Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko
‹Awanturnik›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAwanturnik
Tytuł oryginalnyАвантюрист
Data wydania9 listopada 2010
Autorzy
PrzekładWitold Jabłoński
Wydawca Solaris
CyklTułacze
ISBN978-83-7590-032-3
Format400s.
Cena37,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Awanturnik

Esensja.pl
Esensja.pl
Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko
« 1 3 4 5

Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko

Awanturnik

Zerknąłem smętnie na towarzyszy. Ale się trafiło towarzystwo potomkowi Rekotarsów: pijany zbójca, młody rzezimieszek oraz siwiuteńki gwałciciel i morderca. A prawdę powiedziawszy?… Dziwka jak dziwka. W zasadzie nawet dość apetyczna. Do tego nieszczęśliwa. Co zrobi, gdy się okaże, że wyrok Sędziego ma nad nią moc?
Zadrżałem. Wino pozwoliło mi zapomnieć przez chwilę o białej peruce i pajęczych nóżkach. W jednej chwili wszystko sobie przypomniałem: stonogę na ścianie, zwróconą ku mnie pouczającą tyradę, obwieszczony później wyrok, areszt sądowy. Jakiekolwiek zainteresowanie sekretami, jakie skrywała suknia ladacznicy, rozwiało się w proch.
– Dogadaj się całkiem z oberżystą – doradziłem, odwracając głowę – żeby nie płacić za izbę.
Nie oglądając się na nią, wróciłem na swoje miejsce za stołem obok zbója, co właśnie zarył mordą w sosie grzybowym, pijaniuteńkiego złodziejaszka i starego jubilera, który, plując żółcią i miarowo stukając palcem o blat, ciągle powtarzał swoje:
– Widma nie mają władzy nad ludźmi! Strachy na wróble! Widma nie mają władzy nad ludźmi! Strachy na… Widma nie mają władzy…
Nie okazała urazy. Widziałem przez mętną zasłonę wypitego wina, jak niewiasta łasi się kolejno do oberżysty, posługacza, a nawet do kucharczyka, wszyscy jednak dawali jej odmowną odpowiedź.
Nieraz już widzieli takich jak my, skazańców. Przez karczmę przewaliły się tłumy nędzników, ogłupiałych od nagle odzyskanej swobody.
Być może, spoglądający na nas bojaźliwie goście wiedzieli więcej od nas o wyrokach Sędziego i dlatego jedyna, wyperfumowana kobieta zupełnie nie miała wzięcia. Nawet u małego podkuchennego, któremu z pewnością nieczęsto zdarzał się taki uśmiech losu. Rozbójnik spał z głową na blacie, złodziejaszek ślinił się półprzytomnie, ja zachowałem nieprzystępną postawę. Pozostał jej tylko staruszek.
Na dłuższą chwilę straciłem świadomość, a kiedy się znowu ocknąłem, był już środek nocy. Czysto wymyta podłoga pachniała mokrym drewnem, zbój chrapał na ławie, poza tym tawerna była pusta, tylko na schodach wiodących na górę ku izbom do wynajęcia, dawały się słyszeć skradające się kroki. W ciemności błyskał ogarek świecy, rzucający cienie na ściany w takt owych kroków.
Wyprostowałem się z trudem. W głowie mi się kręciło, jak na karuzeli. Przeklęta karuzela…
Staruszek miał fart. Nie wypił ani kropelki, jakby się tego spodziewał. Upił się pokusą i teraz kroczył ostrożnie, wdychając mdły zapach perfum. Skrzypnęły otwarte drzwi…
Przetarłem twarz dłońmi. Karuzela trochę przystopowała. Okropna noc. Wdychając dzisiaj kurz i zapach trawy, patrząc w słońce, wierzyłem, że moje życie zacznie się na nowo, zapomnę o wilgotnych murach, stonodze i wszach, zapomnę ostatni miesiąc.
„Jesteś w bagnie, Retano, po pas w błocie. Brodzisz także we krwi…”
Wielkie nieba, dlaczego na tym świecie rodzi się tylu głupców? Skoro na jarmark przyjeżdża poborca podatkowy, mógłby ktoś uważniej sprawdzić jego papiery! Chociaż pomrukiwali z niezadowoleniem, nikt tego nie zrobił, bojąc się mieć zatarg z władzami. Poborca brał tylko pieniądze, nie przyjmował w naturze. Interesowała go zawartość mieszków, nie koszyków. Czy zresztą tak strasznie ich grabił? Skoro rodowy majątek w ruinie, nie wyciśnie się zeń dochodów, jak nie wydoi kamienia, a w końcu potomek Rekotarsów musi żyć na poziomie, nieprawdaż?!
Uciekłem na dzień przed przyjazdem prawdziwego poborcy. Tamtego od razu obili, uznając za samozwańca. Podatki były wszak opłacone. Miejscowy władca przysłał oddział straży, by zaprowadzić porządek. Jarmark źle się skończył. Kogoś tam ponoć stratowali na śmierć…
Słyszałem później, że władca odebrał zapłatę za interwencję od nieszczęsnego poborcy. Ten zaś powiesił się w bramie. Wszystko opowiedzieli mi plotkarze. Musieli też na mnie donieść. Inaczej, jak wytłumaczyć, że zostałem schwytany na gościńcu dwa dni drogi od miejsca zdarzenia?
„Tam, gdzie zwykły zbój po prostu podrzyna gardło, ty snujesz misterne sieci intryg…”
Głupca nikt nie obwinia. Wszyscy mu współczują. Skoro jagnię zabłąka się w lesie, wina spada oczywiście na wilka. Jak pięknie to ujął Sędzia: „misterne sieci intryg”. Jakby z książki wyczytał.
„Żyć będziesz jeszcze rok. Po upływie tego terminu czeka cię kaźń…”
Wzdrygnąłem się. Zaplątały mi się nogi. Na górze ktoś stąpał bosymi stopami. Bez wątpienia staruszek zbierał siły do przeprowadzenia eksperymentu. Czy wyrok Sędziego ma moc?
Może też są skończonymi durniami? Uważają, że jedna niemiła noc w towarzystwie cienkonogiego Sędziego będzie wystarczającą karą za rozpędzony jarmark i trupa wiszącego w bramie? Na piętrze zaraz zaskrzypi łóżko. Potem dziwka, wymęczona, ale szczęśliwa, zejdzie na dół i oznajmi ze śmiechem: stary miał rację we wszystkim! Widma nie mają władzy nad ludźmi, to tylko zwykłe straszenie.
Hm. A jeśli Sędzia wiedział o poborcy, to znaczy, że prawdą jest wszystko, co mówił o jubilerze? Poczciwy starowina naprawdę zgwałcił i zamordował służącą?
Zrobiło mi się niedobrze. Wymyta podłoga zakołysała się w moich oczach, w głowie znów wirowała karuzela, miałem ochotę paść twarzą na stół i zasnąć bez pamięci…
Krzyk zakołysał płomykami świec. Kobiecy krzyk. Wycie śmiertelnie przerażonej. Jakby sznur od zasłony okręcił jej szyję i dusił.
Rozbójnik zamamrotał na ławie. Złodziejaszek przebudził się i rozejrzał bezmyślnie. W całym domu zaczęły trzaskać drzwi, z izby czeladnej wyskoczył wystraszony posługacz.
Tamta ciągle krzyczała. Bez ustanku.
Spróchniałe schodki nieomal załamały się pod nogami. Podskoczyłem do drzwi, za którymi kobieta zachłystywała się wyciem, wyłamałem je, poprawiając sztylet za pasem.
Izba była oświetlona jedną świeczką. Dziwka stała na łóżku, goła, jak nowo narodzona. Prawie dotykała czubkiem głowy sufitu. Wrzeszczała, przyciskając dłonie do nagich piersi. W pierwszej chwili wydało mi się, że w pokoju nie ma nikogo więcej, kobieta jednak patrzyła w dół, w kąt. Spodziewałem się zobaczyć w nim najgorsze rzeczy, choćby nawet wijący się jak wąż sznurek…
Wystarczyło podnieść wyżej świecę.
Leżał na wznak. Białka oczu błyskały czerwonawo. Wokół głowy rozlewała się czarna aureola krwi.
– A, a, a! – wyła niewiasta, zapominając o swej nagości i nie zwracając uwagi na tłumek, który wdarł się do izby za mną. – A, a! Głowa!
Pochyliłem się nad konającym. Okrwawione wargi starca drgały w udręce agonii, jakby chciał mi powiedzieć jeszcze coś ważnego, może ostatnią wolę. Dobrze wiedziałem, że już niczego nie powie. Zostały już tylko sekundy.
Wreszcie wyzionął ducha. Kobiecie za moimi plecami ostro kazano się zamknąć. Przysunąłem świecę do zastygłej twarzy tak blisko, że jeszcze mgnienie, a zaskwierczałaby siwa rozczochrana broda.
Staruszek był przybity do podłogi. Padł prosto na sterczący krzywo z deski długi, ostry gwóźdź.

