Dziś Chicago i Moskwa, Harry Dresden i Anton Gorodecki, czyli „Front burzowy” Jima Butchera vs „Nocny patrol” Siergieja Łukjanienki.
Trzy miasta i trzej magowie – część pierwsza
[Jim Butcher „Front burzowy”, Siergiej Łukjanienko „Nocny Patrol” - recenzja]
Dziś Chicago i Moskwa, Harry Dresden i Anton Gorodecki, czyli „Front burzowy” Jima Butchera vs „Nocny patrol” Siergieja Łukjanienki.
Mimo że mniej liczna w utwory
1) w porównaniu z historiami o wybrańcach, z akcją osadzoną w quasi-średniowiecznych neverlandach, urban fantasy jest konwencją żywotną, odróżniającą się od innych i obdarzoną sporym potencjałem. Kiedy najbardziej klasyczna fantasy była odpowiedzią na pragnienie innego, barwniejszego, mitycznego świata, jej młodsza koleżanka pozwoliła, by magia odmieniała codzienne życie mieszkańców „naszej” rzeczywistości. Jej twórcy zamiast zamczysk i leśnych ostępów opisywali świat znany i bliski, łączyli mityczne istoty i nadnaturalne moce z realiami XX/XXI wieku. Choć definicje bywają płynne, za najbardziej klasyczne urban fantasy uważam utwory, których akcja toczy się w umagicznionych odpowiednikach rzeczywistych metropolii. Do takich zaliczają się powieści recenzowane w tym artykule. Bohaterami, a zarazem narratorami wszystkich trzech są magowie.
Dwie dzisiaj omawiane łączy to, że stanowią pierwsze tomy cykli, które stały się bardzo popularne w ojczyznach autorów, doczekały się nawet ekranizacji. „Akta Dresdena” sprzedają się w USA jak świeże bułeczki, a że Jim Butcher, niejako wbrew swemu nazwisku, nie ma ochoty zarzynać kury znoszącej złote jaja i pisze kolejne tomy, obecnie seria liczy sobie piętnaście tytułów plus opowiadania. O ile Butcher zasłynął jako twórca Harry’ego Dresdena, Łukjanienko był już wcześniej
uznanym autorem fantastyki. Cykl Patroli odniósł sukces komercyjny i do tej pory powstało sześć tomów. W Polsce obydwie powieści doczekały się kilku wydań, w tym najnowszych z 2014 i 2015 roku.
Z podobieństw warto wymienić jeszcze to, że obydwaj protagoniści pracują w charakterze śledczych i parają się jasną stroną mocy. Mają też w zwyczaju od czasu do czasu wypowiadać się na temat moralnego aspektu magii. Wreszcie, w obu zjawiska nadnaturalne są przeciwstawione oświeceniowym ideałom. Harry Dresden wprost mówi: „Mimo postępów techniki, rzeczy nie zmieniły się tak, jak wszyscy mieli nadzieję i jak wierzyli. Wizerunek nauki, największej religii XX wieku, został (…) zbrukany. (…) Ludzie szukali czegoś innego.” Z kolei Anton Gorodecki opowiada, jak popularność racjonalizmu doprowadziła do drastycznego obniżenia liczebności Innych. Później jednak, wzmiankowany wyżej kryzys wiary w rozum pozwolił wzmocnić się istotom magicznym. Obaj autorzy nie zadbali też o spójną mechanikę magii.
Pomimo tego „Front burzowy” i „Nocny patrol” znacznie się różnią, wyrastają z innych tradycji i odzwierciedlają inną mentalność. Zatem – Stany Zjednoczone i Rosja, różne światy i różne oblicza literatury popularnej. Kto lepszy?
Jim Butcher
‹Front burzowy›
Rycerz w zdezelowanym samochodzie
Jim Butcher nie był pierwszym autorem urban fantasy, odwołującym się do twórczości Chandlera. Jego bohater to detektyw, ciągle borykający się z problemami finansowymi i żywiący słabość do pięknych kobiet, która nieodmiennie wpędza go w tarapaty.
