Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Piskorski
‹Zadra, tom II›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZadra, tom II
Data wydania4 marca 2009
Autor
Wydawca RUNA
CyklZadra
ISBN978-83-89595-47-8
Format448s. 125×195mm
Cena29,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zadra, tom II

Esensja.pl
Esensja.pl
Krzysztof Piskorski
« 1 2 3 4 »

Krzysztof Piskorski

Zadra, tom II

Widząc to wszystko, Tyc poczuł strach, że źle ocenił sytuację i popełnia właśnie największy błąd w swojej karierze. Możliwe też, że błąd ostatni. W końcu czy wróg nie pragnąłby właśnie tak ich zmęczyć przed walką? Czy on sam bezwiednie działał na jego korzyść? A może to Woronienko pomieszał mu w głowie jakąś diabelską sztuczką, by szedł jak owca na rzeź, a po drodze zamęczył ludzi i odebrał im siły do walki? Za dnia Tyc śmiałby się z równie szalonego pomysłu, ale teraz – osłabiony i otępiony brakiem snu, z dziwnie ciężką głową – czuł się tak źle, że musiał traktować tę opcję poważnie. Przerwać marsz? Iść naprzód? Przekazać dowództwo Grylowi, podważając tym samym swoją poczytalność? A może dowodzić dalej, mimo panicznego strachu, który powoli lągł się w głębi serca?
I tak umysł Tyca grzązł w kolejnych podejrzeniach, myśli mieszały się, a gdy po kolejnych godzinach jazdy doszło do głosu potworne zmęczenie, Stanisław pogrążył się w dziwnej malignie. Chwiał się w siodle, półprzymkniętymi oczyma gapił w nocną ciemność, na przemian drżał z chłodu i potniał. Wkrótce też zdało mu się, że gdzieś na granicy ciemności otaczają go dziwne, ledwie odcinające się od czerni sylwetki.
„Gdzie ty idziesz, głupi. Gdzie idziesz”, szumiały. „Pchasz ludzi ku śmierci dla własnych zwidów, by pokonać demona, który siedzi tylko w twojej głowie, człowieka, któremu przypisałeś wszystkie możliwe diabelstwa, dlatego tylko, że cię pokonał”.
„Czy to obowiązek cię wzywa czy raczej wstyd? Bo masz się czego wstydzić! Woronienko wygubił w rosyjskich bezludziach cały twój oddział, a potem wyślizgnął ci się spomiędzy palców jak piskorz! Głupi ty, głupi!”, jadowicie kpił głos.
Tyc zacisnął zęby i odparł w myśli: „Robię, co trzeba! Idę spełnić rozkaz. Odejdź, maro, nie będę z tobą rozmawiał”.
„Idziesz po śmierć własną i swoich ludzi! Bo nawet jak pokonasz kozaka, będą inne rozkazy, inne bitwy, inne walki, aż w końcu, nie wiedząc kiedy, staniecie się armią kościotrupów, umarłych, którzy wciąż maszerują, bo tak im kazano”.
– Natalie? – szepnął Tyc.
Zdawało mu się, że ciemność z przodu zawirowała i rozstąpiła się, na krótko ukazując znajome oblicze.
„Głupi, głupi!”, usłyszał słowa wypowiedziana głosem jego narzeczonej. „Niemało toś już w życiu lazł pod armaty, dla cudzej korzyści, za cudzą sprawę. A mogłeś zostać ze mną, ożenić się, odbudować dom. Stworzyć coś wreszcie, miast niszczyć i nurzać się w krwi”.
„Muszę! To za Polskę”, powiedział w myślach Tyc. „Za wolną ojczyznę”.
„Ojczyznę wasalkę Francji?”, zaśmiała się inna zjawa grobowo zimnym głosem. „Królestwo z łaski Korsykanina, korona, którą pulchną rączką włożył na głowę ulubionego marszałka i którą w każdej chwili może zabrać? Chcesz być sługą człowieka, dla którego jesteś, wraz ze wszystkimi rodakami, ledwie uciążliwą zadrą? Który chętnie was słał naprzeciw armat, a teraz, gdy przyszło mu za to płacić, rzuca wam ochłapy i kpi sobie z was za plecami?”.
