WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Diamentowy wiek |
Tytuł oryginalny | The Diamond Age |
Data wydania | 9 lipca 2007 |
Autor | Neal Stephenson |
Przekład | Jędrzej Polak |
Wydawca | ISA |
ISBN | 978-83-7418-152-5 |
Format | 496s. 161×240mm; oprawa twarda |
Cena | 49,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Diamentowy wiekNeal Stephenson
Neal StephensonDiamentowy wiekBanki różniły się między sobą oferowanymi stopami oprocentowania, minimalnymi miesięcznymi spłatami i podobnymi drobiazgami. Żadna z tych rzeczy nie miała dla Pączka znaczenia. Liczyło się tylko to, co mu grozi na wypadek długów, czekał więc cierpliwie, udając zainteresowanie odsetkami i resztą tego gówna, po czym zapytał obojętnie i jakby od niechcenia o politykę debetową banku. Bankier wyglądał przez okno, jakby nie usłyszał pytania. Ścieżka dźwiękowa broszury zmieniła ton: kartka odezwała się chłodnym, jazzowym brzmieniem i ukazała wielokulturową ekipę pań i panów – z pozoru nieprzypominających zdegradowanych oszustów kredytowych – siedzących wokół stołu i z mozołem składających kawałek po kawałku etniczną biżuterię. Ludzie ci wyglądali na zadowolonych, popijali herbatę i żywo wymieniali uwagi. Za dużo herbaty, jak na podejrzliwe oko Pączka, który nie dostrzegał wielu spraw, ale nie dawał się nabrać na manipulację medialną. Bank kładł zbyt duży nacisk na herbatę. Z aprobatą odnotował jednak zwykłe, codzienne stroje dłużników, których nie przebierano w uniformy, a także fakt przebywania w jednej sali kobiet i mężczyzn. „Bank Pawia prowadzi globalną sieć czystych, bezpiecznych i przestronnych warsztatów. W przypadku nieprzewidzianych okoliczności uniemożliwiających spłatę kredytu lub przeliczenia się naszych Klientów z własnymi możliwościami finansowymi. Bank do czasu rozwiązania wszelkich problemów natury finansowej zapewnia dłużnikom zakwaterowanie blisko miejsca zamieszkania. Goście warsztatów Banku Pawia mają osobne łóżka i w niektórych przypadkach osobne pokoje mieszkalne. Dzieci mogą pozostać z rodzicami w trakcie całego pobytu. Warunki pracy należą do najlepszych w przemyśle, a wysoka wartość dodana operacji związanych z produkcją biżuterii ludowej sprawia, że bez względu na wielkość zadłużenia trudności rozwiązywane są niemal w mgnieniu oka”. – Jaka jest… hm… strategia sprowadzania dłużników… no… wie pan… tam, gdzie ich miejsce? – zapytał Pączek, a bankier całkowicie stracił zainteresowanie procedurą, wyprostował się, obszedł biurko i zająwszy za nim miejsce, spojrzał przez okno ku wodzie, gdzie w oddali majaczył Pudong i Szanghaj. – Broszura nie podaje tego szczegółu – powiedział wreszcie – jako że większość naszych klientów nie podziela pańskiego zainteresowania detalami dotyczącymi tego konkretnego aspektu umowy kredytowej. Wypuścił powietrze nosem, jak człowiek, który nie chce drażnić nozdrzy nieprzyjemnym zapachem, po czym jeszcze raz pogłaskał się po bródce. – Reżim postępowania egzekucyjnego składa się z trzech faz. Każda z nich, rzecz jasna, ma bardzo przyjemną nazwę, ale wystarczy panu wiedzieć, że faza pierwsza to uprzejme napomnienie, druga – znacznie powyżej pańskiego progu bólu, wreszcie trzecia – zejście śmiertelne w spektakularnych okolicznościach. Pączek pomyślał, że z chęcią pokazałby temu Parsowi, czym jest zejście śmiertelne w spektakularnych okolicznościach, ale facet będący jednoosobowym bankiem miał na pewno niezłą ochronę. Poza tym inne banki prowadziły podobną politykę egzekucyjną, więc pomyślał, że w zasadzie powinien być wdzięczny Pawiowi, że nie owija w bawełnę. – W porządku. Wrócę tu jeszcze – rzucił na pożegnanie. – Mogę zatrzymać broszurę? Pars machnął ręką, ale Pączek był już na ulicy. Gdzieś musiała być przecież jakaś łatwa forsa. Królewska wizyta; Hackworthowie świętują na pokładzie statku; przyjęcie urodzinowe księżniczki Charlotty; Hackworth spotyka para W piątkowe popołudnie trzy geodesykcyjne nasiona ślizgały się nad dachami i ogrodami Atlantydy/Szanghaju niczym pestki monstrualnej kalabasy wielkości księżyca. Z boisk krykietowych Parku Źródła Wiktorii wystrzeliły do góry dwa maszty cumownicze. Najmniejszy ze statków napowietrznej flotylli oznaczono herbem królewskim. Teraz pojazd ów stał na redzie i czekał, aż dwa większe opadną ku dokom i przycumują. Burty latających machin – puste w środku – wydawały się przezroczyste. Miast zagradzać drogę słońcu, żółciły i zaginały jego promienie, rzucając wszędzie olbrzymie abstrakcyjne wzory jasności i niejasności, chwytane w ręce przez dziatwę w krynolinach i marynarskich mundurkach. Grzmiała orkiestra dęta. Na trapie statku powietrznego „Atlantyda” pojawiła się maleńka postać w białej sukience i pomachała do dzieci. Wszyscy się domyślili, że