Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Siergiej Łukjanienko
‹Czystopis›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzystopis
Tytuł oryginalnyЧистовик
Data wydania31 października 2008
Autor
PrzekładEwa Skórska
Wydawca MAG
CyklBrudnopis
ISBN978-83-7480-107-2
Format318s. 115×185mm
Cena29,99
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Czystopis

Esensja.pl
Esensja.pl
Siergiej Łukjanienko
« 1 2 3 »

Siergiej Łukjanienko

Czystopis

– A jakim pan jest funkcyjnym? – pytał dalej Sasza, ciągle z tą samą dobroduszną ciekawością. – Przepraszam, jeśli jestem zbyt natrętny, może nie chce pan odpowiadać…
– Jestem celnikiem – wyznałem, nie dodając, że raczej eks-celnikiem.
– I może pan podróżować?
– Tak.
– Niesamowite! – Samo istnienie funkcyjnych zupełnie go nie dziwiło, jedynie zdolność przemieszczania się. – Za to można by wypić… czy jak?
Wsunął rękę do walizki i gestem sztukmistrza wyjął butelkę martela.
Pokręciłem głową.
– Dziękuję. Lepiej nie. Nad ranem przyjdą celnicy.
Sasza się zaśmiał.
– A to dobre! Funkcyjny, który boi się celników! – Nagle spoważniał. – Granice, cło… ciągle budujemy mury. Prości ludzie mają problemy, a dla bandytów to i tak żadna przeszkoda. I komu to potrzebne?
Dziwna rzecz… Mówił niby szczerze, i ja absolutnie zgadzałem się z jego słowami, a jednak brzmiało to sztucznie, jak przemówienie wygłaszane z trybuny. Mimo woli przypomniałem sobie polityka Dimę. Czyżby to jakaś skaza zawodowa?
– Nikomu to niepotrzebne – przytaknąłem mimo wszystko.
– Weźmy taki Weroz – ciągnął Sasza, zręcznie krojąc basturmę – wygląda jak patchwork, a przecież prawdziwych granic prawie nie ma. Taki miły, sympatyczny światek. Wie pan, czasem się zastanawiam, czyby się tam nie przenieść.
– Niech mi pan powie, jak dowiedział się pan o funkcyjnych? – zapytałem. – I innych światach?
– Muszę wiedzieć takie rzeczy. – Chłopak uśmiechnął się szeroko. – Gdy zostałem referentem u Piotra Piotrowicza, wprowadzono mnie w temat. Sam pan rozumie, niektóre sprawy wymagają mojej stałej obecności przy szefie.
Odniosłem wrażenie, że kluczowe w jego wypowiedzi było to „referent Piotra Piotrowicza”. To już na pewno było hasło rozpoznawcze, które funkcyjny powinien znać… i zareagować.
– Jak on się czuje? – palnąłem na chybił trafił. – Lepiej?
Cóż, zapewne nieznany mi bliżej Piotr Piotrowicz, posiadający zaufanych referentów, ma co najmniej pięćdziesiąt lat. A w tym wieku, w dodatku wśród urzędników z pogranicza „biznesu i polityki” nie ma ludzi absolutnie zdrowych.
Sasza mrugnął i powiedział:
– Tfu, tfu, na psa urok. Wodę pił, był na diecie…
– Karlsbad? – strzeliłem i znów trafiłem.
– Tak jak zwykle. – Teraz już chyba Sasza uznał mnie za „swojego”. Przestała go niepokoić moja umiejętność podróżowania i to, że mnie nie znał. Odkorkował butelkę i spytał: – Słyszał pan dowcip o funkcyjnym-ginekologu?
– No?
– Funkcyjny-ginekolog wpada do gabinetu kolegi i mówi: „Chodź ze mną! Mam taką pacjentkę…”.
Cały problem takich dowcipów polega na tym, że są przeróbkami starych kawałów. I nawet jeśli nie jesteś fanem książek o Harrym Potterze, gry w MTG, czy, nie daj Boże, rapu, i tak znasz te dowcipy. Zamień Czapajewa na Pottera, a Pietkę na Rona, Pugaczową na Timati albo Decla i już. Właśnie tak one powstają.
A jednak uśmiechnąłem się uprzejmie i w ramach rewanżu opowiedziałem w miarę sprośny dowcip o rozprawie nad rozpustnym Gruzinem. Sasza zarżał radośnie, podsuwając mi butelkę piwa. Najwyraźniej był zadowolony z towarzystwa.
Ja, szczerze powiedziawszy, również.
Piliśmy piwo, kilka razy wychodziliśmy zapalić – poczęstowałem Saszę zarekwirowanymi w samochodzie Kotii papierosami „Treasure” i zostałem obdarzony pełnym aprobaty spojrzeniem. Piwo się skończyło i Sasza zaproponował, żeby pójść do wagonu restauracyjnego. Rzecz jasna, nie mieli tam angielskiego ale, ale, jak wiadomo, po trzeciej butelce człowiekowi robi się już wszystko jedno i każde piwo jest jednakowo dobre.
Koło drugiej w nocy położyliśmy się spać – w jak najlepszych humorach. Aleksander szybko zaczął chrapać, ale nie przeszkadzało mi to, stuk kół i tak zagłuszał chrapanie. Wentylacja ­działała, co już było ewenementem. Leżałem na plecach, podłożyłem rękę pod głowę i patrzyłem na przesuwające się po suficie światła latarni – podjeżdżaliśmy do jakiegoś miasteczka.
Ciekawe… Ze wszystkich pasażerów trafił mi się taki, który wiedział o funkcyjnych i w dodatku zręcznie mnie zagadał. Przypadek? A może pułapka? Wyrwałem się z systemu, złamałem prawa funkcyjnych, można nawet powiedzieć, że wznieciłem bunt. Pokonałem policjanta Andrieja, zabiłem „akuszerkę” Natalię, potem uciekłem kuratorowi… mojemu byłemu przyjacielowi Kotii.
Rzecz jasna, z punktu widzenia logiki taki przypadek byłby raczej mało prawdopodobny i Sasza jest po prostu nasłanym agentem. Lecz gdyby na to wszystko patrzeć logicznie, to od dawna leżę w szpitalu i bredzę – no bo czy można uwierzyć w inne światy, do których prowadzą tajemne przejścia, w spacerujących po mieście funkcyjnych i kierujących tym wszystkim tajemniczych eksperymentatorów?
Podniosłem rękę i spojrzałem sennie na metalowe kółko na palcu – jedyne, co zostało z mojej funkcji.
Trzeba iść spać. Mój sąsiad, bez względu na to czy jest przypadkowy, czy nasłany, raczej nie zaatakuje mnie w nocy. Nie przeczuwałem niebezpieczeństwa, a zawsze ufałem swoim przeczuciom. Rano będę w Charkowie, poszukam Wasylisy, kobiety dziwnej, ale budzącej zaufanie…
Pociąg zwalniał. Z daleka dobiegł metaliczny łoskot dworcowych głośników: „Pociąg pośpieszny numer 19… relacji Moskwa-Charków… wjeżdża na peron drugi…”. Po ścianie przepłynął jasny prostokąt światła, wyłuskując z ciemności spodnie, wciśnięte na siatkową półkę razem z pomiętym swetrem i skarpetkami (tak, niechluj ze mnie!).
Uniosłem się na łokciu, przysunąłem do niedokładnie zaciągniętej zasłonki i odruchowo spojrzałem na zbliżający się peron.
Na samym początku, tam gdzie pewnie zatrzyma się ostatni wagon, stała grupka młodych mężczyzn – dziesięciu, może dwunastu. Wszyscy krótko ostrzyżeni, z odsłoniętymi głowami, w lekkich płaszczach albo krótkich kurtkach. I wszyscy bacznie przyglądali się wagonom.
Ich twarze wydały mi się znajome – nie chodziło o szczegóły, lecz o ogólne wrażenie. Niby wyglądali przeciętnie, a jednak było w nich coś obcego.
Dalej peron był pusty, w końcu niewielu ludzi czeka na nocny pociąg w małym prowincjonalnym miasteczku.
Chociaż nie… trzydzieści metrów dalej stał chłopak, który wyglądał tak, jakby przypadkiem odłączył się od tamtego towarzystwa. Kolejne dwadzieścia metrów dalej nudziło się dwóch młodych i dzielnych, a potem jeszcze jeden. Nad budynkiem dworca świecił się napis „ORZEŁ”.
Ciągle patrząc w okno, zacząłem się ubierać. Dżinsy, skarpety, buty… sweter. Na torbę tylko rzuciłem okiem, nie będę jej brał, tam i tak są tylko ciuchy. Narzuciłem kurtkę, poklepałem się po kieszeni, czując ciężar portfela. Cóż, na mnie pora.
– Odlać się czy zapalić? – zapytał ze swojego miejsca Sasza, który nagle przestał chrapać.
– Palić – wymamrotałem. – Śpij.
Wyśliznąłem się na korytarz. Pociąg nadal hamował, wjeżdżając na peron. Teraz do pierwszego i ostatniego wagonu wejdą bardzo uważni ludzie. A przy drzwiach każdego wagonu stanie po dwóch lub trzech.
Nie wiem, czy miałbym z nimi jakieś szanse, nawet będąc funkcyjnym. Bo teraz to już na pewno nie.
Biegłem korytarzem, szarpiąc za aluminiowe klamki okien. Zamknięte… Zamknięte… Zamknięte… Czwarte okno ustąpiło, zjechało w dół. Zobaczyłem mokre szyny, towarowy pociąg na bocznicy, wirujący mokry śnieg w chwiejnym stożku światła latarni.
A potem spostrzegłem krótko ostrzyżonego chłopaka, stojącego samotnie na sąsiednich torach. Powoli, jakby sennie, rozciągnął usta w uśmiechu i pomachał mi ręką. A potem, nie kryjąc się, zdjął z pasa krótkofalówkę.
Ci, którzy otoczyli pociąg, nie mieli zamiaru popełniać błędów. Kordon był szczelny, pułapka się zatrzasnęła.
– Kirył, dokąd się wybierasz?
Sasza, ziewając, wysunął się z przedziału. Spojrzał na mnie, potem na okno. Odprowadził kogoś wzrokiem i zmrużył oczy. Wyczuwał zagrożenie instynktownie, jak dzikie zwierzę. Cóż, pewnie w najbardziej nieprzebytej dżungli nie jest aż tak niebezpiecznie, jak w jasnych, klimatyzowanych korytarzach świata władzy i biznesu.
– Po ciebie? – spytał.
Skinąłem głową i również spytałem:
– Jesteś z nimi?
– A po co by mi to było?! – zawołał oburzony Sasza, a ja, zupełnie jakbym nadal był funkcyjnym, zrozumiałem: mówi prawdę. Właśnie dlatego nadal obraca się w swoich kręgach polityki i biznesu, spokojnie „biurokraczy” w strukturach państwowych, bo nigdy z nikim się nie kłócił. Nie brał udziału w żadnym starciu, zawsze dobroduszny i neutralny. Tacy zwykle nie wchodzą na sam szczyt, ale za to nigdy nie spadają.
– Muszę uciekać – powiedziałem. – Polują na mnie.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Za wolność naszą i waszą!
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Prawdziwa historia komunizmu
— Jarosław Loretz

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Październik 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Trzy miasta i trzej magowie – część pierwsza
— Beatrycze Nowicka

Jesteśmy inni
— Magdalena Kubasiewicz

Mam takie życzenie…
— Magdalena Kubasiewicz

Dwa oblicza Moskwy
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Z Arkanaru do Arkanu
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.