dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Google

Komentarze

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

muzyczne

więcej »

Komentarze


Komentarze do: Wszystkie Obiektów Tekstów
z działu: Wszystkie Twórczość Książki Film Komiksy Gry Varia Muzyka
« 1 435 436 437 438 439 441 »

2. Są pewne granice umowności, znacznie przekroczone w \\\"Zombielandzie\\\". Przy popełnianiu błędów możesz mieć farta parę razy, ale - szczerze mówiąc - kiedyś się to źle kończy.
3. Ale co to za wspominki? Po jednym, krótkim epizodzie? I to ma mi załatwić całą psychologię postaci? Ejże... A jeśli chodzi o płacz - co innego rzucenie o tym mimochodem, a co innego uronienie łzy na ekranie.
4. Mam dystans. Jedynie wyłuszczam, dlaczego postaci są dla mnie niewiarygodne, a film emocjonalnie mi zwisa. Co do rutyny - już wyjaśniałem: nie wiadomo, skąd się wzięła, i ile czasu zajęło jej wykształcenie (kiedy i dlaczego bohaterowie nabyli pewności, że najlepszym lekarstwem na tę zarazę jest zabijanie, a nie - na przykład - leczenie jakimś specyfikiem?). Powoduje to trudność z przyjęciem filmowej logiki, bo nie opiera się ona na żadnych czytelnych przesłankach.
Jarku, a tak nawiasem, to zauważ, że ja tylko wskazuję na drobne niekonsekwencje w Twojej recenzji, nie czepiam się jakoś specjalnie całości - właśnie przeczytałem recenzję Pawła T. Felisa w \"Co Jest Grane\" (1 gwiazdka) i w porównaniu to Ty wręcz lejesz miód na moje zombiefanowskie serce.

Tom - odnoszący się nonszalancko do stałych związków? Jest wręcz przeciwnie. Już na samym początku filmu narrator informuje widza, że główny bohater jest romantykiem, przekonanym, iż nigdy nie zazna szczęścia, póki nie odnajdzie tej Jedynej. Summer to, owszem, niezależna pragmatyczka, ale Tom jak najbardziej \"gonił za miłością\". Ta różnica między bohaterami jest przecież motorem napędowym fabuły, co zresztą zauważa sama recenzentka nieco dalej, pisząc o odwróceniu genderowych klisz. Coś tu więc zgrzyta trochę.
Czy filmem afektuje się akurat męska publika? Czy oszukany jest \'męski punkt widzenia\'? Trudno powiedzieć, ale nie przesadzajmy - fakt, że swoją historię opowiada facet nie oznacza, że nie da się w niej odnalezc uniwersaliów.
I dlaczego bohaterowie nie są przekonujący na poziomie płci swoich mózgów? Bo on jest zakochany, a ona nie do końca? Bo jemu zależy na stałym związku, a ona chce być niezależna? Oj, jak trudno nam zaakceptować wizerunki odbiegające od wszechobecnego stereotypu!

2. Tak jak bohaterowie innych zombie movies - pamiętasz dziewczynę, która w \"Świcie żywych trupów\" poleciała po pieska i nic jej się nie stało? Podobne przypadki można by mnożyć. Realistyczny film o inwazji zombie trwałby pewnie ze dwie minuty (w pierwszej poznajemy bohaterów, w drugiej bohaterowie zostają zabici przez zombie).
3. \"Bez wspominków\"? A Amber Heard? A piesek i synek? A dziewczyny naciągające kolesiów na stacjach benzynowych? \"Bez zagrożenia\"? Ja je czułem cały czas, wyjąwszy czas spędzony w willi Murraya (chociaż i tu nie byłem do końca przekonany, czy jak pójdą spać, jakiś zombiak się nie przypałęta). \"Bez jednej łezki\"? \"Nie płakałem tak od czasu Titanika\".
4. Hej, spokojnie - relacje z procesów, pamiętniki wojenne - za chwilę zejdziemy na kino moralnego niepokoju? Nie kumam braku dystansu, z jakim podchodzisz do \"Zombielandu\". \"Natomiast dlaczego nie mieści Ci się w głowie drżenie rąk _i_ odstrzał?\" Oczywiście, że mi się mieści, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że po pewnym czasie to już jest rutyna - sam Tallahassee nazywa siebie już weteranem w walce z zombie czy coś w tym stylu. \"Czy, na przykład, choć minimalne wyrzuty sumienia u postaci?\" Cóż, po jakimś czasie (bo przecież na początku to Columbus głównie ucieka przed Amber i bardzo ją co chwilę przeprasza, że musi zrobić jej krzywdę) są świadomi, że zabijają już nie ludzi, a zombie - i na szczęście nie stają przed dylematem odstrzelenia członka rodziny (jak u Romero czy Snydera). Zauważ, że gdy Tallahassee poznaje Columbusa, to mówi mu, że lepiej się ze sobą nie zżywać, bo nigdy nic nie wiadomo.


