Bardzo dziękuję, sporo wysiłku w niego włożyłam.
Cieszy mnie też, że wzbudził zainteresowanie, bo trochę się bałam, że nie znajdą się chętni do lektury (starałam się pisać w miarę przystępnie, ale nie rezygnowałam całkiem z naukowego slangu, bo nie bardzo umiem stosować omówień po to, by unikać terminologii).
(chciałam też pokazać się od nieco innej strony - bliskiej mojej pracy zawodowej, miałam też nadzieję, że to, co piszę o antybiotykach i izomerach będzie ciekawe - kwestie związane z terapią antybiotykową mnie interesowały)
Natomiast co do star-trekowości - uważam, że Tepper wysiłek w książkę włożyła, coś tam poczytała w temacie (należy też zwrócić uwagę na to, że te dwadzieścia parę lat temu wiedziano znacznie mniej choć akurat podstawy regulacji enzymów były już znane, kwestie izomerów też, wreszcie mechanizm działania penicyliny - widzę w Google scholar publikację z 65), tylko że albo powierzchownie, albo się w to nie "wgryzła" (vide uwagi o "skręceniu cząsteczek" i brak zrozumienia tego, co napisała o enzymie).
Jeśli o mnie chodzi wolę, jak już autor pominie szczegóły (nie każdy jest Wattsem), niż żeby je umieścił bez zrozumienia i przemyślenia.
Aha, w razie potrzeby służę dodatkowymi wyjaśnieniami w komentarzach.
Artykuł genialny, a książka to jak widzę świetny przykład "startrekowego" podejścia do s-f. Wystarczy jak dodamy parę wypustek na czole czy wydłużone uszy i mamy nową rasę obcych. A wszyscy i tak niech mówią po angielsku;) Pisanie powieści s-f to o wiele trudniejsza sprawa niż fantasy, no chyba że ktoś chce zrobić klon Star Treka, jakąś space operę, czy military s-f.
@Curwood
Jak się to zwie? Immersją? Piękne doznanie. Niestety, aż tak, jak Ty, nie było mi dane go doświadczyć.
@powieść 2.0
I masz rację. Powieść 2.0 od klasycznej wymagałaby zupełnie innego _systemu odbioru_. I czuję, że część czytelników byłaby nań gotowa. Nie będę potępiał, wyśmiewał, czy w inny sposób okazywał wzgardy tym, którzy wolą zostać przy klasycznych formach - sam jestem na nich chowany i lubię dobry warsztat literacki, z wyważonymi opisami, wartką akcją, dyskretnym zmuszeniem do myślenia etc.
Każdy ma swoje upodobania. Trzeba to szanować.
@"Tamara"
To spektakl, który dzieje się w kilku miejscach równocześnie. Widzowie wybierają bohatera, z którym chcą podążać, lub przechadzają się między pomieszczeniami. W Polsce wystawiono go raz, czy dwa, u schyłku ubiegłego wieku.
@ niedosyt świata
Być może były takie książki, ale na tę chwilę sobie nie przypominam. Ja głównie czytam fantasy, a tam zazwyczaj stosowane są trzy podejścia:
- "dafault setting" - głównie quasi-średniowieczny. W tym przypadku autorzy często nie rozpisują się na temat, tylko rzucają hasła, od czasu do czasu wetkną jakiś opis - ale resztę sobie można automatycznie dopowiedzieć. Poza tym, ma się wrażenie, że nawet gdyby autor napisał więcej, to i tak nie byłoby to nic odkrywczego.
- "default setting + details" - trochę nowych smaczków, które akurat są opisane, poza tym jak wyżej.
