Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Kastrujący królik i przyjaciele
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Sluggy Freelance” autorstwa Pete’a Abramsa to jeden z najpopularniejszych i najdłużej ukazujących się komiksów internetowych. Jego pierwszy odcinek pojawił się pewnego sierpniowego dnia 1997 roku. Był poświęcony spamowaniu Szatana. Potem było jeszcze dziwniej. I lepiej.

Łukasz Bodurka

Kastrujący królik i przyjaciele
[ - recenzja]

„Sluggy Freelance” autorstwa Pete’a Abramsa to jeden z najpopularniejszych i najdłużej ukazujących się komiksów internetowych. Jego pierwszy odcinek pojawił się pewnego sierpniowego dnia 1997 roku. Był poświęcony spamowaniu Szatana. Potem było jeszcze dziwniej. I lepiej.
Publikowanie komiksów długo było zarezerwowana dla garstki wybrańców w tradycyjnych wydawnictwach i gazetach. Internet zmienił to wszystko, dzięki niemu każdy mógł teraz umieścić w sieci swoją twórczość i liczyć na sławę i majątek jako rysownik. Oczywiście większości się nie udało. Były jednak wyjątki – jednym z nich jest Pete Abrams, którego „Sluggy Freelance” bardzo szybko zdobył dużą grupę wiernych fanów. Jego autor został podobno pierwszym człowiekiem, który mógł traktować tworzenie komiksu internetowego jako źródło utrzymania.
„Sluggy Freelance” opowiada o losach grupy przyjaciół próbujących radzić sobie z życiem, miłością, studiami, znalezieniem pracy i domu. A także z podróżami w czasie odwiedzinami w innych wymiarach, wampirami, obcymi oraz demonicznymi agentami od nieruchomości. Abrams radośnie łupi produkty popkultury poczynając od „Gwiezdnych Wojen”, przez anime, na „Avatarze” kończąc, po czym miesza je, parodiuje i szczuje na czytelnika.
Oczywiście w Internecie można znaleźć dziesiątki, jeśli nie setki komiksów, które robią to samo: do znudzenia żerują się na starwarsowych motywach czy nabijają się z „Harry’ego Pottera”. Co wyróżnia „Sluggy Freelance” na ich tle? Przede wszystkim to, co robi znakomicie i z humorem. Ale można by przypuszczać, że po trzynastu latach nawet świetny zbiór parodii stanie się nudny. Prawdziwy sukces „Sluggy” tkwi gdzie indziej. Abramsowi udała się ta trudna sztuka, jaką jest stworzenie interesujących i wzbudzających sympatię postaci.
Miejsce głównego bohatera zajmuje Torg – lekko zwariowany nerd. Jego kontakt ze światem został spaczony przez zbyt dużą dawkę gier komputerowych, ma jednak okazjonalne przebłyski geniuszu i bohaterstwa. W miarę jak „Sluggy Freelance” przybywa mrocznych i poważnych elementów, stają się one coraz częstsze. Jest także spoiwem, które trzyma resztę bohaterów komiksu razem, mimo ich ataków obłędu lub rozsądku. Przyjaciel Torga – Riff to szalony naukowiec, którego wynalazkom komiks zawdzięcza połowę akcji. Ich wysoka eksplozywność oraz podatność na awarie to tylko jedno źródło kłopotów, preferowaną metodą ich twórcy na likwidację problemów jest bowiem zastosowanie coraz większej ilości broni i materiałów wybuchowych. Żeńską część obsady komiksu tworzą Gwynn, Zoë i Aylee. Pierwsza znajomość z Torgiem i Riffem przypłaciła zostaniem wiedźmą i obiektem miłości księgi czarnej magii. Biedna Zoë przez lata próbowała zachować pozory normalności w obłąkanym świecie, w jakim żyła reszta jej przyjaciół, nawet kiedy zaczęła zmieniać się w wielbłąda.1) Trzecia z bohaterek, Aylee zaczęła jako parodia „Obcego”, szybko jednak wyewoluowała (dosłownie) w kierunku zmiennokształtnej sekretarki. Listę bohaterów wieńczy Bun-bun, którego fenomen zasługuje wręcz na oddzielny artykuł. Wszystko zaczęło się, kiedy Torg uznał, że „Sluggy” jak każdy komiks musi mieć zwierzęcą i mówiącą maskotkę. W tym celu kupił królika, Bun-buna i przeżył niespodziankę. Nowy nabytek zaraz na samym początku zagroził swemu „panu” kastracją za pomocą łyżeczki, potem ujawnił tak urocze cechy charakteru jak uzależnienie od oglądania „Słonecznego patrolu” oraz skłonność do wymachiwania nożem sprężynowym i pistoletem Glocka przy