Od razu pojawiają się skojarzenia ze starszym o trzynaście lat „
Na tropach jednorożca” Mike’a Resnicka. Jeśli wierzyć przeczytanym w internecie opiniom, następne tomy przygód detektywa Mallory’ego są dużo gorsze, podczas gdy Butcher wyrabia się w miarę pisania swojego cyklu. Gdy jednak ograniczyć się tylko do pierwszych części, przyznam, że powieść Resnicka spodobała mi się bardziej i to nie tylko dlatego, że na jej tle „Front burzowy” wypada dosyć wtórnie. Choć obie książki są lekką rozrywkową fantastyką okraszoną humorem, „Na tropach jednorożca” uważam za śmieszniejsze i lżejsze.
Butcher od czasu do czasu uderza w poważniejsze tony i każe swojemu bohaterowi wygłaszać monologi na temat przyzwoitości, pokus czarnej magii oraz pozostawania dobrym czarodziejem. Bije z nich typowy, trudny do zniesienia (przynajmniej dla mnie) amerykański patos.
Harry Dresden wydaje się być skrojony pod oczekiwania szerokiej publiczności – sympatyczny, szlachetny z natury, zawsze chętny do ratowania dam w opałach. Przy tym obarczony Mroczną Tajemnicą z Przeszłości, nieco staroświecki i paranoiczny. Nierzadko obrywa i popełnia błędy, ale ostatecznie zwycięża swoich przeciwników. Po lekturze „Frontu burzowego” trudno o nim rzec wiele więcej. Ot, czytelnik ma go polubić na tyle, by mu kibicować i sięgnąć po kolejny odcinek jego przygód.
Mnie osobiście nieco drażniło to, że Dresden jest cokolwiek, że tak to kolokwialnie ujmę, ciapowaty. Co najmniej kilkakrotnie można się było domyślić powiązań, przyczyn i konsekwencji znacznie szybciej niż detektyw. A już w osłupienie wprawiła mnie scena, gdzie w ręce Harry’ego trafia dowód w sprawie i zarazem ważny trop, a bohater zamiast zapoznać się z informacjami, po prostu je niszczy. Z jednej strony Dresden jest potężnym magiem, z drugiej często pada ofiarą fizycznej przemocy. Inną problematyczną kwestią jest posiadany przez niego odpowiednik wzroku astralnego. Powstaje pytanie, dlaczego bohater nie korzysta z niego częściej
2). Regularnie pojawiają się sceny, w których protagonista najpierw użala się nad tym, jak to znalazł się w poważnych opałach, bo zapomniał swojej laski, nie ma odpowiedniego amuletu, moc mu się wyczerpała itp., by za chwilę znajdować sposób przezwyciężenia tych trudności. Raz na tom takie rozwiązanie byłoby emocjonujące, ale że autor stosuje je kilkakrotnie, czytelnik zastanawia się, dlaczego w takim razie Dresden nie zaczął bardziej się zabezpieczać, albo – jeśli i tak sobie radzi – czemu z taką emfazą narzeka po raz kolejny.
Magia we „Froncie burzowym” jest „magią fabularną” – bohater może (lub nie) to, co jest potrzebne do takiego a nie innego poprowadzenia wątku. Butcher zdecydował się na rozwiązanie klasyczne, a mianowicie moc jest siłą czerpaną z natury. Magia i technologia są sobie przeciwstawne – np. Dresden jako silny czarodziej samą swoją obecnością zakłóca działanie wszelkiego rodzaju urządzeń. Na kartach książki pojawiają się dosyć typowi przedstawiciele fantastycznej gromadki ras – wampiry i elfy. Sądząc po opowiadaniu z antologii „Niebezpieczne kobiety”, im dalej w cykl, tym więcej rozmaitych istot, w większości znanych z legend i mitów. Jeśli chodzi o kreację świata, Butcher nie odsłania zbyt wielu kart, choć to wydaje się zrozumiałe w przypadku pierwszej części wielotomowego cyklu.
