Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

M. John Harrison
‹Viriconium›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułViriconium
Tytuł oryginalnyViriconium
Data wydania27 marca 2009
Autor
PrzekładGrzegorz Komerski
Wydawca MAG
SeriaUczta Wyobraźni
ISBN978-83-7480-121-8
Format600s. 135x205mm; oprawa twarda
Cena45,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Rycerze Viriconium

Esensja.pl
Esensja.pl
M. John Harrison
« 1 2 3 4 5 »

M. John Harrison

Rycerze Viriconium

Chłopak przyjął niezgrabną postawę i po kilku sekundach krążenia wokół rywala zaczął ciężko dyszeć. Nagle rozbłysnął pomiędzy nimi energetyczny nóż, syknął i trysnął iskrami niczym fajerwerkami. Gapie jęknęli, ale Practal wykonał po prostu jeden krok w bok i zszedł z linii pchnięcia, pozwalając przeciwnikowi przejść mimo. Zanim chłopak odzyskał równowagę, płaz miecza uderzył go boleśnie w ucho. Młodzik zamrugał gwałtownie, złapał się za bok głowy i wpadł na jeden z drewnianych słupków.
Dworzanie zaczęli niecierpliwie cmokać.
– Może jednak wyjdziesz z tego narożnika i pokażesz nam prawdziwą walkę – podpowiedział ktoś z Klanu Szarańczy.
Wokół rozległ się śmiech.
Wtedy po raz pierwszy odezwał się chłopak.
– A może byś, towarzyszu, poszedł do domu i zerknął żonie między nogi. Mam nieodparte wrażenie, że zeszłej nocy coś tam zgubiłem – rzekł.
Ta riposta rozbawiła gapiów jeszcze bardziej. Chłopak uśmiechnął się do widzów i wtedy Practal znów uderzył go w ucho. Mocno.
Tym razem energetyczne ostrze wypadło mu z dłoni i przy wtórze mdłego brzęczenia zaczęło wgryzać się w bruk, mniej więcej cal od jego stopy. Młodzik stanął wyprostowany, patrząc w dół. Pocierał bolące ucho.
Ostry koniuszek miecza Practala spoczął na przeponie chłopca. Ten jednak nawet nie spojrzał na przeciwnika, więc Practal opuścił broń i wrócił na swój stołek. Usiadł zwrócony plecami do placyku, a jego uczniowie zaczęli ocierać mu twarz ręcznikiem, mamrocąc przy tym słowa podziwu i zachęty. Jeden z nich podał mu butelkę.
– Chcesz trochę?! – zawołał Practal przez ramię, unosząc ją.
To spodobało się widzom: radosne okrzyki rozległy się nawet w tłumie zebranym za przeciwległym narożnikiem.
– Tych szczyn? – odpowiedział młody. – Dziękuję, ale… wkrótce napiję się za swoje.
Practal zerwał się na równe nogi. Tak gwałtownie, że przewrócił stołek.
– Zatem dobrze! – krzyknął, czerwieniejąc na twarzy. – Chodź no tu!
Wciąż jednak nic się nie działo. Chłopak po prostu stał i trącał piętą bryłę twardego, starego lodu, którą praktykanci przez zaniedbanie zostawili na środku placyku. Swój energetyczny sztylet trzymał nonszalancko blisko prawej nogi. Ostrze migotało, rozsyłając dokoła białawe iskierki, które roztaczając mdlącą woń, unosiły się nad głowami gapiów. Wydawało się, że coś go martwi.
– Plac boju został źle przygotowany – stwierdził.
Poirytowani stronnicy dworu zaczęli szeptać; z tłumu dobiegły kpiące gwizdy.
– Mnie to nie przeszkadza – odparł Practal i rzucił się do przedłużonego, zwartego, bardzo technicznego ataku; przez cały czas kontrolował ruch miecza, kreślącego ósemki, migocącego w jasnym, bijącym z drzwi gospody świetle.