najlżejszej prowokacji. Po tym debiucie Bun-bun szybko stał się ulubieńcem czytelników, pojawił się gościnnie lub był wzmiankowany w tuzinie różnych komiksów internetowych. I nie tylko. Osoby znające cykl science-fiction „Wojny Rady” Johna Ringo skojarzą teraz pewnie jednego z bohaterów: sztuczną inteligencję, której twórca nadał wygląd królika „na cześć pewnego dwudziestowiecznego rysownika komiksów”. Ringo przyznał potem, że stał się zagorzałym fanem „Sluggy Freelance” i poprosił Abramsa o pozwolenie na wykorzystanie Bun-buna. W innym jego cyklu „Dziedzictwo Aldenata” gigantyczne samobieżne nuklearne działo zostało ochrzczone „Bun-bun”. Sława psychopatycznego królika sięgnęła nawet poza książki i Internet: jeden z wielbicieli „Sluggy”, marine służący w Iraku przysłał zdjęcie swego Hummera ozdobionego emblematem króliczej czaszki, skrzyżowanymi piszczeli i napisem„Fear the bunny” – wszystko na cześć Bun-buna. Po jakimś czasie zagląda się na stronę komiksu nie po to by zobaczyć jak kolejna ikona popkultury zostaje skręcona w precel lecz by odkryć, jak potoczą się losy bohaterów. A dzieje się z nimi dużo – w przepastnych archiwach, których doczekał się „Sluggy Freelance” obok nabijania się z „World of Warcraft” znajdują się prawdziwie wzruszające i smutne historie.
Peter Abrams od początku starał się balansować między formułą krótkich, satyrycznych historyjek a długimi fabułami. Jednak akcent stopniowo zaczął się przesuwać na te drugie. Wątki zaczęły się krzyżować i mutować, przybywało wrogów i przyjaciół. Alternatywne wersje głównych bohaterów z równoległych wymiarów oraz miot satanistycznych kotków, zdolnych do rozszarpania całego miasta jeśli nie dostaną codziennej porcji mleka, to przykłady bynajmniej nie najdziwniejszych spośród nich. Równocześnie główni bohaterowie zmieniali się i dojrzewali w miarę jak płynęły lata; dziwaczne wydarzenia, w których brali udział nie pozostały bez śladu. Komiks dalej opiera się na parodii i humorze ale zaczęło mu również przybywać poważnych elementów.
Skomplikowanie i zapętlenie fabuły „Sluggy Freelance” jest zresztą klasą samą dla siebie. Wydarzenia okazują się być zasugerowane z dużym wyprzedzeniem, złowróżbnie przepowiedziane lata temu lub wynikają z niepozornego faktu, który został z powodu swej niepozorności zignorowany. Czytelnicy na forum komiksu spierają się co faktycznie zostało z zaplanowane, a co jest po prostu szczęśliwym zbiegiem okoliczności dla autora, który mając do dyspozycji tyle materiału może zawsze wykorzystać jakieś wydarzenie z przeszłości. Jednak ostatnie odcinki, gdzie kulminuje kilka zbiegających się wątków wskazują na premedytację. Nie chcę zniszczyć nikomu przyjemności wpatrywania się w monitor z wyrazem przyjemnego osłupienia na twarzy, powiem więc tylko tyle, że pierwsza wzmianka pojawiła się ponad dziesięć lat temu, kolejne były od czasu do czasu wtrącane przez autora i nie zauważone przez nikogo – póki nie nadszedł właściwy czas.
Oczywiście przez trzynaście lat nie da się utrzymać zawsze tej samej jakości. W „Sluggy Freelance” zdarzały się słabsze miejsca, a krytycy twierdzili, że najlepsze lata ma on już za sobą. Faktycznie Abrams w kilku wywiadach zapowiedział, że zmierza ku zakończeniu komiksu. Zaczął zbierać i zakańczać wszystkie rozrzucone wątki, co w efekcie obrodziło prawdziwie epickimi historiami. Poza tym sama ilość spraw do zakończenia powoduje, że koniec nie nadejdzie wcześniej niż za parę lat. Na szczęście. Co prawda radosne, beztroskie szaleństwo wcześniejszych lat ustąpiło w niej miejsca mrokowi z nutką obłędu, jednak w mojej opinii jest to opłacalna wymiana.
Podsumowując „Sluggy Freelance” to klasyka, od której wielu ludzi (włączając autora tej recenzji) zaczynało swoja znajomość z komiksami internetowymi i do czego porównuje inne. Naprawdę warto poznać.
koniec
14 lipca 2010
1) Wbrew pozorom zostało to całkiem racjonalnie uzasadnione. Klątwa. Ale tylko po wypowiedzeniu magicznego słowa.

