Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Richard Morgan
‹Trzynastka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTrzynastka
Tytuł oryginalnyBlack Man
Data wydania1 sierpnia 2008
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
ISBN978-83-7418-205-8
Format592s. 161×240mm; oprawa twarda
Cena49,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Trzynastka

Esensja.pl
Esensja.pl
Richard Morgan
« 1 7 8 9 10 11 17 »

Richard Morgan

Trzynastka

Rozdział 3
6:13
Pasma niskich chmur na spłukanym niebie przedświtu. Ostatnia nocna mżawka wciąż błyszczy na czarnych metalowych pancerzach promów, lśni na wiecznobetonowym lądowisku, a woda miejscami wciąż unosi się w powietrzu. Joey Driscoll wyszedł z kantyny, trzymając w dłoniach wysokie pojemniki samogrzejącej się kawy, szeroko rozstawiając ręce, jakby dla zachowania równowagi, z oczami przymkniętymi sennością końca zmiany. Jego usta rozdarło potężne ziewnięcie.
Syrena zawyła wznoszącą nutą, niczym groźba olbrzymiej wiertarki dentystycznej.
– Och, na litość…
Przez chwilę stał pełen zmęczonego niedowierzania – potem kubki z kawą upadły na wiecznobeton, a on biegł z rezygnacją do zbrojowni. Syreny w górze dotarły do końca swej nuty i po chwili przerwy na nowo podjęły śpiew. Duże panele LCLS w nadprożach hangaru rozjarzyły się błyskającą czerwienią. Po lewej przez ryk syren usłyszał głęboki hurgot uruchamianych turbin promów szybkiego reagowania. Nie więcej niż półtorej minuty do chwili osiągnięcia pełnych obrotów. Kolejne dwie na załadowanie załogi, a potem wystartują, podskakując na lądowisku jak psy próbujące urwać się z przykrótkiej smyczy. Każdy, kto spóźni się na pokład, ryzykuje utratą jaj.
Dotarł do drzwi zbrojowni w chwili, gdy ze środka wypadła Zdena w niedopiętej kamizelce taktycznej, przekrzywionym hełmie i z bronią wciąż niezaładowaną po zdjęciu ze stojaka. Gdy go zobaczyła, na jej słowiańskiej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Gdzie moja cholerna kawa, Joe? – Musiała przekrzyczeć syreny.
– Pływa po betonie. Chcesz ją, to idź wylizać. – Ze złością machnął w stronę syren. – No wiesz, cholera. Czterdzieści minut do końca zmiany i trafia się nam takie łajno.
– Za to nam płacą, kowboju.
Wsadziła magazynek do karabinu i go zabezpieczyła, po czym przycisnęła broń do długiej łaty samolepu na biodrze i skupiła się na zaciąganiu sprzączek kamizelki taktycznej. Joe przecisnął się obok niej.
– To oni nam płacą?
W zbrojowni panował zgiełk alarmu. Tuzin ludzi krzyczących, przeklinających przestarzały sprzęt, śmiechem zwalniających napięcie. Joe chwycił kamizelkę i hełm ze sterty na blacie, ale nie zawracał sobie głowy ich zakładaniem. Doświadczenie nauczyło go robić to we wnętrznościach pojazdu szybkiego reagowania, gdy wznosił się nad wodami Pacyfiku. Chwycił lufę swojego karabinu stojącego w statywie, siłował się przez chwilę z zatrzaskiem, w końcu uwolnił broń szturmową i ruszył z powrotem do drzwi.
Cholerne czterdzieści minut.
Zdena siedziała już na opuszczonej rampie Niebieskiego Jeden z luźno założonym hełmem, bez maski, szczerząc się do niego, gdy z wysiłkiem podbiegł i niezgrabnie wciągnął się na pokład. Nachyliła się, żeby przekrzyczeć wycie turbin.
– Cześć, kowboju. Gotów na ostry taniec?
Nigdy nie potrafił dojść, czy udawała rosyjski akcent, czy nie. Nie pracowali jeszcze tak długo, przyszła z nowo zatrudnionymi w końcu maja. Przypuszczał – a etykieta kategorycznie zabraniała o to pytać – że należała do licencjonowanej zagranicznej siły roboczej, w każdym razie na tyle legalnej, na ile on był. Choć wątpił, żeby jak on skakała przez płot. Bardziej prawdopodobne, że pochodziła z syberyjskiego wybrzeża albo z którejś z tych tratw fabrycznych dalej na południe – element tej pieprzonej płynności siły roboczej Wybrzeża Pacyfiku, o której tyle się mówiło. Oczywiście, z tego, co wiedział, mogła być równie dobrze urodzona i wychowana na Zachodnim Wybrzeżu. W takich miejscach zniekształcony angielski nie musiał niczego znaczyć. Tu nie było tak jak w Republice, gdzie ściśle wymuszali angielski, karząc dzieciaki w szkołach za używanie czegokolwiek innego. W Państwach Wybrzeża angielski był wyłącznie językiem handlowym – człowiek uczył się go na tyle, na ile był mu potrzebny, co w zależności od barrio, w którym się dorastało, nie musiało oznaczać wiele.
