Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Wizje alternatywne 4›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWizje alternatywne 4
Data wydaniagrudzień 2002
RedakcjaWojtek Sedeńko
Wydawca Solaris
ISBN83-88431-47-1
Format606s. 125x195mm
Cena39,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Córka łupieżcy

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 5 6 7 8 9 11 »

Jacek Dukaj

Córka łupieżcy

What the fuck…? - Podobnie jak wyrazy szczęścia, skruchy i wdzięczności, także ekspresja szoku przychodzi już najłatwiej w formach zrytualizowanych przez hollywoodzkie kreacje, i miłość bez wstydu wyznaje się jedynie po angielsku; tylko najbardziej miałkie słowa przechodzą przez ściśnięte gardło.
A teraz nikt nie patrzył, nie było w tym pozy - jednak nawet owo zmarszczenie brwi, szarpnięcie głowy wstecz, gest energicznego podwinięcia rękawów, wszystko wykonała podług szablonów medialnych.
Wzięła głębszy oddech i wyjęła telefon.
– Co to jest, do cholery? - warczała na dialoganta oesu. - Kto mi się tu whackowuje w lsen?!
– Nie odbiera pani żadnej transmisji.
– Gówno tam żadnej!
– Proszę więc samemu wyjść ze lsnu.
Wyszła. Miasto stało.
– Wyszłam. Nie zniknęło. Pierwsza rzecz z rana: zmieniam providera. A coście powypisywali w umowie o zabezpieczeniach…! Pozwę was, do cholery, cud, że udar mnie nie trafił od takiego lsnu! Wyłączcie to, zanim faktycznie dostanę wylewu!
– Powtarzam pani, rejestr jest czysty. Przypuszczam, że to po prostu lekki RCS. Proszę się uspokoić i…
– RCS! Motherfucker!
Rozłączyła się. Usiadłszy na sąsiednim nagrobku, policzyła do dwudziestu. Miasto stało. Ten młot… Błumm, bułumm. Odwróciła wzrok.
Zaczęła gryźć paznokieć, mimowolnie co chwilę zezując jednak w bok. Przyszło jej do głowy, żeby zadzwonić do Maleny i przyjąć kuzynkę na równoległej lokalizacji, ale zaraz przypomniał się jej lepszy sposób weryfikacji lsnu. Przeszukała kieszenie dżinsów. I rzeczywiście, w prawej tylnej znalazła stary listek ubika z dwiema ostatnimi tabletkami. Jedna to dosyć, ale zerknąwszy raz jeszcze na Miasto, połknęła obie.
Wyczytała na pomiętym srebrnym plastiku, że libaryt powinien zostać zneutralizowany i wytrącony z krwi w ciągu najwyżej kwadransa. Tymczasem siedziała na zimnej płycie przy grobie ojca, w cieniu nieprawdopodobnej metropolii, i z każdą minutą coraz bardziej w siebie wątpiła. Może to faktycznie Reality Confusion Syndrome? Znajomy ze studiów na niego cierpiał, skończył z implantem ubika w ramieniu. Raz chcieli zrobić mu kawał, odwiedzili go wszyscy pomalowani na niebiesko. Nie drgnęła mu powieka.
Cień Miasta był lepki, ciężki, czuła jego nacisk na zgarbione plecy. Spróbowała z premedytacją odwrócić odeń myśli. W poniedziałek odwiedzi kancelarię Lipszyca - tam już na pewno będzie czekał jakiś list od ojca, jakieś wyjaśnienie, nie nagrał przecież tej wiadomości bez przyczyny i nie zostawił spadku - jej właśnie, nie żonie, ani krewnym, ale jej - bez celu. Prawda, nie sprawdziła memochipu, może to na nim… Bo teraz już poczułaby się rozczarowana, oszukana, gdyby okazało się, że ojciec istotnie żadnej manipulacji nie zaplanował. Jakby nie było, jest to jakaś forma kontaktu, choćby jednostronnego, jakieś porozumienie.
Podniosła telefon. Minęło dwadzieścia minut. Nie musiała się nawet oglądać, monumentalny cień krył wszystko.
Ruszyła krętymi alejkami ku drugiemu wyjściu z cmentarza. Ni żywego ducha. Nareszcie na bocznej ścieżce, przy wysokim grobie rodzinnym, dojrzała modlącą się staruszkę.
Podbiegła.
– Przepraszam panią bardzo, czy… czy to jest to nowe centrum handlowe?
Babcia spojrzała krzywo na Zuzannę.
– A bo to wiadomo, co oni teraz budują, w jedną noc jakieś dziwadła, a u mnie na osiedlu…
– Nie widziała go pani poprzednio? - Zuzanna obróciła ku Miastu, zmuszając staruszkę, by podniosła na nie wzrok.
– Dziecko, ja wracam do domu i nie poznaję ulicy. Dawniej, jak wnoszono budynek, miałaś czas się przyzwyczaić, wykopy, fundamenty, w zimie przestój, więc wszystko zamykali, rok, dwa, rósł jak drzewo; a teraz, ani się obejrzysz i…
Nie było już wątpliwości: ktoś zbudował tu Miasto, gdy odwróciła wzrok szukając kosza na śmieci.
