Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Nagroda im. Janusza A. Zajdla 2011›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNagroda im. Janusza A. Zajdla 2011
Data wydaniasierpień 2011
Wydawca ZSFP
ISBN978-83-921256-7-9
Format416s. 125×185mm;
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Entliczek-pentliczek, zajdlowy tomiczek

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 »

Sławomir Graczyk, Aleksandra Graczyk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Entliczek-pentliczek, zajdlowy tomiczek

Wit Szostak
‹Chochoły›

WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułChochoły
Data wydania8 września 2010
Autor
Wydawca Lampa i Iskra Boża
CyklTrylogia krakowska
ISBN978-83-89603-83-8
Format440s. oprawa twarda
Cena39,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Ola: Stefan Darda „Czarny Wygon”. No, Stephen King to on nie jest i jeszcze długo nie… Jakoś mnie styl zirytował, dałam sobie spokój.
Agnieszka: Na mnie styl Stefana Dardy sprawia wrażenie… jak by to powiedzieć… bezosobowego, wypranego z wszelkich uczuć. Nie patrzymy oczami bohatera (i nie mówię tu bynajmniej o narracji pierwszoosobowej), lecz przez cały czas z zewnątrz. To może niektórym czytelnikom utrudnić wczucie się w fabułę.
Sławek: Chyba lepszy był „Dom na Wyrębach”, choć tamto też raczej do arcydzieł polskiego horroru się nie zaliczy. Co mi w „Czarnym Wygonie” nie pasowało, to niektóre detale. Jako całość ujdzie, jeśli ktoś lubi teksty z gatunku horror, thriller etc. ale zachwytu to chyba nie wzbudzi. Na przykład, nie umieściłbym akcji w Guciowie. Koszmar z Guciowa – no wybaczcie, ale kojarzy mi się z Kogutkowem Górnym z któregoś „Tytusa, Romka i A’Tomka”. Nie brzmi dobrze. Nawet jeśli autorowi bliskimi są ta miejscowość i okolica. Przysłużyłoby się mu też skrócenie dwuksięgu do jednej trochę grubszej książki – pierwsza część dylogii była nieco lepsza. Po drugie, autor przedstawiający jakąś informację o dacie urodzenia głównego bohatera i sugerujący w treści bezpośrednie powiązanie jej z czasem tajemniczych wydarzeń z przeszłości wsi, w której dzieje się większość akcji utworu, powinien to w tekście dokładniej wyjaśnić.
Agnieszka: Stefanowi Dardzie chyba krzywdę zrobiło nachalne reklamowanie (patrz sławetny konkurs na Falkonie’2010). Teraz wszyscy spodziewają się po jego książkach nie wiadomo jakich fajerwerków.
Ola: Uczciwie próbowałam przeczytać „Króla Bólu i pasikonika” Dukaja i mogę powiedzieć to samo, co moja mama o Chaplinie i Picassie: ona się zgadza, że to jest wielka sztuka, ale ona nie chce tego oglądać. Ciężkie, przykre…
Sławek: Ja bym to ujął inaczej – za scenerię, koncepcję i opis przyszłych możliwych zmian ekonomiczno-społecznych naszego globu ten tekst na Zajdla z pewnością zasłużył. Ale za dokończenie utworu i rozwiązanie akcji – o, to już zdecydowanie nie.
Agnieszka: Na podstawie fragmentu w tomiku mogę tylko powiedzieć, że podziwiam rozmach wizji. Pies, który zakwitł w ogrodzie, to opis kompletnie odjechany i zarazem piękny, obrazowo napisany. Niestety, potem tekst rozmywa się w kompletnie niezrozumiałym dialogu – ja wiem, że ten autor lubi wrzucać czytelnika na głęboką wodę, ale nie musi mi się to podobać.
Ola: Za to „Piołunnik” – opowiadanie o Czarnobylu i jego efektach było naprawdę niezłe.
Sławek: Szkoda tylko, że niezłe to ono było w zakresie wyjściowego pomysłu, naprawdę fajnego. Niestety rozwinięcie i zakończenie już znacznie gorsze – a w opowiadaniu dobre zakończenie to dużo. Sprawiało to wrażenie, że autorowi wpadło coś ciekawego do głowy, ale dobrze kończyć tekstu mu się najwyraźniej nie chciało. Ten zarzut można zresztą postawić prawie wszystkim opowiadaniom nominowanym w tym roku do Nagrody Zajdla.

