Korespondencja z początku XX wiekuStreszczenie odcinków "Josephine".
Do Redaktora Naczelnego! To moje pierwsze sprawozdanie z misji, jakiej się na Twoją prośbę (i nie bójmy się tego powiedzieć - wyraźne naciski) podjąłem. Jednak teraz nie jestem już tak pewien, czy był to rozsądny krok z mojej strony. Podczas transferu mojej osoby w przeszłość, coś źle obliczono i wylądowałem (chociaż nie jest to może najlepsze określenie) w pustce, 20 metrów powyżej poziomu lodowatej Tamizy. Ale pech prześladował mnie krótko. Mój kamuflaż termo -optyczny działa bez zarzutu, nikt nie jest w stanie mnie dostrzec, więc bezkarnie przyglądam się, żyjącym w tak odmienny niż my sposób, tutejszym ludziom. A muszę powiedzieć, że początek XX wieku posiada kilka szczegółów, których ani ja ani Ty nie uwzględniliśmy. Chyba najważniejszym z nich jest ten fetor, którym czuć wszystko - dla mnie absolutnie nie do zniesienia, ale londyńczycy zdają się go nie zauważać. Przyzwyczajenie? Odnalezienie Josephine nie sprawiło mi większego kłopotu, jednak nie chciałbym się o nich wypowiadać, gdyż nasze poglądy na sposób mojej pracy zawsze drastycznie się rozmijały... w każdym razie Ty określiłbyś je co najmniej jako "nieetyczne". Wybacz sarkazm. W każdym razie zacząłem podążać jej tropem, obserwowałem jak pracuje, jak włada bronią i w milczeniu odkrywa rzeczy dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Nie na darmo przykleiło się do niej określenie "Holmes w spódnicy". Osobiście wydaje mi się jednak, że to określenie jest bardzo krzywdzące. Josephine jest bowiem zupełnie inna, niż ten nadęty, rozgadany egocentryk. Ale mniejsza o to. Od dawna znasz powody mojej niechęci do Sherlocka. Pierwsza sprawa, której byłem niewidocznym świadkiem, tyczyła zamordowanego w dość obrzydliwy sposób mężczyzny. Doznał on bowiem dekapitacji, tyle że jego głowa... cóż, zaginęła. Josephine udała się do zabitej dechami mieściny zwanej Anston. Szczerze mówiąc wolę Londyn... Jechaliśmy koleją, a w okropnym zaduchu wagonu, pewna otyła kobieta nieustannie trajkotała o rybach z Briston czy skądś tam. Możesz być pewny, że już nigdy nie wezmę ryby do ust... To co zobaczyłem w Anston przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Po pierwsze: zaatakował nas (a właściwie ją) najprawdziwszy Zombie! Po drugie: głowa denata... nie, chyba nie potrafię wyrazić tego słowami, pokażę Ci dokumentację fotograficzną jaką zrobiłem. Może wtedy będziesz w stanie zrozumieć to, co zobaczyłem. Sam zresztą niewiele rozumiem, z poczynań małomównej pani detektyw. Zdarzają się przypadki, które są całkowicie nierealne. Wiąże się to z tajemniczym amuletem, który Josephine nosi na szyi. Na co pozwala jej amulet? Ciężko mi wytłumaczyć, ale jego niejasne działanie, pomaga w rozwiązywaniu pogmatwanych spraw. Ostatnio na własne oczy widziałem, jak mężczyzna w ucieczce przed duchem wyskoczył przez okno. Ale później z pewnego rewolweru dotkniętego przez Josephine wychynęła na wpół materialna postać. Wyglądała jak żołnierz burski. Josephine zagłębiła rękę w ciele ducha, on zniknął, a ona straciła przytomność. Co właściwie się stało? Nie mam pojęcia. Ale nie wszystko się jej udaje. Nie znalazła wiarygodnych dowodów by ukarać winnych spalenia domu pewnej miłośniczki kotów. Jednak pani detektyw nie załamuje się porażkami, chociaż wydaje mi się, że opanowuje ją wtedy pewien subtelny rodzaj zniechęcenia. Przyglądałem się też sprawie pewnego nekromanty. Biedny mężczyzna oszalał z powodu straty swej ukochanej, więc wskrzesił ją! Brzmi to nieprawdopodobnie, ale tak było. Później ten "wskrzesiciel", zabijał niewinnych ludzi, by ich części przeszczepić w miejsce gnijących fragmentów u swojej rodziny. Wtedy zobaczyłem jak bezwzględna jest Josephine. Nie wahała się ani chwili uśmiercając niemowlę. Niemowlę będące zaprzeczeniem praw wszechświata, ale jednak - niemowlę. Moja misja powoli dobiega końca. Tymczasem pojawiła się kolejna sprawa, mająca jakiś związek z Afryką. Ale mam nadzieje, że do tego czasu, wezwiesz mnie z powrotem do XXI wieku. Podróż statkiem na "czarny ląd" jest zdecydowanie ponad moje siły... Twój na zawsze D.G. 1 października 2003 |
Każdy smok ma swój słaby punkt ukryty pod którąś z łusek. Tak było ze Smaugiem z „Hobbita”, tak było też ze smokiem z przygód Jonki, Jonka i Kleksa. A że w przypadku tego drugiego chodziło o wentyl do pompki? Na tym polegał urok komiksów Szarloty Pawel.
więcej »Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Na marginesie scenariusza #1
— Daniel Gizicki
Na północy krew z rozbitych czaszek bucha
— Daniel Gizicki
Letnie dni
— Daniel Gizicki
Narkotyki i poszukiwania
— Daniel Gizicki
Wspaniały komiks!
— Daniel Gizicki
Młodociani turpiści?
— Daniel Gizicki
Czy na sali jest korekta?
— Daniel Gizicki
Wojny robotów
— Daniel Gizicki
Dla fanów Naruto
— Daniel Gizicki
Uwaga, kiepścizna!
— Daniel Gizicki