Wyszła z cmentarza przez boczną bramę. Po lewej miała restaurację, wciśniętą częściowo pod poziom gruntu i zwróconą tyłem do nekropolii, oraz sklep z dewocjonaliami. Sprawdziła, ale oba były już zamknięte: restauracja w ogóle nieczynna, a sklep z powodu późnej godziny. Obejrzała się na szosę. Co jakiś czas przemknął samochód czy dwa, lecz żaden nawet nie zwalniał, zresztą znajdowały się zbyt daleko, by pasażerowie dojrzeli w wieczornym półmroku coś więcej prócz ogólnych zarysów budowli. A starowina miała rację: elfie technologie pozwalały na błyskawiczne przebudowy całych dzielnic, ludzie dawno się już przestali dziwić nagłym rewolucjom urbanistycznym. Ale, na miłość boską, nikt nie wzniesie miasta w sekundę!
Zadzwoniła do bliźniaków Ludo.
– Na wypadek gdybym nie wróciła: starożytna metropolia wyskoczyła spod ziemi za Cmentarzem Anioła, idę pozwiedzać.
– Co? - żachnął się Bartek.
– Coś słyszał.
– Wpuść mnie.
– Jestem na ubiku, myślałam, że to jakaś nakładka. Ale nie. Pa, zanim stracę odwagę.
Wyłączyła i schowała telefon.
Miasto czekało cierpliwie. W miarę jak zbliżała się doń i widziała coraz więcej, pytań przybywało. Na przykład: jak duże ono było? Patrząc w głąb, ku horyzontowi, liczyła tylko kolejne ciemne sylwety budowli, jedne przesłaniające drugie, nie było im końca, a ponieważ grunt się nie podnosił, Miasto po prostu rozpływało się w wieczornym półmroku. Lecz jak było szerokie? Wydawało się, że nie bardziej niż sam cmentarz. Paradoksalnie, kiedy podeszła na kilkadziesiąt metrów od pierwszej ruiny i była w stanie zajrzeć już „do wnętrza” Miasta, w bok, przez jego flankę - tam też zobaczyła mroczną nieskończoność wysokich labiryntów, rzeźby monumentalne i zwichrowane iglice aż po purpurowe chmury. No więc jak to jest? Czy wielkość Miasta zależy od kąta spojrzenia? A może nie patrzy tu wcale na samo Miasto, lecz fatamorganę, jego odbicie napowietrzne, czy wręcz holograficzną projekcję? Może takie jest wyjaśnienie: że to próba jakiegoś projektora ogromnej mocy…? W końcu odludzie i pora późna, mieli prawo się spodziewać, że nikt nie zauważy…
Hipoteza upadła po kolejnych kilkudziesięciu krokach, gdy zmieniła się nawierzchnia i z nierównej, błotnistej łąki, w której grzęzły jej sandały, Zuzanna wstąpiła na lustrzany bruk Miasta. Aleja tu się zaczynała, czy też raczej tu się kończyła: lekko ukośnie ucięty chodnik wystawał około trzydzieści centymetrów ponad łąkę. Zuzanna zaraz z niego zeskoczyła, by przyjrzeć się pionowemu przekrojowi drogi. Pod lustrem znajdowała się jednolicie czarna masa, w dotyku gładka i twarda. Samo lustro było idealnie czyste, odbijało wszystko bez najdrobniejszych załamań. Wskoczyła nań z powrotem. Założę się, że sukienki i spódnice wielkiej kariery tu nie zrobiły, pomyślała z wysiloną ironią. Tupnęła mocno. Ani rysy.
Po prawej miała pierwszą z szeregu ruin, za którymi niezmordowanie łupał w zmierzch Młot Światła. (Jasno - ciemno - jasno - ciemno - jasno - ciemno… Już trochę bolała ją głowa, bez przerwy musiała mrużyć oczy, wpółoślepiona; żrenice akomodowały z opóźnieniem). Zawaliło się tu coś w rodzaju stadionu, otwartego cyrku - kryształowe Coloseum. Gruz wylewał się grubym jęzorem aż na lustro chodnika. Podeszła do granicy zwału; płaskie obcasy sandałów trzaskały głośno o diamentową powierzchnię alei, niosło się to po Mieście dziwnym echem. Teraz dopiero zdała sobie sprawę, na jaki to strach jej ciało reagowało gęsią skórką i przyśpieszonym biciem serca: w Mieście panowała bowiem całkowita, nienaturalna, niczym nie zmącona cisza. Jakby ktoś zdusił do zera potencjometr dźwięku. Ni jednego szmeru, ni szelestu, nawet to, co się porusza - Młot, Młot promienisty - porusza się bezgłośnie. Dopiero w ich braku poznajemy atrybuty życia; życie jest hałaśliwe, śmierć milczy dyskretnie. Zuzanna schowała dłonie w długich rękawach swetra.
« 1 5 6 7 8 9 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dużo i dobrze
— Eryk Remiezowicz

Klub Absolutnej Karty Kredytowej
— Jarosław Grzędowicz

Tegoż autora

Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj

Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj

Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj

Aguerre w świcie
— Jacek Dukaj

SF bez taryfy ulgowej
— Jacek Dukaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.