieci. Natomiast na wsparcie systemu przez autorów czy wydawnictwo nie ma co liczyć. Żeby jednak nie schodzić na tak wielokrotnie przemielony temat krytykowania wydawców, zastanówmy się nad czymś innym. Na ile rola wydawnictwa i jego podejście do kwestii promocji wpływa na popularność samego systemu? W końcu skoro ktoś wydaje dobrego erpega, to powinien się on sprzedawać sam z siebie, prawda? Niestety – żaden taki rodzaj prawidłowości nie występuje. Można to bardzo łatwo wywnioskować na przykładzie ISY i linii nowego Świata Mroku. Nie wiem jak Wampir, ale Wilkołak jest dla mnie jednym z lepszych settingów wydanych w ostatnich latach przez White Wolfa. Tymczasem wydanie jednego i drugiego systemu nie doprowadziło do jakiegokolwiek nowego boomu na mrok. Zastanówmy się teraz, czy podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce w przypadku, w którym te systemy wydałby Portal. Albo Kuźnia Gier. Myślicie, że także popadłyby w zapomnienie? Z drugiej strony, czy gdyby to ISA wydała Savage Worlds, to czy ludzie z takim zapałem nabywaliby podręczniki, kupując (jak wieść gminna niesie) nawet po kilka sztuk w przedsprzedaży? Jak widać – nie wystarczy wydać porządnej zachodniej gry w języku polskim, żeby osiągnąć sukces na rynku. Potrzeba jeszcze odpowiedniego podejścia do graczy, fanów i klientów. To dość zasadnicza różnica między wydawcami planszówek i erpegów. Rynek gier planszowych jest o wiele większy, a produkty trafiają do szerszego grona zainteresowanych. W efekcie wystarczy wydać dobry zachodni produkt i nie przejmować się za bardzo promocją. W końcu serwisy tematyczne oraz sklepy internetowe zrobią to za nas, zaś reklama tu czy tam dopełni obrazu. W kwestii erpegów coś takiego by zupełnie nie przeszło. Kontakt na linii wydawca – fan jest o wiele ważniejszy. Przy odrobinie wysiłku i po kilku wizytach na konwentach można poznać osobiście prawie wszystkich wydawców. To sprawia, że właśnie ci wydawcy muszą się liczyć ze swoimi klientami i, jakkolwiek dziwne się to może nie wydawać, muszą o nich dbać. Idealnie obrazuje to przykład Robotiki, systemu, którego jeszcze nie wydano, a który, dzięki staraniom autora i wydawcy, zdobył już szerokie grono… antyfanów. Na wielu forach czy serwisach mówią oni wprost, że systemu po prostu nie kupią. Nie dlatego, że nie podoba im się jego idea czy założenia (które mają wiele wspólnego z nagrodzonym Origins „Eclipse Phase”). Nie dlatego, że będzie za drogi. Nie zrobią tego tylko i wyłącznie przez podejście autora. O co dokładnie poszło, nie pamiętam, jednak musiał się on wyjątkowo postarać, żeby zniechęcić do siebie tak dużą grupę ludzi. Zawsze można też zadać sobie pytanie, na ile w tym całym wydawaniu erpegów chodzi o odpowiednie znajomości z ludźmi. Ale to już inna bajka. 12 lipca 2010 |
Stwierdzenie, że na wsparcie autora nie mam co liczyć w przypadku Klanarchii (w przeciwieństwie do wydawcy) jest raczej nadużyciem.
Natomiast jest faktem, to co piszesz o zależności wydawca-fan i klient. Znam sporą część takich wydawców i między innymi sympatią do nich kieruję się przy zakupie. Poza tym bezpośredni kontakt z twórcą pozwala rozwiać sporo wątpliwości i przekonać się do produktu.
Z autorem gry o robotach było tak, że pojawił się w internetach i zaczął od flejmów - głównie na Bagnie i polterze. Słowne przepychanki w komciach, szalona łatwość do wpadania w pyskówki nie zjednały mu zbyt wielu fanów. Po trzech miesiącach mołojeckiego awanturowania się po internecie autor postanowił odwiedzić lubelski Falkon, gdzie mocno starł się z słuchaczami na prelekcji. Do tego wygłosił parę uciesznych haseł w rodzaju:
- nie czytam książek, bo nie potrzebuję inspiracji,
- moje scenariusze są lepsze od takich, które mogą być zainspirowanie literaturą i filmem,
- dojrzałe gry nie potrzebują takich głupot jak karty czy żetony,
- nie gram we współcześnie wydawane gry, po co mi one, skoro jest warhammer,
Co więcej, autor szumnie zapowiadał się na rzeszowski R-kon i to podwójnie - z prelekcją oraz z premierą. Nie pojawił się tam ani on, ani jego podręcznik. Tak nie traktuje się klientów, tak zarzyna się produkt.