– Musisz przestać… – wciąż dyszał po sprincie, brakło mu powietrza – oglądać te wszystkie stare filmy, Zed. To będzie pieprzony patrol do boi na głębokie wody. Wystraszymy jakiegoś durnego farmera planktonu, który zapomniał zaktualizować swoje przepustki na ten miesiąc. Cholerna strata czasu.
– Nie sądzę, Joe. – Zdena kiwnęła głową w stronę pozostałych promów. – Podrywają cztery jednostki. Cholernie duża siła ognia jak na farmera planktonu.
– Dobra, dobra. Zobaczysz.
Start przebiegł dość gładko, przynajmniej dla ich statku. Wyglądało na to, że pomimo wcześniejszych jęków opłaciły się nieustanne ćwiczenia z ostatniego miesiąca. Ośmiu żołnierzy na pokładzie, standardowa siła grupy uderzeniowej, wszyscy przypięci do foteli przeciwprzeciążeniowych wzdłuż wewnętrznych ścian brzucha promu i uśmiechający się z napięciem. Joe zdążył już pozapinać swoją kamizelkę taktyczną i podpiąć czujniki monitorów funkcji życiowych, choć zastanawiał się, czy ktokolwiek zawracał sobie głowę ich monitorowaniem, od kiedy zmniejszyli załogę dowodzenia w kokpicie z trzech do dwóch osób. Ale przynajmniej automatyczny medyk będzie uważał na niego w strzelaninie, a ponadto kamizelka była dobrym miejscem na upchnięcie wszystkich zapasowych magazynków i narzędzi do abordażu.
W słuchawce w uchu zabrzmiała odprawa, powtarzana echem przez głośniki w dachu promu.
Doszło do wtargnięcia powietrznego klasy drugiej, powtarzam, wtargnięcia powietrznego klasy drugiej, nie spodziewamy się walki…
Wychylił się i z triumfem kiwnął głową Zdenie: – Cholera, mówiłem ci.
…mimo wszystko należy zachować gotowość bojową. Podczas całej misji obowiązkowe są maski i rękawice, należy zastosować żel przeciwskażeniowy, jak w przypadku operacji z zagrożeniem biologicznym. Zwracam uwagę, że nie ma powodu spodziewać się sytuacji zagrożenia biologicznego, to tylko środki ostrożności. Mamy tu do czynienia ze zwodowanym statkiem kosmicznym INKOL, powtarzam, zwodowany statek kosmiczny INKOL wewnątrz strefy brzegowej…
Zdena posłała mu ostre spojrzenie.
– Pieprzony statek kosmiczny? – z niedowierzaniem krzyknął ktoś z siedzenia pod drugą ścianą.
…grupy medyczne pozostaną w gotowości do czasu, aż Drużyna Niebieska zakończy rekonesans. Bądźcie przygotowani na ofiary rozbicia. Drużyna wejdzie do akcji w następujących grupach: zespół alfa, Driscoll na przedzie, za nim Hernandez i Zhou. Zespół beta…
Dał sobie spokój, nic nowego. Aktualna rotacja przydziałów ustawiła go na przedzie na następne trzy tygodnie. Teraz nie potrafił się zdecydować, czy wciąż był zły, czy zadowolony. To będzie cholerny odlot. Poza TV i paroma wirtualnymi wycieczkami w muzeum INKOL w Santa Cruz nigdy nie widział prawdziwego statku kosmicznego, ale wiedział jedno – nie sadzali tych mamutów na Ziemi. Nie robili tego od czasu, gdy wszędzie powstały wieże z nanokratownic, niknące w chmurach niczym stalowoczarne łodygi fasoli z tej cholernie głupiej historii, którą dziadek opowiadał mu w dzieciństwie. Jedyne statki kosmiczne, jakie Joe znał poza historycznymi zdjęciami, to były te pojawiające się czasem pod koniec wiadomości, dokujące dostojnie do kapeluszy tych bajecznych tyczek wycelowanych w niebo, ich jedynego ekonomicznego znaczenia. Ładunek holownika „Tkacz”, który właśnie wrócił z Habitatu 9, prawdopodobnie spowoduje w tym kwartale spore zamieszanie na rynku metali szlachetnych. Ustawodawstwo zaproponowane przez Stowarzyszenie Afrykańskich Państw-Producentów Metali w celu ochrony ziemskiego przemysłu wydobywczego wciąż tkwi w komisjach Światowej Organizacji Handlu, gdzie przedstawiciele Konsorcjum Habitatu 9 argumentują, że tego rodzaju ograniczenie handlu…
