Biszkopt: Gra o flejmNa początek zagadka: jaki jest najpopularniejszy gatunek literacki wśród polskich erpegowców? Nie jest to bynajmniej scenariusz do żadnego erpega, mimo iż dyskusji nad tym niebagatelnym elementem naszego życia ostatnio jest pod dostatkiem. Najpopularniejszy jest… flejm.
Miłosz CybowskiBiszkopt: Gra o flejmNa początek zagadka: jaki jest najpopularniejszy gatunek literacki wśród polskich erpegowców? Nie jest to bynajmniej scenariusz do żadnego erpega, mimo iż dyskusji nad tym niebagatelnym elementem naszego życia ostatnio jest pod dostatkiem. Najpopularniejszy jest… flejm. Ilustracja: Łukasz Matuszek Flejmuje każdy, niezależnie od wieku, płci, wykształcenia, funkcji, doświadczenia czy ilości k20 w woreczku na kości. Flejmuje, bo to wydaje się trendy. Przykład idzie zazwyczaj z góry, znaczy od tych, którzy na niejednej niemerytorycznej dyskusji zęby zjedli i potrafią ciągnąć je w nieskończoność. W erze Planety Blogów i czasach, kiedy każdy ma swoje cztery html-owe ściany, rozpętanie batalii na komentarze nie jest niczym trudnym. Jak to zrobić? O, nic prostszego. Najpierw trzeba założyć bloga, a później zacząć złorzeczyć i obrzucać ludzi mięsem. Prędzej czy później ktoś poczuje się dotknięty i rozpocznie swoją własną krucjatę przeciwko autorowi, wytaczając do walki nekrofilię, grzechy ojców naszych i waszych, kompletny brak doświadczenia autora czy też znajomości przebojów w postaci „Hot Chics RPG” lub innych szamańskich wytworów. Ale to będzie jedynie coś jak tango dla dwojga, bo nikt poza zainteresowanymi stronami nie będzie brał udziału w dyskusji. Dlatego, by osiągnąć dobre rezultaty, trzeba posunąć się o krok dalej i uderzyć w społeczności, gwarantując sobie o wiele większą ilość potencjalnych „dyskutantów”. Oczywiście to spore utrudnienie, to całe zakładanie bloga. Można przecież (na zdrowie!) flejmować jako użytkownik takiego czy innego serwisu, narzekając pod cudzymi artykułami, notkami blogowymi lub innymi rozmaitymi tekstami. Nie potrzeba do tego wielkich sił ani kilkunastu kumpli popierających nasze tezy. Wystarczy celnie rzucona uwaga odbiegająca od tematu, a jeśli ktoś ją podchwyci, wtedy hulaj dusza, admina nie ma. Nawet wprowadzone systemy plusowania i minusowania cudzych wypowiedzi na niewiele się zwykle zdają, bo nikt przecież nie da ujemnych punktów dobrej, flejmogennej wypowiedzi. Pamiętam, jakie wielkie halo wywołały dawno temu dwa moje felietony: jeden krytykujący polterowe blogi i ich wykorzystywanie jako uzupełnianie luk w ilości tekstów na serwisie, zaś drugi odnoszący się do bardzo popularnej podówczas idei tworzenia systemów autorskich. Rzecz jasna wszyscy się oburzyli. Blogerzy potraktowali to jako smęcenie kogoś, kto nie potrafi dostrzec w blogach prawdziwego przesłania i przyszłościowych idei, zaś twórcy jako jakże bezczelny atak na ich hobby przez kogoś, kto nigdy w życiu nie stworzył nic wartościowego. No i powstał dość tanim kosztem flejm, w którym każdy mógł sobie do woli poużywać, napisać, co mu na wątrobie leży i dlaczego ktoś taki jak ja, kto nigdy ani nie prowadził bloga, ani nie stworzył systemu autorskiego, nie ma na te tematy absolutnie żadnego pojęcia. To trochę jak zarzucanie krytykom, że skoro nigdy nic sami nie stworzyli, nie mają prawa komentować cudzych prac. Od kilku miesięcy niemal co chwilę można znaleźć mniej lub bardziej konkretne głosy krytyki skierowane w Poltergeista. Ogólna taktyka i ideologia tych narzekań polega na tym, iż blogi są dobre, blogerzy są dobrzy, piszą merytorycznie i do rzeczy, podczas gdy serwisy, głównie zły, paskudny, niedemokratyczny Poltergeist i jego społeczność web 1.1-1.9, są złem wcielonym, pomiotami Nurgle′a, Slaanesha i Wielkiego Gulgulu do spółki. I zasługują rzecz jasna na bojkot we wszelkich możliwych miejscach. Potencjał flejmogenny w różnego rodzaju notkach czy komentarzach związanych z