Komentarze

15 VII 2010   09:28:03

Ech, łezka się w oku kręci... :) Chociaż przecież komiks nadal się ukazuje. W każdym razie autor ma wenę, cierpliwość i energię. Od 1997 dzień w dzień... :O Ja pierwszy raz zetknąłem się ze Sluggy w 2003 i nawet przebrnąć przez archiwum w całości mi się nie udało. Królik kłapouchy jest genialny, straszniejsze były chyba tylko zabójcze kocięta.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Krótko o komiksach: Zimno i do Wrót Baldura daleko
Miłosz Cybowski

1 V 2024

Kolejna zmiana rysownika przy zachowaniu scenarzysty nie wychodzi temu cyklowi na dobre. Netho Diaz sprawdza się świetnie, ale strona graficzna „Furii lodowego giganta” nie przystaje za bardzo do fabuły stworzonej przez Jima Zuba.

więcej »

Włoski Kurosawa
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

30 IV 2024

W latach 90. tryumfy święciły seriale anime z włoskim dubbingiem prezentowane w stacji Polonia 1. Jednak połączenie kultur ojczyzny sushi oraz ojczyzny pizzy nie zawsze musi wypadać tak kuriozalnie, czego dowodzi szósty tom antologii „Toppi. Kolekcja” pod tytułem „Japonia”.

więcej »

Kraina bez gwiazd
Marcin Osuch

29 IV 2024

Wydana nakładem oficyny Lost in Time „Arka” to udany miks twardego SF z elementami horroru i socjologicznego thrillera. Początek jest bardzo dobry i na szczęście nie najgorsze jest zakończenie.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż autora

Pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Jakub Gałka, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jarosław Robak, Beatrycze Nowicka, Łukasz Bodurka

A ja chcę potworów pod łóżkiem
— Łukasz Bodurka

Gdy razem z tygrysem wyruszasz na Alaskę
— Łukasz Bodurka

Więzienie w kosmosie
— Łukasz Bodurka

Jak ja lubię, gdy nadciąga ostateczne starcie dobra ze złem
— Łukasz Bodurka

Brutalnie zabawny, zabawnie brutalny
— Łukasz Bodurka

Wadliwość rozgrzeszona
— Łukasz Bodurka

Nerd będzie ich wiódł
— Łukasz Bodurka

Zbrodnicze antidotum na współczesność
— Łukasz Bodurka

Preludium do gwałtownych wydarzeń
— Łukasz Bodurka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.