Szczepan Twardoch
‹Wieczny Grunwald›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWieczny Grunwald
Data wydania15 lipca 2010
Autor
Wydawca Narodowe Centrum Kultury
ISBN978-83-6158-729-3
Formatoprawa twarda
Cena23,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Agnieszka: Mnie się szalenie podobało to opowiadanie tak mniej więcej do trzech czwartych: wizja pojawiania się zmarłych z różnych epok była bardzo malownicza. Potem różne rzeczy trochę gryzły: na przykład czemu pojawia się tylko jeden tur, a nie wszystkie zabite kiedykolwiek zwierzęta? Scena walki o urząd pocztowy była nieco zbyt rozbudowana jak na proporcje opowiadania, szczerze mówiąc wolałabym rozwinięcie innych wątków, na przykład powracających członków rodziny albo postaci z bardziej odległych epok historycznych. No i zakończenie – Sławek ma rację, że wydaje się pospieszne, ja bym jeszcze dodała, że niejasne. Wyglądało na to, że bohater cofa się w czasie do jakiegoś prapoczątku Słowian, ale nie pasuje mi do tego krwawa ofiara wisząca na drzewie. No i takie chwyty literackie jak „Wypowiada jedno słowo” (bez najmniejszych sugestii, co to za słowo mogłoby być) uważam za poniżej pasa.
Ola: Wit Szostak „Chochoły”. Ehm…. no trochę nudne… Ale bardzo dobre literacko… Serio serio. [po cichu]: Ile, do jasnej cholery, można Wigilię z trzema rodzajami ryb opisywać?!!! Utwór ma ponad czterysta stron. Wymiękłam po setnej.
Sławek: I tak gratuluję samozaparcia. Ja doczytałem do końca jedynie z poczucia obowiązku. O powieści Wita mogę tylko powiedzieć, że jeśli ktoś: 1) BARDZO lubi: zasiąść wygodnie w fotelu i zagłębić się w uważnej lekturze, smakować tekst i napawać się konstrukcją czy brzmieniem poszczególnych fraz lub akapitów, wczytywać się w kwieciste opisy miejsc etc., to śmiało można komuś takiemu „Chochoły” polecić. Ja się wynudziłem. Sto parędziesiąt stron opisu niuansów wigilijnego stołu w dużej rodzinie dało mi popalić. Gdzieś około strony 340 wyłapałem jakieś przesłanki, że może po tym przydługaśnym wstępie zacznie się jakaś akcja. No owszem, coś się zadziało – nie za wiele – i już. A zaklasyfikowanie do fantastyki powieść uzyskała może dzięki zamieszczonemu na tylnej okładce komentarzowi Jacka Dukaja na temat wizji innego Krakowa. No fakt, wizja była. Szkoda jedynie, że opisowi tej wizji i rozwinięciu jej w akcję autor poświęcił niespełna 20% tekstu, a pozostała część czytelnik dostał w formie długich opisów wigilijnych przygotowań i skomplikowanych relacji rodzinnych. Dodatkowo książka ma niewiele dialogów, a treści opisowej bardzo dużo, więc w połączeniu z całkowitym według mnie brakiem akcji daje to bardzo mało atrakcyjną lekturę, chyba że… – patrz punkt 1. Literacko jest bardzo dobrze napisana – autor naprawdę wie, jak to się robi – ale w przypadku tej powieści powiedziałbym raczej, że Wit Szostak nie tyle napisał książkę, co uprawiał literaturę. Niestety.
Agnieszka: Sądząc po zamieszczonym w tomiku fragmencie, przez który ledwie przebrnęłam, przyznaję wam rację.
Ola: Szczepan Twardoch „Wieczny Grunwald”. Aantropowie składali swoje siemię bezpośrednio do łon wielkich samic aantropicznych, ich orgazmy były orgazmami obowiązku wobec Krwi, ale my, knechci, posiadaliśmy szczątkowe libido, i to dla nas w lebensbornach pracowały również robotnice erotyczne, które zasłużeni knechci mogli kopulować, a które nasze siemię przenosiły do łon małych matek. Po 50 kartkach dałam sobie spokój. Męcząca stylizacja językowa… Tu „Plemnik króla wniknął w komórkę jajową mojej matki”, tam Sylwia Plath… nie!