Kibice Practala zakrzyknęli radośnie, wymachując rękoma. Chłopak został zmuszony do niezbornego odwrotu, przy którym zaczepił nogą o wystający kawał lodu. Krzyknął i przewrócił się. Practal ciął z całej siły mieczem w dół. Młodzik uśmiechnął się. Błyskawicznie odsunął głowę spod ostrza i stal weszła z metalicznym brzękiem pomiędzy dwa brukowce. Gdy Practal próbował uwolnić miecz, chłopiec uderzył zamaszystym ruchem od tyłu w jego nogi i przeciął ścięgna pod kolanem przeciwnika.
Na twarzy Practala odmalował się wyraz zaskoczenia.
– Taką bronią nie walczy się w ten sposób – zauważył takim samym tonem, jakiego używał, szkoląc terminatorów.
Puścił miecz i ruszył niepewnie przez placyk. Otworzył usta. Ręką trzymał się za tylną część nogi. Zaciekawiony chłopak poszedł za nim. Wreszcie mężczyzna padł. Wtedy młodzik przyklęknął i przysunął twarz blisko do głowy Practala. Chciał mieć pewność, że zostanie wysłu­chany.
– Nazywam się Ignace Retz – powiedział cicho. Practal gryzł bruk. Chłopak podniósł głos, tak by usłyszeli go wszyscy obecni. – Nazywam się Ignace Retz i wy to nazwisko dobrze sobie zapamiętacie.
– Zabij mnie – odezwał się Practal. – Nie będę mógł chodzić.
Ignace Retz pokręcił głową. Tłum zaszemrał. Retz podszedł do jednego z uczniów przeciwnika, tego, który trzymał kolczugę Practala i płaszcz koloru mąki.
– Będzie mi potrzebna nowa koszula i płaszcz – oznajmił donośnie – po to, by ci zacni ludzie nie czuli już więcej pokusy naśmiewania się z mojego stroju.
To powiedziawszy, odebrał rzeczy przeciwnika, do czego miał prawo w myśl zasad pojedynku, wsunął energetyczny sztylet do pochwy, tym razem manipulując nim o wiele zręczniej niż podczas pojedynku. Wyglądał na zmęczonego. Jeden z dworzan dotknął jego ramienia.
– Czas wracać do Górnego Miasta – powiedział zimno.
Retz pochylił głowę.
Gdy ze zwiniętą w ciężką kulę kolczugą pod pachą i zarzuconym luźno na ramiona płaszczem szedł ku drzwiom gospody, jeden z terminatorów Practala zastąpił mu drogę i krzyknął:
– Practal był lepszy! Practal walczył lepiej!
Retz spojrzał na niego i skinął głową.
– Owszem.
Uczeń pokonanego zaczął szlochać.
– Klan Szarańczy nie pozwoli ci żyć. Umrzesz za to – rzucił wściekle, dziko.
– Niczego innego się nie spodziewałem – odparł Ignace Retz.
Potarł ucho. Dworzanie zaczęli go ponaglać. Chcieli już iść. Tłum za nimi ucichł. Nie zaczęto jeszcze wypłacać wygranych.
• • •
Mamka Vooley rządziła przygnębiającym dworem. Była stara już wtedy, gdy – wkrótce po Wojnie Dwóch Królowych – Przybysze z Północy przywiedli ją do tego miasta. Teraz jej ciało wyglądało jak długa tyczka z kości słoniowej, udrapowana wyblakłą, purpurową suknią, która należała jeszcze do jej poprzedniczki. Tyczka ta podtrzymywała bardzo małą głowę, która wyglądała jak częściowo oskalpowana, częściowo nadpalona, a częściowo należąca do kogoś zagłodzonego na śmierć w klatce zawieszonej nad Bramą Gabelina. Mamka Vooley nie miała jednego oka. Zasiadała na starym, stojącym na żelaznych kołach tronie z rzeźbionego drewna, w wysokiej, ­bielonej wapnem sali o pięciu oknach. Nikt nie wiedział, skąd przybyła, nie wiedzieli tego nawet Przybysze z Północy, których królową zastąpiła. Jej inteligencja jednak z wiekiem nie malała. Nocami służący słyszeli jej zawodzący śpiew, pieśni w języku, którego nie znał żaden z nich. Śpiewała, siedząc pośród starożytnych rzeźb i niedziałających maszyn, stanowiących dziedzictwo i wiano tego miasta.
