Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXVII

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Georges Bess, Mary Shelley
‹Mary Shelley. Frankenstein›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMary Shelley. Frankenstein
Scenariusz
Data wydaniagrudzień 2023
RysunkiGeorges Bess
PrzekładJakub Syty
Wydawca Scream Comics
ISBN9788367161916
Format208s. 240x320 mm
Cena149,99
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Kto tu jest potworem?
[Georges Bess, Mary Shelley „Mary Shelley. Frankenstein” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Była posępna noc czerwcowa 1816 roku. Niebo przecinały błyskawice, a gwałtowny deszcz bębnił w okna. Wnętrze salonu Willi Diodati pozostawało jednak ciepłe i przytulne. Ogień trzaskał w kominku, a na stole pomiędzy talerzami pełnymi wykwintnych potraw stały butelki z winem. Za chwilę miał nastąpić finał zabawy zainicjowanej przez gospodarza. Lord Byron zaproponował mianowicie, by każdy z jego gości stworzył opowieść grozy. Przestronne wnętrza willi niebawem wypełniły opowieści o potworach, wampirach i duchach. Gdy Byron, John Polidori oraz Percy Bysshe Shelley skończyli już swoje historie, przyszedł czas na Mary Wollstonecraft-Godwin. Zaledwie osiemnastoletnia, a już boleśnie doświadczona przez życie kobieta rozpoczęła swoją opowieść aksamitnym głosem: Była posępna noc listopadowa…

Paweł Ciołkiewicz

Kto tu jest potworem?
[Georges Bess, Mary Shelley „Mary Shelley. Frankenstein” - recenzja]

Była posępna noc czerwcowa 1816 roku. Niebo przecinały błyskawice, a gwałtowny deszcz bębnił w okna. Wnętrze salonu Willi Diodati pozostawało jednak ciepłe i przytulne. Ogień trzaskał w kominku, a na stole pomiędzy talerzami pełnymi wykwintnych potraw stały butelki z winem. Za chwilę miał nastąpić finał zabawy zainicjowanej przez gospodarza. Lord Byron zaproponował mianowicie, by każdy z jego gości stworzył opowieść grozy. Przestronne wnętrza willi niebawem wypełniły opowieści o potworach, wampirach i duchach. Gdy Byron, John Polidori oraz Percy Bysshe Shelley skończyli już swoje historie, przyszedł czas na Mary Wollstonecraft-Godwin. Zaledwie osiemnastoletnia, a już boleśnie doświadczona przez życie kobieta rozpoczęła swoją opowieść aksamitnym głosem: Była posępna noc listopadowa…