to jubilatka we własnej osobie: księżniczka Charlotta. Rozległy się powitalne okrzyki i głośny aplauz. Fiona Hackworth wędrowała po Królewskim Ogrodzie Ekologicznym pod czujnym okiem rodziców, którzy mieli nadzieję uchronić jej spódnice od błota i roślinnych śmieci. Strategia ta nie w pełni się powiodła, ale John i Gwendolyn doprowadzili spódnice do porządku kilkoma szybkimi ruchami rąk, przenosząc brud na białe rękawiczki. Z rękawiczek brud wzniósł się w powietrze. Współczesne rękawiczki pań i panów utkane były z nieskończenie małych splotokuł, które wiedziały, jak pozbywać się zanieczyszczeń. Człowiek mógł taką rękawiczką przerzucić tony błota, a już po paru sekundach jego dłoń jaśniała nieskazitelną bielą. Hierarchia apartamentów na pokładzie „Eteru” odpowiadała pozycji każdego z pasażerów, jako że część gościnna statku ulegała dekompilacji i przebudowie przed każdym lotem. Dla lorda Finkle-McGrawa, jego trójki dzieci wraz z małżonkami oraz dla Elizabeth (jego pierwszej i jedynej jak dotąd wnuczki) statek wysunął prywatne ruchome schody, które zaniosły ich do luksusowej kabiny położonej na samym dziobie, skąd roztaczał się nieograniczony, stuosiemdziesięciostopniowy widok. Po przeciwległej do apartamentu Finkle-McGrawa stronie, na rufie, znajdowały się kabiny tuzina innych parów, zwykłych hrabiów lub baronów, zajmujących z wnukami – a nie z dziećmi – przedziały klasy B. Dalej ulokowano kadry kierownicze, poobwieszane złotymi łańcuszkami od zegarków, e-mailowymi puzderkami, telefonami, krzesidełkami, tabakierkami i innymi fetyszami, które miały ukrywać wypiętrzające się spod ciemnych kamizelek brzuchy. Większość dyrektorskich latorośli osiągnęła wiek, kiedy to dzieci przestają być milutkie i nikomu poza rodzicami nie sprawiają przyjemności; a także wzrost, przy którym dziecięca energia zaczyna być raczej zagrożeniem niż cudem, wreszcie poziom inteligencji, który to, co u drobniejszej dziatwy jawi się niewinnością, u starszych osobników przekształca w denerwującą bezczelność. Pszczółkę szukającą nektaru uważa się za ładną mimo jej ostrego żądła, gdy jednak za nektarem rozgląda się szerszeń, człowiek automatycznie sięga po packę. Na szerokich schodach prowadzących do kabin pierwszej klasy niejedna rozbrykana postać ucierpiała z powodu ostrych szarpnięć za ramię, traktowanych jako środek dyscyplinarny przez syczących z wściekłości ojców w cylindrach na bakier, którzy zaciskali zęby i rozglądali się nerwowo w poszukiwaniu potencjalnych świadków. John Percival Hackworth był inżynierem. Większość inżynierów gnieździła się w maleńkich kajutach ze składanymi kojami, ale on – noszący górnolotny tytuł artifexa i kierujący grupą odpowiedzialną za dzisiejszy projekt – został umieszczony w kabinie drugiej klasy z podwójnym małżeńskim łożem i składaną dostawką dla Fiony. Numerowy wniósł ich niezbyt pokaźne, przewidziane zaledwie na jeden dzień bagaże, w chwili gdy „Eter” klarował obok masztu cumowniczego – sześćdziesięciostopowego diamentoidalnego wiązara, który znikał już pod gładką niczym stół bilardowy powierzchnią krykietowego boiska, nie czekając, aż statek skręci na południe. Park, leżący obok Źródła Wiktorii, pełen był katachtonicznych linii zasilacza, dzięki czemu wyhodowanie w nim dowolnej struktury materialnej nie nastręczało niemal żadnych trudności. Kabina Hackworthów mieściła się na sterburcie. Oddalając się od Nowego Chusanu, ujrzeli słońce skryte za Szanghajem i przenikające czerwonawym blaskiem odwieczny płaszcz węglowych dymów. Gwendolyn przez godzinę czytała Fionie bajki do snu, a John przeglądał wieczorne wydanie „Timesa”. Potem rozłożył papiery na maleńkim biurku i zaczął je pilnie studiować. Gdy nadeszła odpowiednia pora, przebrali się w stroje wieczorowe, robiąc to bezszelestnie i po ciemku, aby nie obudzić Fiony. Punktualnie o dziewiątej wyszli na korytarz, zamknęli drzwi i kierując się brzmieniem big bandu, ruszyli ku wielkiej sali balowej, gdzie właśnie rozpoczynały się tańce. Posadzkę sali balowej stanowiła płyta transpektakularnego diamentu. Światło było przyciemnione. Tańczące pary zdawały się płynąć nad oświetloną księżycem powierzchnią Pacyfiku w rytmie walca, menueta i lindy – w elektrycznej podróży przez noc. • • • |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Barok w pigułce
— Kamil Armacki
Read me?
— Daniel Markiewicz
Siła spokoju
— Daniel Markiewicz
Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Teologia Matrixa
— Michał Foerster
Środek, co rumieńców nabiera
— Michał R. Wiśniewski
Zimny początek
— Eryk Remiezowicz
Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz
Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz
Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz