„Wilk morski” Riffa Reb’sa to nie tylko hołd złożony twórczości Jacka Londona, ale przede wszystkim zapierająca dech w piersiach relacja z wyprawy morskiej, podczas której człowiek musi przeciwstawić się żywiołom. Zarówno tym mającym swe źródła w przyrodzie, jak i tym tkwiącym w drugim człowieku. Komiksowa adaptacja powieści sprzed 120 lat robi ogromne wrażenie przede wszystkim wizualnym rozmachem.
Dwóch panów w łódce
[Riff Reb’s „Wilk morski” - recenzja]
„Wilk morski” Riffa Reb’sa to nie tylko hołd złożony twórczości Jacka Londona, ale przede wszystkim zapierająca dech w piersiach relacja z wyprawy morskiej, podczas której człowiek musi przeciwstawić się żywiołom. Zarówno tym mającym swe źródła w przyrodzie, jak i tym tkwiącym w drugim człowieku. Komiksowa adaptacja powieści sprzed 120 lat robi ogromne wrażenie przede wszystkim wizualnym rozmachem.
Jack London opublikował „Wilka morskiego” w roku 1904 i była to wówczas jego czwarta powieść. Później napisał ich jeszcze jedenaście i dołożył o tego kilkadziesiąt opowiadań. Pewnie stworzyłby jeszcze więcej porywających historii, gdyby nie przedwczesna śmierć. Pisarz zmarł w roku 1916 w wieku zaledwie czterdziestu lat. Jego bujne, pełne przygód życie i owiana mgłą tajemnicy śmierć do dziś budzą emocje. London opisywał w swoich dziełach zdarzenia, które sam przeżywał, jako włóczęga, kłusownik, marynarz, żołnierz, poszukiwacz złota i reporter wojenny. I chyba właśnie dlatego te opowieści do dziś z taką siłą przemawiają do rzesz wielbicieli i są doskonałym materiałem dla rozmaitych adaptacji. Jednym z twórców zafascynowanych życiem i dorobkiem Londona jest Riff Reb’s. Artysta postanowił tchnąć nowe życie w jedną z bardziej znanych powieści niepokornego obieżyświata i trzeba przyznać, że jego wersja „Wilka morskiego” pozwala poczuć grozę oceanu i doświadczyć mrocznej otchłani ludzkiej nienawiści. Warto odnotować, że Reb’s ma na koncie także adaptacje innych dzieł literackich o morskiej tematyce i zapewne każdy, kto przeczyta wydany przez Mandiokę album, będzie czekał z utęsknieniem na kolejne dwa dzieła z tzw. „Trylogii marynistycznej”.
Humprey van Weyden, krytyk literacki, wybiera się w rutynową podróż do swojego przyjaciela Harleya Furusetha. Każdy zimowy weekend spędzają bowiem razem w wynajmowanym domku w Mill Valley, rozprawiając o literaturze i filozofii. Niestety tym razem na przeszkodzie staje gęsta mgła. Natura kładzie kres abstrakcyjnym egzystencjalnym sporom toczonym w domowym zaciszu, ale otwiera przed bohaterem zupełnie inny wymiar filozofowania. Oto prom parowy „Martinez” zostaje staranowany przez inny statek i tonie. Nasz bohater dzięki zrządzeniu losu – bynajmniej nie szczęśliwemu, jak ma się później okazać – trafia na płynący w stronę Japonii szkuner łowców fok. Statkiem o wdzięcznej nazwie „Zjawa” (w tłumaczeniu Jerzego Bohdana Rychlińskiego dla wydawnictwa Iskry – „Upiór”) dowodzi nomen omen upiorny kapitan nazywany Wilkiem Larsenem. Kłopoty zwiastuje już pierwsze spotkanie van Weydena z kapitanem, który odmawia dostarczenia rozbitka do San Francisco i siłą wciela go do swojej załogi.
