Rozkosz czytania od początku do końca
[ - recenzja]
Sieć jest pełna komiksów, niekiedy dobrych, sporo złych i mnóstwo przeciętnych. Najrzadszym rodzajem wydaje się jednak komiks zakończony, opowiadający historię tak jak Bóg przykazał, z wstępem, rozwinięciem i wielkim finałem. Oprócz tego
„Narbonic” jest po prostu znakomity.
Niektóre komiksy internetowe umierają powolną śmiercią, coraz rzadziej aktualizowane, w miarę jak ich autorzy nudzą się i idą sobie znaleźć inne zajęcie. Inne, wręcz przeciwnie, są dobre i rozkwitają. Ich twórcy, mile połechtani tabunami czytelników, tworzą dalej, a archiwa danego tytułu puchną. Znajdą się tacy, którzy sięgną prawdziwego szczytu w tej profesji i będą mogli wyżyć z publikowania tego, co zaczęło się jako hobby. Pierwszy typ należy oczywiście potępić w czambuł za marnowanie zainwestowanego w nie czasu, a drugiemu przyklasnąć – dobre komiksy, mnóżcie się i zapełniajcie Internet! Ale jednocześnie doprowadzona do końca historia, gdzie kilka lat akcji, zwrotów akcji i rozwoju postaci jest zwieńczone intrygującym i przemyślanym finałem, a wszystkie wątki zakończone potrafi dać czytelnikowi niezapomniane przeżycie.
„Narbonic” stworzony przez Shaenon Garrity ukazywał się lipca 2000 do grudnia 2006, kiedy to zakończył się zgodnie z jej planami. Pierwotnie był publikowany na stronie wymagającej płatnej subskrypcji, jednak z czasem autorka zdecydowała uczynić go ogólnodostępnym
1). Garrity jest także autorką innych popularnych komiksów internetowych, jednak „Narbonic” pozostaje jej majstersztykiem. Wykorzystuje bardzo popularny motyw szalonego naukowca – ci, niegdysiejsi adwersarze bohaterów filmów klasy B, w odmętach Internetu nadzwyczajnie się rozmnożyli. Sądząc po ilości utworów, w których się pojawiają, coś w ich charakterze (obłęd?) czyni ulubieńcami przeciętnego pożeracza internetowej kultury. Shaenon Garrity wzięła ten wypróbowany pomysł, naszpikowała humorem i zręcznie rozbudowała.
Pierwszą zaletą „Narbonic” jest fabuła przedstawiona w długich, rozbudowanych rozdziałach. Dzięki temu, że została zaplanowana zawczasu, te drobne „przypadkowe” wynalazki i zabawne detale, nad którymi czytelnik zachichotał w trakcie lektury okazują się odgrywać istotną rolę i czynią zakończenie szczególnie wynagradzające dla uważnych osób (albo takich, które wycięły sobie z życiorysu kilka dni by przeczytać archiwa za jednym razem – wtedy nie ma problemu z zapamiętywaniem). Drugim powodem, dla którego warto poznać ten komiks są jego bohaterowie.