Marek S. Huberath
‹Vatran Auraio›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułVatran Auraio
Data wydania10 lutego 2011
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-0804-569-5
Format500s. 123×197mm
Cena44,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Agnieszka: E tam, zacytowany fragment jest jeszcze całkiem znośny, co powiecie na to: I ona owa poszła jest, ciem kaźń kaliżdą jiściła jest krom mieszkania. Czy wiedziała, co oznacza ten rozkaz, który spełniła tak naturalnie i ochoczo? Tak, to są dwa sąsiadujące zdania tego samego narratora. Jasne, że autor pisał tak w jakimś celu, ale ja jako czytelnik mam wrażenie kakofonii.
Sławek: Oj, tak. Tfu, oj NIEEEE!!! Przydługie to było i – co tu dużo mówić – zwyczajnie nudne. Znowu książka złożona z samej narracji, dialogów jak na lekarstwo. Bo ja lubię, gdy dialogów w powieści autor nie unika, jednak nie twierdzę, że mała ich ilość czyni daną książkę mniej atrakcyjną w czytaniu, bo wiele razy ciężko było mi się oderwać od danego tekstu, mimo że dialogów było w nim jak na lekarstwo. Niestety nie miałem takich doznań przy lekturze powieści Szczepana Twardocha. Narracja się snuje i nie wiadomo dokąd, bo cały tekst to zakrojona na szeroką skalę wizja wiecznego konfliktu dwóch narodów, umierania, alternatywnych rzeczywistości w czasie i przestrzeni – opowiedziana przez królewskiego bękarta. Tzn. to jest tzw. postać główna, wyjściowa, reszta wizji doświadczana jest oczami i zmysłami różnych postaci. Niestety to doświadczanie opisane jest wyłącznie krótkimi akapitami, jakby wstawkami do treści zasadniczej. A ta jest jedynie gorzką refleksją o umieraniu, o złej części natury ludzkiej, o bagnie polsko-niemieckim. I całość ma formę wyjątkowo ciężkostrawnej mamałygi. Nie polecam, bo autor snuł te refleksje przez – na szczęście – tylko około 260 stron, a miałem wrażenie, że mógłby tak jeszcze drugie tyle, a i tak nic by z tego nie wynikało. Może i wizję miał, ale gdyby w takiej postaci zaniósł tę wizję do wydawcy debiutant, to po przeczytaniu kilkunastu stron selekcjoner mógłby dać sobie spokój z dalszą lekturą.
Agnieszka: Wizja i język interesujące, ale jak dla mnie znośne tylko w małej dawce, a i to pod warunkiem, że nie ma tam takich przeskoków stylistycznych, jaki powyżej cytowałam. Twardoch zanadto się nurza we własnej pomysłowości, w dodatku te fragmenty, które czytałam, nie prezentują w ogóle jednostkowego bohatera – ponoć jakiś tam jest, ale przy takim totalnym odczłowieczeniu, jakie prezentuje tekst, nie wiem, czy w ogóle da się mu kibicować.
Sławek: No bardzo trafnie sprecyzowałaś to, co mi trudno było dokładnie nazwać słowami. Bo tam jest za dużo tego nurzania się w refleksjach na tematy życia, śmierci, umierania, wiecznej wojny polsko-niemieckiej etc., przez co Paszko jako taki rozmywa się w tych wynurzeniach. Poza tym autor chyba przedobrzył z tą formułą wszechPaszka, który w gruncie rzeczy nie przeżywa po kolei tych swoich bytów kończących się zejściem. Bardziej mi to wygląda na dzianie się wszystkiego w jakimś węźle czasoprzestrzennym – takim swoistym punkcie czasoprzestrzennym (możemy go nazwać silnią, a może iloczynem kartezjańskim możliwych wariantów alternatywnych bytów – porównania matematyczne jakoś same się tu nasuwają), gdzie jednoczą się w czasie i miejscu wszelkie możliwe warianty życia Paszka. W takim ujęciu to ta książka to taka plątanina życia i umierania, toteż chwała autorowi, że zakończył to po dwustu kilkudziesięciu stronach, a nie np. po pięciuset.
« 1 2 3 »

Komentarze

« 1 2 3 4
23 XI 2011   21:41:59

"Gdyby było inaczej, co byśmy zrobili z przypadkami, gdy ten sam utwór czytany po latach podoba nam się, choć wcześniej nas odrzucił, albo nie podoba się, choć byliśmy za młodu zachwyceni. To przecież częste przypadki. A sam utwór się w tym czasie nie zmienił."