„Dzięki cesarzowi zbudować zdołamy Nową Polskę, a ta będzie inna, nasza tylko, taka, jaką sobie wymarzymy”.
„Jeśli nawet istotnie będzie tylko wasza, któż w niej zechce mieszkać? Już historia pokazała, że kiedy sami sobą rządzicie, kłótniom, swarom i walce końca nie ma, aż wreszcie wszyscy znienawidzą się tak mocno, że do innych potęg z prośbą o wsparcie ruszają, bo obcego wolą od własnego wroga – sąsiada. Sami sobie urządzicie własne piekło”.
Tyc potrząsnął głową i odpowiedział w myślach: „Teraz wolność będziemy umieli docenić, bo krwią została okupiona”.
„Łudzisz się tylko. Walczysz o miraż, a będziesz go ścigał, póki w truchło gnijące się nie obrócisz. Ale przed śmiercią przyjdzie ci jeszcze zobaczyć, jak wszystko, o co się starałeś, upada w gruzy!”.
„Jeśli walczyć nie będziemy, naród polski zginie!”.
„A wtedy, za dwa wieki, twoi potomkowie żyć będą w pokoju, obcą mową władając, bez pamięci nawet, że kiedyś byli narodem. Czy wtedy właśnie nie zdarzy się to, czego pragniesz najskryciej? Pokolenie, które nie będzie musiało wykrwawiać się na polach bitew Europy, a siły i zdolności obróci ku budowaniu czegoś lepszego?”.
„Kłamiesz! Bylibyśmy w takiej przyszłości narodem niewolników!”.
„Ach, więc z ciebie nie tylko wojownik niezłomny, ale i prorok? A może tylko okłamujesz siebie, by wagi przydać tej walce, by znaleźć sens, gdzie go nie ma. Ty morderco najemny, kacie za garść napoleondorów, któryś w życiu nauczył się tylko zabijać! Myślisz, że pięknymi ideami wypełnisz nicość w swojej duszy!”, rozbrzmiał z boku inny głos.
„Pusty jesteś, jałowy. Lata młodości minęły, a tyś nic nie osiągnął, młodych chłopców na śmierć tylko wiodłeś, pnąc się po ich trupach ku orderom i awansom”.
„Przy każdej okazji ludzi ratowałem”, zaprotestował Tyc. „Wyprowadziłem spod ognia niejeden oddział”.
Zdało mu się, że z ciemności dobiega śmiech.
„By skórę własną ratować! By ojczyzna nie straciła, jak mniemasz, dobrego oficera!”.
Tyc skrzywił się.
„Gotów byłem zginąć! Niejeden raz!”.
„Taki dzielny, taki bohaterski. Ale nigdy śmierć cię jednak nie sięgnęła… Albo niespotykane to szczęście, albo dobrze się przed nią kryjesz”.
„Zamilcz!” Tyc potrząsnął głową. „Tego już słuchać nie będę!”.
Blade widma zakręciły się wokół niego, zatańczyły, rechocząc.
„Patrzcie no, na ołowianego żołnierzyka, jaki z siebie dumny! Honor, obowiązek, ojczyzna! Bóg! A co to? Słowa! Słowa, którymi żeś spętał swój umysł, które napędzają cię jak sprężyna zegarek. Niewolnikiem jeno jesteś, rabem pojęć, których nigdyś do końca nie zgłębił ani nie zrozumiał, a mimo to gotów jesteś za nie umierać!”.
„Szaleniec!”.
„Zgubisz siebie i ludzi!”.
Odpowiadając duchom, Tyc mamrotał pod nosem, krzywił się, marszczył. Oczy nabiegły mu krwią, twarz zbielała. Za dnia ten stan z pewnością wzbudziłby czyjeś podejrzenia, lecz w ciemnym, nocnym lesie podpułkownik był tylko jedną z setek szarych, rozmytych sylwetek. Nawet adiutant, jadący kilka kroków obok, nie widział szalonego wyrazu na twarzy dowódcy. Odgłos butów depczących runo zagłuszył zaś jego szepty.