Do sali wprowadzono Ignace’a Retza. Uczynili to ci sami dworzanie, którzy wcześniej przyprowadzili go na plac pojedynku. Ukłonili się przed Mamką Vooley i popchnęli chłopaka naprzód, nie starając się już nawet ukrywać odczuwanej wobec niego wzgardy. Mamka Vooley uśmiechnęła się na widok gości. Wyciągnęła rękę i przyciągnęła Retza blisko swej łysej czaszki. Z niepokojem spojrzała mu w oczy, przemknęła palcami po ramionach chłopaka, po jego szczęce, po szkarłatnym czubie na głowie. Przyjrzała się sińcom, które miecz Practala zostawił na uchu i policzku Ignace’a. Kiedy się upewniła, że młodzik nie doznał poważniejszych obrażeń, odepchnęła go.
– Czy mój czempion skutecznie bronił honoru swej królowej? – spytała. Gdy się odezwała, za pięcioma oknami zapłonęło światło, ukazując niewyraźne, skryte w półmroku niebieskie oblicza, które bezgłośnie powtarzały każde jej słowo. – Czy twój przeciwnik nie żyje?
Retz natychmiast zrozumiał, że popełnił błąd. Mógł był zabić Practala i teraz pożałował, że tego nie uczynił. Zastanawiał się, czy ona już wie. Zdawał sobie sprawę, że bez względu na to, co on teraz powie, dworzanie i tak wyjawią jej prawdę. Niemniej, by uniknąć udzielenia odpowiedzi, rzucił na posadzkę u jej stóp kolczugę Practala.
– Przynoszę ci jego zbroję, moja pani – oznajmił.
Popatrzyła na niego obojętnie. Z ust majaczących za oknami twarzy uniosły się bąbelki. Odezwał się ktoś za nim.
– Obawiamy się, że przeciwnik nie zginął, Wasza Wysokość. Retz bił się leniwie i uciekając się do taniego podstępu, podciął tamtemu ścięgna. Nie rozumiemy, dlaczego postąpił w ten sposób. Otrzymał wszak jasne instrukcje.
Retz zaniósł się złowrogim śmiechem.
– To nie był tani podstęp – odparł. – Przeciwnie, był bardzo sprytny. Pewnego dnia podobny zastosuję na tobie.
Mamka Vooley siedziała w milczeniu niczym stos suchych patyków. Jej jedyne oko lustrowało powałę.
Po chwili wykonała ruch przypominający wzruszenie ramionami.
– Tym razem to wystarczy – powiedziała nieobecnym głosem. – W przyszłości jednak musisz ich zabijać. Zawsze będziesz musiał ich zabijać. Za każdym razem. Ja chcę, żeby umierali.
Pokryta starczymi plamami ręka na powrót wychynęła spomiędzy fałd jej powłóczystych szat, na których – niczym kurz na pozwijanych liściach tropikalnej, doniczkowej rośliny – osiadły maleńkie płatki wapna i wilgotnego tynku.
– A teraz oddaj mi broń. Dostaniesz ją przed następną walką.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Styczeń 2014
— Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Czerwiec 2011
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Konrad Wągrowski

Kronika końca czasu
— Anna Kańtoch

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Tłumaczenie niepojętego
— Anna Kańtoch

Świetlista uczta
— Marcin Bukalski

I gdzie ten swing?
— Miłosz Cybowski

Piknik na skraju Traktu Kefahuchiego
— Michał Kubalski

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Chaos to porządek, którego nie rozumiemy
— Michał Foerster

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Cudzego nie znacie: Rycerze Pastelowego Stołu
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.