Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Wizje alternatywne 4›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWizje alternatywne 4
Data wydaniagrudzień 2002
RedakcjaWojtek Sedeńko
Wydawca Solaris
ISBN83-88431-47-1
Format606s. 125x195mm
Cena39,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Córka łupieżcy

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 3 4 5 6 7 11 »

Jacek Dukaj

Córka łupieżcy

Angelus powinien już czekać na nią, gdy wróci do domu; program wszakże - to znaczy docelowe wyobrażenie siebie, Zuzannę Klajn in optimo - mogła zaprojektować już teraz. W nastroju, w jakim się znajdowała, w tym gorączkowym rozdrażnieniu między ekscytacją a rosnącym powoli, nieukierunkowanym gniewem - nie potrafiła jednak przywołać żadnego konkretnego obrazu siebie. Lecz Angelus posiadał w firmowej bazie bogaty zbiór domyślnych wektorów zmiany. Przeglądała symboliczne opisy: Rycerz, Książę, Tao, Sędzia, Pielgrzym, Trzcina, Opiekun, Błazen, Krzyżowiec, Szkło, Aptekarz, Zdobywca… Przed Wrocławiem, drogą mozolnej eliminacji, zawęziła wybór do Skorpiona, Księcia i Ateny. Niezdecydowana, poszła ścieżką najmniejszego oporu i złożyła wszystkie trzy w wypadkową, którą sama nie wiedziała, jak nazwać. Angelus zapisał ją w pustym rejestrze jako Wektor1.
Kraków przed świtem zdawał się jej zawsze najspokojniejszym miastem na świecie, chłód ciemnych kamieni i chropowatych murów udziela się tu samotnym przechodniom, rozprężone powietrze przewodzi dźwięki z odległych dzielnic duchów, na języku krystalizuje się brudna sól miasta… Poszła pieszo, noc ją otrzeźwiła.
Malena tańczyła wokół niej na wilgotnym bruku.
– Albo tak: znalazł skarb, ale dopadła go konkurencja, a tyle, ile zdołał wcześniej wydostać, zostawił tobie. Po piętnastu latach nikt się nie dowie. Osiemnastka, bo wtedy taka była prawna granica dorosłości. Co? Nie?
Na Rynku złapał Zuzannę wschód słońca; samo słońce trzymało głowę nisko, za budynkami, lecz chmurne niebo w przeciągu kilku minut nabiegło wiśniowym sokiem, zaróżowiło się powietrze i rumieńce wyszły na kamienie. Zuzanna jeszcze bardziej zwolniła, w równoległym lśnie niezagnieżdżonym rozmawiając z programem sekretaryjnym kancelarii Lipszyca.
– A może żyje - paplała Malena. - Może wcale nie umarł. Przecież mówisz, że nie wiesz. Zaginął, nie? No więc może on to wszystko zaaranżował.
– Piętnaście lat temu.
– Nie, nie. Teraz - skoro żyje. Żeby się z tobą spotkać.
– A co mu broni?
– Ooo, a bo to nie wiesz - tylko czekają, żeby się ujawnił.
– Niby kto czeka?
Malena teatralnie ściszyła głos.
– Oni.
– Zdecydowanie powinnaś się już urodzić.
Abominado, Pierwsza Kasa Chtoniczna, nie wznosił swych siedzib w świecie śmiertelników. Wyszedłszy z cienia Kościoła Mariackiego, Zuzanna zadzwoniła na 00-ABOMINADO i spod powierzchni Rynku wystrzeliła karkołomna architektura banku Cienia. Korona spiralnej wieży zwieńczyła lsenną budowlę ponad trzysta metrów nad ziemią. Widziała drobne figurki ludzi wychylających się przez ażurowe blanki. Konstrukcja zwykła się zmieniać zgodnie z cyklami lunarnym i solarnym (pośmiertni są bardzo przesądni, sfery niebieskie i tajemne numerologie ciemnych matematyk rządzą Podziemnym Światem). Zuzanna odwiedziła już kiedyś Abominado pod znakiem Wagi i był to wówczas labirynt prostopadłych kratownic, w niczym nie podobny do barokowych kopuł, pod jakie wchodziła teraz. Wieża jednak - wieża stoi tu zawsze.