Autor „Akt Dresdena” posługuje się przezroczystym stylem, podporządkowanym przedstawianiu wydarzeń. Od czasu do czasu pojawiają się celne i zwięzłe opisy: „niebo było coraz ciemniejsze od narastających zwałów chmur i zbliżającego się zmierzchu. Światło wydawało się dziwne, jakby zielonkawe; liście drzew (…) rysowały się zbyt ostro, zbyt szorstko, a żółte linie na jezdni zbyt blado.” Dzięki temu „Front burzowy” czyta się szybko. Z drugiej strony – już po lekturze odnosi się wrażenie obcowania z czymś błahym. Ot, można sobie umilić kilka godzin a potem zapomnieć. Chyba, że ktoś szczególnie polubi głównego bohatera.
Siergiej Łukjanienko
‹Nocny Patrol›
Wkraczając w Zmrok z walkmanem na uszach
We „Froncie burzowym” będące miejscem akcji Chicago jest zaledwie dość bladym tłem. Tymczasem Moskwa z „Nocnego patrolu” została opisana bardziej pieczołowicie, z dbałością o oddanie specyfiki zarówno poszczególnych lokacji, jak i rosyjskich realiów. Wizja jest zdecydowanie bardziej ponura – policja zajmuje się przede wszystkim wypatrywaniem ludzi, którym można postawić mandat, lub od których da się wyłudzić łapówkę, przekroczenie pewnego pułapu zarobków przyciąga uwagę mafii, bohaterowie są przekonani, że prowadzenie uczciwego życia jest trudniejsze i przynosi mniej korzyści niż drobne krętactwa. Potwierdzenie znajdzie tu też stereotyp o rosyjskim zamiłowaniu do alkoholu. Bohaterowie nie tylko często sięgają po wysokoprocentowe trunki, ale też czynią z picia swego rodzaju filozofię – wódka ma uczynić życie i świat znośniejszymi.
Jednak, pomimo trudności, główny bohater jest patriotą. Nie chciałby żyć nigdzie indziej a do wszelkiego rodzaju usterek i niedogodności podchodzi z również stereotypowym rosyjskim fatalizmem.
Warstwa „magiczna” powieści Łukjanienki wypada dobrze, ale nie jest zupełnie oryginalna. Zmrok i jego warstwy kojarzą mi się z Umbrą/Cieniem ze Świata Mroku, nie ośmielę się jednak wyrokować, czy to istotnie zapożyczenie, czy też wspólne inspiracje. Opisy przestrzeni, do której mogą wkraczać Inni oraz ich podejmowanych tam działań wypadają klimatycznie. Spodobały mi się liczne drobne pomysły – natura i sposób manifestowania się klątw, zdolność kotów do przebywania w wielu warstwach rzeczywistości jednocześnie, treść artykułów gazet czytanych w Zmroku, czy manipulacje prawdopodobieństwem. W kwestii nadnaturalnych istot, tu nazywanych Innymi, Łukjanienko także nie wprowadza nowości, są magowie, wampiry i wilkołaki.
W kwestii samej magii, mam kilka wątpliwości (być może kwestia została szerzej opisana w kolejnych tomach). Z jednej strony bowiem jest wspomniane o pozyskiwaniu mocy z ludzi i o tym, że dla magów Światła to rzecz trudna i wiążąca się z poważnymi konsekwencjami. Bohaterom zdarza się jednak posługiwać magią dla zabawy. Wydaje mi się, że sztuka manipulacji materią jest związana z wykorzystywaniem właściwości Zmroku, podczas gdy siła pobierana od ludzi służy do rzucania bardziej poważnych zaklęć. Ale pewna nie jestem. Ponadto dostrzegam niekonsekwencje – Anton twierdzi, że jasnym trudno jest kłamać, nie mogą czynić zła, muszą pomagać i chronić, praktycznie nie mogą postępować egoistycznie, podczas gdy czytelnik ma okazję obserwować coś dokładnie odwrotnego (choć tu akurat najprawdopodobniej to bohater jest naiwny).
