Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Richard Morgan
‹Trzynastka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTrzynastka
Tytuł oryginalnyBlack Man
Data wydania1 sierpnia 2008
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
ISBN978-83-7418-205-8
Format592s. 161×240mm; oprawa twarda
Cena49,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Trzynastka

Esensja.pl
Esensja.pl
Richard Morgan
« 1 9 10 11 12 13 17 »

Richard Morgan

Trzynastka

Sev, w tych czasach prochami napycha się całe to cholerne miasto. Pogódź się z tym.
Wycisnęła z folii kilka wojskowych kapsułek i właśnie miała je przełknąć, gdy dotarł do niej obraz widziany kątem oka.
Weszła z powrotem do sypialni.
– Hej.
Dziewczyna w łóżku nie mogła mieć więcej niż osiemnaście czy dziewiętnaście lat. Mrugając po obudzeniu, wydawała się jeszcze młodsza. ale ciało pod prześcieradłem było zbyt pełne jak na spojrzenie dziecka. Usiadła i tkanina zsunęła się z niemożliwie sterczących piersi. Sądząc po tym, jak się ruszały, efekt zapewniała podskórna siatka mięśniowa, a nie implanty. Kosztowna robota jak na kogoś tak młodego. Sevgi uznała, że to czyjaś zdobycz randkowa, z tych fałszywych bonobo, ale miała zbyt silnego kaca, by przypisać jej twarz do kogoś na imprezie. Może ten, kto ją przyprowadził, zbyt się upił, by przy wyjściu zabrać ze sobą wszystkie zabawki.
– Kto ci powiedział, że możesz tu spać?
Dziewczyna znów zamrugała.
– Ty.
– Ach. – Gniew Sevgi wyparował. Stłumiła kolejną falę mdłości i przełknęła. – No dobra, zbieraj swoje rzeczy i wracaj do domu. Koniec imprezy.
Wróciła do łazienki, starannie zamknęła drzwi, a potem, jakby dla podkreślenia własnych słów, schyliła się i zwymiotowała do ubikacji.
• • •
Kiedy już była pewna, że ich nie zwróci, połknęła tabletki k37, popijając je szklanką wody, po czym stanęła oparta o ścianę pod ciepłym prysznicem, czekając, aż poczuje skutki. Nie trwało to długo. Podrasowane chemikalia leku przygotowano nie tylko pod kątem jasnego myślenia, ale i szybkiego działania, a pustka w żołądku jeszcze to przyspieszyła. Łupanie w głowie zaczęło przygasać. Odkleiła się od wykafelkowanej ściany, sięgnęła po żel i zaczęła się szorować. Nasiąknięta masa jej włosów gładko poddała się i ustąpiła, a piana spłynęła po jej ciele w gęstych kłębach. Przypominało to zdzieranie z siebie noszonych kilka dni ubrań. Poczuła w sobie nową siłę i skupienie. Gdy dziesięć minut później wyszła spod prysznica, ociekając wodą, jej ból siedział ukryty za warstwą chemicznego bandażu, a jego miejsce zajęła przenikliwa błyskotliwość.
Co niekoniecznie było błogosławieństwem. Susząc się przed lustrem, zauważyła ciało zbierające się na jej pośladkach i się skrzywiła. Od miesięcy nie odwiedzała siłowni, a jej domowy Cassie Rogers AstroTone – używany przez prawdziwy personel MarsTrip! – porastał kurzem niczym sflaczały cyrkowy namiot. Obciążające dowody zaniedbań miała wprost przed sobą i nie można było się ich pozbyć, biorąc wojskowe tabletki, jak w przypadku bólu. Przez jej umysł przebił się obraz niedorzecznie idealnych krągłości dziewczyny w jej łóżku, sprężystego biustu z salonu mody. Spojrzała na wypukłości własnych piersi, zaczepionych dość nisko na klatce i odchylających się na boki.
Pieprzyć to, Sevgi, masz za sobą trzydziestkę. Przecież nie próbujesz już imponować chłopakom przy Moście Bosforskim, prawda? Daj spokój. Zresztą zaraz masz okres, to pogarsza sprawę.
Jej schnące włosy zaczynały już nabierać zwyczajowego kształtu niechlujnej czarnej szopy. Przeczesała je kilka razy szczotką, po czym z niechęcią dała spokój. Z lustra spojrzało na nią jej głównie arabskie dziedzictwo: szeroko rozstawione, wysokie kości policzkowe, jastrzębi nos, pełne wargi i brązowe oczy o ciężkich powiekach. Ethan powiedział kiedyś, że miała w twarzy coś z tygrysa, ale Sevgi o zmysłach wyostrzonych syndem i bez makijażu podejrzewała, że dzisiaj wyglądała raczej jak niezadowolona wrona. Obraz wymusił uśmiech na twarzy i zakrakała do siebie w lustrze. Rzuciła ręcznik i poszła się ubrać. Odkryła pragnienie kawy.
Jak można było się spodziewać, kuchnia wyglądała niczym pole bitwy. Każda dostępna powierzchnia została zastawiona stertami naczyń. Sevgi wypatrzyła w szczątkach talerze z imprezy – przypominające szmatki, ciemnozielone ślady po miejscach, gdzie na talerzach leżały faszerowane liście winogron, kruche fragmenty ciasta sigara börek, zimny bakłażan z pomidorem w oliwie, pół wywróconego do góry nogami lahmacun, wyglądającego jak sztywna, wyschnięta ścierka. W zlewie piętrzyła się krzywa wieżyczka foremek niczym jakiś automatyczny pajacyk na sprężynie. Na podłodze pod jedną ze ścian w równych rzędach ustawiono butelki eksportowego Efesa, wypełniające kuchnię kwaśnawym zapaszkiem.