Abominado Building był lsnem wielokrotnego zagnieżdżenia: nie dość, że lśnił się równolegle w tysiącach miejsc na Ziemi, zazwyczaj na dobrze znanych, historycznych placach i ulicach, wszędzie taki sam - a z wieży mogłeś obejrzeć ów kalejdoskop krajobrazów - to dopuszczał zarazem połączenia zewnętrzne. Kogo mianowicie Zuzanna na owej wieży widziała? Sama mogłaby się tam wlśnić - ale ojciec wyraźnie mówił o placówce krakowskiej, co mogło oznaczać tylko jedno: depozyt materialny, tutaj właśnie złożony.
Abominado rozciągał się na pół Rynku oraz na część ulic odeń odchodzących, aż do Plant. W płytkim półlśnie Zuzanna weszła przez główny portal pod kopułę szkarłatu. Malena zaraz gdzieś się zgubiła w świetlistych salach, dla niej zapewne bardziej rzeczywistych od Sukiennic - chociaż to przecież też był tylko cień Cienia, wirtualna manifestacja życia chtonicznego.
Odźwierny przywitał Zuzannę przy wejściu na Szewską. Zuzanna pokazała kryptokartę. Poprawadził ją do kamienicy, której piwnice należały do Abominado - lsenny bank był czynny dwadzieścia cztery godziny na dobę, we wszystkich miejscach i strefach czasowych naraz, lecz do zasobów materialnych klienci posiadali dostęp tylko w określonych lokacjach o określonych porach. Co prawda, materią zajmowała się Pierwsza Kasa Chtoniczna akurat najmniej - i być może z racji tego oderwania od świata żywych wybrał ją Jan Klajn; jej czas płynął inaczej.
Na owym poziomie lsnu Zuzanna minęła więcej porannych przechodniów - czyli czworo - niż innych klientów; żebrak pod murem, stara zakonnica z psem, dwie dziewczynki palące papierosy pod markizą nieczynnej jeszcze kawiarni. Klienci bowiem lśnili się wprost ze swych domów, nie zstępowali na ziemię, dla nich były wysokie komnaty Abominado, dla nich była Wieża Miliona Horyzontów. Przewodnik kiwał palcem zachęcająco; przez ten czas zdążył zmienić postać trzykrotnie, teraz na powrót miał dłonie i palce. Zuzanna była jeszcze z tych, co się w podobnych sytuacjach zastanawiają: program? człowiek? przedżywy, pośmiertny? a może coś pomiędzy? Ale dla takich bliźniaków Ludo nie posiadają już owe kwestie najmniejszego znaczenia.
Zeszła do piwnicy. Przez muślinową zasłonę lsnu widziała kamienne ściany i strażnika za pancerną taflą; w Abominado natomiast otwierał się przed nią skarbiec Tysiąca i Jednej Nocy. Czarnoskóry dżinn zmaterializował się po lewicy, na dłoni miał bliźniaczą kryptokartę. Zetknęli je czytnikami. Niebieska flara ogłosiła zgodność stanów wewnętrznych. Otworzyły się żelazne wrota, weszła. Para impów zapalała olejne lampy. Mimowolnie objęła piersi ramionami, chłód wisiał w powietrzu i we lśnie. Dżinn położył na kamiennym stole skrzynkę depozytową, po czym obrócił się w dym. Drgnęła, gdy wrota huknęły, domykając się za jej plecami.
No i czyż nie jest to moment telewizyjnego romantyzmu? Nikt nie patrzy - a jednak. Splunęła, nim uniosła wieko. W kątach komnaty pełgały złowieszcze cienie, przeganiały je refleksy od lsennych złoceń szkatuły. Kicz, moja panno, kicz.
