Niezwykłe dzieło Nicolasa de CrecyOpowiedzieć skomplikowaną, pełną dwuznaczności historię za pomocą samego obrazu jest niezwykle trudno. „Prosopopus” Nicolasa de Crecy dowodzi w najlepszym stylu, że jest to jak najbardziej możliwe!
Daniel GizickiNiezwykłe dzieło Nicolasa de CrecyOpowiedzieć skomplikowaną, pełną dwuznaczności historię za pomocą samego obrazu jest niezwykle trudno. „Prosopopus” Nicolasa de Crecy dowodzi w najlepszym stylu, że jest to jak najbardziej możliwe! Twórczość Nicolasa de Crecy jest mało znana w naszym kraju. Niestety. Tym, którzy śledzą najbardziej ciekawe eksperymenty w komiksie zachodnim, dzieła tego autora z pewnością nie są obce, ponieważ de Crecy należy do grona najbardziej odkrywczych twórców komiksu ostatnich kilku lat. Jego nazwisko można spokojnie wymienić obok takich postaci jak Blain („Isaac le pirate”), Sfar (znany u nas „Kot rabina”), czy Rabate („Ibicus”), czyli twórców alternatywnego komiksu frankofońskiego. De Crecy’emu żadna technika nie jest straszna. W „Bibendum Celeste” przeplatają się strony wykonane a to farbami olejnymi, a to akwarelami, a to pastelami. Plansze stonowane kolorystycznie przedzielone są innymi, utrzymanymi w agresywnej, ekspresjonistycznej stylistyce. W „Monsieur Fruit” de Crecy dąży do maksymalnego uproszczenia, które jednak w miarę postępu fabuły zastępowane jest dokładnym i konsekwentnym rysowaniem, chociaż w myśl przyjętej konwencji. „Prosopopus” jest zupełnie inny niż pozostałe dzieła de Crecy. Rysunek jest dużo bardziej „realistyczny” – jeżeli w ogóle można mówić o jakimkolwiek realizmie w przypadku de Crecy’ego. Autor odszedł tutaj od czystego rysowania sylwetek postaci, na korzyść bardzo „szybkiego” i agresywnego kreskowania, które w pewien sposób dynamizuje postacie. Podobne zabiegi można obserwować w animacji – choćby w rysunkowym fragmencie „Kill Bill vol. 1” czy w teledysku Linkin Park „Breakin the habit”. Co ciekawe, kolor w „Prosopopus” nakładany jest za pomocą tabletu, ale tak umiejętnie, że bardzo często przypomina farbę nakładaną ręcznie... „Prosopopus” to historia, w której nie pada ani jedno słowo. Autor jednak z taką wirtuozerią opowiada obrazem, że fabuła przedstawiona jest bardzo spójnie. Brak narracji werbalnej pozostawia bardzo wiele możliwości interpretacji – nie można jasno określić właściwego sensu tego komiksu. De Crecy zwraca uwagę, jak ważną rolę w narracji obrazem odgrywają odpowiednie ujęcia, o czym czasami inni rysownicy zdają się zapominać. Komiksy pozbawione słów wymagają większego skupienia na takich aspektach graficznej strony tworzenia, jak mimika i gestykulacja – czyli na wszelkich sposobach komunikacji pozawerbalnej. I tu sposób rysowania de Crecy’ego bardzo wiernie odzwierciedla zachowania bohaterów, często dążąc do przeforsowywania tychże. Jedna z postaci w komiksie – Zjawa – wprowadzająca na plansze pewną dysharmonię, utrzymana jest w bardzo jaskrawych kolorach (w przeciwieństwie do pozostałych postaci i tła). Ale nie ma czemu się dziwić: jest to postać nierealna, a więc przecząca w pewien sposób regułom świata przedstawionego. Historia zawarta w „Prosopopus” to przejmująca i tragiczna opowieść o miłości, słabości człowieka i o sumieniu – przynajmniej według mojej interpretacji. Mamy tu bowiem obraz tego, jak miłość może zostać wykorzystana dla brudnych interesów i jak sumienie może zniszczyć człowieka. Głównym bohaterem jest mężczyzna, który zaraz na początku dokonuje mordu. Oczywiście ochroniarze denata rzucają się za zabójcą w pogoń. Udaje mu się jednak uciec, choć zostaje postrzelony w ramię. Krwawiąc obficie ucieka do swojej aktualnej kobiety, z którą oddaje się miłosnym igraszkom. Tymczasem z kropli krwi i spermy naszego bohatera oraz z krwi jego ofiary rodzi się Zjawa, która wchodzi z butami w życie mordercy. Zjawa spaceruje z pieskiem, wiecznie trzyma w ustach cygaro i bardzo lubi uwieczniać wszystko na taśmie wideo. Zjawa mieszka razem z mężczyzną, który popada w stan otępienia, rozpamiętując historię swojej największej namiętności, ale i historię swojej zbrodni. Zbrodni ohydnej, pełnej wyrachowania i duchowego okrucieństwa. Fakt, że mężczyzna opamiętał się po fakcie, w żaden sposób go nie usprawiedliwia. Pojawienie się Zjawy tylko potęguje zagubienie i moralną mękę bohatera. Zjawa jest konsekwentna w działaniu, a jej absolutnie oderwane od rzeczywistości działania pokazują niszczącą siłę zbrodni i następujących po niej wyrzutów sumienia. Ale czy Zjawa to tylko wymysł steranego umysłu cierpiącego mężczyzny? Wzajemne mieszanie się elementów realistycznych i fantastycznych w tej jakże niesamowitej konwencji graficznej przypomina w pewien sposób mieszanie farb. A przecież pierwsza ukochana naszego bohatera jest znaną malarką... Ale jak złożoną, tragiczną i przejmującą historię opowiada „Prosopopus”, pozostanie owiane tajemnicą dla tych, którzy sięgną po ten komiks. By poczuć magię opowieści Nicolasa de Crecy, nie trzeba znać języków obcych. Wystarczy tylko znajomość języka obrazu i pewna wrażliwość estetyczna: bo komiks ten nie jest cukierkowo ładny, ale właśnie niezwykły. Jest jednym z tych graficznych eksperymentów, na które rzadko się trafia. „Prosopopus” to komiks nietuzinkowy, w pozornie prosty sposób opowiadający skomplikowaną, przejmująco smutną historię. I o to chyba chodzi, prawda? 8 października 2004 |
Każdy smok ma swój słaby punkt ukryty pod którąś z łusek. Tak było ze Smaugiem z „Hobbita”, tak było też ze smokiem z przygód Jonki, Jonka i Kleksa. A że w przypadku tego drugiego chodziło o wentyl do pompki? Na tym polegał urok komiksów Szarloty Pawel.
więcej »Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Na marginesie scenariusza #1
— Daniel Gizicki
Na północy krew z rozbitych czaszek bucha
— Daniel Gizicki
Letnie dni
— Daniel Gizicki
Narkotyki i poszukiwania
— Daniel Gizicki
Wspaniały komiks!
— Daniel Gizicki
Młodociani turpiści?
— Daniel Gizicki
Czy na sali jest korekta?
— Daniel Gizicki
Wojny robotów
— Daniel Gizicki
Dla fanów Naruto
— Daniel Gizicki
Uwaga, kiepścizna!
— Daniel Gizicki