- rozbudowane autorskie światy - cóż, jeśli autorzy decydują się na takie rozwiązanie, to zazwyczaj starają się jak najwięcej informacji wpleść w treść (i częściej spotykam się z sytuacją, gdy jest tych informacji nadmiar). Poza tym, część frajdy płynącej z czytania wielotomowego cyklu (a tak zazwyczaj jest, gdy ktoś się już wysili, by stworzyć nowe uniwersum) wynika z oczekiwania na kolejną porcję informacji - a to bohaterowie wybiorą się w nowe miejsce, a to poznają nową kulturę. To jest wręcz wymagane, by z każdym kolejnym tomem autor odsłaniał przed czytelnikiem kolejne elementy kreacji świata. Wiki zepsułaby tę zabawę.
Wreszcie - każdy ma swój sposób czytania, ja chcę, żeby opowieść mnie porwała i uniosła, idealny stan to taki, że czytam i nie myślę o niczym innym. Do dziś wspominam sytuację z dzieciństwa (nigdy więcej czegoś takiego nie przeżyłam), kiedy po skończeniu książki Curwooda, nie pomnę której, podniosłam wzrok znad tekstu i przez chwilę rozglądałam się zdezorientowana, zastanawiając się, gdzie jestem i co ja tu robię. Zaglądanie do dodatkowych materiałów tylko wybija z lektury (choć fakt, do map zdarzało mi się zaglądać podczas czytania, żeby sobie sprawdzić, gdzie akurat bohaterowie są).
I tu w sumie uwidacznia się różnica pomiędzy tym, co nazywasz "powieścią 1.0" i "2.0". Powieść tradycyjna to bardziej bierne podziwianie przesuwającej się przed umysłem wizji (plus oczywiście refleksje, jakie budzą przedstawiane tematy, wybory postaci etc.). Literatura hipertekstowa wymagałaby większej (a może innej) aktywności czytelnika.
O spektaklu niestety nic nie sądzę, bo go nie znam a gdy klikam link do "Tamara. interaktywny spektakl" wyświetlam i się błąd. Ja w każdym razie jestem osobą kompletnie niewrażliwą na teatr jako medium, więc nie nadaję się do żadnych sądów na ten temat.
Przepraszam, to jeszcze raz ja.
Otóż w kwestii "podążania za bohaterami". Co sądzisz o spektaklu "Tamara"?
Zacznę od dźwięku.
Sądzę, ze u zarania kina, czy też przemysłu gier komputerowych, wielokrotnie podnoszono Twój argument. W czym szkodzi kontraktowanie kompozytorów przez wydawnictwo, czy zakup praw do poszczególnych utworów? Dopisuje się ich potem na wklejce edycyjnej, niczym autorów ilustracji. Bo to ilustracje, tylko, że dźwiękowe.
Wiki.
Ile razy czułaś niedosyt opisu świata czytając książkę? Ja, osobiście, często to czuję. "Pieśni Lodu i Ognia" GRRM czytałem mając na kompie obok otwartą grafikę z mapą i "A Wiki of Ice and Fire". Przerywałem lekturę, kiedy potrzebowałem, kiedy chciałem, lub po prostu dowiadywałem się czegoś nowego podczytując losowe artykuły między rozdziałami. Bardzo mi tego brakowało np. przy czytaniu "Innych Pieśni" Dukaja. Ja to czuję, że on ma kompletny świat w pomyśle, a w powieści ukazuje jego rąbek, by nie rozbijać płynności narracji i tempa akcji. A inne jego światy? Taki "Ruch generała" na przykład?
Z drugiej strony wiki uwalniałby od dygresji opóźniających. Podobnie jak funkcję tę pełnią piętrowe przypisy w "Starości aksolotla", trudne do zdzierżenia na czytnikach, póki będą miały takie procesowy ja teraz i tyle pamięci (nie wiem jak o chodzi na Kindle'u, bo go nie mam, ale na ziemniaku też nie czytałem).
Różne perspektywy.
