Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Call of Duty 4: Modern Warfare›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCall of Duty 4: Modern Warfare
Data produkcjilistopad 2007
Producent Infinity Ward
Cena239,90
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

Do pogrania
[„Call of Duty 4: Modern Warfare” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Są gry, nad którymi siedzi się długimi nocami, starając się rozwiązać kolejne zagadki i poznać kolejne zawirowania fabularne, przygotowane przez autorów. To nie jest taka gra. Ale są też gry, w które gra się tylko niekiedy (dla zabicia czasu), bez większego zaangażowania – i to jest właśnie taka gra. Nazywa się „Call of Duty 4: Modern Warfare”.

Miłosz Cybowski

Do pogrania
[„Call of Duty 4: Modern Warfare” - recenzja]

Są gry, nad którymi siedzi się długimi nocami, starając się rozwiązać kolejne zagadki i poznać kolejne zawirowania fabularne, przygotowane przez autorów. To nie jest taka gra. Ale są też gry, w które gra się tylko niekiedy (dla zabicia czasu), bez większego zaangażowania – i to jest właśnie taka gra. Nazywa się „Call of Duty 4: Modern Warfare”.

‹Call of Duty 4: Modern Warfare›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCall of Duty 4: Modern Warfare
Data produkcjilistopad 2007
Producent Infinity Ward
Cena239,90
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Trzy poprzednie części opisywanej gry rozgrywały się tylko i wyłącznie podczas drugiej wojny światowej, co po kilku częściach serii „Medal of Honor” i mnóstwie innych FPS-ów stało się tak wysłużonym motywem, że konieczna była zmiana realiów i pójście krok dalej. Czwarta część „Call of Duty” przenosi nas w czasy współczesne, gdzie miejsce stenów, thompsonów i garandów zajęły M16, kałasznikowy i dragunovy. Nie zmienia to zbyt mocno idei samej gry (idź, zabijaj odradzających się wrogów, przesuń front do przodu, idź, zabijaj itd.), ale nadaje jej pewien powiew świeżości; niezbyt duży (bo ciężko obecnie o jakieś większe nowości w dziedzinie FPS-ów), ale zawsze to coś.
W żadnym wypadku nowością nie jest tu tryb dla jednego gracza. Dwa główne wątki fabularne toczą się na Bliskim Wschodzie, w nieokreślonym bliżej kraju, w którym doszło do puczu wojskowego oraz na terenie byłego Związku Radzieckiego (Rosja, Gruzja, Ukraina). Jak w większości FPS-ów fabuła nie należy do skomplikowanych („Panowie, trzeba odnaleźć skradzioną bombę atomową/wziąć udział w inwazji na kraj, w którym rewolucjoniści są naszymi wrogami”) i jest jedynie pretekstem do wysyłania na nas hord kolejnych przeciwników, usilnie domagających się eksterminacji.
Najmocniejszym punktem programu jest misja przenosząca nas kilkanaście lat wstecz, na teren Związku Radzieckiego. Naszym zadaniem, jako strzelca wyborowego, jest rozprawienie się z Imranem Zachajevem, handlującym bronią atomową przywódcą ultranacjonalistów. Wszystko musi być tam załatwione jak najciszej, bez alarmowania wrogów. Bez wątpienia jest to najbardziej klimatyczny element rozgrywki. Na uwagę zasługuje chwila, w której musimy ukryć się w trawie i przeczekać, aż patrol wrogich czołgów i żołnierzy minie nas dosłownie o pół metra. To prawdziwy rodzynek w niezbyt świeżym cieście rozgrywki single player. Inne urozmaicenia zwykłego zabijania przeciwników (jak choćby rola członka załogi bombowca, który musi wspierać oddziały naziemne czy też chwilowe siedzenie w śmigłowcu i niszczenie przy pomocy karabinu kolejnych stanowisk dział przeciwlotniczych) wypadają przy tym bardzo słabo.
Graficznie nie sposób CoD nic zarzucić. Powiem więcej – graficznie ta gra potrafi urzec, czy to kilkoma nietypowymi lokacjami (wąskie uliczki bliskowschodniego miasta, okręt transportowy na wzburzonym morzu czy opustoszałe rosyjskie blokowiska), czy ładną grą świateł, czy też zwykłym deszczem lub śniegiem. Wspaniale też odwzorowano wybuch bomby atomowej (sic!), który jest chyba najbardziej zapadającym w pamięć momentem rozgrywki jednoosobowej. Zarówno ruchy postaci, jak i błyski wystrzałów czy wybuchy granatów są na bardzo wysokim poziomie. Na osobną uwagę zasługuje wybuch granatu oślepiającego tuż przy nas. Nie ogranicza się to do zwykłego wybielenia obrazu, ale dochodzi do tego dzwonienie, jakie nagle wdziera się w głośniki oraz trudność w odnalezieniu się, gdy już zdołamy powrócić do rzeczywistości.
I choć grafika stoi na wysokim poziomie, nie ona jest najmocniejszą stroną gry. Co w takim razie należałoby w ten sposób określić? Bez wątpienia rozgrywkę wieloosobową.