Szczerze mówiąc, nie chcę wierzyć, że uwaga o kartach i żetonach zdenerwowała fanów Wolsunga i od tej pory nie lubią oni autora gry o robotach (a przez to jego gry). Bardziej prawdopodobne jest to, że traktowaniem innych ludzi, skłonnością do ostrych flejmów oraz bardzo specyficznym podejściem do projektowania gier zapewnił sobie grono zdecydowanych anty-klientów.
l.
W kwestii popularności SW - to oczywiście Ramel robi wiele, aby ją rozwijać - jeździ na konwenty, rozmawia z ludźmi, robi prelekcje itp. Z tym, że robią to również inni autorzy i wydawcy - właśnie ekipa z Kuźni, Twórcy Wolsunga (który był reklamowany na konwentach na długo przed określeniem ostatecznej daty wydania ;) ). IHMO popularność SW polega na dobrym wydaniu, nagradzanej (nie napisze że dobrej bo każdy ma inny gust) gry, za stosunkowo nieduże pieniądze. I ten ostatni czynnik jest moim zdaniem czymś nowym na polskim rynku, gdzie królują podręczniki do rpg za 100+ zł. Marketing owszem jest i być może postać Ramela daje dodatkowy efekt w związku z tym, iż jest sympatycznym gościem, życzliwym dla klienta, a przede wszystkim fanem, który chce coś zrobić dla fanów. Tym niemniej mam wrażenie, że podobnie jest chociaż z Wolsungiem, który również jest wydany przez fanów dla fanów. To właśnie odróżnia te systemy od choćby D&D4 ISY. Podejście do klientów - ludzie widzą osobiste zaangażowanie twórców/wydawców i to do nich przemawia.
Na pytanie czy pomagają, w wydawaniu rpg, odpowiednie znajomości? Tak samo jak w każdej innej działalności - dobra prasa, a szczególnie w zamkniętym środowisku - jak fani rpg - jest nie do przecenienia.
Aure, nie robiłem badań statystycznych ani nie pytałem wydawców, ile podręczników udało im się sprzedać, jeśli o to chodzi. Po prostu uznałem, że każdy system generuje pewien ruch fanowski, co zwykle przenosi się na ilość materiałów dostępnych właśnie w sieci. Prawda jest taka, że nie ma obecnie innej możliwości sprawdzenia popularności naszego hobby niż przy użyciu sieci.
Zuhar, masz słuszność, mea culpa.
Gulthank, a co z innymi tanimi podręcznikami? Z drogich systemów ostatnio mieliśmy tylko Klanarchię i Exalted, podczas gdy Indie wydawane przez Portal, Neuroshima, Wolsung, nowy Świat Mroku, a nawet nowa edycja DnD są stosunkowo tanie (kiedy porównać je np. do Martwych Ziem wydanych przez Maga za 100zł za podręcznik). Co do podejścia do klientów, nie mogę się nie zgodzić.
Aure, lucek, wielkie dzięki za przybliżenie kwestii Robotiki.
Tanie podręczniki... w sprawie NS wylano już wiele słów w necie powiem więc tylko, że IHMO NS to podręcznik może i tani, ale nieco kulawy i niekompletny, wydany na dodatek tak sobie (papier itp.). W kwestii Wolsunga napiszę tylko, że jak nadmieniłem w moim pierwszym komentarzu widzę podobne podejście do wydawania jak w GRAMELu, chociaż Kuźnia poszła jeszcze dalej i stawiając na gorszy papier i czarno-biały druk wydała podręcznik prawie dwa razu tańszy w przeliczeniu na stronę.
Co do gier Indie Portalu to po pierwsze primo IHMO (podkreślam) Indie nie są grami quasiRPG i startują, jako takie w nieco innej kategorii. Po drugie primo rozmawiamy tu raptem o 3 tytułach (z czego Cold City świeżonka, a De Profundis - odgrzewany kotlet) - także jak mawia pewien pan - jeśli chodzi o różnorodność i uniwersalność możliwych do zagrania klimatów - dupy nie urywa. Wreszcie po trzecie primo ultimo SW jest nadal tańsze w przeliczeniu na stronę od najtańszego produktu Indie Portala i to znacząco - nie wspomnę w tym miejscu o jakości wydania, która w mojej skromnej opinii deklasuje konkurencję w wydaniu Portalowym.
W moim komentarzu pisząc o podręcznikach 100+ chodziło mi o wydawnictwa wypuszczające produkty drogie, bez specjalnego wsparcia, a następnie zaskoczone zmianą w podejściu klientów. Rynek się zmienił i jest trudniejszy, wymaga więcej niż tylko samego wydania. To jest truizm, którego mam wrażenie, że niektórzy nadal nie zrozumieli. No może poza CC, który wygląda, że znalazł rozwiązanie - odchodzą od wydawani rpg.
