WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Bezsenni |
Data wydania | 20 czerwca 2016 |
Autor | Marcin Jamiołkowski |
Wydawca | Genius Creations |
Cykl | Herbert Kruk |
ISBN | 978-83-7995-051-5 |
Format | 308s. 125×195mm |
Cena | 34,99 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
BezsenniMarcin Jamiołkowski
Marcin JamiołkowskiBezsenniOmiotła mnie spojrzeniem i poczułem się, jakby pieściły mnie delikatne dłonie kochanki. – Baw się dobrze, chłopcze. Uzyskasz audiencję, kiedy nadejdzie czas. Skłoniłem się i odszedłem w stronę jednego ze stołów z jedzeniem. Rozglądałem się, sprawdzając, czy z tłumu nie wyłoni się jakaś znajoma twarz, ale nawet jeśli kogoś mógłbym znać, czego nie wykluczałem, przebranie skutecznie uniemożliwiało mi rozpoznanie go. W zasięgu były tylko owoce morza. Spojrzałem na krewetki. One spojrzały na mnie. Przesunąłem się dalej. Obok mnie stanął zażywny, pulchny jegomość, złapał kilka krewetek i wepchnął do ust, po czym oblizał palce. – Znakomite – powiedział w moim kierunku. Oho. Czas na small talk. – Nie przepadam – uśmiechnąłem się. – Czy wie pan, że jeszcze kilka godzin temu pływały sobie w wodach północnego Atlantyku? A teraz proszę, są tutaj. – Wepchnął kolejne dwie sztuki do ust. – Jest pan oceanografem czy po prostu amatorem? Uśmiechnął się. – Jeśli chodzi o krewetki? Wariatem. Odkąd dowiedziałem się, że opisano ponad dwa tysiące gatunków, chcę spróbować każdego. – I jest pan pewien, że wszystkie nadają się do jedzenia? – skrzywiłem się. – To tylko kwestia sosu i przypraw. Roześmiałem się. – Herbert – wyciągnąłem rękę. – Tobiasz. – Uścisnął ją, na szczęście wycierając uprzednio dłoń w serwetkę. Kelner podsunął nam kieliszki, więc napiliśmy się ochoczo. Tobiasz opróżnił swój w dwóch łykach i zgarnął z tacy kolejny. – Krewetka, jak i ryba, jest stworzeniem wodnym, potrzebuje zatem pływać – oznajmił, widząc moje pytające spojrzenie. – Wypijmy zatem za pana marzenia! – wzniosłem toast. – Oby miał pan szansę spróbować wszystkich gatunków! Wychyliliśmy do dna. Wino miało cierpki posmak i paliło w gardle. Spojrzałem przychylnym okiem na coś, co wyglądało jak paluszki rybne. – Jest pan gościem, Tobiaszu, czy elementem dekoracji? – zapytałem, wskazując na paziów Złotej Pani, snujących się leniwie pomiędzy gośćmi. – Nie należę do Dworu. – Rozumiem. Zbliżyła się do nas niska kobieta, może pięćdziesięcioletnia, o radosnym spojrzeniu i ujmującym uśmiechu. Ubrana była na czerwono, na głowie miała czerwony kapturek i nie potrzebowałem włączać myślenia, żeby wiedzieć, za kogo się przebrała. – Tobiaszu! – powiedziała. – Znowu się opychasz! – Mario. Dobrze cię widzieć! – Mężczyzna ucałował powietrze w pobliżu policzków przybyłej. – To jest pan Herbert – przedstawił mnie. – To jest Maria. Moja Nemezis. Kobieta wyciągnęła do mnie dłoń, którą uścisnąłem delikatnie. – Jeśli za Nemezis uzna pan pilnowanie tego obżartucha, żeby nie umarł przedwcześnie na zawał, to zgadza się: to ja. Uśmiechnąłem się. – Z całym szacunkiem, wygląda pani wspaniale! Nigdy nie ośmieliłbym się tak pani nazwać. – Wstrętny pochlebca. – Odwróciła się do Tobiasza. – A ty za co się przebrałeś, mój drogi? Bo raczej nie za złego wilka. Tobiasz naciągnął na twarz maskę, którą do tej pory miał schowaną z tyłu głowy. Obejrzeliśmy go wspólnie i parsknęliśmy śmiechem. Mężczyzna ubrany był w czarny frak i śnieżnobiałą koszulę. Znad kołnierzyka spoglądał na nas ptak o krótkim dziobie i jasnych, długich brwiach, ciągnących się za uszy. – Pingwin długodzioby, moja droga! – powiedział z dumą. – Czerwony kapturek! – rzuciła kobieta. – Zorro – przyłączyłem się do zabawy. – Wypijmy za to! – Tobiasz nie wiadomo skąd wyczarował trzy kieliszki. Szumiało mi w głowie. – Mam pytanie – odezwałem się. – Jesteście tutaj bardziej obyci niż ja. Mam audiencję u Złotej Pani, ale nie wiem, o której bal się zakończy. Chciałbym się dowiedzieć, kiedy mniej więcej mnie wezwie. Popatrzyli na mnie uważnie i wybuchnęli śmiechem. – Nie, Herbercie – Tobiasz przeszedł gładko na „ty”. – Nie potrzebujesz zegarka, lecz kalendarza. Śmiał się, aż trzęsły mu się policzki, upodabniając go do zmęczonego boksera. Maria położyła