WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Czystopis |
Tytuł oryginalny | Чистовик |
Data wydania | 31 października 2008 |
Autor | Siergiej Łukjanienko |
Przekład | Ewa Skórska |
Wydawca | MAG |
Cykl | Brudnopis |
ISBN | 978-83-7480-107-2 |
Format | 318s. 115×185mm |
Cena | 29,99 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
CzystopisSiergiej Łukjanienko
Siergiej ŁukjanienkoCzystopisPociąg szarpnął się, pokonując ostatnie metry. – Uciekaj – powiedział z ulgą Sasza. – Powodzenia! Chętnie bym ci pomógł, ale… – Miło z twojej strony – powiedziałem. – W takim razie pomożesz. Wskoczyłem do przedziału, złapałem swoją torbę, podbiegłem do otwartego okna – właśnie wjeżdżaliśmy w cień pod mostkiem przerzuconym nad torami – i wyrzuciłem torbę za okno. Sasza myślał chyba, że chcę wyskoczyć w ślad za swoimi rzeczami i nawet podszedł do mnie, żeby pomóc; ale ja pociągnąłem hamulec bezpieczeństwa i zmusiłem niemal już przystający pociąg do zatrzymania się z gwałtownym szarpnięciem. Pewnie na głowę Bogu ducha winnego maszynisty sypały się teraz przekleństwa rozbudzonych pasażerów. – Wyskoczyłem przez okno – oznajmiłem Saszy. – Widziałeś? Przez kilka sekund Sasza milczał, oparty o ścianę, drapiąc się po płaskim brzuchu. Nie wiedział, kto mnie prześladuje, i to bardzo przeszkadzało mu w podjęciu decyzji. Niby byłem swój, ale czasem trzeba umieć odciąć się od swoich… Nietrudno było zrozumieć, jakie myśli miotają się teraz w jego głowie. Za tym, żeby mi pomóc, i za tym, żeby mnie zdradzić, przemawiało tyle samo argumentów. Sasza odwrócił się ode mnie, wychylił przez otwarte okno i ryknął w ciemność: – Stój, sukinsynu! Stóóóój! Teraz musiałem działać szybko. Skoczyłem z powrotem do przedziału, zerknąłem w wąską szczelinę między zasłonkami – chyba nikt nie patrzył – i stanąłem na łóżku. Wagon sypialny we współczesnym ukraińskim wydaniu niewiele się różni od zwykłego. Brak górnych półek i pewien „face lifting”, nic więcej. Półka bagażowa nad drzwiami w przedziale pozostała nietknięta. I tam właśnie wszedłem, podciągając się ze zręcznością człowieka, któremu pięty parzy oddech ścigającego go drapieżnika. Miałem niewiele szans. Najgorsze, co może wymyślić uciekinier, to ukrywanie się. Jedynym ratunkiem ściganego jest ucieczka, ukrywanie to tylko zabawa w chowanego. Ale nawet podczas ucieczki jest czas na manewry. – Ja cię pod ziemią znajdę! – wrzeszczał Sasza na korytarzu, i muszę przyznać, że brzmiało to bardzo naturalnie. – Złodzieju jeden! W końcu trzasnęły drzwi wagonu i na korytarzu rozległ się tupot. Było w nim coś miarowego, jednakowego, jak u maszerujących żołnierzy, albo idących po taśmociągu uczniów w „The Wall” Pink Floydów. Mundur jednoczy, nawet, jeśli zostają z niego tylko buty. Nagle przypomniałem sobie opowiedzianą przez kogoś historię, jak to podczas olimpiady w Moskwie milicjantów na skalę masową przebierano w cywilne ciuchy i wysyłano na patrole. W tym celu zakupiono w bratniej NRD ogromną liczbę garniturów, koszul i krawatów – absolutnie jednakowych. Może dlatego, żeby nikt nie czuł się gorszy. A może w głowach intendentów nie mieściła się myśl, że cywilne ubrania mogą mieć różne fasony. I po ulicach Moskwy zaczęli krążyć parami krótko obcięci młodzieńcy w jednakowych marynarkach. Ponieważ ze stolicy dodatkowo wywieziono na wakacje wszystkie dzieci – żeby nie wyłudzały pamiątek od obcokrajowców – wrażenia zagranicznych gości musiały być