żal.pl, 04-12-2009 14:33:
szkoda mi tego synka ;/
który tata by tak trzymał swoje dziecko

1. To już chwyt poniżej pasa. ;>
2. Nie chodzi o to, że robią te błędy, tylko że wciąż żyją mimo popełniania tych błędów. W rzeczywistości już dawno, dawno temu stanowiliby karmę zombie.
3. Chodzi o to, że w ten sposób - bez wspominków, bez zagrożenia, bez jednej łezki u bohatera - dostajemy postaci, których nie sposób \"zobaczyć\" i \"poczuć\", nie sposób przejąć się ich losami. A bez takich postaci film jest nijaki. I głównie o to mam pretensję.
4. Komu nie musi? Każda śmierć to ogromne przeżycie. Dla każdego. Wystarczy poczytać trochę relacji z procesów (trauma u ludzi, którzy zabijali w obronie własnej) czy choćby pamiętników wojennych (im wyraźniej widzisz twarz zabijanej osoby, tym silniej to przeżywasz). A co mamy tutaj? Columbusa, który lekką ręką - i zaskakująco celnie - żongluje deklem od rezerwuaru (tak na marginesie - wydawało mi się, że takie rzeczy są jednak przykręcane). Natomiast dlaczego nie mieści Ci się w głowie drżenie rąk _i_ odstrzał? Czy, na przykład, choć minimalne wyrzuty sumienia u postaci?
1. Po prostu za wiele wymagasz (tym bardziej, że od debiutanta). Dziwię się tym bardziej, że przy horrorach, które recenzujesz \"na co dzień\", to jest ARCYDZIEŁO :-).
2. Że robią kardynalne błędy? Szalony twardziel, dwoje nastolatków i dziecko? No tak, faktycznie dziwne.
3. No tak, z linijkami typu \"A pamiętasz Jarka? To był dobry kumpel...\" z pewnością byłby to lepszy film. Robisz klasyczny błąd krytyka filmowego - czepiasz się filmu za to, czego w nim nie ma, a nie za to, co jest. Ty byś wspomniał znajomych, bohater nie wspomniał - no i co z tego, przecież nie był stworzony na wzór i podobieństwo Jarosława Loretza. Nie jest to błąd logiczny ani żaden inny.
4. \"Jakoś nikomu nie drży ręka, gdy celuje w człowieka\" - i znowu, Tobie by drżała, komuś innemu nie musi. Poza tym sam wymagasz od bohaterów \"pędu do przetrwania\", więc się zdecyduj - albo drżenie rąk i śmierć z rąk zombie, albo odstrzał i przeżycie.
@ Borys
Errm... Nie wspomniałem, bo niczym konkretnym mnie nie ujęła. Jest milutka i ładna, ale niewiele ponad to. Może to trochę głupie, ale już bardziej przypadła mi do gustu Amber Heard (406). ;)
@ Dobry
1. No masz, naturalnie, że nie musi smucić, ale nie pogniewałbym się na przykład na sceny, podczas których obgryzałbym z niepokoju paznokcie. A scena z ręką była świetna, swoją drogą. :)
2. No właśnie nie. Niby chcą przetrwać, a robią rozmaite kardynalne błędy. Często nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że bohaterowie przeżywają wyłącznie dlatego, że w tej akurat scenie scenarzysta nie przewidział zombie.
3. Nawet jeśli założymy, że wszyscy są społecznymi wyrzutkami (wciąż dlatego m.in. nie rozumiem postaci Tallahassee, która jest tu ni przypiął, ni przyłatał), nie są mordercami z urodzenia, i z pewnością mieli więcej, niż jednego znajomego, którego warto by żałować i choc jednym słowem wspomnieć.
4. Ale to wszystko jest podawane z jajem, które zaczyna męczyć, bowiem w pewnym momencie okazuje się, że nie ma tu żadnej postaci z krwi i kości, a jedynie mające bawić widza marionetki. Zaś co do strzelania - jakoś nikomu nie drży ręka, gdy celuje w człowieka (nie liczę spotkania obu bohaterów).
5. Przeca ja nie chcę nikogo przyłapywać na błędach, ja chcę się tylko dobrze bawić. Nad błędami zaczynam myśleć dopiero wtedy, gdy podczas seansu zaczyna mi coś doskwierać. :)