kwestią serwisów jest olbrzymi. Wydaje się jednak, że niestety temat wszystkim się już znudził i nawet kolejne utyskiwania Borejki nie są w stanie wzbudzić w nikim większego entuzjazmu. W ten sposób wszystkie potencjalne flejmy po zbyt długiej eksploatacji zaczynają się zmieniać w ledwie flejmiki, a po pewnym czasie po prostu przestają kogokolwiek interesować. Tak się stało choćby z odwiecznym (jak wydawało się jeszcze kilka lat temu) konfliktem na linii Polter-Valkiria, który teraz już nikogo nie interesuje (poza fanatycznymi zwolennikami jednego lub drugiego portalu). Trzeba więc poszukiwać nowych, niedotkniętych flejmową stopą zagadnień, których poruszenie wzbudzi szalejącą falę komentarzy. W tej grze o flejm dominującą rolę pełni losowość, bowiem nigdy nie możemy być pewni, czy ktoś zechce podchwycić rzucony przez nas temat i rozpowszechnić go przy pomocy swojego bloga lub też, jeśli prawdziwe szczęście się do nas uśmiechnie, nawet utopić go w Bagnie. I w ten oto sposób rodzi się nowa tradycja. I nowe pokolenie, które przyszłe wieki zapamiętają jako pokolenie flejmusów. 15 maja 2009 |
Jak na miesiąc, w którym „White Dwarf” świętuje swój pięćsetny numer, kwiecień minął bez większych warhammerowych nowości.
więcej »Na trzeci numer „Magii i Miecza” trzeba było poczekać zdecydowanie dłużej, niż na drugi, ale warto było. Po raz pierwszy bowiem pojawił się w niej artykuł poświęcony systemowi Warhammer, a także opublikowano pierwszą przygodę z prawdziwego zdarzenia.
więcej »Marzec nie przyniósł zbyt wielu nowości ze świata Warhammera – do najważniejszych należy zaliczyć prezentacje kolejnych dwóch armii do The Old World.
więcej »See you Space Cowboy
— Miłosz Cybowski
Wyrzuty sumienia kanciarza
— Miłosz Cybowski
Więcej, ciekawiej i za darmo
— Miłosz Cybowski
Starzy Bogowie nie śpią
— Miłosz Cybowski
Typowe miasto
— Miłosz Cybowski
Gnijący las
— Miłosz Cybowski
Roninowie pod zaćmionym słońcem
— Miłosz Cybowski
Księga wiedźmich czarów
— Miłosz Cybowski
Pancerni bez psa
— Miłosz Cybowski
Słudzy Pana Rozkładu
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Międzynarodówka
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Czym się różni dobry podręcznik?
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Fan kontra wydawca
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Kiedy siodła zaczynają płonąć
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Przyzwyczajenia drużynowe
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Znaj promocją, mocium panie
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Nuda nasza powszednia
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Z nadzieją patrzmy w przyszłość
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Przepraszam, a gdzie kreda?
— Miłosz Cybowski
Biszkopt: Dlaczego Dostojewski jest do niczego
— Miłosz Cybowski
Międzynarodówka
— Miłosz Cybowski
Czym się różni dobry podręcznik?
— Miłosz Cybowski
Fan kontra wydawca
— Miłosz Cybowski
Kiedy siodła zaczynają płonąć
— Miłosz Cybowski
Przyzwyczajenia drużynowe
— Miłosz Cybowski
Znaj promocją, mocium panie
— Miłosz Cybowski
Nuda nasza powszednia
— Miłosz Cybowski
Z nadzieją patrzmy w przyszłość
— Miłosz Cybowski
Przepraszam, a gdzie kreda?
— Miłosz Cybowski
Dlaczego Dostojewski jest do niczego
— Miłosz Cybowski
W świecie pdf-ów: See you Space Cowboy
— Miłosz Cybowski
Przeżyj to jeszcze raz
— Miłosz Cybowski
Sukcesy hodowcy drobiu
— Miłosz Cybowski
W krainie Wojennego Młota: Kwiecień 2024
— Miłosz Cybowski
Krótko o komiksach: Zimno i do Wrót Baldura daleko
— Miłosz Cybowski
Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
— Miłosz Cybowski
Zapiski niedzielnego gracza: Wolność i swoboda
— Miłosz Cybowski
Krótko o grach: Rodzina jest najważniejsza
— Miłosz Cybowski
W krainie Wojennego Młota: Marzec 2024
— Miłosz Cybowski
W krainie Wojennego Młota: Luty 2024
— Miłosz Cybowski