Dzięki zastosowaniu hipertekstu nie byłoby żadnych diagramów, ani tego budzącego moją niechęć ciągu liczb z początku "Gry w klasy" Cortazara. W jakimś "prologu" decydowalibyśmy o wyborze postaci, z której perspektywy chcielibyśmy widzieć rozwój wydarzeń. Teraz też mogę to zrobić, zależy którą książkę zdejmę z półki: "Hamleta", czy "Rosenkranz i Guiderstern nie żyją" ;-). To musi być zupełnie przejrzyste dla czytelnika, bez diagramów, sieci przecinających się linii i mapy rozdziałów. Dlatego hipertekst. Fakt, wymaga się od autora wtedy doskonałego panowania nad materiałem (zwłaszcza, gdy spełniony zostanie warunek interaktywności (pseudo-prawagrafówka)), ale cóż. Jak autor nie podoła, to zostanie mu powieść 1.0. Albo drabble ;-P Przymusu nie ma.
Przeczytałam wpis.
@ gra paragrafowa - kiedy wrzuciłam swój tekst na redakcyjną listę, kolega też wspomniał o paragrafówkach, to byłby też całkiem dobry trop, ostatecznie nieraz zdarzało się każdemu czytelnikowi żałować, że bohater postąpił w danym momencie w określony sposób zamiast zrobić coś innego.
@ z różnych prespektyw - niby brzmi ciekawie, ale czy w praktyce nie oznaczałoby tego, że trzeba by napisać kilka powieści o dokładnie tej samej akcji i to i tak byłoby liniowe?
A już twór, gdzie na początku byłoby przedstawienie postaci (żeby czytelnik od razu wiedział, że np. do wyboru ma opis wydarzeń z perspektywy zbuntowanej nastolatki, jej chłopaka, jej młodszego brata, jej przyjaciółki i jej ojca) a poniżej diagram z węzłami odpowiadającymi scenom, w których to węzłach wymieniono by z linkami narratorów dostępnych dla danej sceny, dla mnie jest już nazbyt futurystyczny.
@ wikileksykon - temu osobiście mówię nie. Na tym polega sztuka dobrego pisania, żeby umieć przedstawić w dziele literackim świat przedstawiony. Doklejanie wiki z wyjaśnieniami to już pójście na łatwiznę, bo łatwiej jest zredagować notki o konkretnych elementach świata, niż umiejętnie wpleść wyjaśnienia w fabułę. Dla mnie więc po pierwsze takie rozwiązanie promowałoby autorów leniwych i mniej zdolnych a po drugie - jednak uważam, że lektura powinna być płynna a nie na zasadzie: żeby cokolwiek zrozumieć muszę teraz przerwać i przez następne pół godziny zapoznawać się z informacjami "encyklopedycznymi"
@ dźwięk - tylko powstaje pytanie o prawa autorskie do muzyki.
@obraz - a tu, jak dla mnie mogłoby być, tyle że czym by się to różniło od zwykłych ilustracji?
Ja jednak uważam, że linearny przekaz fabuły nie zaniknie (i raczej nie zostanie zdominowany przez eksperymenty sieciowe, przynajmniej w niedalekiej przyszłości), bo tradycyjne narracje już od dawna zwyciężają nad awangardą. Ta "literatura fabularna" zaspokaja potrzeby, które istniały już w czasach, gdy nasi przodkowie zbierali się przy ognisku, by posłuchać opowieści. Myślę, że gdyby ludzie dali się całkiem uwieść technologicznym zabawom, straciliby coś cennego.
A - bloga kiedyś szukałam i go już nie było na sieci. Mam swoją wersję offline na dysku.
A już myślałem, że sam jeden tylko patrzyłem na "Starość aksolotla" jako na nieśmiały krok ku Nowemu. Aczkolwiek moje pomysły nie szły w tym kierunku. Twoje, Beatrycze, postulują "fraktalowość" fabuły (swoją drogą, czy można gdzieś tego bloga poczytać?), zaś moje szły raczej drogą struktury, nazwijmy to, edycyjnej. Żeby nie zaśmiecać komentarzy, podam tylko link do posta, w którym opisałem swoje refleksje. Polecam także wypowiedzi dyskutantów...
http://marginopis.blogspot.com/2015/04/powiesc-post-apo-i-post-apo-powiesci.html