Trybów w grze multiplayer jest dość dużo, poczynając od zwykłych zmagań „free for all” (każdy na każdego), przez starcia drużynowe różnych rodzajów, aż po „mecz w klatce”, czyli grę jeden na jeden. Wraz ze zdobywaniem kolejnych karbów na lufie wzrasta nasze doświadczenie. Początkowo, jako pierwszopoziomowy rekrut, mamy do dyspozycji tylko trzy klasy przygotowane przez autorów, niedługo później ta liczba wzrasta do pięciu, aż wreszcie możemy samemu stworzyć swojego wymarzonego żołnierza. Oznacza to możliwość wyboru broni, odpowiednich dodatków (ang. perks; jest wśród nich zwiększenie siły broni, którą się posługujemy, wyrzucanie granatu tuż po śmierci [właśnie tak: w momencie, w którym giniemy, zostawiamy po sobie granat, który ma duże szanse na wykończenie naszego zabójcy i zdobycie dla nas kilku dodatkowych punktów] czy zwiększenie żywotności), rodzaju granatów itp. Także i w tym przypadku nie wszystko jest dla nas od razu dostępne: zaczynamy jedynie z kilkoma broniami i perkami, których ilość rośnie wraz ze wzrostem doświadczenia.
Oprawa muzyczna oraz efekty dźwiękowe są porządnie zrobione i pasują do gry. Dominują oczywiście wystrzały i wybuchy, choć w co bardziej dramatycznych momentach trybu dla pojedynczego gracza pojawia się również ścieżka dźwiękowa, odpowiadająca sytuacji (podczas ucieczki z tonącego statku czy wspomnianego już przemykania tuż pod nosem uzbrojonego patrolu). Podczas rozgrywki wieloosobowej muzyka nie zakłóca w żaden sposób odgłosów otoczenia, dzięki czemu można usłyszeć kroki skradającego się wroga i odpowiednio się nim zająć.
Jak wspominałem, im więcej przeciwników zabijemy, tym większe są nasze umiejętności: nie tylko jako gracza, ale również jako żołnierza, w którego się wcielamy. Doświadczenie zdobywamy również wykonując wyzwania (ang. challenges), do których zalicza się np. zabicie określonej liczby przeciwników z konkretnej broni, przyzwanie śmigłowca (dostępne za każdym razem, gdy zabijemy siedmiu wrogów nie ginąc przy tym), zajęcie pierwszego miejsca w drużynie podczas gry w trybie Team Deathmatch, zabicie określonej ilości przeciwników kucając itp. Wszystko jest na tyle zróżnicowane, że czasem możemy nawet bezwiednie wykonać jakieś zadanie i zgarnąć za to punkty.
Jak jednak wygląda sama rozgrywka? Po wyborze trybu gry i krótkim, zwykle nietrwającym dłużej niż minutę oczekiwaniu na pozostałych graczy, przychodzi pora na brutalne starcie. Wybieramy jedną ze stworzonych przez siebie klas i ruszamy do walki. W lewym górnym rogu ekranu towarzyszy nam zawsze nieodłączna mapka, na której pojawiają się czerwone kropki symbolizujące przeciwników - jednak tylko wtedy, gdy ci strzelają. Gdy zabijamy kolejnych wrogów nie ginąc przy tym, otrzymujemy dodatkowe bonusy: po trzech możemy włączyć radar, który ukazuje nam pozycję wszystkich (nie tylko strzelających) wrogów, po pięciu możemy przyzwać nalot powietrzny, a po siedmiu śmigłowiec, który ciężkim karabinem maszynowym będzie przez pewien czas wyprawiał naszych przeciwników na tamten świat. Nawet jeśli polegniemy, nie czeka nas męczące oglądanie starć kolegów z drużyny (przynajmniej w większości trybów gry), lecz w jednej chwili powracamy, by powtórnie siać śmierć i zniszczenie (na szczęście nie w miejscu, w którym zginęliśmy, ale gdzieś na spokojnych obrzeżach mapy).
Podobnie jak w kilku innych grach (np. w „Dark Sector”) utracona żywotność nie jest tracona na stałe, przez co nie grozi nam konieczność biegania po mapie z kilkoma punktami życia, które pozostały nam po ciężkim postrzale. Gdy zbyt mocno oberwiemy, wystarczy przycupnąć za jakąś skrzynią, poczekać kilka sekund na odnowienie sił witalnych i mieć nadzieję, że przeciwnik nas tam nie znajdzie i nie dobije. Pomysł nie jest zbyt realistyczny, to prawda, ale w tego rodzaju grze sprawdza się znakomicie. Czasem podczas strzelania pod ikonką celownika pojawia się niewielki krzyżyk oznaczający, że naszemu celowi nie zostało już zbyt wiele energii życiowej i kolejny strzał powinien go zabić. Wystarczy wtedy dobrze wycelować i posłać go na tamten świat jak najszybciej, by przypadkiem nie uciekł.
Nie ukrywam, że „Call of Duty 4” wciągnęło mnie. Niestety, po przejściu trybu single player i kilkunastu godzinach rozegranych w trybie wieloosobowym okazało się, że grywalność nie jest wcale tak duża, jak początkowo się spodziewałem i na dłuższą metę bieganie z karabinem i zabijanie kolejnych wrogów nuży. Większość misji jest do siebie podobna i zmienia się tylko otoczenie, w którym zabijamy wrogów. I choć ani do sztucznej inteligencji, ani do odwzorowania uzbrojenia (jest widoczna różnica pomiędzy używaniem M16, kałasznikowa czy M60) nie sposób się przyczepić, to jednak przez swoją monotonię „Call of Duty 4” bardzo dużo traci. To nie jest gra do przechodzenia czy do ciągłego grania: to raczej coś do pogrania.
Plusy:
  • ładnie odwzorowana przyroda
  • wysoka grywalność
  • porządna grafika
Minusy:
  • kiepski tryb single player
  • na dłuższą metę nużąca
koniec
14 lipca 2008