Muszę zgodzić się z recenzją. Film ogólnie nie był zły, ale mógłby być dużo lepszy. Ja również nie czułem żadnego emocjonalnego związku z postaciami. Poza tym, film mocno przewidywalny pomimo wielu świetnych pomysłów.
@Borys & JG \"nic-nie-dzianie-się w środkowej części filmu, tzn. od przybycia do LA do wyruszenia do wesołego miasteczka\"
Dla mnie to z kolei najlepszy akt z bodaj najlepszym epizodem tego roku. No ale jak zwykle - kwestia gustu - o niego się w sumie rozbija wszystko i być może też film nie podobałby mi się tak bardzo, gdybym w Columbusie nie zobaczył siebie sprzed lat - osobiste doświadczenie rzutują chyba najbardziej na odbiór, z tym się pewnie zgodzicie.
1. Więc wyłącznie nie bawi, ale nie musi SMUCIĆ. Co do krzywdy - ja na przykład dałem się nabrać na scenę z ręką (piszę ogólnikowo, żeby nie spojlować), Ty nie? No i w lunaparku nie było dla mnie tak oczywiste, kto przeżyje.
2. Nie rozumiem - każdy chce tu przetrwać, dziewczyny wielokrotnie powtarzają, że mogą ufać tylko sobie i robią w konia facetów. Poza tym cała ekipa wszędzie łazi z gunami, rozluźnia się tylko u Murraya, gdzie żadnych zombiaków nie widać, więc myślę, że pęd do przetrwania mają wdrukowany w DNA (obok pędu do zabawy).
3. Jak dowiedziałem się, jak wyglądało wcześniejsze życie Columbusa (słowne wspomnienia, retrospekcje z sąsiadką), to mnie to wcale nie dziwi. Ale to już osobiste doświadczenia - moi starzy też by nie zauważyli mojego braku - powodowanego inwazją zombie czy nie; i vice versa - też bym za nimi specjalnie nie tęsknił. Tu jest komicznie, a zarazem inteligentnie przedstawiony żywot nastolatka-nerda - poczytuję to tylko za plus.
4. \"Ojej, przepraszam\" - nie, nie, to było kapitalne komediowo, ale mi chodzi o wspomnieniowe refleksje Tallahassee. \"Bohaterowie się zachowują, jak fachury, które od miesięcy rżną truposzy\" - tylko Tallahassee, Columbus jest przecież dość nieporadny (choć konsekwentnie spisuje swój podręczny zombie survival - bardzo zabawny i wykpiwający konwencje, swoją drogą).
5. Wiesz, jakbym oglądał filmy, a w szczególności komedie, a w szczególności komedie o zombie ze słownikiem języka polskiego w ręku, czyhając tylko, na jakim to błędzie mogę twórców przyłapać, to pewnie na żadnym filmie nie bawiłbym się dobrze.
@ Dobry
Nie, nie zasypiałem, ale w drugim (i w sumie w trzecim też, bo była tam tylko nudna rozwałka, bez humoru jak na początku) akcie raczej się nudziłem.
Cytując przedmówcę: \"Dla mnie problemem było nic-nie-dzianie-się w środkowej części filmu, tzn. od przybycia do LA do wyruszenia do wesołego miasteczka. Interakcji z zombiakami zero, a interakcje między postaciami nie frapowały. Trwający niespełna 90 minut nie może sobie niestety pozwolić na 20 (30?) minut dłużyzny.\"
Zgadzam się w całej rozciągłości z recenzentem, chociaż obniżyłbym ocenę o 10%. Dla mnie problemem było nic-nie-dzianie-się w środkowej części filmu, tzn. od przybycia do LA do wyruszenia do wesołego miasteczka. Interakcji z zombiakami zero, a interakcje między postaciami nie frapowały. Trwający niespełna 90 minut nie może sobie niestety pozwolić na 20 (30?) minut dłużyzny.
@Jarosław: Zwykle komplementujesz w swoich recenzjach ładne aktorki, a o Emmie Stone ani słowa. Osochozi? :)


Wojciech, 04-12-2009 13:07:
Dzięki za zwrócenie uwagi, poprawiliśmy.