koszmarne: Moskwa to miasto pełne przebranych agentów, ponure, nienadające się do życia. – Co się stało, obywatelu? – dobiegło z korytarza. Poczułem chłód w piersiach. Mężczyzna zadał pytanie po rosyjsku, bardzo czysto i bardzo prawidłowo. Pozostawała tylko nieuchwytna nutka, leciutki akcent świadczący o tym, że był tu obcy. Polowali na mnie nie funkcyjni i nie nasze służby specjalne: pociąg przeczesywali ludzie z Arkanu. Mogłem tylko mieć nadzieję, że Sasza tego nie zauważy. – Mój sąsiad z przedziału, sukinkot! – zawołał Sasza z nieco przesadną artykulacją. – Jechaliśmy razem… Z odgłosów zrozumiałem, że dosłownie wepchnął swojego rozmówcę do przedziału, pozwalając mu się przekonać, że przedział jest pusty, i od razu wyciągnął go, pchnął w stronę okna. – A to gnida! I jeszcze piwo ze mną pił jak człowiek! Uciekł przez okno, dopiero co! Pewnie mi portfel ukradł… – Usłyszałem szmer, Sasza zajrzał do przedziału, złapał swoją marynarkę i ze zdumieniem zawołał: – Jak to? Portfel na miejscu… Hej, dokąd pan idzie? Pomyliłem się, to nie złodziej… – Pana współpasażer to szalenie niebezpieczny terrorysta i morderca – odpowiedział mu ktoś. – Niech się pan cieszy, że pan żyje, obywatelu. Leżałem bez ruchu, ciągle nie wierząc, że przedział nie został przeszukany. Na półce bagażowej pachniało kurzem, środkiem dezynfekcyjnym i, nie wiedzieć czemu, konopiami. Zresztą, czemu się tu dziwić, przecież to pociąg południowy. Uratowało mnie tylko to, że ścigający byli z Arkanu, z Ziemi-jeden. Ze świata, gdzie wszystko jest bardziej prawidłowe niż u nas. Gdzie obywatele są lojalni i mówią policji szczerą prawdę. – Hej ty, morderco i terrorysto… – zawołał niepewnie Sasza. – Już poszli. Zerknąłem na dół i zeskoczyłem na półkę. W wagonie panował spokój. Pasażerowie chyba wyczuli coś niedobrego, bo jeśli nawet ktoś się obudził, to siedział w przedziale, nie wysuwając nosa. Sasza ciągle patrzył na mnie z tym samym powątpiewaniem, jakby chciał zapytać: „Czy ja dobrze robię?”. – To na razie – rzuciłem i pochylony pobiegłem do wyjścia z wagonu. Przedział konduktorów był otwarty. Na peronie rozmawiały, oglądając coś, dwie kobiety. Zerknąłem ze schodów na to, co trzymały w rękach. To było moje zdjęcie. Nie czytałem tekstu pod nim – zeskoczyłem do kobiet i powiedziałem cicho: – Chcecie żyć? Starsza skinęła głową i przycisnęła dłonie do twarzy, młodsza otworzyła usta, chyba mając zamiar krzyczeć. Zacisnąłem na jej ustach dłoń i powiedziałem: – Chcesz, żeby twoje dzieci nadal bawiły się na podwórku? Oczy kobiety rozszerzyły się, chyba skamieniała. – W takim razie nikogo nie widziałyście i niczego nie słyszałyście. – Cofnąłem rękę. Kobiety milczały. Spojrzałem w lewo i prawo – pusto. Albo przeczesywali pociąg, albo szukali mnie na bocznicach i wśród wagonów towarowych. Co sił w nogach pobiegłem w stronę ciemnego budynku dworca. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Za wolność naszą i waszą!
— Sebastian Chosiński
Krótko o książkach: Prawdziwa historia komunizmu
— Jarosław Loretz
Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja czyta: Październik 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Trzy miasta i trzej magowie – część pierwsza
— Beatrycze Nowicka
Jesteśmy inni
— Magdalena Kubasiewicz
Mam takie życzenie…
— Magdalena Kubasiewicz
Dwa oblicza Moskwy
— Magdalena Kubasiewicz
Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Z Arkanaru do Arkanu
— Sebastian Chosiński