Dobra impreza.
Pochwałę wybełkotało kilku z wychodzących gości. Potwierdziła je nagła lawina wspomnień, grupy znajomych wypełniających mieszkanie, rozciągniętych na sofach i poduszkach, jedzących, pijących i gestykulujących z pełnymi ustami, pełnych miłego rozbawienia. To naprawdę była dobra impreza.
Jasne – szkoda tylko, że musiałaś później wykończyć tę flaszkę irlandzkiej.
Czemu to zrobiłaś, Sev?
Poczuła, drgnięcie mięśni twarzy i wiedziała, że jej spojrzenie stwardniało od wypełniającego ją uczucia.
Wiesz, czemu.
Za myślą nadszedł synd, jaskrawy i ostry. Nagle zrozumiała, jak łatwo byłoby w takim stanie umysłu kogoś zabić.
Odezwał się telefon, cicho i rozsądnie, jak wgryzanie się w wełnę.
– Mam na linii zarejestrowany kontakt, Toma Nortona. Przyjmiesz połączenie?
Niczym cegła walnęło ją przypomnienie, co miała dziś do zrobienia.
Jęknęła i poszła po resztę środków przeciwbólowych.
• • •
Pierwsze, co się nie zgadzało, to samochód.
Norton zazwyczaj jeździł absurdalnie wielkim, antycznym cadillakiem z miękkim dachem, na którym można było się opalać, i olbrzymim grillem chłodnicy. Był przy tym cholernie dumny ze swojego wozu, co było dziwne, biorąc pod uwagę jego historię. Zbudowany w jakimś warsztacie w Alabamie lata przed urodzeniem Nortona, był to pojazd, za jazdę którym zostałby w Nowym Jorku natychmiast aresztowany, gdyby nie zapłacił prawie dwukrotnej jego wartości za wymianę oryginalnego silnika na napęd magnetyczny z nieprodukowanych już japońskich motorówek. Wywalił potem jeszcze miesięczna pensję na gruntowne pokrycie go polimerami, uwieczniając kolekcję zadrapań i wgnieceń zebranych we wcześniejszym życiu w Jezusowie. Sevgi nie potrafiła go przekonać, że była to w zasadzie metafora głupot przeszłości, z której pochodził.
Dzisiaj w ostrym blasku syndu zrozumiała, że był to rodzaj samochodu, jaki bardzo chciałby mieć Ethan, i właśnie dlatego to odstępstwo Nortona od poza tym nieskazitelnej męskości Manhattanu czasami budziło w niej cichą złość.
Dzisiaj nim nie przyjechał.
Zamiast tego, gdy wyszła na ulicę – wciąż naciągając na ramiona wybrany losowo żakiet – podniósł się z tylnego siedzenia ciemnoniebieskiej kropli autojazdu, ewidentnie ze stajni INKOL. Stojąc tam, wyglądał gładko i w sposób pełen opanowania jak pojazd, z którego wysiadł – poezja eleganckiej kompetencji. Krótko przycięte włosy pobłyskiwały na słońcu srebrnymi nitkami, lekko niebieskie oczy mrużyły się na pięknie opalonej twarzy przyszłego kandydata do prezydentury.
Posłał jej swój klasyczny półuśmieszek.
– Cześć, Sev. Radosna i kwitnąca?
– Jasne.
– O której się to w sumie skończyło? – Wrócił do domu dobrze przed północą, na ile pamiętała, i nie korzystał z chemikaliów.
– Nie pamiętam. Późno.
Przepchnęła się obok niego i wsiadła do samochodu, przesuwając się w głąb, by zrobić mu miejsce. Drzwi opadły i kropla ruszyła gładko, skręcając na Zachodnią 118. Otoczył ich ruch miejski. Przejechali cztery przecznice, zanim Sevgi skojarzyła kierunek i doznała drugiego dziś dysonansu wobec spodziewanego przebiegu dnia.
– Co jest, zostawiłeś coś w biurze?
– Nie jedziemy do biura, Sev.
– Tak, wydawało mi się, że tak właśnie ustaliliśmy wczoraj. Więc czemu jedziemy na wschód?
Norton znów się uśmiechnął.
– Nie jedziemy też do Kaku. Zmiana planów. Dzisiaj nie zaznasz nieważkości.
Ulga, jaką poczuła na tę wieść, zadziałała niczym słońce na skórze, rozgrzewając ją i ustępując miejsca wszelkiej ciekawości. Naprawdę nie miała ochoty na wykręcającą wnętrzności jazdę windą w górę nanokratownicy Kaku ani poruszanie się w nieważkości na górze. W ośrodku przy kratownicy mieli leki łagodzące objawy obu doświadczeń, ale nie była pewna, czy można było je mieszać z krążącym w jej żyłach syndem. A myśl o rozpoczynaniu śledztwa w tym stanie – ze zmaltretowanym mózgiem i żołądkiem buntującym się z powodu braku ciążenia i Ziemi obracającej się gdzieś tam cholernie daleko – wystarczyła, by zaczęły jej się pocić dłonie.
– Dobra. To może zechcesz łaskawie mi powiedzieć, gdzie jedziemy?
– Jasne. Terminal suborbitalny JFK. O jedenastej mamy prom do SFO.
Sevgi wyprostowała się na siedzeniu.
– Co się stało, „Horkan’s Pride” nie trafił w do gniazda w doku?
« 1 9 10 11 12 13 17 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Duchy w powłokach
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Modyfikowany węgiel
— Miłosz Cybowski

Berserker yaoi
— Michał Kubalski

Takeshi na mokro
— Eryk Remiezowicz

Bez siły charakteru
— Eryk Remiezowicz

Coraz wyżej
— Eryk Remiezowicz

Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.