mi dłoń na ramieniu. – Bal może potrwać pięć dni, a może nawet dłużej. Myślę, że powinieneś się po prostu dobrze bawić, a na pewno zostaniesz wezwany w odpowiedniej chwili. Nikt nie wyciągnie cię pijanego z łóżka. Nie wiedziałem, czy cieszyć się z tego faktu, czy wręcz przeciwnie. Nie miałem zamiaru pozostawać tu tak długo, żeby się upić, ale najwyraźniej nie miałem wyjścia. – Nunc est bibendum! – rzucił Tobiasz, wychylając kolejny kieliszek i zmuszając nas do tego samego. Maria uśmiechnęła się. – Powinieneś coś zjeść, Herbercie. Ten truciciel spije pana szybciej, niż powie pan „mam audiencję za trzy dni”. Spojrzałem na stół pustym wzrokiem. – Zjadłbym kaczkę. Maria pokręciła głową, jakbym rzekł coś bardzo niestosownego. Rozejrzała się na boki, po czym nachyliła i dyskretnie szepnęła mi do ucha: – Za takie słowa można tu stracić życie. Lub gorzej. – Jest coś gorszego od śmierci? – Cała masa rzeczy. Nie polecam jednak zaznajomienia się z tutejszymi lochami. – Chyba że masz na myśli te słodkie stworzenia. – Tobiasz wskazał dwie młode dziewczyny przebrane za samice dzika. Uśmiechnąłem się. – Za długo już stoimy przy stole, to niezbyt przyzwoite. Zróbmy rundkę – zarządziła Maria. – Znajdziecie mnie z drugiej strony – powiedział Tobiasz i ruszył przez salę. Maria ujęła mnie pod ramię. – Przejdźmy się. Oglądałeś już fontannę? – Nie miałem tej przyjemności. – Wobec tego podejdźmy, jest na co popatrzeć. Widziałeś z bliska syrenę? – Ciężko powiedzieć. Połowę. Tę rybią. Na talerzu. Spojrzała na mnie badawczo. – Nie dopisuje ci humor, co? Naprawdę, nie przejmuj się. Nawet nie zauważysz, jak szybko tu płynie czas. – Złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Fontanna lśniła srebrzyście, światła odbijały się w błękitnej toni księżycowym blaskiem. Maria mnie oszukała. W fontannie nie było syreny. Były trzy. Nachyliłem się nad lustrem wody. Tuż pod nim przepłynął długi cień, a rozstępujące się fale odsłoniły twarz, która wynurzyła się nagle i zatrzymała zaledwie kilka centymetrów od mojego nosa. Cofnąłem się odruchowo i wstrzymałem oddech. Kobieta, która wyłoniła się z fontanny, była piękna. Chyba najpiękniejsza spośród wszystkich, jakie miałem okazję zobaczyć. Spoglądały na mnie olbrzymie oczy o miodowych tęczówkach, które przy każdym ruchu głowy iskrzyły bursztynowo-miedzianymi odcieniami. Jasne włosy spadały na plecy i ginęły pod wodą. Skóra w pierwszej chwili przywodziła na myśl chorych na argyrię, ale nie miała niebieskiego odcienia – była srebrna i połyskująca. Miałem ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć delikatnych policzków o ostro zarysowanych kościach. Przesunąć palcem po pełnych, ale nie nadmiernie, ustach. Dotknąć szyi. Syrena wynurzyła się bardziej, wspierając na krawędzi fontanny, i ujrzałem jędrne, krągłe piersi o ciemnych, niewielkich sutkach. Uśmiechnęła się leciutko, odsłaniając zęby na tyle, że ujrzałem kły, odrobinę większe i ostrzejsze niż ludzkie, zdradzające mięsożercę. Nagle przekrzywiła głowę i popatrzyła na mnie ostrożnie, po czym wskoczyła do wody. Długi ogon machnął, lekko rozchlapując wodę. – Piękna, prawda? – zapytała cicho Maria. Rozejrzałem się. Niektórzy z gości pokazywali nas palcami, zaśmiewając się. Najwyraźniej znowu stałem się obiektem docinków. – Czy one… – zawahałem, nie wiedząc jak zadać pytanie. – Czy są inteligentne? Tak. Samoświadome? Jak najbardziej. Czy mówią? A i owszem. – Maria odpowiedziała na wszystkie moje niewypowiedziane pytania hurtowo. – Ale rzadko. Popatrzyła na mnie z uśmiechem. – Musisz uważać, Herbercie. Patrzenie w ich oczy powoduje straszliwą chorobę. – Chorobę? |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Nie igraj z ogniem
— Anna Nieznaj
Esensja czyta: Maj 2016
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek
Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: Lipiec 2016
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Czerwiec 2016
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Anna Nieznaj, Joanna Słupek
Esensja czyta: Maj 2016
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek
Esensja czyta: Listopad 2015
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski