Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

George R.R. Martin
‹Światło się mroczy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚwiatło się mroczy
Tytuł oryginalnyDying of the Light
Data wydania9 marca 2004
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca Zysk i S-ka
ISBN83-7298-540-5
Format348s. 125×183mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Światło się mroczy

Esensja.pl
Esensja.pl
George R.R. Martin
« 1 6 7 8

George R.R. Martin

Światło się mroczy

Zebrał ze stołu talerze i ruszył z nimi do kuchni. Przy drzwiach zatrzymał się jednak i obejrzał przez ramię, spoglądając przelotnie w oczy Dirka.
Ten przypomniał sobie słowa, które usłyszał od Jaana na dachu.
„Ja istnieję. Pamiętaj o tym”.
– Kiedy ostatnio latałeś na powietrznym ślizgu? – zapytała go Gwen, gdy wkrótce potem spotkali się na dachu. Przebrała się w jednoczęściowy kameleonowy kombinezon matowej, szarawoczerwonej barwy, który spowijał ją od butów aż po szyję. Opaska utrzymująca na miejscu jej czarne włosy wykonana była z tej samej tkaniny.
– Jak byłem dzieckiem – odparł Dirk. Miał na sobie identyczny strój. Gwen dała mu go, by mogli się wtopić w tło lasu. – Na Avalonie. Ale jestem gotów spróbować. Kiedyś radziłem sobie całkiem nieźle.
– W takim razie dasz sobie radę – orzekła Gwen. – Nie będziemy mogli lecieć zbyt szybko ani nie dotrzemy szczególnie daleko, ale to nie powinno mieć znaczenia.
Otworzyła bagażnik szarego autolotu w kształcie manty i wyjęła stamtąd dwie srebrne paczuszki oraz dwie pary butów.
Dirk ponownie usiadł na skrzydle autolotu, by zmienić buty i zawiązać sznurowadła. Gwen rozwinęła ślizgi, dwa prostokąty cienkiego jak bibułka metalu, tak małe, że ledwie można było na nich stanąć. Kiedy rozpostarła je na dachu, Dirk zauważył cienkie przewody siatek grawitorowych, wmontowanych w ich spód. Stanął na jednym ze ślizgów, starannie ustawiając stopy. Metalowe podeszwy butów wskoczyły na miejsce i ślizg zesztywniał. Gwen wręczyła mu sterownik i Dirk owiązał go sobie wokół pasa, tak że końcówka znajdowała się na wysokości dłoni.
– Z Arkinem zawsze poruszamy się po lesie na ślizgach – wyjaśniła mu, klękając, by zawiązać sobie buty. – Oczywiście, autolot jest dziesięć razy szybszy, ale nie zawsze łatwo jest znaleźć dużą polanę, na której można wylądować. Ślizgi dobrze nadają się do prowadzenia obserwacji z bliska, pod warunkiem że nie próbujemy zabierać dużo sprzętu i nigdzie nam się nie śpieszy. Garse mówi, że to zabawki, ale… – Wstała, weszła na swój ślizg i uśmiechnęła się. – Gotowy?
– No jasne – odparł Dirk, muskając palcem srebrzystą płytkę, którą trzymał w prawej dłoni. Zrobił to odrobinę za mocno. Ślizg wyrwał do przodu i w górę, pociągając za sobą jego stopy, podczas gdy reszta ciała pozostała z tyłu. Dirk przekoziołkował, omal nie uderzając głową o dach, i pomknął ku niebu. Śmiał się jak szaleniec, zwisając głową w dół.
Gwen podążyła za nim na swym ślizgu. Wspinała się pod wiatr ze zręcznością zrodzoną z długiej wprawy, niczym jakiś dżinn ze światów zewnętrznych, lecący na strzępku srebrzystego dywanu. Gdy dogoniła Dirka, zdołał już zapanować nad sterownikiem na tyle, by się wyprostować, choć nadal kołysał się gwałtownie w przód i w tył, rozpaczliwie usiłując zachować równowagę. W przeciwieństwie do autolotów powietrzne ślizgi nie miały żyroskopów.
– Juhuuuu! – krzyknął, gdy była już blisko. Roześmiana Gwen dopadła go i trzepnęła zdrowo w plecy. To wystarczyło, by znowu stracił równowagę i pomknął pod niebem Larteynu, kręcąc szaleńcze fikołki.
Gwen krzyknęła coś do niego. Dirk zamrugał i zauważył, że zmierza prosto ku wysokiej, czarnej jak heban wieży. Nacisnął przycisk sterownika i pomknął pionowo w górę, nadal usiłując utrzymać równowagę.
Gdy wreszcie go dogoniła, był już wysoko nad miastem i stał wyprostowany.
– Nie zbliżaj się – ostrzegł ją z szerokim uśmiechem. Czuł się głupi i niezgrabny, lecz zarazem pełen radości. – Jeśli jeszcze raz mnie przewrócisz, polecę po latający czołg i strącę cię z nieba laserem, kobieto!
Pochylił się w bok, przesadził z kompensacją i przegiął się gwałtownie w drugą stronę, krzycząc wniebogłosy.
– Jesteś pijany! – zawołała Gwen, przekrzykując głośny wicher. – Za dużo piwa na śniadanie.
Leciała teraz nad nim, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Przyglądała się jego wysiłkom z drwiącą dezaprobatą.