1. Kurczę, to jest komedia łączona z horrorem - ona nie ma WYŁĄCZNIE bawić. A co do scen z zombie - nie wiem, u mnie jakoś napięcia większość z nich nie budziła. Może dlatego, że wyczuwało się, iż skrypt nie przewiduje uczynienia bohaterom żadnej krzywdy?
2. W takim świecie masz wiele do stracenia - własne życie. To, o czym mówisz, to już tendencje do samobójstwa. A o ile pamiętam, ludzie mają wdrukowany w DNA pęd do przetrwania. I właśnie to przetrwanie za wszelką cenę widać bodaj we WSZYSTKICH filmach z zombie, tylko nie tutaj. Innymi słowy - \"Zombieland\" na milę jedzie sztucznością.
3. Columbus formalnie bliskich nie miał. Do rodziców jedzie z nudów lub z przyzwyczajenia, a nie z rzeczywistej potrzeby (co wynika i z jego wcześniejszych słów, i z zachowania). Scena \"żalu\" po informacji, że miasto jest wypalone (LA jakoś świetnie się trzyma - zniszczeń praktycznie nie widać, to czemu Columbus spłonęło?), tym mocniej dziwi.
Poza tym - scena \"refleksji\" w willi Murraya? \"Ojej, przepraszam\"? Wolne żarty! Tak samo z czasem powstania Zombielandu - masa rzeczy jest świeżych, prąd ciągle płynie (szyldy, lunapark, oświetlenie), ale praktycznie nigdzie nie ma śladów krwi, zwłok, a bohaterowie się zachowują, jak fachury, które od miesięcy rżną truposzy. Nie kupuję tego.
5. Refleksja - według słownika jp \"głębsze zastanowienie się nad czymś, wywołane silnym przeżyciem\". Wiesz, te zasady Columbusa to kwestia rozumowej kalkulacji na zimno, a nie jakiejś mitycznej refleksji.
Kuba, naprawdę zasypiałeś na tym filmie? Nie wierzę. Mi proporocje wydały się idealne - choćby przez to, że całość trwa raptem 80 minut i nie ma miejsce na nudę - przeciwnie, żałowałem, że tak szybko muszę się rozstać z tak fajnymi bohaterami. No ale na szczęście sequel już w drodze :-).
Ale to nie chodzi tylko o mechaniczność następujących po sobie fragmentów wolnych-szybkich, tylko o ich proporcje i przesyt (albo gadaniną, albo rozwałką). Bo w przewidywalny sposób buduje też kolejne sceny i ich kulminacje Tarantino, ale raczej nie użyjesz tu przymiotnika \"mechaniczny\" choćby dlatego, że są dobrze wyważone - pogaduszki (pomijając fakt, że są dobre) są na granicy znudzenia powolnością, ale jej nie przekraczają i ostatecznie jednak budują napięcie a nie usypiając.
Ale jak mówisz - kwestia gustu. Mi mnóstwo fragmentów się podobało, ale całość pozostawiła uczucie niedosytu.
A jeszcze co do rzekomej bezrefleksyjności - dziwny zarzut w filmie opartym właściwie na refleksjach bohatera, który przez cały film się czegoś uczy (czasem rodzina to nie tylko mama i tata).
JG - finał też był całkiem zabawny (klaun, Woody zamknięty w budce), kwestia gustu. \"Bo owszem, można tempem się bawić, ale raczej w proporcjach kwadrans wolno - 10 minut szybko - kwadrans wolno itp.\" - a ja właśnie nie lubię, gdy to jest wyliczone tak mechanicznie.
@Jale
Sama bezrefleksyjność nie jest niczym złym w komedii, chyba raczej chodzi o to, że w ogóle (niepotrzebnie i dość niesmacznie) poruszono temat utraty najbliższych i na tym tle pojawia się niekonsekwencja.
@Dobry
No ale ten film nie opiera się tylko na dowcipnych dialogach, ale na scenach akcji - śmiesznych (początek) lub nie (finał). I dlatego tempo fabuły wygląda tak: pół godziny szybko - 40 minut wolno - 20 minut szybko, przez co sprawia wrażenie źle obliczonego. Bo owszem, można tempem się bawić, ale raczej w proporcjach kwadrans wolno - 10 minut szybko - kwadrans wolno itp.

« 1 435 436 437 438 439 441 »

Polecamy

Śrubełek? Głowadzik?

Niedzielny krytyk komiksów:

Śrubełek? Głowadzik?
— Marcin Osuch

Można się nią ogolić!
— Marcin Osuch

Z których Jolskych?
— Marcin Osuch

Odbiło mi się trzy razy
— Marcin Osuch

Coś łysego bym ozłocił
— Marcin Osuch

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.