Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Gene Wolfe
‹Pokój›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPokój
Tytuł oryginalnyPeace
Data wydania15 stycznia 2014
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca MAG
SeriaUczta Wyobraźni
ISBN978-83-7480-415-8
Format240s. 135×202mm; oprawa twarda
Cena37,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Pokój

Esensja.pl
Esensja.pl
Gene Wolfe
« 1 2 3

Gene Wolfe

Pokój

Przychodzi Hannah, zabiera talerzyki do ciasta, roznosi kawę.
– Gdzie są dzieci, Hannah?
– W środku. Nie wiem. Część chyba za warzywnikiem.
Jej ramiona są czerwone, włosy białe, twarz duża i prostokątna. Pamięta jeszcze kryte wozy pionierów, ale o tym nie mówi. Moja matka rozmawia z mężem, ciotka Olivia z psami, żona pastora metodystów z Bogiem, a babka z Hannah, ale Hannah nie rozmawia z nikim poza mną i z tego właśnie powodu, leżąc na łóżku przy kominku, wciąż ją słyszę, choć tak wielu umilkło. Idę do starego domu, do domu babki, do kuchni, gdzie niebieskie linoleum pośrodku wytarło się do gołych desek, a Hannah myje naczynia, księżniczka Spieniona Woda. Siadam na zydelku przy żelaznej kuchence…
– Nie jest tak samo. To nie to samo miejsce. Kiedyś byłam tam, a teraz jestem tutaj, a wszyscy mówią… powiedzieliby, gdybym ich spytała… że to mijają dni i noce, obracają się jak ten elektryczny zegar z małym otworem w cyferblacie, który co sekundę przechodzi od czerni do bieli, aż człowiekowi kręci się w głowie, ale nie o to chodzi. Jak wszystko może się zmieniać jedynie dlatego, że słońce zachodzi? To właśnie chciałabym wiedzieć. Wszyscy wiedzą, że tak nie jest. Pamiętam, kiedy byłam małą dziewczynką, takim maleństwem, a Maud… to ta, z którą się ożenił, kiedy moja matka umarła, a która obwiązywała mi głowę ścierką do naczyń, żeby mi uszy nie odstawały… zatrudniła tamtą dziewczynę, tamtą Irlandkę, która opowiadała historyjki, a ja się bałam, tak się bałam, że nie chciałam wychodzić w nocy, w nocy po zmroku, a nad Sugar Creek było tak ciemno, paliły się tylko lampy naftowe i nie widziało się żadnego innego domu, jedynie gwiazdy! Gwiazdy tak jasne, że wydawało się, że wiszą tuż nad domem, i dopiero kiedy wyszłam na tylną werandę, poczułam pod nogami ziarno, które wypadło mi zza fartucha, kiedy karmiłam kurczaki, i wtedy już wiedziałam, że to jest to samo miejsce, i poszłam prosto do pompy, i nie było tam nic… kiedy zeszłam z werandy, zrobiło się nawet jaśniej… i wróciłam, stawiając długie kroki i unosząc spódnicę, bo mogłam. Teraz wszystko zniknęło, a kiedy wróciłam tam z Mary, zniknął i Sugar Creek, zostały jedynie suche kamienie. Był maj… nie, czerwiec… koniec maja albo początek czerwca, nieważne… I ten dom, tak mały. Niemożliwe, żebyśmy wszyscy razem tam mieszkali. Podupadł, rozpadał się, wąskie drzwi, przez które trudno się przecisnąć. Przez całe życie nie oddaliłam się na sto mil od tego domku, ale teraz zniknął, a ja nie widziałam, jak odchodzi.
A ja czuję to samo, co ona, tylko inaczej. Ten dom stał się większy, nie mniejszy. (I nie rozpada się – jeszcze nie). Zastanawiam się teraz, dlaczego prosiłem o te wszystkie pokoje – wydaje się, że jest ich coraz więcej za każdym razem, kiedy wybieram się na wyprawę badawczą – i dlaczego są tak wielkie. Ten pokój jest szeroki, a jednocześnie o wiele dłuższy niż szerszy, na zachodniej ścianie dwa wielkie okna wychodzą na ogród, a ściana od wschodu oddziela go od jadalni, kuchni i mojego pokoju, do którego już nie zaglądam. Na południowej ścianie znajduje się kamienny kominek (i dlatego właśnie tu mieszkam, to jedyny kominek w domu, chyba że o jakimś zapomniałem). Podłoga jest z kamiennych płyt, ściany z cegieł, a między oknami wiszą obrazy. Moje łóżko (nie jest to prawdziwe łóżko) stoi przed kominkiem, dla ciepła. Kiedy nadejdzie lato – to jednak dziwaczna myśl – może pójdę na górę i znów będę spał w swoim pokoju.