Georges Bess, Mary Shelley
‹Mary Shelley. Frankenstein›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMary Shelley. Frankenstein
Scenariusz
Data wydaniagrudzień 2023
RysunkiGeorges Bess
PrzekładJakub Syty
Wydawca Scream Comics
ISBN9788367161916
Format208s. 240x320 mm
Cena149,99
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Historia powstania „Frankensteina” jest nie mniej ciekawa od samej opowieści. I nawet jeśli dziś trudno oddzielić w niej fakty od legendy, jaką obrosła ta czerwcowa noc, to wieczór, gdy natchnieni poeci opowiadali sobie historie o duchach, wiele mówi o atmosferze tamtych czasów. Jedno jest pewne. Owocem tych upojnych dysput stała się książka, która na trwałe weszła do kanonu kultury i uczyniła jej autorkę nieśmiertelną. Zanim jednak do tego doszło, Mary Shelley spotkała się z nieprzychylnymi reakcjami. Londyńscy wydawcy nie byli zainteresowani publikacją, a nawet powątpiewali w jej autorstwo. Dopiero wiosną 1818 roku, nakładem londyńskiego wydawnictwa Lackington, Hughes, Harding, Major and Jones ukazała się książka zatytułowana „Frankenstein or The Modern Prometheus”. Na okładce pierwszego wydania zabrakło jednak… nazwiska autorki. Wydawca wolał opublikować książkę bez tej informacji, licząc zapewne, że korzystnie wpłynie to na sprzedaż. Wstęp napisany przez Percy’ego, wtedy już męża Mary, dla wielu był sygnałem, że to on jest autorem. Dopiero drugie, paryskie wydanie książki z roku 1821, zawierało nazwisko autorki. Natomiast w trzeciej edycji, która na księgarskie półki trafiła w roku 1831, znalazł się nawet napisany przez Mary Shelley wstęp, w którym po raz pierwszy opisała ona okoliczności, w jakich narodził się pomysł na powieść. Warto odnotować, że trzecie wydanie było nieco zmodyfikowane. Autorka zmieniła wymowę dzieła oraz charakterystykę niektórych postaci. Dość powiedzieć, że w nowej wersji Wiktor i jego ukochana Elżbieta nie są już kuzynami.
„Była posępna noc listopadowa, gdy ujrzałem, że mój człowiek jest ukończony” – tak brzmiało pierwsze zdanie zapisane przez autorkę. Scenę powołania do życia stwora i porzucenie go przez stwórcę przedstawiła podczas pamiętnej nocy. Na potrzeby powieści konieczne było jednak rozwinięcie historii. Mary Shelley dodała zatem zdarzenia poprzedzające moment kreacji oraz opisała jego następstwa. Później dodała do tego klamrę w postaci korespondencji Roberta Waltona, który znalazł wyczerpanego naukowca i wysłuchał jego opowieści. To dzięki temu spotkaniu poznajemy dzieciństwo oraz młodość Wiktora Frankensteina. Zawieramy również znajomość z jego rodziną – przede wszystkim z piękną Elżbietą, wychowującą się wraz z nim. Śledzimy błyskotliwą karierę naukową w Ingolstadt, która doprowadziła go do owej posępnej listopadowej nocy. Później zaś jesteśmy świadkami konsekwencji tych działań. Gdy przerażony swym dziełem naukowiec porzucił stwora, wydał wyrok na siebie i swoich bliskich. Stwór zemścił się krwawo, zabijając najbliższych Frankensteina. Najpierw z jego rąk zginął młodszy brat William, a później przyjaciółka rodziny Justyna, którą oskarżono o spowodowanie tej śmierci. Podczas spotkania na lodowcu Mer de Glace u stóp Mont Blanc następuje przełom. Stwór opowiedział Frankensteinowi swoją historię, a następnie wymusił na nim złożenie przysięgi. Zażądał, by naukowiec stworzył mu towarzyszkę. W zamian obiecał, że zniknie na zawsze. Frankenstein zgodził się, ale dręczony wątpliwościami w kluczowym momencie zrezygnował ze swego dzieła, niszcząc na wpół ukończone ciało kobiety. Zrozpaczony stwór poprzysiągł zemstę i obiecał, że zjawi się w noc poślubną Frankensteina. Ten wziął to za groźbę adresowaną do niego. Mylił się jednak straszliwie, bo w noc poślubną z ręki potwora zginęła Elżbieta.
Całość tych zdarzeń poznajemy dzięki relacji Roberta Waltona, podróżnika, który spotyka Frankensteina podczas swojej wyprawy na biegun północny. Naukowiec ścigał stwora, ale był już u kresu swych sił, gdy znalazł się na pokładzie statku Waltona. To jest właśnie owa klamra spinająca fabułę powieści. Walton opisuje wszystko w listach do swej siostry. Najpierw dzieli się z nią opowieściami o przebiegu własnej wyprawy, a później opisuje spotkanie z Frankensteinem oraz jego historię. Naukowiec kończy opowieść i umiera. W chwili jego śmierci na pokładzie pojawia się stwór, by zapłakać nad ciałem ojca, który go porzucił, a następnie znika w oddali, zabierając ze sobą ciało. Historia życia Frankensteina ma kluczowe znaczenie dla Waltona, który jest świadkiem tej sceny. Bierze mianowicie przestrogę do serca i zamiast ryzykować dalszą podróż, która niechybnie doprowadziłaby do śmierci jego i jego załogi, podejmuje decyzję o powrocie do domu.