Nie zadrżała jej dłoń. Szybka inwentaryzacja, zanim uderzą skojarzenia. Biżuteria w plastikowym woreczku; gruby plik euro; pistolet; zafoliowana mapa; czarne pudełeczko, a w środku grudki ziemi; memochip. Tyle.
Oczywiście pistolet zwyciężył, najpierw na nim zacisnęła palce - zimna kolba, zimna lufa, chropowaty, kanciasty metal. Uniosła, dziwiąc się ciężarowi broni. Stara, dwudziestowieczna maszyna, zero elektroniki. Pachniał stalą i oliwą. Czy jest naładowany? Nie potrafiła uwolnić magazynka, ani przeładować.
Następnie pieniądze. Przeliczyła. Dwanaście tysięcy. Wziąć? schować? Schowała z powrotem.
Mapa - arkusz A4, zaklejony w błękitnawej folii - zawierała czarno-biały szkic okolicy z krętą drogą (lub rzeką) i kilkoma geometrycznymi obiektami (budynkami?). Nie posiadał skali, ani żadnego opisu, ani nie był nijak zorientowany względem stron świata. Samotna strzałka wskazywała punkt przy jednej ze ścian czworoboku.
Ziemię powąchała - nic nie poczuła - i zaraz odłożyła. Pewnie jakaś pamiątka ojca.
Memochip powędrował do kieszeni.
Na koniec - biżuteria. Gdy wyjęła ją z woreczka, okazało się, że to pojedynczy naszyjnik. Od razu spostrzegła różnicę między łańcuszkiem a samym klejnotem: łańcuszek to była prosta i mocna dżdżownica ogniw nierdzewnej stali, ojciec zapewne kupił go po drodze w Sukiennicach; klejnot natomiast… Uniosła go na wysokość oczu. Rozhuśtany, obracał się w te i we w te, do środka i na zewnątrz, i na nice. Nie był to żaden mechanizm, o ile dobrze widziała, lecz składał się z wielu, misternie ze sobą splecionych, ruchomych części, które reagowały na najdrobniejsze zakłócenie równowagi, i tak zaczynał się rytmiczny, wahadłowy ruch w tuzinie kierunków naraz: elementy w kształcie łzy, elementy w kształcie elipsy, haka, litery T, litery S, elementy teleskopowe… A cały klejnot nie był przecież wiele większy od kciuka Zuzanny. Czekała, aż się uspokoi i potrząsała na nowo. Zamierał w coraz to innych formach, wirujące astrolabium bieli, szarości i czerni. Dotknęła ostrożnie opuszkiem palca. Ciepły plastik - tak w każdym razie czuła skóra.
Rzuciła go na plik banknotów, ale zamykając szkatułę, zawahała się i przełożyła go do kieszeni marynarki, razem z mapą. Kiedy wszakże oczekiwała na otwarcie żelaznych wrót, dłoń ponownie zakradła się do kieszeni i odnalazła klejnot między fałdami folii. Bawiła się nim machinalnie, wychodząc na ulicę. Jaskrawe słońce obudziło ją z zamyślenia i w pierwszym odruchu, w reakcji równie zwierzęcej co zmrużenie powiek - wyciągnęła i założyła naszyjnik, szybkim gestem odgarniając włosy i wpuszczając w dekolt obracający się nerwowo konstrukt. Zamarł, spocząwszy między piersiami. Spojrzała na swe odbicie w sklepowej witrynie. Kroniczna biel kryła klejnot, jedynie łańcuszek błyskał słonecznymi refleksami.
« 1 3 4 5 6 7 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dużo i dobrze
— Eryk Remiezowicz

Klub Absolutnej Karty Kredytowej
— Jarosław Grzędowicz

Tegoż autora

Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj

Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj

Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj

Aguerre w świcie
— Jacek Dukaj

SF bez taryfy ulgowej
— Jacek Dukaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.