Rano byłem już daleko.
Co mnie obchodziły tłumaczenia wystraszonego oberżysty, że umywalnik był przybity do podłogi, a potem go wynieśli, nie zauważając gwoździa?
Co mi do zapłakanej łajzy, która nie zdążyła niczego sprawdzić, skoro dziad, gramoląc się do łóżka, zaraz się poślizgnął i upadł? Karczmarz wszystko potrafił wyjaśnić, chociaż lękliwie wciskał głowę w ramiona. To samo z dziwką, która pozwalała płynąć niewstrzymanie łzom i skapywać z podbródka na podłogę.
„Zapłacisz za to szybko i strasznie, Koch. Twoje serce przegniło, zepsucie stało się widoczne. Pisana ci bolesna śmierć w ciągu doby…”
Żegnaj, Koch. Żegnaj, morderco.
Dwadzieścia cztery godziny minęły.
Jeden dzień z trzystu sześćdziesięciu pięciu.
Słońce, wstające nad lasem, przypominało w moich oczach ogromny, wiszący nad światem zegar.
koniec
« 1 3 4 5
2 listopada 2010

Komentarze

22 XII 2010   23:27:35

Obszerny fragment i pokazuje dobitnie klasę Diaczenków. Jak dla mnie śmiało można ich określić sukcesorami Le Guin. Nie żaden Potter czy Gildia Magów - to jest współczesna epopeja o czarodziejach!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Luty 2011
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Michał Foerster, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk, Mieszko B. Wandowicz

Tegoż twórcy

Historia lubi się powtarzać
— Marcin Mroziuk

Moc płynąca z ksiąg i magii
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Przypowieść o wyjątkowo tchórzliwym bohaterze
— Marcin Mroziuk

Opowieść o magu, który nie jest magiem
— Marcin Mroziuk

Magia filozofią podszyta
— Marcin Mroziuk

Sekrety smoczego serca
— Marcin Mroziuk

Brak mocy
— Marcin Mroziuk

Z przetrąconym kręgosłupem
— Eryk Remiezowicz

Apokalipsa bez klucza
— Artur Chruściel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.