Niewiele lepiej niż z Tycem było z szeregowymi strzelcami. Ostatkiem sił przedzierali się przez ciemny las, zmagając z sennością i majakami na jawie. Księżyc skryty był za chmurami, świateł nie pozwolono palić, dlatego co rusz ktoś wpadał na drzewo, przewracał się lub osuwał w zdradliwy dół. W końcu podoficerowie wydali rozkaz, by każdy trzymał jedną ręką za pas idącego przed nim. Ludzie ruszyli więc dalej małymi grupkami, ślepcy prowadzili ślepców, jak na obrazie Piotra Bruegla Starszego. Dało to tyle, że teraz, gdy jeden się potknął, upadało kilku.
Im bliżej świtu, tym więcej osób nie mogło już wstać z ziemi. Z początku podoficerowie próbowali podnosić ich siłą, krzyczeć i grozić. W końcu jednak sami stracili siły, a zbyt słabych zbierano w grupy i zostawiano po drodze, każąc dołączyć najprędzej, jak się tylko da.
Trwała ta katorga w nieskończoność, każda mila zdawała się dziesięcioma milami, noc była wiecznością, a zmęczenie i ciemność sprawiły, że ludzie zatracili całkiem poczucie czasu. Były już tylko widmowe drzewa, krzaki, wyciągające ku twarzy ostre gałęzie i marsz, marsz, marsz, póki w ciele była jeszcze choć odrobina mocy.
Gdy zdawało się już, że będzie to trwało w nieskończoność, przed nimi ukazała się konna postać. Był to Uhrman, twarz miał marmurową, ściętą zmęczeniem, a w siodle chwiał się jak kadet, który pierwszy raz wsiadł na konia. Odszukał wzrokiem Tyca, który jechał nieco z boku batalionu, po czym popędził konia w jego stronę.
– Znaleźliśmy obóz – zameldował. – Dwie mile stąd.
Minęła chwila, nim Tyc, który w myślach wciąż zmagał się z widmami oraz duchami, zrozumiał, że do niego mówią.
– Słucham? – zwrócił na Uhrmana przekrwione oczy.
– Znaleźliśmy obóz. Dwie mile stąd, na skarpie przy rzece. Jakieś trzydzieści namiotów w rzadkim lasku, wartowników tylko dwóch. Chyba się nas nie spodziewają.
Przez twarz Stanisława przebiegł dziwny grymas.
– Narysujesz? – podał ułanowi szkicownik, a ten kilkoma kreskami nakreślił sytuację.
Ludzie Woronienki rozbili się w rzadkim lesie, na wysokiej, stromej skarpie w zakolu rzeki. Poniżej, na drugim brzegu rozciągała się długa, trawiasta równina. Kozacy widzieli więc wszystko przed sobą i byli na wyniesionym terenie, z którego jednak nie było się gdzie cofnąć.
Tyc kazał adiutantowi wezwać do siebie oficerów. Zszedł z konia i się zgiął aż od ostrego bólu w dole pleców.
– Wszystko w porządku, panie podpułkowniku? – krzyknął zaraz adiutant.
Tyc odmachnął mu tylko ręką. Kusiło go bardzo, by sięgnąć do sakw i pociągnąć choć łyk z zielonej buteleczki. Przełamał się jednak, wiedząc, że byłoby głupotą brać opium przed bitwą.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Czytelniku, nie zadraśnij się!
— Jakub Gałka

Zadra, tom II – fragment 2
— Krzysztof Piskorski

Tegoż twórcy

Krew jego dawne bohatery
— Anna Nieznaj

Widziałem jasny cień króla
— Beatrycze Nowicka

Steam-science-fiction
— Miłosz Cybowski

Cień twój wróg!
— Jacek Jaciubek

Wojny napoleońskie w oparach etheru
— Marta Najman

Zgubione momenty
— Jędrzej Burszta

Wielbłąd trójgarbny
— Jakub Gałka

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Nie zadzieraj z Polakami!
— Jakub Gałka

Bajki z miejskiej dżungli
— Radosław Scheller

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.