„Suburbia” to gra w planowanie miasta, która symuluje mechanizmy rządzące jego rozwojem. Fabryki generują przychód, ale odstraszają potencjalnych mieszkańców okolic. Za to parki przyciągają ludzi, ale są kosztowne. Gra otrzymała nagrodę Mensa Select, co sugeruje, że jest intelektualnym wyzwaniem. Czy tak jest w istocie?
Zaprojektuj swoje miasto
[Ted Alspach „Suburbia” - recenzja]
„Suburbia” to gra w planowanie miasta, która symuluje mechanizmy rządzące jego rozwojem. Fabryki generują przychód, ale odstraszają potencjalnych mieszkańców okolic. Za to parki przyciągają ludzi, ale są kosztowne. Gra otrzymała nagrodę Mensa Select, co sugeruje, że jest intelektualnym wyzwaniem. Czy tak jest w istocie?
Już sam wygląd „Suburbii” sugeruje, że nie będzie to lekka, łatwa i przyjemna gra rodzinna. Do wydania nie można mieć zastrzeżeń – wszystko wykonane jest z grubej tektury, a ilustracje są czytelne. Sęk w tym, że liczba ikon na żetonach i oszczędna grafika sugerują, że mamy do czynienia z grą, która wymaga solidnego ruszenia szarych komórek. Przyjrzyjmy się, jak to wygląda od strony mechaniki.
W grze każdy buduje własne miasto w oparciu o dostępne elementy (żetony), takie jak przykładowo: fabryki, parki, szkoły, restauracje czy lotniska. Każdy postawiony teren czy budynek wpływa pozytywnie lub negatywnie na otoczenie. Niektóre budowle oddziałują też z elementami miast współgraczy.
Rozgrywka dzieli się na trzy etapy: A, B i C, a każdy z nich posiada swoje unikalne żetony rozwoju. Im dalej jesteśmy w grze, tym są one zazwyczaj droższe, ale też dają potencjalnie więcej bonusów. Zasady są bardzo proste – każdy z graczy zaczyna z identycznie wyglądającym miastem, które posiada przedmieścia, park i fabrykę oraz pewną ilością gotówki. Gracze po kolei będą mogli kupować na rynku różnorodne budowle czy tereny. Chociaż każdy żeton ma swój koszt, który należy ponieść, aby stał się naszą własnością, musimy zapłacić dodatkowe pieniądze za sam fakt zabrania go z rynku. Żetony rynku ułożone są liniowo i każda pozycja ma informację, ile kosztuje zabranie danego elementu. Im bliżej końca planszy się on znajduje, tym taniej możemy go nabyć. Każdy zakupiony żeton powoduje zmianę pozycji pozostałych, czyli sprawia, że maleje ich koszt. Często trzeba podjąć decyzję, czy kupić coś szybciej płacąc sporo pieniędzy, czy poczekać na lepszą ofertę. Oczywiście czekanie może sprawić, że obiekt pożądania przestanie być dostępny.
Kafelek do kafelka, czyli zbuduj swój Kaczogród
W grze chodzi o taki rozwój, aby tworzone miasto przyciągało jak najwięcej nowych mieszkańców. Jego populacja to jednocześnie liczba punktów zwycięstwa w grze. Ze względu na wzajemne oddziaływanie żetonów na siebie ważne jest nie tylko to, co kupujemy, ale też gdzie umieścimy dany obiekt. Jest to kluczowe dla zwycięstwa, a im dalej w las tym więcej zależności i naprawdę sporo kombinowania i liczenia. Część elementów wpływa na nasz przychód, a część na zaludnienie. Pieniądze są ważne, bo bez nich nie możemy dalej inwestować, ale nie możemy zaniedbywać przyrostu populacji, bo to jest droga do zwycięstwa. Kupując żeton rozwoju rzadko otrzymujemy jednorazowy bonus w postaci gotówki lub zwiększenia liczby ludności. Zazwyczaj wpływają one na posiadany przez nas tor przychodu i reputacji. Jak to działa? W każdej naszej kolejce otrzymujemy tyle pieniędzy i tyle punktów zwycięstwa, ile wskazuje nasz tor. Mogą to być wartości dodatnie, ale też ujemne – wtedy musimy oddawać wskazaną kwotę do banku i tracimy mieszkańców. Dlatego bardzo ważne jest odpowiednie zarządzanie naszym torem. Pozytywna reputacja powoduje zwiększenie naszej populacji, co odzwierciedla specjalny tor populacji, wspólny dla wszystkich graczy. Przyrost mieszkańców nie pozostaje bez wpływu na budowane przez nas miasto – na torze widnieją progi, których przekroczenie powoduje spadek wartości przychodu i reputacji. Szybki przyrost ludności może spowodować zatem poważne zachwianie stanem naszego majątku i stopniowy odpływ mieszkańców w dalszej perspektywie. Gra wymaga dobrego planowania i przyjęcia odpowiedniej strategii inwestycji. Posiadane możliwości zakupu, jak i wzajemne wpływy negatywnie odbijają się na czasie trwania tury graczy. Im bliżej końca gry tym więcej czasu potrzeba na analizę wszystkich opcji. Łatwo też o pomyłkę w liczeniu, gdy na stole leży już wiele żetonów.
Jak wspomniałam, grę wygrywa ten, kto na końcu będzie miał największą populację. Na punktację wpływają też cele, które można w grze osiągnąć. Część jest jawna i gracze na bieżąco mogą śledzić, kto i ile punktów ma szansę otrzymać. Każdy z graczy ma też własny ukryty cel, którego realizacja przynosi dodatkowe bonusy. „Suburbia” mimo stosunkowo prostych zasad jest grą wymagającą, bo dużo tu kombinowania i liczenia. Trudno też w niej szukać klimatu, niespecjalnie odczuwa się frajdę z budowania, każdy raczej nastawiony jest na liczenie i kombinowanie. Trzeba za to przyznać, że całkiem dobrze się skaluje. Przewidziano nawet wariant solo i to w dwóch wersjach. Pierwszy polega na takim konstruowaniu swojej aglomeracji, aby na końcu mieć jak najwięcej ludności, a drugi to potyczka z „robotem”, który buduje własne miasto na określonych w instrukcji zasadach.
Przyznaję, że mnie się ta gra podoba i chętnie siadają do niej wszyscy moi znajomi. Zasady są proste, jest sporo kombinowania i trzymania kciuków, aby upatrzony żeton uchował się na rynku do naszej kolejki. Pewna sterylność wykonania i brak klimatu nie przeszkadzają w czerpaniu frajdy z rozgrywki, chociaż powodują, że na pewno nie będzie to pozycja dla każdego. Jeśli szukacie czegoś, co rozrusza odrobinę Wasze szare komórki, to polecam spróbować.