A wtedy stare czasy może powrócą na dobre. Zastanawiam się, co by się wydarzyło, gdyby Hannah poszła spać na farmie Sugar Creek (tak ją będę nazywał, bez wątpienia sąsiedzi nazywali ją po prostu „gospodarstwem Millów”)? Czy Sugar Creek znów by popłynął, szemrząc w mroku i mocząc te wszystkie wysuszone kamienie?
– Hannah?
– O co chodzi, czego chcesz? Ten mały chłopiec, siedzący tu z szeroko otwartymi oczami, co on zna? Pracę? Przecież nie przepracowałeś w życiu nawet jednego dnia. Popatrz na ten talerz. Pracuję dla innych ludzi. Cóż, to nie twoja wina. Nie zostało mi dużo czasu, Denny. Czy to się liczy? Może chcesz tu pozmywać, a ja wybiegnę na dwór i pobawię się w berka z pozostałymi. A twoja mama by się zdziwiła, spytałaby: „Kim jest ta dziewczynka?”. Chciałam powiedzieć, że pamiętam ją z czasów, kiedy sama była małą dziewczynką, ale to nieprawda, ona nie jest z tych okolic; była inna dziewczynka, z którą twój tato się bawił, kiedy był mały. Czasami, w ciepłe letnie dni, na ulicy wokół latarni gazowych kręciło się więcej dzieciaków niż ciem. Wkrótce znów zrobi się ciepło i pewnie sam tam pobiegniesz, a ja upiekę pierniczki do piwa imbirowego. Przeżyłam kolejną zimę, a nie mam zamiaru umrzeć latem.
Nie wydaje mi się, bym widział kogoś myjącego naczynia w naszej kuchni. Stoi w niej zmywarka – zawsze jej używali, najpierw zrzucali resztki z talerzy do zlewu, żeby zmielił je młynek, przez co zlew stawał się swego rodzaju koszem na śmieci. Teraz gotuję na kominku i przy nim jem, zresztą nie jem dużo.
• • •
– Schudł pan, panie Weer. Ma pan niedowagę.
– Tak, zawsze pan sprawdza, czy nie mam cukrzycy.
– Proszę się rozebrać do bokserek. Pielęgniarka pana zważy.
Rozbieram się, świadom, że w sąsiedniej kabinie jest Sherry Gold, pewnie rozebrana do fig i stanika. To drobna dziewczyna, nieco pulchna („Wydaje się, że przybrała pani na wadze, panno Gold. Proszę się rozebrać do bielizny, a ja panią zważę”), ładna, o żydowskich rysach – żydowskich twarzy nie uważa się za ładne, ale ona i tak jest ładna. Gdybym zrobił scyzorykiem otwór w przepierzeniu, mógłbym ją zobaczyć, a gdybym miał szczęście, nie zobaczyłaby błyszczącego ostrza dziurkacza do skóry przechodzącego przez ścianę ani później ciemnego otworu z kryjącym się za nim moim jasnoniebieskim okiem. Świadomy, że tak naprawdę nie zrobię czegoś takiego, zaczynam przeglądać kieszenie spodni w poszukiwaniu scyzoryka; nie ma go i przypominam sobie, że przestałem go nosić wiele miesięcy temu, ponieważ codziennie chodziłem do biura, a że nie pracowałem już w laboratorium, nie używałem go – a on przecierał tkaninę spodni w miejscu, gdzie twarde okucia napierały na rogi kieszeni z prawej strony.
Stoję, przytrzymując się gzymsu kominka, i sprawdzam po raz kolejny, nie ma go. Na zewnątrz pada deszcz. Dobrze by było znów go mieć.
– A gdybym jednak miał udar, doktorze Van Ness, co powinienem zrobić?
– Jest niemal niemożliwe, bym przepisał kurację na nieistniejącą dolegliwość, panie Weer.
– Na litość boską, niech pan usiądzie. Do diabła, dlaczego z lekarzem nie da się porozmawiać, jakby był człowiekiem?
– Panie Weer…
– W mojej fabryce nie ma robotnika, do którego zwróciłbym się w sposób, w jaki zwraca się pan do każdego pacjenta.
– Ale ja nie mogę zwolnić swoich pacjentów, panie Weer.
Znów się ubieram i siadam na krześle. Pielęgniarka wchodzi do środka, mówi mi, że powinienem się rozebrać, i wychodzi, po kilku chwilach znów odzywa się doktor Van Ness:
– O co chodzi, panie Weer?
– Chcę z panem porozmawiać, niech pan siada.
Sadowi się na krawędzi kozetki, a ja chciałbym, żeby doktor Black wciąż żył, ten onieśmielający, potężny mężczyzna z mojego dzieciństwa, w ciemnym ubraniu i ze złotą dewizką. Barbara Bold musiała utyć, ­gotując dla niego – patrząc, jak on je, musiała popaść w przesadę, ponieważ jej posiłki, choć solidne, były o wiele mniejsze; jak mogła wiedzieć, że drugi pieczony ziemniak albo miska ryżowego puddingu ze śmietaną to za dużo, skoro jej mąż jadł za trzy takie kobiety? Matka daje jej kolejny kawałek różowego ciasta, formalnie mojego tortu urodzinowego.
