„Bąbelsy” to planszówka przypominająca popularny typ gier komputerowych, w których naszym celem jest strzelanie do widocznych na ekranie bąbli. Tym razem jest to starcie dwóch osób, które będą musiały pokierować tytułowymi stworzeniami w taki sposób, żeby wyjść z potyczki zwycięsko.
Bąbelkowe wojny
[Gregory Oliver, Aleksiej Rudikow „Bąbelsy” - recenzja]
„Bąbelsy” to planszówka przypominająca popularny typ gier komputerowych, w których naszym celem jest strzelanie do widocznych na ekranie bąbli. Tym razem jest to starcie dwóch osób, które będą musiały pokierować tytułowymi stworzeniami w taki sposób, żeby wyjść z potyczki zwycięsko.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Gregory Oliver, Aleksiej Rudikow
‹Bąbelsy›
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po otwarciu pudełka, są bardzo kolorowe i zawadiacko zilustrowane tytułowe Bąbelsy. Od razu pojawia się uśmiech na ustach – już wiadomo, że będzie to gra lekka, utrzymana w radosnym, lekko złośliwym klimacie. W szranki stają dwie osoby, które próbują zapełnić bąblami pole przeciwnika, samemu mając ich jak najmniej.
Plansza podzielona jest na trzy strefy – na dwóch jej końcach jest obszar graczy, a po środku część neutralna, w której będą pojawiały się nowe kafelki, następnie „spadające” na jedną lub drugą stronę. W swojej turze gracz losuje tyle bąbli, by strefa neutralna była pełna, umieszczając je na wybranych wolnych polach. Po jej zapełnieniu może zamienić miejscami dwie sąsiadujące obok siebie kulki, a następnie musi wybrać dwie leżące obok siebie w pionie lub poziomie – i przeciągnąć na swoją stronę. Przesuwa je pionowo na swoją część, nie zmieniając ich położenia (jak w „Tetrisie”). Celem tego ruchu jest ustawienie trzech bąbelsów w identycznym kolorze w linii poziomej lub pionowej. Możemy wtedy usunąć je z planszy, zwalniając tym samym miejsce dla nowych. Usunięcie bąbli może spowodować, że wyżej położone kulki spadną w wiolne miejsca i dojdzie do kolejnego „zbicia”.
Gra kończy się w dwóch przypadkach – gdy brakuje bąbelków do zapełnienia strefy neutralnej lub gdy któryś z graczy nie jest w stanie pomieścić dwóch kolejnych kulek na swoim obszarze. W pierwszym przypadku grę wygrywa ta osoba, która usunęła ze swojej planszy więcej kulek – w drugiej przegrywa ów gracz z zapełnionym polem.
„Bąbelsy” mają dwa warianty rozgrywki – z kulkami specjalnych mocy lub bez nich. Moce możemy wykorzystywać (co zdecydowanie polecam) za każdym razem, gdy uda nam się zdjąć bąbelki ze swojego obszaru, wykonując akcję zależną od ich koloru. Niektóre akcje pomagają nam, inne utrudniają grę przeciwnikowi. Możemy przykładowo zamieniać kulki na obszarze własnym lub rywala. Dodatkowym utrudnieniem są czarne kulki, które nie mają specjalnych mocy, ale nie można ich usuwać na normalnych zasadach (tj. trzech leżących obok siebie). Im więcej tych kulek, tym bardziej rośnie poziom trudności gry.
Jeśli nie mamy z kim zagrać, możemy spróbować wariantu solo. Przewidziano dwadzieścia misji, każdą trudniejszą od poprzedniej. Zasady są zbliżone do tych podstawowych – każdy wariant to po prostu sposób ułożenia bąbelków na stronie rywala.
Trzeba przyznać, że w „Bąbelsy” gra się bardzo przyjemnie. Jedna partia trwa zwykle pół godziny, więc można traktować ją jako przerywnik pomiędzy bardziej wymagającymi tytułami. Należy mieć na uwadze, że jest to pozycja bardzo losowa i na wynik końcowy ma wpływ szczęście. Z tego powodu polecam ją osobom, które szukają lekkiej gry, którym nie przeszkadza, że plany mogą zostać zrujnowane po prostu przez pecha. Sprawdzi się też wśród młodszych graczy, zwłaszcza w wersji uproszczonej, z łatwiejszymi zasadami i pozbawionej negatywnej interakcji.