Rejs staje się pasmem udręk dla delikatnego i nienawykłego do ciężkiej pracy mężczyzny. Wilk Larsen okazuje się jednak człowiekiem dalekim od jednoznaczności. Z jednej strony jest okrutnikiem i tyranem terroryzującym swoją załogę, z drugiej zaś zagorzałym czytelnikiem, miłośnikiem literatury i filozofii, który samodzielnie mierzy się z najtrudniejszymi lekturami i problemami naukowymi. W van Weydenie odkrywa zatem nie tylko słabego mężczyznę, którym z radością pomiata, ale również intrygującego partnera w dyskusjach na egzystencjalne tematy. Tu siły są bardziej wyrównane, choć w starciu z argumentami kapitana młodzieniec też często jest bez szans. Mimo tego, dzięki żywiołowym rozmowom Humprey van Weyden odnajduje w rejsie przynajmniej odrobinę satysfakcji. Powoli również zaczyna doceniać, choć wciąż nienawidzi Wilka Larsena, doświadczenie, jakie tu zdobywa. Na pokładzie „Zjawy” cały czas iskrzy, konflikty narastają, a nękany coraz częstszymi atakami straszliwej migreny kapitan staje się z dnia na dzień okrutniejszy i nieprzewidywalny. Tę trudną sytuację dodatkowo komplikuje pojawienie się na pokładzie pewnej kobiety.
Riff Reb’s, choć na okładce umieszcza informację o swobodnej adaptacji powieści, dość ściśle trzyma się skonstruowanej przez Londona fabuły. Śledzimy kolejne zdarzenia, a przy okazji poznajemy charaktery głównych postaci oraz doświadczamy napiętej atmosfery panującej na pokładzie szkunera. Owszem, z konieczności artysta pomija pewne epizody z okrętowego życia, inne zaś skraca – często wręcz do jednokadrowych ujęć, które sygnalizują jedynie pewne zdarzenia, w powieści opisane znacznie szerzej. Na przykład z komiksu nie dowiemy się, dlaczego Harrisom tkwił kilka godzin na maszcie podczas sztormu, w książce zaś jest to opisane bardzo szczegółowo i wiele mówi o charakterze Wilka Larsena. Dzięki tym skrótom opowieść jest bardziej dynamiczna i nie grzęźnie w szczegółach oraz nie zawsze potrzebnych opisach marynarskiego rzemiosła. Inaczej jednak sprawa przedstawia się z finałem tej epickiej historii. Reb’s bowiem całkowicie zmienia wymowę zakończenia tej historii. Tu już każdy czytelnik sam będzie musiał ocenić, który z wariantów jest lepszy, mocniejszy, logiczniejszy i bardziej przemawia do wyobraźni. Oba rozwiązania mają swój fabularny urok i zapewne znajdą swoich zwolenników.
Bez wątpienia jednak tym, co przede wszystkim zwróci uwagę czytelnika, jest oprawa graficzna. Surowa, a jednocześnie pełna niuansów i emocji stylistyka Reb’sa doskonale pasuje do tej opowieści. Kanciaste, wyraziste postacie jednoznacznie kojarzą się z morskim, twardym życiem i brutalnymi ludźmi, którzy je wiodą. Doskonale skonstruowany jest kontrast pomiędzy Wilkiem Larsenem, stanowiącym ucieleśnienie brutalnej, naturalnej siły, a wątłym i chuderlawym van Weydenem, który trafia na pokład „Zjawy” jako doskonała egzemplifikacja zblazowanego przedstawiciela klasy próżniaczej. To starcie dwóch skrajnie przeciwstawnych osobowości zostało zobrazowane z dużą wrażliwością. Wielkie wrażenie robią również morskie krajobrazy oraz epickie sceny sztormów i walk. Ciekawym rozwiązaniem jest przedstawianie poszczególnych rozdziałów w jednej tonacji kolorystycznej. Reb’s wydobywa w ten sposób niesamowite bogactwo i różnorodność swojej kreski oraz nadaje poszczególnym scenom emocjonalną głębię.
Dzieło Riffa Reb’sa bez wątpienia powinno znaleźć swoje miejsce w biblioteczce każdego miłośnika komiksowych adaptacji literatury. To dzieło, które jest w stanie poruszyć czytelnika i nadać nową głębię oraz rozmach literackiemu pierwowzorowi. Szacunek dla oryginału idzie tu w parze z próbą znalezienia nowych środków wyrazu dla uniwersalnej opowieści o pokonywaniu własnych słabości oraz zmaganiu się z żywiołami. Reb’s nie boi się także w kluczowym momencie odejść od oryginału, ale robi to tylko po to, by pokazać możliwości medium komiksowego oraz wrażliwość na różne możliwości odczytania tej opowieści. Jego rozwiązanie eksponuje również to, o czym w gruncie rzeczy pisał London, akcentując przepaść pomiędzy siłą żywiołów a możliwościami ludzkiego ciała.
![koniec](/img/i_koniec.gif)