Komiksy internetowe karmią się w dużej mierze popkulturą, graczami i innymi nerdami (są również ich pokarmem). Nic w tym złego, ale od czasu do czasu można spróbować niewielkiej odmiany – zaglądając na przykład do „Wooden Rose” Tami Wicinias, która oferuje wiktoriański romans z domieszką faerie.
Jane Faerie Austen
[ - recenzja]
Komiksy internetowe karmią się w dużej mierze popkulturą, graczami i innymi nerdami (są również ich pokarmem). Nic w tym złego, ale od czasu do czasu można spróbować niewielkiej odmiany – zaglądając na przykład do „Wooden Rose” Tami Wicinias, która oferuje wiktoriański romans z domieszką faerie.
Dawno temu i daleko stąd, czyli w XIX-wiecznej miejscowości, w domu na skraju starego lasu żyły sobie dwie siostry, Lillian i Neesa, samotnie opiekujące się ciężko chorym ojcem. Pewnego dnia podczas przejażdżki przez zimowy las młodsza z nich, Neesa, spadła z konia. Niespodziewanie na ratunek przybył jej Mr Thorne, dżentelmen, o którym nikt nic nie wie. To dlatego, że mieszkam samotnie w głębi lasu, wyjaśnił i z miejsca oczarował wątpiących. Tajemniczy Mr Thorne zaczyna regularnie pojawiać się w domu sióstr, a ku swojemu zaskoczeniu Neesa wygląda tych wizyt z coraz większą niecierpliwością. W miasteczku żyje też wdowiec, doktor Dawon, z podziwem przyglądający się, jak starsza siostra, Lillian, radzi sobie z przeciwnościami. Tak, utrzymany w konwencji romansu, wygląda początek „
Wooden Rose”.
Komiks jest dziełem Tami Wicinias, Amerykanki zainspirowanej między innymi twórczością Jane Austen. Autorka, z zawodu ilustratorka, stworzyła wyidealizowaną anglosaską miejscowość z XIX wieku, bez wskazywania dokładnie czasu i miejsca, pełną rekwizytów, które się nam współcześnie z tym okresem kojarzą: lamp naftowych, rozważań na temat stosownych i niestosownych zachowań, powściągliwych manier i starannie ukrywanych uczuć. Są też radości i troski, głównie te drugie – ojciec dziewczyn czuje się coraz gorzej. Jednak „Wooden Rose” ma także drugie źródło inspiracji: irlandzki folklor. Dlatego nagle z tą całą normalnością zaczyna dziać się coś dziwnego: pojawiają się dziwne sny i omamy, a domowy kot syczy ostrzegawczo, coś wyczuwając. W życie obu sióstr wkracza świat faerie. I bynajmniej nie są to łagodne moce. Blisko im do budzących strach pogańskich bogów i istot, przed którymi broniono się urokami, które budziły strach, bowiem żądały ofiar i mogły porwać dziecko, zostawiając na jego miejscu swojego odmieńca.
Kliknij, aby powiększyć
Strona graficzna nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. To właśnie ona w dużej mierze zwróciła moją uwagę na komiks i przekonała, że warto poświęcić mu uwagę. Tami Wicinias operuje czystymi, wyrazistymi barwami, światłem i cieniem, za pomocą których potrafi stworzyć fascynujące krajobrazy zaczarowanych lasów i ich mieszkańców, nie wahając się poświęcić do tego celu całej komiksowej strony. Jej kreska i kolory nadają się równie dobrze do przedstawienia wiarygodnego świata śmiertelników. Cały graficzny styl można podsumować jako skrzyżowanie secesji z mangą. Autorka wprost powołuje się na inspirację twórczością Alfonsa Muchy, a wpływy japońskiej tradycji komiksowej są widoczne zwłaszcza w rysunku postaci.
Niestety na tym tle inne elementy opowieści, jak postacie i fabuła, wypadają trochę blado. Autorka informuje wprost, że jest to jej pierwszy komiks i trochę się to czuje. Przede wszystkim mógłbym jej zarzucić zbytnią schematyczność postaci, zwłaszcza w wypadku Mr Thorne’a. Trochę za szybko można się zorientować, że nie jest tym, za kogo się podaje. Także pozostali bohaterowie na początku wydają się trochę sztywni, zupełnie jakby faktycznie wyszli kart z jakiegoś XIX-wiecznego romansu. Trochę trwa, zanim akcja zaiskrzy i czytelnikowi zacznie na nich zależeć. Z drugiej strony Internet pełen jest komiksów, które zaczynały kiepsko, lecz z czasem ich autorzy opanowali warsztat i zadziwili czytelników. Wydaje mi się, że autorka „Wooden Rose” znajduje się na dobrej drodze i po trochę sztywnym początku znalazła swój rytm. Jej dzieło zasługuje na uwagę.