I tak dalej. W tych czasach statki kosmiczne zostawały tam, gdzie ich miejsce, i wszystko, co przewoziły, docierało na Ziemię za pomocą wind kratownic. Doskonała kwarantanna, usłyszał kiedyś późno w nocy gadającą głowę, na dodatek wyjątkowo wydajna energetycznie. Lądujący statek kosmiczny był scenariuszem z taniego filmu katastroficznego albo jeszcze tańszego paranoidalnego serialu o inwazji obcych w jezusowskich kanałach wideo. Ponieważ jeśli faktycznie do tego doszło, mogło to znaczyć tylko jedno – gdzieś coś poszło bardzo nie tak.
Stary… muszę to zobaczyć…
Wciąż nakładał na twarz żel biouszczelniający, gdy prom wykręcił i otworzyła się rampa z tyłu. Wraz z rykiem turbin do środka wdarły się zimne pacyficzne powietrze i szare światło świtu. Odpiął się i przesunął wzdłuż liny do windy linowej. Puls przyspieszył w skroniach, a we krwi krążyło coś zbyt fajnego, żeby być strachem. Założył maskę na twarz, ściągnął filtr oddechowy i docisnął wszystko do biouszczelniacza. Wiatr od oceanu na zewnątrz chłodził wciąż odsłonięte skrawki skóry po obu stronach maski. Krzywizna przepuszczalnego tylko w jedną stronę, odpornego na uderzenia szkła i ciepłe, bursztynowe linie wyświetlacza dawały iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, jakby za osłoną ukrywało się całe ciało, a nie tylko fragment twarzy. Cały czas ich przed tym ostrzegali. Robił to jakiś kiepsko renderowany wirtualny sierżant musztry w tanim teksańskim oprogramowaniu stanowiącym wszystko, na co pozwalał budżet Ochrony Filigree Steel. Z niewiadomych powodów fatalnie zsynchronizowana postać miała brytyjski akcent. Świadomość całego ciała, durniu! – ryczał program za każdym razem, gdy uruchomił jeden z aktywatorów. Nogi masz wynajęte? Czy twoja klata to tymczasowy dodatek? Świadomość całego ciała to jedyna rzecz, która utrzyma całe twoje ciało przy życiu.
Dobra, dobra. Niech będzie.
Zatrzasnął karabinek na kamizelce, odwrócił się twarzą do wnętrza promu i kamery obserwacyjnej zamocowanej w suficie. Palcem wskazującym i kciukiem wykonał znak OK. Zakaszlał do mikrofonu indukcyjnego na krtani.
– Szpica, gotów do misji.
Potwierdzam, szpica. Na mój znak. Trzy, dwa, jeden… skok.
Lina ożyła z szarpnięciem, a on niezdarnie odbezpieczył trzymany w obu dłoniach karabin szturmowy, wychylając się tak, by widzieć, co znajduje się pod nim. Z początku były to tylko nieustannie przetaczające się fale Pacyfiku, uciekające we wszystkie strony. Potem zauważył statek. Nie tego się spodziewał: wyglądał jak ledwie unoszące się na powierzchni, olbrzymie plastikowe opakowanie omywane wodą. Kadłub był prawie całkiem spalony na czarno, ale dostrzegł ślady białych pozostałości po nanotechnicznie wytrawionych literach, jakiś rodzaj korporacyjnego logo, które zapewne spłonęło podczas wejścia w atmosferę. Opadł niżej i zobaczył coś, co wyglądało jak otwarty właz w części wciąż wystającej nad wodą.
– Uch, dowództwo, jesteście pewni, że to coś nie utonie?
– Potwierdzam, szpica. Zgodnie z parametrami INKOL to nie ma prawa utonąć.
– Tylko że mam tu otwarty właz, a przy tym wietrze i falach przypuszczam, że do środka musi dostawać się woda.
« 1 7 8 9 10 11 17 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Duchy w powłokach
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Modyfikowany węgiel
— Miłosz Cybowski

Berserker yaoi
— Michał Kubalski

Takeshi na mokro
— Eryk Remiezowicz

Bez siły charakteru
— Eryk Remiezowicz

Coraz wyżej
— Eryk Remiezowicz

Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.