Dla jasności wklejam moje zdanie z dawniejszego postu na dowód, że nie chodziło mi o upływ epok.

Poza tym zgoda.

23 XI 2011   23:47:22

No - jak zwykle, pewnie chodzi nam w jednej rozmowie o kilka różnych spraw.

a) podobanie się, wraz z tego zjawiska "dorośleniem" i ogólnie zmienianiem się wraz z upływem czasu "osobistego" nie jest miernikiem geniuszu
b) bo o nim można by orzekać w jakimś uniwersalnym trybie, sponad indyw. gustów i ich przemian z wiekiem
c) zmienność osądów o genialności dzieła raz, a innym razem brak takich osądów nie kwalifikuje / dyskwalifikuje dzieła jako genialnego 9choć, w sumie, powinien to być dość dobry sposób);
d) nowatorstwo to jeszcze nie geniusz sam w sobie (sprawa jasna); autorzy, którzy tak sądzą, raczej się mylą; to że po jakimś czasie ktoś stwierdzi, że ich nowatorstwo jest genialne, nie wyznacza jeszcze pewności orzekania o genialności (por. C.) - tak by wychodziło.

24 XI 2011   11:27:18

Przypominam, że ja nie mówiłem nic o geniuszu. Użyłem tego słowa przy Bachu w odpowiedzi na Twój przykład. Mimo wszystkich zalet Twardocha ani Dukaja, od których zaczęliśmy, nie nazwałbym geniuszami.

24 XI 2011   11:42:59

O.
A można spytać dlaczego?

Tzn. nie "ojo, jak to nie geniusze, przecież piszą tak fajosko" tylko wedle jakich kryteriów i czy wedle tych kryteriów ktoś inny (w miejsce przykładowo Dukaja czy Twardocha) akurat by się kwalifikował, hm?

24 XI 2011   15:51:58

Nie wiem, to pytanie do kogoś mądrzejszego ode mnie. Ja chyba żadnych kryteriów "geniuszostwa" nie podałem. Wystrzegam się jak ognia używania wielkich słów typu "geniusz" albo "osąd historii". Tego nie osądza się jednoosobowo i nazajutrz. W takiej rozmowie od razu rzucam broń i poddaję się.

24 XI 2011   22:26:03

nie, no, jasna sprawa.
Po prostu skusiło mnie Twoje wyznanie, że "Mimo wszystkich zalet Twardocha ani Dukaja, od których zaczęliśmy, nie nazwałbym geniuszami." - znaczitsja, czymś się kierujesz. W indywidualnej, rzecz jasna, kwalifikaCJI.
Tylko tegom był ciekaw.

pozdrawiam

25 XI 2011   11:09:09

No właśnie kieruję się tym, o czym napisałem powyżej, czyli niechęcią do wielkich słów i niewiarą w siebie jako w wyrocznię. Czytam Twardocha i jestem sobie zadowolony sam dla siebie. Milczę. Nie potrzebuję tego uzewnętrzniać. Dopiero gdy czytam wydziwiania na jego temat, które są nonsensowne, odzywam się. Ale nie roszczę sobie pretensji do ocen Twardocha. Roszczę sobie pretensje do oceniania recenzentów, którzy przyjmują postawy biblijne, tzn. nie wiedzą, co czynią. Bóg im przebaczy, więc ja już nie muszę.

Także pozdrawiam i dziękuję za rozmowę.

25 XI 2011   17:58:41

I tu 100% poparcia.
W istocie, Autorzy komentowanego artykułu zbyt lekce sobie traktują swoje zadanie.
Napisać coś w rodzaju "że coś mi się jakoś coś nie tego, ech, ech" i ładować to w sieć jako choćby opis [do] książki - to nieładnie.

« 1 2 3 4

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zanikanie, czyli rzecz o „Cudzych słowach”
— Mieszko B. Wandowicz

Kaplica w Berezie
— Sebastian Chosiński

O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz

Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek

O sześćdziesiąt dni za długo
— Beatrycze Nowicka

Wracać wciąż do domu
— Beatrycze Nowicka

Jądro szarości
— Sławomir Grabowski

Krótko o książkach: Opcja polska
— Miłosz Cybowski

Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj

Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.