Ciemno mi
[ - recenzja]
Głęboko pod powierzchnią leży labirynt jaskiń i podziemnych miast, gdzie żyje rasa ciemnoskórych elfów – drowów. W mieście rządzonym przez matriarchalne klany, walczące o przetrwanie i władzę, młoda bohaterka wchodzi w dorosłe życie. Tak zaczyna się internetowa manga „
Drowtales: Moonless Ag”.
Przepraszamy, ale to brzmi bardzo, bardzo znajomo – wtrącą się ci, którzy mieli jakikolwiek kontakt z książkami i grami osadzonymi w światach Advanced Dungeons and Dragons. I mają rację, ponieważ „Drowtales: Moonless Age” zaczął jako fanowski komiks przedstawiający wydarzenia z sesji RPG toczącej się w świecie AD&D Forgotten Realms. Szybko jednak zaczął zmierzać we własnym kierunku, oryginalnie interpretując pomysł „drowa” i w efekcie przyciągnął dużą liczbę czytelników.
1) Autor tego pierwszego komiksu, Kanadyjczyk Yan „Kern” Gagné, opublikował go w Internecie w 2001. Dziś nad tworzeniem „Moonless Age” pracuje zespół kilku artystów, a sama manga stała się flagowym dziełem strony Drowtales.com. Obecnie można tam znaleźć olbrzymią ilość innych materiałów: prequele, serie rozwijające poboczne wątki lub losy drugoplanowych bohaterów głównej mangi, nawet komiksy tworzone przez fanów serii. Niektóre działy są dostępne tylko za opłatą, między innymi gra RPG oraz sekcja „tylko dla dorosłych”.
Mroczne elfy z Drowtales w przeciwieństwie do swych pierwowzorów z Forgotten Realms nie są zimnokrwistymi sadystami, z góry określonymi jako złe do szpiku kości. Ich życie pęta raczej gorset honoru oraz klanowych obowiązków i sojuszy, zmuszających ich do określonych zachowań. Choć trzeba przyznać, że czasem zasady społeczne i warunki życia pod ziemią wymuszają takie działania, które spotkałyby się z aprobatą złych bogów z panteonu Advanced Dungeons and Dragons. Na tym tle ciekawie rozgrywane są konflikty między wymogami honoru, polityki oraz przyjaźni czy wdzięczności. Zwłaszcza, że autorzy komiksu próbują przedstawić, jak takie emocje wyglądałby u długowiecznych, nie będących ludźmi istot. W kilku przypadkach trafiają z tym dziesiątkę, pozostawiając u czytelnika dość mieszane uczucia.
2) Główną bohaterkę „Moonless Age” – Ariel Val’Sarghress – poznajemy, kiedy ma opuścić zamknięty pokój, w którym izolowano ją od urodzenia i wejść w dorosłe życie. Niemal jedynym jej kontaktem ze światem była do tej pory ucząca ją sadystyczna siostra. Ariel, córka przywódczyni jednego z klanów, co prawda ciągle jest dzieckiem, ale nie ma z tego tytułu żadnej taryfy ulgowej. Drowy uznają, że nie ma po co marnować czasu na dzieciństwo, skoro można go poświęcić na politykę i działania ku chwale klanu. Jeśli z jakimś „początkującym dorosłym” się nie udało, cóż, przynajmniej nie zmarnowano zbyt wielu cennych w podziemnym świecie zasobów. Już kilka pierwszych stron mangi serwuje nam mocne sceny, które dobrze oddają atmosferę paranoi i strachu panującą w świecie mrocznych elfów. Momenty przyjaźni i cieplejszych uczuć tylko to podkreślają. Potem Ariel idzie do szkoły. Ponieważ uczy się magii, automatycznie nasuwa się skojarzenie z Harrym Potterem – ale Orthorbbae to nie Hogwart. Tutaj główną zasadą jest: nie daj się złapać na gorącym uczynku (na mordowaniu rywali z klasy na przykład). Łagodna i nieśmiała Ariel będzie musiała pokazać, że płynie w niej krew jej krwiożerczej matki.