Jak do tej opowieści podchodzi Georges Bess? W warstwie narracyjnej wprowadza pewne zmiany, w których znajdują odzwierciedlenie liczne filmowe adaptacje tej powieści. Przede wszystkim zmienia kolejność przedstawianych zdarzeń. W powieści historię stwora poznajemy dopiero, gdy Frankenstein spotyka się z nim na Mer de Glace, w komiksie natomiast ta sekwencja pojawia się znacznie wcześniej. Ta zmiana wynika zapewne z chęci upłynnienia narracji, choć nieco zaburza to logikę opowieści snutej przez Frankensteina Waltonowi. Jak pamiętamy, zgodnie z panującą wówczas modą powieść jest skonstruowana z relacji jej uczestników – w tym przypadku głównym narratorem jest Walton, który słucha, a następnie spisuje historię Frankensteina. Po drugie, Bess idzie tropem tych adaptacji, które kazały Frankensteinowi szukać materiału do stworzenia człowieka na cmentarzu. Wiadomo, że nie ma nic upiorniejszego, niż wykopywanie ludzkich ciał z grobów i zszywanie z nich potwora. Shelley pracę naukowca opisała jednak zupełnie inaczej. Jego trud trwa długo, za oknem pracowni zmieniają się pory roku, a on owładnięty jakimś twórczym amokiem zatraca się w tej żmudnej pracy. W relacji, jaką zdaje Waltonowi, więcej miejsca zajmują obawy natury etycznej niż kwestie techniczne. Jego wypowiedzi są mało precyzyjne i niejasne. Mówi on o „zbieraniu i porządkowaniu materiału”, a jako miejsca, z których je czerpał, wskazuje „salę sekcyjną” i „rzeźnię”. Nie ma również w powieści mowy o żadnych piorunach i burzach. Krótko mówiąc, trudno byłoby to pokazać w efektowny sposób na kinowym ekranie. Wykopanie ciała i porażenie go piorunem to co innego. Dla wzmocnienia efektu na scenie pojawia się również nieco upiorny, koślawy pomocnik Frankensteina, Sven, którego próżno szukać w powieści, za to jego odpowiednik pojawiał się w filmach.
Te zmiany oczywiście nie obniżają wartości komiksu, ale nie ukrywam, że po lekturze „Draculi” Bessa, liczyłem na to, że i tym razem artysta pokusi się o odejście od popkulturowych interpretacji, jakie nawarstwiły się na powieści Mary Shelley i stworzy adaptację, która w większym stopniu wyeksponuje oryginał i liczne psychologiczne niuanse tej historii, jakie poruszała boleśnie doświadczona przez życie autorka. „Frankenstein” to przecież w gruncie rzeczy powieść psychologiczna, a nie horror. Mamy w niej złożoną, wielowarstwową i niezwykle sugestywną analizę motywu porzucenia. „Byłem pełen dobrych, ciepłych uczuć, lecz odtrącono je z odrazą i wzgardą” – mówi stwór do swojego „ojca” (bo tak nazywa Frankensteina). Czytając powieść, można odnieść wrażenie, że autorka znacznie więcej uwagi i ciepła – jakby chciała zrekompensować ten akt odrzucenia – poświęca właśnie stworowi. Frankenstein jest natomiast opisany raczej w chłodny sposób, a czasami wręcz jego obraz jest karykaturalny. Naukowiec nie zwraca się do swego stworzenia inaczej niż demonie, diable, potworze. Targają nim jakieś wyolbrzymione emocje i tak naprawdę w ogóle nie wiadomo, dlaczego porzucił swe dzieło. Nie podobało mu się? Przecież widział, jak wygląda to ciało, które sam wykreował, jeszcze zanim je ożywił i nie miał oporów przed podjęciem dalszych kroków. Motywów porzucenia nie rozumie zatem czytelnik, ale są one również zupełnie niezrozumiałe dla stwora. Nie rozumie on postępowania swego stwórcy, tak, jak Mary Shelley nie mogła zrozumieć motywów, jakimi kierował się jej ojciec, odwracając się od niej, gdy rozpoczęła życie zgodne z wartościami, które opiewał w swych publikacjach.
W warstwie graficznej mamy natomiast do czynienia z niezaprzeczalnym arcydziełem. Poszczególne sceny artysta wyczarowuje za pomocą drobiazgowego, zróżnicowanego kreskowania i plam czerni, które tworzą wspaniale skomponowane obrazy. Bess lubuje się w tworzeniu wielkich ilustracji, które traktuje jako tło dla mniejszych kadrów. Efektowne morskie burze i przecinające fale żaglowce, górskie krajobrazy, polarne pustkowia oraz pełne skomplikowanej aparatury wnętrza wyglądają zniewalająco. Upiorne sekwencje cmentarne również robią wrażenie. Ukazane z niewiarygodną dbałością o detale sceny przeplatają się z surowszymi sekwencjami, w których dużą rolę gra wysoki kontrast. Artysta doskonale równoważy mroczne, wypełnione po brzegi tuzem sceny ze zwiewnymi sekwencjami powoływanymi do życia delikatnymi pociągnięciami piórka i pędzla. Rozmach widoczny w kadrowaniu, pieczołowitość, z jaką artysta stawia każdą kreskę, namysł nad kompozycją kadrów, emocje zawarte w obliczach bohaterów, atmosfera grozy wyłaniająca się z plansz czynią z tego komiksu pozycją absolutnie wyjątkową. W lekturze komiksu można zatracić się całkowicie, w nieskończoność wpatrując się w hipnotyzujące kształty, kompozycje i konstrukcje.
Powieść Mary Shelley bez wątpienia zasługuje na kolejne odczytania i interpretacje, nie tylko takie eksponujące upiorność tej historii. Warto dostrzegać w niej coś więcej, niż wykopywanie i ożywianie trupów. Georges Bess nadaje tej powieści niesamowitą, efektowną oprawę, ale stwarza również okazję do dostrzeżenia jej prawdziwej wymowy i wstrząsającego przesłania, które jest nadal aktualne. Czy dziś zachłyśnięci ideą postępu naukowcy nie tworzą na naszych oczach kolejnego potwora? Czy owładnięci wizją nowych możliwości użytkownicy nie korzystają bezrefleksyjnie z nowych narzędzi? Czy naprawdę musimy, jak Wiktor Frankenstein, przekonać się o fatalnych skutkach takiej działalności, dopiero wtedy, gdy za późno będzie na to, by im przeciwdziałać? No cóż, wygląda na to, że tak właśnie będzie i niestety kluczowe pytanie, jakie przychodzi po lekturze, nadal jest w mocy. Kto tu tak naprawdę jest potworem?
koniec
28 maja 2024