– Dziękuję, Dello.
Odzywa się Eleanor, siostra Barbary.
– Dobrze, możemy na niej napisać, ale co napiszemy i czym?
– Farbami olejnymi, jak sądzę – mówi ciotka Olivia. – Możemy wziąć moje.
Ktoś sprzeciwia się, mówiąc, że Indianie nie mieli farb olejnych, ale pani Singer zauważa, że dzieci tego nie wiedzą.
– Ale my wiemy – mówi matka. – Prawda?
– Posłuchajcie – mówi pani Singer – mam doskonały pomysł. Wiecie, kiedy się spotkali? Osadnicy i Indianie? Cóż, kazali Indianom pisać, ale co, gdyby sami pisali? Wtedy byłoby to zwyczajne pismo i my mogłybyśmy to zrobić.
• • •
Chwileczkę, proszę. Pozwólcie, że wstanę i podejdę do okna, pozwólcie, że dołożę tę połamaną gałąź wiązu – o kształcie przypominającym poroże drewnianego jelenia, jakie można by może znaleźć pod jedną z największych choinek na zewnątrz – do ognia. Moje panie, nie tego chciałem. Moje panie, chciałbym tylko wiedzieć, czy w moim stanie powinienem ćwiczyć, czy się oszczędzać; ponieważ, jeśli odpowiedź brzmi, że mam ćwiczyć, pójdę poszukać scyzoryka.
• • •
– Panie Weer! Panie Weer!
– Tak? – Wystawiam głowę za drzwi.
– Och, jest pan ubrany; widzę po rękawie.
– Co się dzieje, Sherry?
– Proszę nie wchodzić, nie jestem ubrana. Och!
(Doktor Van Ness wraca i Sherry wycofuje się, zatrzaskując drzwi swojej kabiny).
– Doktorze, na wylew…
– Panie Weer, czy jeśli odpowiem na pańskie pytania, zgodzi się pan współpracować przy niewielkim teście? Zabawie z lustrami. A później popatrzy pan na obrazki?
– Jeśli odpowie pan na moje pytania, tak.
– Dobrze, miał pan wylew. Muszę powiedzieć, że nie wygląda pan, ale jestem skłonny to zaakceptować. Jakie ma pan objawy?
– Nie teraz. Jeszcze nie miałem wylewu, proszę to zrozumieć.
– Będzie miał pan wylew?
– Miałem go w przyszłości, doktorze. I nie pozostał nikt, kto mógłby mi pomóc, zupełnie nikt. Nie wiem, co powinienem robić… sięgam w przeszłość do pana.
– Ile ma pan lat? To znaczy, kiedy miał pan ten wylew.
– Nie jestem pewien.
– Dziewięćdziesiąt?
– Nie, nie dziewięćdziesiąt, nie tak stary.
– Czy wciąż ma pan zęby?
Sięgam do ust i macam.
– Większość.
– Jaki kolor mają pańskie włosy?
Doktor Van Ness pochyla się, nieświadomie przybierając pozę prokuratora.
– Nie wiem. Niemal zupełnie wyłysiałem.
– Czy czuje pan ból palców? Czy są guzowate, opuchnięte, zesztywniałe?
– Nie.
– I czy wciąż, od czasu do czasu, odczuwa pan pragnienia seksualne?
– O tak.
– W takim razie sądzę, że ma pan około sześćdziesiątki, panie Weer. To znaczy, że od udaru dzieli pana zaledwie piętnaście do dwudziestu lat… czy to pana niepokoi?
– Nie.
Stałem w drzwiach kabiny. Wycofuję się i siadam na krześle, doktor Van Ness podąża za mną do środka.
– Doktorze, jedna strona mojej twarzy, lewa strona, jest cała ściągnięta… nigdy wcześniej nie miałem takiego wyrazu twarzy, a on utrzymuje się przez cały czas. Moja lewa noga wydaje się wygięta… jakby została złamana i źle złożona… a lewa ręka osłabła.
– Czy ma pan zawroty głowy? Czy często robi się panu niedobrze?
– Nie.
– Czy ma pan dobry apetyt?
– Nie.
– Czy poruszanie się jest bolesne? Bardzo bolesne?
– Tylko emocjonalnie… rozumie pan, ze względu na to, co widzę.
– Ale nie fizycznie.
– Nie.
– Czy miał pan tylko jeden udar?
– Tak sądzę. Obudziłem się w takim stanie. To był ranek po śmierci Sherry Gold.
– Panny Gold?
Lekarz nieświadomie i niemal niezauważalnie kieruje głowę w stronę przepierzenia, które nas oddziela. Zastanawiam się, czy dziewczyna słucha; mam nadzieję, że nie.
– Tak.
– Ale nie pogorszyło się.
– Nie.
– Musi się pan ruszać, panie Weer. Musi pan wychodzić z domu, jak również spacerować po domu, i rozmawiać z ludźmi. Proszę wybrać się na dłuższy spacer… kilka kwartałów… każdego dnia przy dobrej pogodzie. O ile mi wiadomo, ma pan duży ogród?
– Tak.
– To niech pan w nim pracuje. Wyrywa chwasty czy coś.
koniec
« 1 2 3
9 stycznia 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Suma całej pamięci
— Jarosław Loretz

Wszystko i nic
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.