Na trzeci numer „Magii i Miecza” trzeba było poczekać zdecydowanie dłużej, niż na drugi, ale warto było. Po raz pierwszy bowiem pojawił się w niej artykuł poświęcony systemowi Warhammer, a także opublikowano pierwszą przygodę z prawdziwego zdarzenia.
więcej »Marzec nie przyniósł zbyt wielu nowości ze świata Warhammera – do najważniejszych należy zaliczyć prezentacje kolejnych dwóch armii do The Old World.
więcej »Drugi numer „Magii i Miecza” ukazał się na zasadzie siły rozpędu. Jeśli wierzyć informacji zawartej we wstępniaku, miał premierę dwa tygodnie po pojawieniu się numeru pierwszego.
więcej »Wyrzuty sumienia kanciarza
— Miłosz Cybowski
Więcej, ciekawiej i za darmo
— Miłosz Cybowski
Starzy Bogowie nie śpią
— Miłosz Cybowski
Typowe miasto
— Miłosz Cybowski
Gnijący las
— Miłosz Cybowski
Roninowie pod zaćmionym słońcem
— Miłosz Cybowski
Księga wiedźmich czarów
— Miłosz Cybowski
Pancerni bez psa
— Miłosz Cybowski
Słudzy Pana Rozkładu
— Miłosz Cybowski
Mali, brzydcy i zieloni
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Międzynarodówka
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Czym się różni dobry podręcznik?
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Fan kontra wydawca
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Kiedy siodła zaczynają płonąć
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Przyzwyczajenia drużynowe
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Nuda nasza powszednia
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Z nadzieją patrzmy w przyszłość
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Przepraszam, a gdzie kreda?
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Dlaczego Dostojewski jest do niczego
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Gra dekady
— Miłosz Cybowski
Międzynarodówka
— Miłosz Cybowski
Czym się różni dobry podręcznik?
— Miłosz Cybowski
Fan kontra wydawca
— Miłosz Cybowski
Kiedy siodła zaczynają płonąć
— Miłosz Cybowski
Przyzwyczajenia drużynowe
— Miłosz Cybowski
Nuda nasza powszednia
— Miłosz Cybowski
Z nadzieją patrzmy w przyszłość
— Miłosz Cybowski
Przepraszam, a gdzie kreda?
— Miłosz Cybowski
Dlaczego Dostojewski jest do niczego
— Miłosz Cybowski
Gra dekady
— Miłosz Cybowski
Krótko o komiksach: Zimno i do Wrót Baldura daleko
— Miłosz Cybowski
Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
— Miłosz Cybowski
Zapiski niedzielnego gracza: Wolność i swoboda
— Miłosz Cybowski
Krótko o grach: Rodzina jest najważniejsza
— Miłosz Cybowski
W krainie Wojennego Młota: Marzec 2024
— Miłosz Cybowski
W krainie Wojennego Młota: Luty 2024
— Miłosz Cybowski
Erpegi ze starej szafy: Nie ma wody na pustyni
— Miłosz Cybowski
W krainie Wojennego Młota: Styczeń 2024
— Miłosz Cybowski
Przygody z literaturą
— Miłosz Cybowski
Krótko o książkach: Lodowa archeologia
— Miłosz Cybowski
Celne spostrzeżenia, dzięki za tekst.
Zastanawiam się tylko, do jakiego stopnia to, co podajesz, jest reprezentatywne dla sieci, a do jakiego - dla gracza powszedniego. Sam mam wrażenie, że sieć nie jest reprezentatywna dla polskiego świata RPG. Jesteś pewny, że podane przez Ciebie oceny popularności można uznać za powszechniki?
Jeżeli dobrze pamiętam, z Roboticą było tak, że autor
a) dosyć nieopatrznie rzucił kilka zdań atakujących inne systemy, i mogę się mylić, ale chyba na jednej prezentacji na konwencie podał teksty w stylu "gra dla ludzi dojrzałych, bez kart i żetonów" w obecności jednego z twórców Wolsunga (nie jestem pewny, może to się rozeszło poprzez przekazy, a nie bezpośrednią obecność), mocno sugerując - także w internecie - że jego gra jest Bardziej (takiej retoryki nie stosują inni polscy wydawcy)
b) trafił na przeciwstawną mu modę, gdyż w Polsce zwykło się ostatnio mówić, że gra musi być charakterystycza, coś się w niej musi wyróżniać, gra musi być O Czymś i bohaterowie powinni mieć określone role w świecie gry, natomiast autor takich postaw nie podziela, raczej nastawia się na to, że wystarczy do dobrego rpga dobra mechanika i dobry świat. Po prostu brak wspólnych oczekiwań.