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Obronić swoje przed krwiożerczymi korpo
Agata Włodarczyk

24 VI 2024

Silne poczucie sprawiedliwości, zero hamulców, dwie kitki, niespożyte zasoby energii oraz brak szacunku dla prawa, które przynosi więcej szkody niż pożytku – taka jest nastoletnia Harleen Quinzel. A jeśli dorzucimy do tego jeszcze kreatywną wyobraźnię i zamiłowanie do łamania reguł – Gotham powinno się obawiać.

więcej »

Nie od razu Rzym zrujnowano
Marcin Knyszyński

23 VI 2024

Armando Catalano wraca do Rzymu po awanturniczych eskapadach po Ziemi Świętej. Trzeci zbiorczy tom „Skorpiona” gwałtownie przyspiesza i tak już pędzącą na łeb, na szyję akcję i gmatwa i tak już skomplikowaną intrygę. Oto klasyczny przypadek komiksu płaszcza i szpady – przenosimy się do stolicy Państwa Kościelnego.

więcej »

Lapsusy, Korekty i Paliksięgi
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

22 VI 2024

„Jack z Baśni” to odpryskowy tytuł uzupełniający rewelacyjną serię „Baśnie”. Jego drugi tom nie dorównuje podstawowemu cyklowi, ale wypada lepiej niż jego poprzednik.

więcej »

Polecamy

Co czyni człowiekiem?

Niekoniecznie jasno pisane:

Co czyni człowiekiem?
— Marcin Knyszyński

Ambasadorka pokoju
— Marcin Knyszyński

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Symfonia obrazów
— Paweł Ciołkiewicz

Szybko! Przygotujcie miss Szwecji!
— Marcin Knyszyński

Jodorowsky sobie odpuszcza
— Andrzej Goryl

Tegoż autora

Dwóch panów w łódce
— Paweł Ciołkiewicz

Idę do ciebie
— Paweł Ciołkiewicz

Piłka i miecz
— Paweł Ciołkiewicz

Śmierć go czeka…
— Paweł Ciołkiewicz

Dyskretny urok showbiznesu
— Paweł Ciołkiewicz

Piękny umysł
— Paweł Ciołkiewicz

Mieć chaos w sobie
— Paweł Ciołkiewicz

Blask z innej przestrzeni
— Paweł Ciołkiewicz

Między prawdą a kłamstwem
— Paweł Ciołkiewicz

Nosferatu ponad wszystko
— Paweł Ciołkiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.