Na pochwałę zasługuje pomysł na połączenie wątku walki magów Światła i Ciemności z motywem równowagi tych sił. W czasie, w którym toczy się akcja „Nocnego patrolu”, panuje zawieszenie broni. Jego realizacja jest zaś, rzekłabym, przepojona rosyjskim duchem – jest administracja, przepisy oraz system surowych kar, a poniżej poszczególne jednostki zawierają pomniejsze układy, handlują pozwoleniami na dokonywanie dobrych i złych czynów, przymykają oczy na drobniejsze wykroczenia, jeśli mogą odnieść z tego korzyści.
W „Nocnym patrolu” zwraca uwagę niejednoznaczność moralna. Anton wierzy, że przynależność do Jasnych bądź Ciemnych znacząco ogranicza wolę Innych w porównaniu ze zwykłymi ludźmi, lecz bohaterowie „Nocnego Patrolu” nie są źli lub dobrzy. W pierwszym tomie cyklu więcej uwagi poświęcono magom Światła, tym niemniej ważną postacią, budzącą w czytelniku ciekawość a nie niechęć, jest stojący po drugiej stronie barykady potężny czarnoksiężnik Zawulon. W kreacji świata i postaci dostrzegam echa „Mistrza i Małgorzaty”.
U Butchera uwaga czytelnika skupia się na Dresdenie a pozostali bohaterowie zajmują dalsze plany. Łukjanienko, mimo tego, że również stosuje narrację pierwszoosobową, kreśli kilka wyrazistych portretów współpracowników i wrogów Gorodeckiego.
Z drobniejszych kwestii, podobają mi się wplatane w powieść teksty piosenek (jest to zresztą kolejna książka fantasy rosyjskiego autora, gdzie zastosowano taki zabieg).
Żeby zaś nie tylko chwalić – w trzech kolejnych częściach składających się na „Nocny patrol” Łukjanienko raz po raz korzysta z tych samych rozwiązań, przede wszystkim powraca motyw skomplikowanego planu, uwzględniającego wszystkie zmienne. Ponadto, choć ma to swoją magiczną podstawę, wyjaśnienie, że potężni Inni potrafią przewidywać wydarzenia, nie do końca przekonuje. Zresztą, oni dostrzegają głównie prawdopodobieństwa zajścia określonych wydarzeń. Jeśli więc magowie Światła i Ciemności mają podobne zdolności prekognicji, nie powinno być tak łatwo realizować skomplikowane intrygi, w których dziesiątki rzeczy mogą pójść nie tak. W pierwszej historii domyśliłam się, kto rzucił klątwę dużo wcześniej niż członkowie Nocnego Patrolu. Rozczarowało mnie także zakończenie całości, przyznam, że spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego. Czasem też nużyły mnie rozwlekłe dywagacje Gorodeckiego dotyczące etyki. Monologi wewnętrzne na półtorej strony, nie okraszone odkrywczymi stwierdzeniami bywały nieco zniechęcające. Ach, i ta wiara Antona, że naczalstwo ma zawsze rację. Ciekawe, czy przetrwa w kolejnych tomach… A skoro o wierchuszce mowa, nie przekonał mnie pomysł na udział magów w budowaniu ustroju komunistycznego. Spodziewałabym się, że istoty żyjące po kilkaset lat nie będą aż tak naiwne.
Styl Łukjanienki nie budził moich zastrzeżeń, jest bardziej wyrazisty niż styl Butchera, choć nadal silnie podporządkowany treści.
Nadeszła pora na rozstrzygnięcie – w tym starciu punkt dla Rosji, „Nocny patrol” uważam za ciekawszy i bardziej złożony od „Frontu burzowego”. Co nie znaczy, że pierwszy tom „Akt Dresdena” jest złą książką.

1) Oczywiście tylko wtedy, jeśli paranormal romance potraktować jako osobną podkonwencję.
2) Odpowiedź, że gdyby czynił to rutynowo, rozwiązałby sprawę znacznie wcześniej, nie do końca mnie satysfakcjonuje.
Wydaje mi sie, że bardziej na miejscu było by porównanie Akt Dresdena z cyklem Felix Castor Mike'a Carey'a