WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Zimne brzegi |
Tytuł oryginalny | Холодные берега |
Data wydania | maj 2003 |
Autor | Siergiej Łukjanienko |
Przekład | Ewa Skórska |
Wydawca | Książka i Wiedza |
Cykl | Zimne brzegi |
ISBN | 83-05-13277-3 |
Format | 339s. 145×205mm |
Cena | 26,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Zimne brzegiSiergiej Łukjanienko
Siergiej ŁukjanienkoZimne brzegiOho, teraz będzie ciężko. Znajdą ciała, i zupełnie się wściekną. Wprawdzie z najbardziej niebezpiecznej strefy już się wydostaliśmy i wnyki złapały powietrze, za to skończyły się ruiny, a zaczęły slumsy. Gdzieniegdzie w oknach migotało światło. Dobrze chociaż, że po ulicach nikt się nie włóczył, wszyscy ukryli się za mocnymi drzwiami… boja się zbiegłych katorżników. To znaczy, nas. Spojrzałem na Marka. W nierównym słabym świetle jego twarz wydawała się biała, ale usta miał mocno zaciśnięte, a spojrzenie żywe. Dobrze się trzyma. Pomyślałem, że można się o niego nie martwić. Już prawie doszliśmy do portu, gdy z przedmieść z piskiem wystrzelono w niebo rakiety sygnałowe. Trzy czerwone, jedna żółta, potem jeszcze jedna czerwona. – Kod wojskowy – szepnąłem chłopcu. – Posterunek stracony, wroga nie stwierdzono. Chłopiec nie odezwał się. – Poczekaj tu – poleciałem. – Jeśli usłyszysz hałas… no, hałas to jeszcze nic takiego. Ale jeśli po hałasie minie dziesięć minut i ja nie przyjdę, uciekaj. Gdzie chcesz, niech ci Siostra pomoże, ja się będę trochę zapierał, ale potem na przesłuchaniu to już wszystko powiem, nie miej żalu. Chłopiec skinął głową, dalej poszedłem sam. Miejsce miał dobre, za grubymi kolumnami, podtrzymującymi półokrągły balkon, w kompletnej ciemności. Szukać go tu nie będą, a przypadkiem nie zobaczą. Chciałem wypatrzyć jakiś statek szykujący się do wyjścia w morze, i zorientować się, jak się na niego dostać. Liczyłem, że uda nam się ukryć w ładowni i wyjść na pełne morze. Wtedy może dogadamy się z kapitanem. Miałem na kontynencie pewną skrytkę, trzymałem na czarną godzinę… ale czy może być czarniejsza? Gdy wyszedłem na nabrzeże i popatrzyłem na port, zrozumiałem, że z moich planów nici. Oblał mnie zimny pot, zamarło serce. Port był opasany jasnymi światłami. Bezpośrednio na ziemi postawiono karbidowe lampy, przy każdej siedział żołnierz, przechadzało się kilka patroli. W zatoce stał statek, z wyciągniętymi na całą długość linami, rzęsiście oświetlony, niczym w dniu imienin głowy Domu, z marynarzami na pokładzie. Żołnierze wcale się nie kryli. Nie po to otoczyli port, żeby nas złapać – wiedzieli, że mała rybka w każdej sieci znajdzie dziurkę. Odstraszali nas od portu, dawali do zrozumienia – nie podchodźcie, nic z tego nie wyjdzie. – Siostro Orędowniczko – wyszeptałem. – Za co tak? Czy jestem ostatnim gadem na ziemi? Czy nie przestrzegam przykazań? Siostra milczała. Albo nie chciała, albo nie mogła pomóc. Siostra wszystkim pomaga, jednym mniej, innym bardziej. Widocznie dla mnie nastało to „mniej”. W ciągu minuty przemknęło mi przez głowę dwadzieścia szalonych planów, ale wszystkie były niedostatecznie szalone. Nie przejdziemy. Nigdy. Nie przepełzniemy po kanałach, nie przepłyniemy wzdłuż brzegu, nie przemkniemy się w ubraniu zwykłego obywatela czy strażnika. Koniec. Do portu się nie przebijemy, a jutro do Wysp przypłynie liniowiec i wtedy dopiero zacznie się zabawa. Na brzeg wyjdą arystokraci w swoich kamizelach z szarej stali, których kulą nie przebijesz, wyprowadzą konie, przywykłe chodzić po górach i wlec się po błocie. Wygonią wszystkich mieszkańców z domów, przeczeszą wyspy z psami… Zajęczałem cichutko, ruszyłem z powrotem. Co teraz? I skąd taka panika, taka gorliwość? Dlaczego komendant wypuścił z rąk chwałę schwytania przestępców, żeby tylko nie wypuścić nas? Jakby już nie o honor szło, lecz o to, by głowę unieść! Mark czekał na mnie pod balkonem. W milczeniu wyszedł, wziął za rękę, przytulił się na chwilę. Poczułem, jak wali mu serce. Denerwował się. – Źle – powiedziałem szczerze. – Port jest otoczony, nie da się przejść. Strażników jak pcheł na psie. Psów też nie brakuje… wpadliśmy, Mark. Nie warto się było szarpać… w kopalniach też ludzie żyją. – A gdyby schować się w jakimś domu? – Tylko odwleczemy kaźń. Staliśmy w ciemności, nachylając się do siebie i szepcząc. Dwóch pechowych zbiegów, którzy zdążyli wymazać ręce krwią. Doskonała pora, żeby się nad sobą poużalać. – To nic, Ilmara tak łatwo nie weźmiecie – powiedziałem, nawet nie do Marka, tylko do samego siebie. – Dużo jest żołnierzy w porcie? – Bardzo dużo. – Miasto szczelnie otoczone? – Mysz się nie prześliźnie. – To kto jest w forcie? Spojrzałem chłopcu w twarz. Miał złe, uparte oczy. – Tylko nie wiem, czy mają tu szybowce. Tym bardziej takie, które latają na duże odległości. – Jeden jest na pewno. No, bo skąd by w garnizonie wiedzieli, kim jestem? Przymknąłem oczy i zacząłem sobie przypominać, czy nie widziałem na wodzie wojskowego klipera. Chyba nie. Więc wodą nikt nas dogonić nie mógł. – W jednej bajce lis schował się przed psami w budzie. Nawet, jeśli nie ma szybowca, ukryjemy się w forcie. Tam na pewno nie będą nas szukać. Plan był tak szalony, że mi się spodobał. – W bajkach ludzie wspinają się w niebo po łodydze fasoli – burknąłem dla porządku. Ze wszystkiego, co mogliśmy teraz zrobić, wejście do fortu było jedyną szansą. Niechby nawet minimalną. – Żeby tylko zdążyć przed świtem – powiedziałem. – Jak noga? – Boli, ale nie bardzo. Nie bój się, Ilmar, nie będę zawadą. Jak będzie trzeba, pobiegnę. – Jak będzie trzeba, polecisz jak ptak. Poddałem się. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta
A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta
Krótko o książkach: Prawdziwa historia komunizmu
— Jarosław Loretz
Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja czyta: Październik 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Trzy miasta i trzej magowie – część pierwsza
— Beatrycze Nowicka
Jesteśmy inni
— Magdalena Kubasiewicz
Mam takie życzenie…
— Magdalena Kubasiewicz
Dwa oblicza Moskwy
— Magdalena Kubasiewicz
Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Za wolność naszą i waszą!
— Sebastian Chosiński