Śledząc losy Ariel dopiero uczącej się reguł i historii swego ludu, możemy w miarę płynnie i bezproblemowo poznawać świat mrocznych elfów. Jest to przydatne ze względu na stopień jego skomplikowania. Co zresztą stanowi zarówno zaletę, jak i największą wadę mangi. Z jednej strony mamy bowiem bogaty świat, ze starannie dopracowaną polityką, mitologią, kulturą i historią. Mroczne elfy, schroniwszy się pod ziemią przed starożytnymi wojnami, stworzyły nową cywilizację, imperium, jak je nazywają, choć w istocie jest to luźno powiązana konfederacja, balansująca nawet w najlepszych czasach na krawędzi chaosu. Ich klany, podzielone wielowiekowymi wendettami, przez cały czas walczą o wpływy i władzę oraz praktykują sztukę artystycznego wbijania noża w plecy, podczas gdy plebs z trudem stara się wyżyć w jałowych kamiennych jaskiniach. Nad kruchym „imperium” bez przerwy wisi widmo toczonej niedawno wojny domowej, która niemal je zniszczyła. Nadto istnieją podejrzenia, że starożytny wróg, demony, które wygnały drowy pod ziemię, mają się jak najlepiej i używające ich mocy elfy, zwane „skażonymi” (lub używane przez demony, kto wie?) powoli infiltrują i podporządkowują sobie społeczeństwo. Poza tym wkrótce poznajemy losy i punkty widzenia nie tylko Ariel. Inni bohaterowie mają własne motywy i zamierzenia, które wpływają na losy podziemnego świata. Do tego dorzućmy plany i kontrplany poszczególnych klanów, charaktery ich przywódczyń i doradców. Nie, na pewno nie jest to świat garstki głównych postaci i kartonowych statystów.
Z drugiej strony czytelnik musi się przez to wszystko przedzierać, by nie przeoczyć rzuconej mimochodem legendy, która okaże się ważna za kilka czy kilkanaście rozdziałów. Po chwili, wobec nawału intryg i postaci do rozeznania się, potrzebna staje się encyklopedia, w którą na szczęście Drowtales.com są wyposażone. Połapaniu się, kto jest kim, nie służy też sposób tworzenia imion i nazw. Nieco złośliwie można go określić jako walenie na oślep w klawiaturę i losowe wtykanie apostrofów w powstałe w ten sposób słowa. Weźmy pełne imię głównej bohaterki Ariel Val’Sarghress. Nie wygląda jeszcze tak źle, prawda? Ale niestety Faen’arae Val’Sullisin’rune (miłosiernie skrócone do Faen) lepiej przedstawia problem. Zamiarem twórców było najwyraźniej uczynienie kultury drowów bardziej obcą i spójną, ale wynik jest problematyczny.
Wreszcie – „Drowtales” to manga. Jeśli ktoś zna i lubi ten typ komiksów, to nie ma problemu. Inaczej trzeba się przyzwyczaić do urody gatunku: specyficznego sposobu rysowania twarzy i postaci, a także innych osobliwości. Na przykład komediowe przerywniki „
chibi” na końcu każdego odcinka mogą wzbudzić mieszane uczucia. Rozumiem, że artysta musi jakoś odciążyć mózg, ale one czasem naprawdę gryzą się z tonem komiksu.
Natomiast do warstwy graficznej nie można mieć zastrzeżeń. Podsumowują ją dwa słowa: dużo i dobrze. Widać zalety zbiorowej pracy, pojedynczy artysta na pewno nie byłby w stanie wytworzyć takiej ilości materiału. „Drowtales: Moonless Age” jest aktualizowane codziennie i posiada najlepszą grafikę, jaką widziałem w komiksie internetowym. Na kształtach i kolorach, fantastycznie zaprojektowanych strojach i zbrojach można paść oczy. Cały ten przepych może być poza tym odpowiednio pokazany, gdyż „Moonless Age” ukazuje się w formacie strony normalnego komiksu, żadnych tam wąskich pasków typowych dla komiksów internetowych. Bardzo wygodny jest też podział mangi na rozdziały, które można ściągnąć, co ułatwia przeglądanie sporych przecież archiwów.
W sumie zalety „Drowtales: Moonless Age” przeważają na wadami. Jeśli ktoś poświęci mu trochę czasu, by poznać świat, i wysiłku, by śledzić tożsamość i plany bohaterów, znajdzie dobrze wykonany komiks fantasy. Ponad dwadzieścia rozdziałów zapewni dobrą rozrywkę na długi czas.
1) Z tej zmiany wynikło zresztą spore zamieszanie. Gdy początek mangi były jeszcze mocno zakorzeniony w Forgotten Realms, dalsze części przedstawiały własną wizję autorów. Nie mówiąc o tym, że ich umiejętności pisarskie i rysunkowe rozwinęły się w międzyczasie. Dlatego zabrali się do przebudowy komiksu. Przez jakiś czas istniała dezorientująca sytuacja, gdzie jedna połowa komiksu była rysowana w innym stylu niż druga, a te same postaci miały nieco inne losy, charakter i przeszłość.
2) Chyba najlepszym przykładem będą wydarzenia na arenie, gdzie główna bohaterka szuka gladiatora-ochroniarza. Kto przeczyta, z łatwością zorientuje się, o co chodzi. A przed przerobieniem mangi wspomniana scena była znacznie bardziej… drastyczna.