Komentarze

19 VII 2011   19:44:33

"na dłuższą metę nużąca" ?? tu nie ma dłuższej mety. to gra na 4 godziny

19 VII 2011   19:56:13

Single player owszem, ale online już nie;-)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Zapiski niedzielnego gracza: Wolność i swoboda
Miłosz Cybowski

14 IV 2024

„Broforce” nie jest grą nową, ale lubię do niej wracać – ta brutalna platformówka nabija się z popkulturowych klisz w sposób podobny do filmowej serii „Expendables”. Robi to jednak o wiele lepiej. I zabawniej.

więcej »

Krótko o grach: Rodzina jest najważniejsza
Miłosz Cybowski

6 IV 2024

„Dziedzictwo: Testament Diuka de Crecy” jest jedną z tych gier, które w świetnym stylu łączą ze sobą temat z mechaniką. Rozbudowa drzewa genealogicznego naszej rodziny, aranżowanie udanych mariaży i dbanie o kolejnych potomków naprawdę wciąga.

więcej »

Erpegi ze starej szafy: Nie ma wody na pustyni
Miłosz Cybowski

17 II 2024

„Don′t Drink the Water” Matta Cuttera to solidna, nieskomplikowana przygoda, która świetnie oddaje klimat Martwych Ziem.

więcej »

Polecamy

Wyrzuty sumienia kanciarza

W świecie pdf-ów:

Wyrzuty sumienia kanciarza
— Miłosz Cybowski

Więcej, ciekawiej i za darmo
— Miłosz Cybowski

Starzy Bogowie nie śpią
— Miłosz Cybowski

Typowe miasto
— Miłosz Cybowski

Gnijący las
— Miłosz Cybowski

Roninowie pod zaćmionym słońcem
— Miłosz Cybowski

Księga wiedźmich czarów
— Miłosz Cybowski

Pancerni bez psa
— Miłosz Cybowski

Słudzy Pana Rozkładu
— Miłosz Cybowski

Mali, brzydcy i zieloni
— Miłosz Cybowski

Zobacz też

Tegoż autora

Przygody z literaturą
— Miłosz Cybowski

Dylematy samoświadomości
— Miłosz Cybowski

Tysiąc lat później
— Miłosz Cybowski

Europa da się lubić
— Miłosz Cybowski

Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski

Powrót na „Discovery”
— Miłosz Cybowski

Odyseja kosmiczna 2001: Pisarz i Reżyser
— Miłosz Cybowski

Mniej, ale więcej
— Miłosz Cybowski

Jak drzewiej o erpegach rozprawiano
— Miłosz Cybowski

Wojenna matematyka
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.