– Te ślizgi chyba są znacznie stabilniejsze, jeśli zwisa się z nich głową w dół – stwierdził Dirk. Wreszcie udało mu się osiągnąć coś w rodzaju równowagi, choć rozkładał szeroko ręce na boki, co wskazywało na to, że ma wątpliwości, czy uda mu się ją zachować.
Gwen zeszła na mniejszą wysokość i znalazła się u jego boku. Leciała pewnie i równo, a ciemne włosy powiewały za nią niczym szalony, czarny sztandar.
– Co ty wyprawiasz? – krzyknęła.
– Chyba już wiem, jak to się robi! – oznajmił. Nadal stał pionowo.
– Świetnie. Spójrz w dół!
Zrobił to, wychylając się poza wątłą platformę, na której stał. Larteyn ze swymi ciemnymi wieżami i wyblakłymi świecikowymi ulicami został z tyłu. Byli bardzo wysoko nad ziemią. Daleko na dole ciągnęły się Błonia. Dirk wypatrzył tam rzekę, krętą wstążkę ciemnej wody pośród spowitej w półmroku roślinności. Wtem zakręciło mu się w głowie, zacisnął dłonie i znowu przewrócił się do góry nogami.
Tym razem Gwen podleciała blisko do niego, gdy zwisał głową w dół. Skrzyżowała ręce na piersiach i uśmiechnęła się szyderczo.
– Naprawdę jesteś głupim dupkiem, t’Larien – poinformowała go. – Czemu nie latasz głową do góry?
Warknął na nią, a przynajmniej spróbował warknąć, lecz wiatr odebrał mu oddech i mógł co najwyżej robić groźne miny. Potem obrócił się głową do góry. Od tego wszystkiego rozbolały go już nogi.
– Popatrz! – zawołał i spojrzał dumnie w dół, by udowodnić, że za drugim razem nie zlęknie się wysokości.
Gwen znowu znalazła się u jego boku. Przyjrzała mu się uważnie i kiwnęła głową.
– Jesteś hańbą dla dzieci Avalonu i ślizgarzy wszystkich światów – oceniła. – Ale chyba wyjdziesz z tego żywy. A teraz powiedz, czy chcesz zobaczyć pustkowia?
– Prowadź, Jenny!
– To musisz zawrócić. Lecimy w niewłaściwą stronę. Musimy przelecieć nad górami.
Wyciągnęła wolną dłoń, ujęła go za rękę i we dwoje zatoczyli szeroką spiralę, zawracając w stronę Larteynu i ściany gór. Z oddali miasto wydawało się szare i wyblakłe. Jego dumne świeciki przybrały w świetle słońc czarną barwę. Góry były majaczącą w oddali barierą mroku.
Pomknęli ku nim we dwoje, wznosząc się stopniowo coraz wyżej, aż wreszcie znaleźli się wysoko nad Ognistym Fortem, wystarczająco wysoko, by przemknąć nad turniami. Ten pułap stanowił właściwie kres możliwości powietrznych ślizgów. Autolot mógł rzecz jasna wzbić się znacznie wyżej, ale to w pełni wystarczało Dirkowi. Ich kameleonowe kombinezony zmieniły kolor na szarobiały. Cieszył się, że ma na sobie ciepły strój, gdyż wiatr był przenikliwy, a szarawy dzień Worlornu niewiele się różnił od nocy.
Trzymali się za ręce, z rzadka wykrzykując jakieś komentarze. Pochylali się pod wiatr to w tę, to w tamtą stronę, aż wreszcie przemknęli nad szczytem jednej z gór i opadli wzdłuż jej zbocza do cienistej, skalnej doliny. Potem pomknęli następną i jeszcze następną, mijając ostre jak sztylety wyniosłości skalne zielonej bądź czarnej barwy, a także wysokie, wąskie wodospady i głębokie przepaście. W pewnej chwili Gwen zapytała, czy chce się ścigać, a on wyraził krzykiem zgodę. Potem pomknęli naprzód tak szybko, jak tylko pozwalały na to ślizgi i ich umiejętności. Wreszcie Gwen ulitowała się nad Dirkiem i zawróciła, by ponownie ująć go za rękę.
Góry opadały w dół na zachodzie równie gwałtownie, jak wznosiły się ku niebu na wschodzie, tworząc wysoką barierę, która osłaniała pustkowia przed światłem wciąż pnącego się w górę po nieboskłonie Kręgu.
– W dół – poleciła Gwen. Dirk kiwnął głową i oboje zaczęli opuszczać się powoli ku ciemnozielonemu gąszczowi rozciągającemu się pod nimi. Byli już w powietrzu od z górą godziny i Dirk czuł się odrętwiały od worlorńskiego wiatru, a większa część jego ciała protestowała przeciwko podobnemu traktowaniu.
Wylądowali głęboko w lesie, nieopodal jeziora, które zauważyli z góry.
koniec
« 1 6 7 8
6 marca 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Po-mroczność Martina
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Po Westeros i okolicach
— Dawid Kantor

Przed lodem i ogniem
— Dawid Kantor

Na ubitej ziemi
— Kamil Armacki

Pieśń nad pieśniami
— Kamil Armacki

O rycerzu twardogłowym
— Miłosz Cybowski

Na skrzydłach innego wiatru
— Beatrycze Nowicka

Nim zawieją wichry zimy
— Kamil Armacki

Smoki tańczą dość niemrawo
— Miłosz Cybowski

Mniej intryg, więcej nudy
— Miłosz Cybowski

Przeczytaj to jeszcze raz: W sieci intryg, spisków i nudy
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.