Najważniejszym z nich jest Dave Davenport. Poznajemy go w dniu ukończenia studiów. Jako świeżo upieczony specjalista od komputerów nieopatrznie odpowiada na pierwszą ofertę pracy po otrzymaniu dyplomu. Zostaje wciągnięty w świat szalonych naukowców, ich obłąkanych eksperymentów, prób przejęcia władzy nad światem oraz promieni śmierci. Głównym źródłem problemów staje się jego pracodawczyni, aspirująca do miana prawdziwej szalonej uczonej Helen B. Narbon, właścicielka tytułowych Narbonic Labs. Ta zwodniczo drobna blondynka w różowych okularach, sercem i duszą oddana jest sprawie pozbawionej sumienia i rozsądku nauki, ryzykanckiej genetyce, fiksacji na punkcie myszoskoczków i próbom udowodnienia, że nie jest kalką swojej matki. Mamy też stażystkę Mell Kelly – Mell kocha chaos, broń palną i eksplozje, im większe, tym jej miłość jest większa. Zapewnia swej szefowej niezbędne w jej zawodzie wsparcie ogniowe. Obsadę laboratoriów Narbonic uzupełnia RT-5478 czyli Artie, w którym zrealizowana została myszoskoczkowa obsesja Helen. Superinteligentny gryzoń miał pierwotnie zajmować się zeznaniami podatkowymi, ale szybko przerósł oczekiwania swej twórczyni. Mimo swego pochodzenia okazuje się najbardziej moralnym pracownikiem laboratorium, choć nawet on, z nudy, zdolny jest do przeprowadzenia małego eksperymentu na boku. Wśród drugoplanowych postaci mamy innych szalonych naukowców (odbywają zjazdy, a ich pracownicy mają związki zawodowe), graczy RPG, demony z piekła rodem, zbiegłe i szalone twory inżynierii biologicznej. Asortyment uzupełniają wszelkiego rodzaju wynalazki z maszyną do zmiany płci na czele. Inaczej mówiąc, mamy tu standardowe wyposażenie wyciągnięte z kotłujących się w Internecie popkulturowych pomysłów i memów. Dave, jedyny normalny człowiek w tym towarzystwie, będzie miał okazję na własnej skórze przekonać się jak działa laboratorium szalonego naukowca, jak radzą sobie oni w początkach swej kariery oraz ze swoimi obłąkanymi skłonnościami (z trudem, jeśli w ogóle) oraz dowie się – to jeden z ważniejszych wątków – skąd biorą się „Mad Scientists”.
Posiadanie ciekawego zestawu postaci czyniłoby „Narbonic” dobrym komiksem, jednak prawdziwy talent autorki przejawia się w tym jak rosną i zmieniają się przez lata. Mell odkrywa zalety planowania oraz to, że jeśli chodzi o szerzenie zniszczenia prawo i polityka mają przewagę nad eksplozjami, nawet dużymi. Helen okazuje się mieć nieoczekiwane głębie i czasem trudno ocenić co jest rozwojem, a co popadaniem w obsesję – jak przystało na prawdziwą dziedziczkę tradycji dr Frankensteina. Zaczyna doceniać biednego Dave’a nie tylko jako obiekt eksperymentów, ale również jako przyjaciela. Przed samym Dave’em otwierają się zupełnie nowe horyzonty, przy których śmierć i wizyta w piekle wcale nie wydają się takie istotne.
Zarzucić „Narbonic” mogę tylko jedną rzecz: na początku grafika była lekko zamazana, a dymki przeładowane były niewyraźnymi literami. Stopniowo ulega to poprawie, co daje się zauważyć choćby w ewolucji tła, na początku często nieobecnego. Rysunek Shaenon Garrity staje się także bardziej czysty i wyraźny.
Poza tym czytelnicy „Esensji” i inni wielbiciele komiksu internetowego czytający tą recenzję mieć skojarzenia z bardziej znaną (Hugo w 2009 i 2010), jasnowłosą, zaokularzoną zwolenniczką szalonej nauki – Agatą Heterodyną z „Girl Genius” autorstwa Phila i Kaji Foglio. Godne polecenia nawiasem mówiąc, jeśli ma się czas na zanurkowanie w ponad osiem lat archiwów. Między oboma komiksami są i inne podobieństwa, jak choćby problem tego, skąd się biorą szaleni naukowcy a bohaterowie „The Astonishing Excursions of Helen Narbon & Co.”, steampunkowego prequela towarzyszącego głównemu komiksowi Garrity mogliby być towarzyszami przygód Agaty. Wreszcie Phil Foglio nie raz gościnnie udzielił się w „Narbonic”. Biorąc pod uwagę, że „Narbonic” jest praktycznie rówieśnikiem „Girl Genius” trzeba po prostu stwierdzić, że coś wisi w powietrzu, coś przyjaznego obłędowi wśród naukowców. I autorów komiksów.
1) Praktyczna uwaga dla potencjalnego czytelnika: na stronie komiksu obok „normalnej” wersji od 2007 pojawił się także „Narbonic Director’s Cut” wyposażony w notatki autorki o tym jak tworzyła i skąd brała inspirację. Interesujące dla fanów, jednak początkującego mogą rozpraszać.